F o u r t e e n

Leżę na jednoosobowym łóżku z pościelą z Barbie. Wpatruję się w ekran komórki, gdzie gram w grę, a w tle słyszę kolejne sprzeczki Jasmine z Calumem dotyczące tego, która przekąska jest lepsza - budyń czy kisiel? Przyzwyczaiłem się do ich głośnych kłótni o głupoty, więc nawet nie przejmuję się ich podniesionymi tonami głosów, ponieważ za kilka minut zapomną o tym konflikcie i będą zachowywać się, jak gdyby nic.

Przesiadujemy w niewielkim pokoju, należącym do Rodriguez. Dziewczyna wynajmuje mieszkanie wraz z dwoma współlokatorkami. Jej przypadło najmniejsze pomieszczenie, chociaż wystarczająco wielkie, abyśmy zmieścili się w nim we trójkę. Och, bywały czasy, gdzie przebywało tutaj nawet dziesięć osób i nikt nie narzekał. Wszystko zależy od nastawienia.

Pokoik został pomalowany w kolorach bieli, a podłoga wyłożona jasnymi panelami. Meble są w kolorze drewna sosnowego. Znajduje się tutaj łóżko, niewielka szafa oraz biurko. Calum siedzi na parapecie, a Jasmine na krzesełku przy blacie biurka. Blondynka regularnie tutaj ściera kurze oraz odkurza, jednak wnętrza jej szafek panuje rozgardiasz.

Znudzony wykonuję kolejne polecenia w grze, słuchając konfliktu przyjaciół, jednak nagle dostaję wiadomość. Klikam w powiadomienie, przechodząc do komunikatora.

lukehemmings: Hej

lukehemmings: Ashton zaprasza ciebie, Caluma i Jasmine jutro do bractwa na posiadówkę

lukehemmings: Więc?

- Macie ochotę na posiadówkę u Ashtona Irwina? - przerywam przyjaciołom, kiedy odczytuję wiadomości.

Będąc szczerym? Nie spodziewałem się tego. Nie wymieniłem z Luke'iem wielu wiadomości. Nasz kontakt ogranicza się do rozmów twarzą w twarz, co ma swoją magię, chociaż kilkukrotnie korciło mnie, aby napisać do niego i pociągnąć rozmowę. Ot tak. Poznać go lepiej, dowiedzieć się kilku nieistotnych albo istotnych faktów. Jednak gdy chciałem cokolwiek zacząć, traciłem całą pewność siebie i odwagę, więc usuwałem treść wiadomości oraz wychodziłem z aplikacji, wybijając sobie ten pomysł z głowy.

- Ashton Irwin? - pyta Calum, marszcząc brwi. Chłopak zaciąga rękawy zielonej bluzy, która dobrze prezentuje się z ciemnymi spodniami z dziurami na kolanach. - Czy kiedykolwiek z nim rozmawialiśmy? - zastanawia się.

- Kojarzy naszą trójkę, a ja znam się z Luke'iem, więc... - wzruszam ramionami, mając włączoną klawiaturę w komórce, ale trzymając palce w powietrzu.

- Czym właściwie jesteście z Luke'iem? - pyta Jasmine, opierając głowę o dłoń. Włosy trzyma w turbanie z ręcznika, aby osuszyć świeżo umyte kosmyki. Ubrana jest w spodnie dresowe oraz bluzę z kapturem.

- Chyba chcemy być kolegami czy coś - oznajmiam, chociaż sam nie jestem pewien odpowiedzi. Nie zastanawiałem się, co pragniemy stworzyć. W tej relacji wszystko dzieje się zgodnie z wolą nieba. Posuwamy się do przodu, jednak nie zagłębiamy się w konkretne ramy. Żyjemy po swojemu. Łamiemy wszystkie zasady po kolei, wiele grzeszymy, (nie) żałujemy i całujemy się, rozmawiając potem o problemach, które na siebie ściągamy. Nie potrafimy rozplątać supła, stworzonego przez naszą dwójkę. Podejmiemy wiele prób i błędów, zanim dotrzemy do prostego sznurka.

- Liczyłam na coś więcej - marudzi dziewczyna, wykrzywiając twarz w grymasie. Wydaje się być zawiedziona odpowiedzią.

- Okej, co mam odpisać? - odbiegam od tematu, chcąc uniknąć niekomfortowych rozmów. Nie umiałbym odpowiedzieć na ich pytania, ponieważ sam w głowie posiadam pustkę. Niczego nie wiem. Stoję w pustym pomieszczeniu bez drzwi ani okien. Wokół jedynie znaki zapytania, które się dwoją i troją, pozostając bez rozwiązania.

- Nic nie szkodzi, aby tam zawitać - Calum wzrusza ramionami, opierając się plecami o szybę w oknie.

michaelclifford: wpadniemy

Serce zabiło mocniej, kiedy wystukałem oraz wysłałem wiadomość. Pozostaję na rozmowie, obserwując dymki. Stresuję się;ponownie. Nasza relacja opiera się na rozdwojonych nerwach, zapijaniu smutków oraz pieszczenia siebie, żeby uciec od kłopotów, chociaż wszystko stanowi błędne koło, z którego nie potrafimy wybrnąć.

Nie czekam długo, aż Luke wyświetli oraz odpisze.

lukehemmings: Zawsze piszesz z małych liter?

michaelclifford: wygląda to estetycznie dla moich oczu

lukehemmings: Hahaha okej

lukehemmings: Do jutra!

~*~

- Ja pukam, ty mówisz - odzywa się Calum, kiedy stoimy przed drzwiami bractwa. Za plecami naszej trójki rozciąga się zachód słońca. Temperatura sięga dwudziestu stopni, więc założyłem jeansową kurtkę na ramiona, którą połączyłem z czarnymi jeansami oraz koszulkę z nadrukiem rockowego zespołu, wyglądająca na spraną i pochodząca z przełomu lat osiemdziesiątych oraz dziewięćdziesiątych. W lewej dłoni trzymamy zgrzewkę piwa. Przekładam ciężar z jednej nogi na drugą w oczekiwaniu. W żołądku odczuwam dobrze znany uścisk, promieniujący na klatkę piersiową.

- Jak zawsze - przewracam oczami, kiedy brunet przykłada pięść do drewnianej płyty, zza której słychać kilka głosów oraz cichą muzykę. Okolica świeci pustkami, bo jest czwartek, więc większość ludzi nie bawi się w środku tygodnia. Co najwyżej spotykają się na dwa lub trzy piwa i pizzę, żeby razem spędzić czas w dobrej atmosferze.

Nie czekamy długo, aż gospodarz otworzy nam wejście. Ashton staje w progu, uśmiechając się szeroko:

- Cześć!

W pierwszej kolejności wita się z Jasmine, następnie Calumem, a na końcu ze mną. Podajemy sobie uścisk dłoni. Przekazuję niewielki prezent, za który chłopak dziękuje i klepie mnie po plecach. Przechodzimy do największego pomieszczenia w budynku. Przypomina ono obszerny salon. Znajdują się tutaj dwie kanapy i fotele, szeroki stolik, telewizor oraz głośniki. Blat jest zastawiony butelkami z piwem oraz miskami z chipsami. Znajduje się tutaj około dziesięciu osób. Wszyscy są mężczyznami, więc Jasmine pozostaje jedyną płcią piękną w towarzystwie, co nigdy jej nie przeszkadza. Dziewczyna nie odbiega od „męskich" tematów. Jej wiedza jest wszechstronna oraz rozłożona na wielu płaszczyznach.

Nie będę nikogo oszukiwał, ale mój wzrok w pierwszej kolejności pada na Luke'a. Ubrany w bluzę o kolorze intensywnie czerwonym z symbolem bractwa, która wydaje się dla niego przykrótka oraz ciemne dresy z marki adidas. Zajmuje miejsce na kanapie w półleżącej pozycji. Jego śmiech rozchodzi się po salonie, kiedy jeden z chłopaków opowiada historię. Uśmiecha się szeroko, ukazując rządek zębów. Odczuwam zachwyt, gdy patrzę na przystojną twarz. Jestem oczarowany jego urodą;nie zamierzam się z tym kryć. Luke Hemmings zmiękcza kolana pań i panów, kiedy tylko posyła ogromny uśmiech. Ulegam, chociaż niekoniecznie tego pragnę. Obezwładnia mnie swoim wyglądem. Mam słabość do ludzi, przypominających rzeźby spod rąk największych artystów. Uwielbiam to, jak wygląda. Mogę stanowić płasko myślącego, jednak tak wygląda prawda. Omamił mnie swoim wyglądem zewnętrznym. Nie zagłębiłem się w jego serce, duszę. Boję się, że ujrzę tam coś, co zniszczy obrazek idealnego chłopca. Pęknie zwierciadło.

- Hejka - wita się Jasmine, wchodząc z gracją do pokoju. Większość spojrzeń pada na nią, więc uśmiecha się perliście, siadając na podłokietniku fotela, który zajął Calum. Zarzuca jasnymi kosmykami na plecy. Przyjmuje jedno piwo. Zdobywa uwagę wszystkich par ocząt, błyszcząc się niczym gwiazda. Przepełnia ją pewnością siebie, chociaż jest ubrana w wielką bluzę (zapewne podkradzioną z mojej lub Hooda szafy) i ciemne legginsy, a na twarzy znajduje się niewielka warstwa makijażu. Lubi być w centrum uwagi i nie kryje się z tym.

Jednak błękitne oczęta przypominające wody oceanu spokojnego, nie patrzą w jej kierunku. Kierują się w przeciwną stronę oraz płeć. Wzrok Luke'a Hemmingsa bezwstydnie lustruje moją sylwetkę, kiedy wymieniam z Ashtonem kilka słów i przyjmuję od niego chłodne piwo z lodówki. Nie muszę patrzeć na niego, żeby to wiedzieć. Czuję to na całym ciele. Płonę od jego spojrzenia. Nie kryje się z nim. Próbuję wyprzeć z siebie nieśmiałość, która atakuje znienacka. Zaciekle rozmawiam z Irwinem o mało istotnym temacie, bojąc się spojrzeć we wnętrze wód, które zaprowadziłby mnie do duszy, a jej odcień wydawałby się bezbarwny w porównaniu do intensywnego błękitu tęczówek.

Czy jestem tchórzem? Nie wykluczam. Nigdy nie stworzyłem z nikim głębokiej relacji. Pozostawały one powierzchowne. Opierały się na kontakcie fizycznym. Dlatego odczuwam niepokój, kiedy Luke pyta o wszelkie uczucia czy przemyślenia. Nie potrafię o nich mówić. Jestem zamknięty w sobie. Wszystko przeżywam wewnątrz siebie, nie dopuszczając nikogo. I nagle pojawia się Luke Hemmings, który jest nadzwyczajnie ciekawy oraz otwarty na uczucia.

Zbieram się na odwagę, żeby obrócić głowę oraz złapać kontakt wzrokowy z chłopakiem. Siadam na wolnym miejscu na kanapie, które znajduje się daleko od niego. Szczęście czy nieszczęście? Uśmiecham się przyjaźnie, a on to odwzajemnia. Serce przyspiesza rytm, więc upijam piwo z butelki, chcąc zagłuszyć głos duszy, chociaż w płucach przez moment brakuje powietrza. Mam na ramionach niewidzialny ciężar, spowalniający ruchy. Nie tylko fizyczne, ale również myślowe. Pracuję na niższych obrotach, przyswajając mniej informacji. Coś ciąży na ciele, ale nie potrafię tego zidentyfikować. Nietypowe oraz niezrozumiałe uczucie. Wyzierające od środka. Chciałbym dostać się do jego wnętrza, ale posiada grubą skorupę i ani uszczerbku na pancerzu.

Pół wieczoru spędzam jedynie w połowie obecny. Powracam do nieustających myśli, które nie dają chwili oddechu. Nie mogę ich zagłuszyć chmielowym napojem ani głośnymi rozmowami wymieszanymi z muzyką. Nie potrafię zorientować się w połowie tematów, więc głupio się uśmiecham. Moi przyjaciele bawią się świetnie, dlatego mając dobre serce, nie zawracam im głów swoim melancholijnym nastrojem i okłamuję wszystkich, że muszę się przewietrzyć, ponieważ piwo zbyt mocno weszło na głowę.

Wychodzę na tył budynku, siadając na trawie. Słońce zaszło, jednak dalej jest jasno. Siedzę z alkoholem ciążącym w dłoni, wpatrując się przed siebie. Nogi podkurczam. Oddycham świeżym powietrzem, odcinając się od natrętnych rozterek. Skupiam się na wdechach oraz wydechach. Co jakiś czas upijam piwo, które wydaje się przybywać a nie ubywać.

Odpoczywam od siebie samego. Wyrzucam wszelkie myśli na bok. Słyszę głośne rozmowy, cichą muzykę oraz warkoty silników z oddalonych ulic. Otula mnie ciepło Kalifornijskiego klimatu, powiew wiatru i wilgoć w powietrzu od kilkudniowego deszczu. Zapewne żyję życiem, które dla innych może wydawać się wyżynami marzeń, ale brak umiejętności zrozumienia siebie skutecznie blokuje zaznanie szczęścia. Nie umiem wyczytać tego, czego naprawdę pragnę. Wiele głosów podpowiada, co powinienem, a czego nie, więc zagłuszają ten najcichszy i najważniejszy, który mógłby mnie poprowadzić odpowiednią ścieżką, mocno ściskając za dłoń.

- Wszystko okej? - spokojny głos Luke'a rozbrzmiewa w eterze. Nie odwracam głowy w jego strony, jedynie cicho wypuszczam powietrze z płuc. On rozpoczął wszystkie moje przemyślenia. Właściwie okrążają go, niczym planety słońce. Świeci najjaśniej ze wszystkich gwiazd.

- To nie mój dzień na piwo - kolejne kłamstwo opuszcza usta, które mocno zaciskam. Bawię się szkłem w palcach, uparcie nie patrząc w stronę chłopaka. On nie poddaje się, bo zajmuje miejsce na trawie po prawej stronie.

- Gnębi cię coś - twierdzi bez ogródek, a mnie wręcz kręci w środku. Stanowię dla niego otwartą księgę, chociaż sam nie potrafię siebie rozczytać.

- To nieistotne - próbuję uciąć temat dosyć suchym tonem.

- Czy to przeze mnie?

- Mówiłem, że to nieważne.

Wtedy zapada cisza. Przesiąka przez nią niezręczność. Upijam piwo, które nie smakuje tak dobrze, jak na początku. Ze względu na brak gazu pozostawia cierpki posmak, a on powoduje grymas na twarzy.

- Dlaczego za mną poszedłeś? - zadaję pytanie po dłuższej chwili, dalej nie patrząc w jego kierunku. Brakuje mi odwagi. Albo boję się, że wyczyta z mojej twarzy największe lęki.

- Bo chciałem.

- Co chciałeś? Całować się? Uprawiać seks?

- Nie, chociaż to przyjemne

- Więc? - drążę, będąc zaciekawionym oraz zmieszanym. Skutecznie wybija mnie z tropu i powtarza to dosyć często.

- Trochę się zmartwiłem, bo zawsze rozmawiasz albo przynajmniej się starasz, a siedziałeś cicho i nagle wyszedłeś - odpowiada, utrzymując spokojny a zarazem poważny ton głosu. Zamieram.

- Martwiłeś się? - dopytuję cichym głosem. Słowa ledwo przechodzą przez gardło. Ciężko to pojąć. Odbijają się echem w głowie, powodując coraz większy mętlik.

- Czy to dziwne?

- Cała nasza znajomość jest dziwna - wzdycham, nie wiedząc, co powiedzieć. Zaskoczył mnie! Chociaż to chyba mało powiedziane, bo czuję się, jakby ktoś sprzedał mi mocne uderzenie w brzuch. Albo wrzucił niespodziewane do lodowatej wody. Szok obejmuje całe ciało.

- Prawda.

Rzadko zdarza się, aby ktoś poza bliskimi zamartwiał się mną. Pewnego czasu nawet własna matka nie interesowała się moim życiem ani tragedią, jaką przechodziłem. Ja troszczę się o każdego z otoczenia, ale troska innych o mnie wydaje się surrealistyczna. Zawsze liczę wyłącznie sam na siebie. Jedynie w ekstremalnych sytuacjach zwracam się do przyjaciół o pomoc. Kiedy nie widzę wyjścia albo jestem niedaleki załamania. Dlatego ciężko pojąć, dlaczego Luke Hemmings poszedł za mną, chociaż znamy się półtora miesiąca i stanowimy jedynie znajomych z niespotykaną historią.

- Ashton lubi cię - przerywa ciszę. Sączy piwo, które jest kolejnym z kolei. Ja męczę się z jednym od godziny.

- Gadaliśmy raz w życiu - marszczę brwi, patrząc na swój alkoholowy napój. Jestem cykorem, nie unosząc wzroku na chłopaka, ale boję się, że upadnę.

- Mówi, że posiadasz przyjazną aurę i uśmiech, coś takiego - tłumaczy, bawiąc się butelką w dłoniach. - A przynajmniej tyle zrozumiałem z jego psychologicznej gadki, która przypomina dla mnie ciąg niezrozumiałych słów.

- Nie wiedziałem, że studiuje psychologię - przyznaję.

- Czasami jest to dobre, bo zawsze wie, co poradzić na większość sytuacji, a potem masz wrażenie, że zna ciebie lepiej niż ty sam i to przeraża - twierdzi. Kątem oka patrzę na jego lewy profil, który skąpany jest w skromnym świetle. Podkreśla linię żuchwy, kości jarzmowej oraz błysk tęczówek.

- Długo się znacie?

- Około czterech lat - odpowiada. - Poznaliśmy się w kozie - dodaje ze śmiechem, więc również parskam pod nosem.

- Co przeskrobałeś?

- Zapaliłem pierwszego i ostatniego papierosa w życiu - uśmiecha się lekko na wspomnienia.

- Wszystkie moje kozy sprowadzały się do palenia na terenie szkoły - oznajmiam, ponownie upijając chmielowy napój. Biorę wielki łyk, chcąc wreszcie skończyć piwo. - Całe liceum paliłem.

- Rzuciłeś?

- Nigdy mi nie smakowały, więc łatwo było przestać.

- Ale jointa nie odmówisz, prawda?

- Grzechem byłoby odmówić blanta, a w szczególności darmowego - próbuję żartować, co wychodzi poprawnie, ponieważ w odpowiedzi słyszę melodyjny chichot.

Niepewnie przekręcam głowę w jego stronę, zbierając się na odwagę. Oglądam lewy profil, jednak nie trwa to długo, bo Luke również odwraca twarz. Łapiemy kontakt wzrokowy. Patrzymy na siebie i uśmiechamy się lekko. Myślę o jego miodowych ustach, które całowały moje, będąc słodkie oraz pikantne zarazem. Jest czekoladą, która w ustach okazywała się posiadać dodatek ostrych aromatów. Mieszają się w nim skrajności, sprawiając, że jest wyjątkowy; jedyny w swoim rodzaju. Stanowi biel i czerń, ogień i wodę, niebo i piekło.

- Nie licz, że będę cię całował - wypalam, kiedy wspominam nasze zbliżenia, które budziły prawdziwe podniecenie oraz pożądanie. Nakręcił mnie na niegrzeczne rzeczy, jak nikt inny od bardzo długiego czasu. Wszystkie moje próby masturbacji umyły się, kiedy tylko zetknęliśmy nasze ciała w rzeczywistości. Nie ukrywam, chciałbym go nieustannie całować, nawet z wiedzą, że to nieodpowiednie. Wyłącznie dla fizycznej przyjemności. Nic więcej.

- Głodnemu chleb na myśli - uśmiecha się głupio. Włosy opadają mu na czoło, dodając chłopięcego uroku.

- Głodny głodnemu wypomina - puszczam mu oczko, a kąciki ust unoszą się wyżej, powodując uścisk żołądka. Oczarowuje mnie niczym magik swoją różdżką.

- Wracamy? - wskazuje na tylne drzwi domu, skąd słychać głośne głosy naszych znajomych.

- Idź, zaraz przyjdę - informuję, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Muszę jeszcze chwilkę pobyć sam, oczyścić umysł, aby wrócić do ludzi z odpowiednią maską, bo nie posiadam sumienia, żeby stąd wyjść bez przyjaciół. Jestem lojalny do końca.

- Okej, będę czekał - podnosi się z trawy, znikając w budynku. - Swoją drogą, pamiętam tę koszulkę! - dodaje, wskazując na materiał, który otula moje ciało. Uśmiecham się pod nosem, przypominając sobie naszą rozmowę. Robi mi się ciepło na sercu, że pamięta takie szczegóły.

Odprowadzam go wzrokiem, aby nacieszyć się jego obrazem na osobności, gdzie bez skrupułów mogę na niego patrzeć. W towarzystwie wyszłoby to, co najmniej dwuznacznie, a tego nie chcę.

Pragnę wyłącznie jego fizyczności. Każda moja „romantyczna" relacja opierała się w większości na cielesności. Gdy w grę wchodziły uczucia z drugiej strony, wycofywałem się. Nie potrafię się otworzyć, zaufać, ani zakochać. Albo nie trafiłem na tą jedyną osobę, dla której stracę głowę i serce. Chciałbym przeżyć miłość, nawet jeśli okazałaby się fiaskiem i skończyła po krótkim czasie, jednak nie potrafię podarować komuś klucza do serca. Trzymam go mocno w dłoniach, bojąc się czegokolwiek. Miłość oznacza wiele wyrzeczeń, zobowiązań oraz uczuć. Wszystko jest mi nieznane. Boję się pokochać oraz być kochanym.

Uczucia to abstrakcyjne obrazy, których nie rozumiem.



__________

Pierwszy tysiąc wyświetleń w tej książce, dziękuję wam! I witam wszystkich, którzy tutaj niedawno przybyli, bo widziałam was w powiadomieniach! 

Zostawcie komentarze oraz votes! <3

FajnaSosna xxx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top