E l e v e n
Poprawiam kaptur na głowie, który chroni włosy przed kroplami deszczu. Idę pospiesznym krokiem w stronę najbliższej kawiarni, gdzie samotnie spędzę przerwę na lunch między zajęciami. Niestety, Laura umówiła się na pilne spotkanie ze swoją przyjaciółką, a Calum musi wrócić do swojego mieszkania, gdzie zostawił pracę domową. Zostałem sam na terenie uniwersytetu. Nie jest to pierwszy ani ostatni raz. Nie przeszkadza mi to, chociaż dzisiejszego dnia wyjątkowo mam ochotę na spędzenie czasu z innymi ludźmi.
Pogoda dzisiejszego dnia nie rozpieszcza. Nawet w wiecznie słonecznej Kalifornii zdarzają się deszczowe chmury, chociaż nie jest to częste zjawisko. Czasami brakuje mi wilgotnego powietrza oraz zapachu po deszczu, jednak życie w słońcu ani trochę nie przeszkadza. Nie trzeba się przejmować ogrzewaniem, grubymi swetrami albo zamarzniętymi szybami w aucie, chociaż będąc szczerym, chciałbym przeżyć śnieżne święta Bożego Narodzenia. Muszą posiadać niezwykły klimat, którego w Los Angeles zdecydowanie nie można doświadczyć. Cóż, coś za coś, prawda?
Popycham drzwi od kawiarni, znajdującej się na terenie uniwersytetu. Lubię ją, ponieważ jest tutaj tanio i smacznie. Znajdują się tutaj sami studenci. Jedni uczą się w spokojnym kącie, drudzy żywo rozmawiają w grupce z przyjaciółmi. W powietrzu czuć aromat świeżo parzonej kawy oraz słodkich wyrobów, do których posiadam wielką słabość.
Kawiarnia znajduje się w niewielkim budynku. Jest utrzymana w ciemnych oraz jasnych odcieniach brązu, które ze sobą spójnie komponują. Stoi tutaj kilka stolików z krzesełkami. Są one o różnych rozmiarach, chociaż młodzi ludzie często zmieniają liczbę siedzeń przy jednym blacie, ale nikomu to nie sprawia problemu. Na środku pomieszczenia znajduje się kasa wraz z szklaną wystawą z przekąskami. Obsługuje ją młoda dziewczyna, która tutaj studiuje. Znamy się, ponieważ dosyć często przychodzę tutaj z Laurą albo Calumem. Można powiedzieć, że stanowimy stałych klientów, więc nawet czasami wpadają zniżki na kawę albo słodkości. W lokalu zawsze gra wesoła muzyka, dodająca sielankowego nastroju. Atmosfera tutaj jest bardzo przyjazna, dlatego chyba przyciąga tylu studentów.
- Hejka - witam się z dziewczyną za ladą, ściągając kaptur z głowy. Posyłam jej serdeczny uśmiech, który ona odwzajemnia.
- Hejka, co podać? - odpowiada, stając za kasą.
- Kawę mrożoną - mówię, wyciągając kartę zza etui telefonu.
- Cztery dziewięćdziesiąt dziewięć - wpisuje zamówienie w kasę, a następnie podaje terminal, do którego przystawiam kartę. Dziewczyna oddaje paragon, zabierając się za moje zamówienie.
Czekam na napój, obserwując kawiarnię, której układ znam na pamięć. Wsłuchuję się w piosenkę z głośników. Ręce mam założone na klatce piersiowej, ściskając w dłoni telefon. Nogą wystukuję rytm melodii.
Leniwym wzrokiem lustruję prawe skrzydło lokalu, gdzie...Oczętami dostrzegam Luke'a Hemmingsa przy jednym ze stolików. Chłopak siedzi na krzesełku, mając położoną głowę na dłoni, a rękę opartą o blat. Ubrany jest w dużą koszulkę w odcieniu kości słoniowej oraz jasne jeansy, które opinają jego szczupłe nogi. Na stopach ciążą wysokie Converse. Skupia się on na kartkach, leżących na stoliku. Długopisem pisze po nich, czasami zaglądając w gruby podręcznik, znajdujący się nieopodal.
Serce zabiło szybciej, a dłonie zaczęły się pocić. Odczuwam znajomy stres w żołądku. Krzywię się lekko.
Wspominam sobotnią domówkę. Czas, kiedy byłem upojony alkoholem i niezbyt rozsądkowy, jednak spragniony chwili wolności od myśli, które świdrowały mnie od środka. Popełniliśmy głupotę, chociaż była ona bardzo przyjemna w doznaniu. Zdecydowanie było to seksowne oraz gorące obściskiwanie. Na samo wspomnienie tych parzących i słodkich ust, dreszcze przechodzą przez plecy.
Ciężko być jedynie znajomymi albo wrogami, gdy pod wpływem kilku trunków całujemy się po kątach. Nie żałuję tego, chociaż zdecydowanie powinienem. To jest naprawdę popieprzone. Zwariowane. Chyba niezbyt zdrowe.
Ciągnie mnie do Luke'a Hemmingsa, chociaż to złe. Mam do niego pieprzoną słabość, której nie potrafię pokonać. W szczególności uruchamia się ona pod wpływem używek, bo wtedy staję się łatwiejszy, bezpośredni i przepełniony pewnością siebie. Wiem, że to nieodpowiednie. Godne potępienia. Jednak nie potrafię wyrzucić go teraz z życia. Całkowicie się odciąć. Od pierwszego spotkania na kamerce ruszył coś we mnie. Dotknął kilku stref, których sam dotąd nie znałem. Rozgościł się w głowie, pozostając intruzem. Często o nim myślę. Albo o nas. Cała sprawa mnie przerasta, więc chyba dlatego podejmuję tyle beznadziejnych decyzji. Zapewne niedługo odczuję ich skutki, co zafunduje mi wiele cierpienia oraz bólu. Będę pluł sobie w brodę za moje słabe punkty, których on dotknął.
- Michael, twoje zamówienie - głos kasjerki wyrywa mnie od patrzenia na Luke'a oraz ciężkich myśli. Reflektuję się.
Zabieram zamówienie, dziękując i uśmiechając się sztucznie.
Rozglądam się za wolnym stolikiem, przy którym mógłbym spędzić najbliższe kilkadziesiąt minut. I oczywiście wszystkie są zajęte, a przy żadnym nie dostrzegam swoich znajomych.
Spoglądam za szyby, gdzie deszcz nasilił się. Leje jak z cebra. Wszyscy chowają się w budynkach, aby tylko uniknąć ulewy. Na dodatek jestem ubrany jedynie w cienką kurtkę, a ona nie uchroni mnie przed zamoczenie się.
Życie zdecydowanie mnie nienawidzi. Z wzajemnością.
Ponownie spoglądam na Luke'a. Chłopak nawet na chwilę nie odrywa się od kartek oraz podręcznika. Nawet mnie nie zauważył, chociaż wpatrywałem się w niego ostatnie kilka minut.
Podejmuję kolejną beznadziejną decyzję, kierując się w stronę wolnego miejsca przy jego stoliku.
Wmawiam sobie, że zacisnę z nim więzi wyłącznie dla własnego bezpieczeństwa, co jest niezłą wymówką, żeby wytłumaczyć swój pociąg do jego kreatury. Naprawdę nie jestem w stanie znaleźć racjonalnego wyjaśnienia, dlaczego robię wszystkie rzeczy, chociaż przeczą one zasadom. Czasami nawet nie odczuwam wyrzutów sumienia, co powoduje u mnie nieznane lęki. Wtedy zaczynam wszystkiego żałować, wyrywam włosy z głowy i przeklinam samego siebie. Knuję plan, aby oddalić się od Luke'a, ograniczyć naszą relację lub odciąć się całkowicie, jednak wszystko przepada, kiedy znowu się widzimy. Tracę rozum, zmysły i czucie w nogach. Koło się zapętla. Bez przerwy.
- Hej - odzywam się, siadając na wolnym krzesełku przy stoliku. Kawę stawiam na blat, a plecak kładę niedaleko nóg. Opieram się łokciami.
- Hej - unosi wzrok znad kartek, odkładając długopis na bok. Lustruje mnie, uśmiechając się lekko. - Nie będziesz przepraszał, prawda? - nawiązuje do naszej rozmowy z sobotniej nocy.
- Obietnica to obietnica - wzdycham, upijając kawę, którą niedawno zakupiłem. - Zakuwasz? - wskazuję na książkę oraz notatki, gdzie dostrzegam wiele zakreśleń, podkreśleń i zaznaczeń.
- Rozwiązuje zadania na zaliczenie.
- Więcej nie potrzebuję wiedzieć.
- To naprawdę łatwe - próbuje mnie przekonać, mając ręce na stoliku. Siedzimy w podobnych pozycjach, obserwując własne twarze.
- Jeśli masz mózg Einsteina to zapewne tak.
- Czy to był komplement? - unosi brew w pytający sposób.
- Cokolwiek - przewracam oczami, kontynuując picie napoju, który ma słodki posmak.
Gram niewzruszonego, chociaż w mojej głowie właśnie toczy się bitwa stulecia. Kolejna podczas trwającej wojny. Większość z nich wygrywa głos serca. Według rozsądku to głupie posunięcia, którym ulegam. Nieustannie wyciąga wyrzuty sumienia na wierzch, chcąc pokazać prawidłową stronę tych walk. Krzyczy mi w twarz, żebym się ogarnął. Serce cichutko szepcze do ucha niemożliwe obietnice. Ulegam temu niegłośnemu głosikowi, pobudzającym najskrytsze pragnienia, niedostępne dla światła dziennego. Gra nieczysto, wykorzystując moją piętę Achillesową.
- To chyba nie przypadek, że tutaj usiadłeś - rzuca Luke, przybierając łobuzerski uśmiech. Bawi się długopisem, który trzyma między długimi palcami. Zębami zahacza o czarny kolczyk w wardze.
- Przypadkowo wszystkie stoliki są zajęte, a przy żadnym nie znajdują się moi znajomi. Na zewnątrz panuje deszcz stulecia, więc wydawałeś się najlepszą opcją - tłumaczę się, trzymając kawę w obydwu dłoniach. Obracam kubeczkiem w dosyć nerwowy sposób.
- Od kiedy ciebie poznałem zaczynam wątpić w przypadki - wyznaje, zachowując powagę w głosie. Unoszę brew w geście pytającym, bo zaskakuje mnie swoimi słowami. To nie pierwsza ani zapewne ostatnia niespodzianka, którą funduje.
- Wierzysz w przeznaczenie? - pytam z ciekawością, ponownie upijając kawę.
- Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jednym jesteś ty. Drugim zaś śmierć.
- Czy ty właśnie zacytowałeś „Wiedźmina"?
- Może
- Przynajmniej wiem, że masz dobry gust do książek - twierdzę, uśmiechając się lekko. Bawię się napojem w dłoniach, będąc poddenerwowanym. Czuję, że nasze nogi się subtelnie dotykają. Ledwie muskają. Nie jest to coś nieodpowiedniego albo złego, jednak wyrzuty sumienia podgryzają mnie od środka, kiedy mamy ten mało znaczący kontakt fizyczny. Zetknięcie jest elektryzujące, co lekko mnie peszy, jednak zakładam dobrą maskę do złej gry. Nie daję po sobie poznać żadnych zmian, chociaż przychodzi to z trudem.
- Do chłopaków też mam całkiem niezły - odpiera, zakładając ten zadziorny uśmiech, który jest pociągający. Znowu między nami krąży pieprzona chemia, kusząca do złego. Zaczynam głębiej oddychać, aby opanować rosnące pożądanie, dotyczące miodowych ust. Ich pozycja dostępna w zasięgu ręki wcale nie pomaga.
- Nie zaprzeczę z grzeczności.
- Nie bądź skromny, Michael.
Nasza rozmowa zdecydowanie weszła na poziom flirtowania, z którym się nawet nie kryjemy. Dopadają mnie kolejne żrące wyrzuty, bo wiem, że to nieodpowiednie. A może nawet karygodne? Nie potrafię się powstrzymać, kiedy on uśmiecha się w zawadiacki sposób, pobudzając mnie do kolejnych kroków. Opieram się, ale z niezadowalającym skutkiem. Pewnej części mnie nie potrafię powstrzymać, żeby nie zarzucić dwuznacznym tekstem. Odczuwam satysfakcję widząc, że go peszę;odwraca wtedy wzrok, uśmiecha się szerzej, cicho chichocze albo oblizuje wargi. Mam wtedy poczucie władzy, wyższości, kontroli.
- Przestań mnie podrywać - reflektuje się. Muszę ostudzić atmosferę wokół nas, bo stała się bardzo gęsta, a temperatura skoczyła o kilka stopni.
- Powtarzasz się - droczy się ze mną, uśmiechając się niewinnie pod nosem. Panuje od niego spokój, jakby zaistniała sytuacja nie stanowiła dla niego żadnego problemu, ani nie posiadała nieścisłości.
- Liczę, że któregoś dnia wejdzie ci to do głowy - niezauważalnie oraz nieodczuwalnie niszczę kontakt fizyczny naszych nóg, a dokładnie łydek. Nie mam ochoty tego robić, jednak często nie lubimy rzeczy, które są odpowiednie. Nie mówimy tego na głos, ale ludzie uwielbiają grzeszki. One stanowią znaczącą część życia. Czasami pouczającą, innym razem wyłącznie sprawiają przyjemność albo powodują wyrzuty sumienia. Niektórzy żałują, niektórzy powtórzyliby wszystko jeszcze jeden raz. Wszystko jest zależne od człowieka.
- Ty tam wszedłeś i nie potrafisz wyjść - nie przestaje, a po wyrazie jego twarzy wnioskuję, że posiada niezły ubaw. Jest rozbawiony oraz w dobrym humorze na żarty, kiedy staram się zachować powagę, upór i nerwy na wodzy, co stanowi nie lada wyzwanie, będąc w małym dystansie od chłopaka.
- Nie zawsze możemy mieć to, co chcemy - przemawiam, zaciskając mocniej palce na kubku z mrożoną kawą.
- Czego pragniesz, a nie możesz dostać? - pyta, pochylając się w moją stronę. Dzieli nas prawie cała długość stolika, ale czuję się zagrożony. Znowu atakują mnie niegrzeczne myśli, które próbuje tłumić w zarodku.
Czego pragnę, a nie dostaję?
Wiele chcę - tolerancji, akceptacji, miłości, świętego spokoju. Jednak najbardziej priorytetową sprawą jest wyjście z życiowego dołka, do którego się wkopałem. Zrozumienie siebie, swoich uczuć oraz toku myślenia, bo często mnie to przeraża oraz przerasta. Nie mam pojęcia, dlaczego robię niektóre rzeczy albo nie robię. Ciężko odnaleźć mi się w aktualnej sytuacji. Wiele kierunków, ale odpowiedniej drogi brak. Błądzę, popełniając błędy. Próbuję coś wykrzesać z tych potyczek, jednak często wydają się one nie posiadać sensu. To mnie dobija. Mam wrażenie, że zamiast piąć się wyżej, spadam.
- Myślę, że doskonale wiesz - odpowiadam półsłówkami z nadzieją, że domyśli się ich sensu.
Bo chcę, aby wszystko się skończyło.
Zszedłem na bardziej przyziemne tematy, nie mogąc wytrzymać presji, którą na mnie narzucił. Chemia pomiędzy nami znika. Nie zostawia nawet śladu, co jest na rękę. Nie czuję dziwnego nacisku ani ochoty na nadużycia. Zapominam o tej sferze życia. Staram się skupić na tematach rozmów, które prowadzimy.
Luke to naprawdę inteligentny chłopak. Otwarty na nowe doświadczenia, skory do dyskusji oraz posiadający umiejętność słuchania. W pewnej chwili zapominam, że jeszcze niedawno zachłannie całowaliśmy się na domówkach i poznaliśmy na seks-kamerze. Musi być tym lubianym przez wszystkich znajomym, który nadaję się do przysłowiowego tańca oraz różańca.
Przerwa między zajęciami przelatuje mi przez palce. Nawet nie orientuję się, kiedy do kolejnych ćwiczeń pozostają ostatnie minuty. Kawa w zastraszającym tempie znika z kubeczka. Porywam się w wir wymiany zdań.
- Więc lecę - oznajmiam, poprawiając ramiączka plecaka, kiedy zegar informuje o niedługim rozpoczęciu kolejnych ćwiczeń. Deszcz nie przestaje padać, ale to żadna wymówka na nieobecność podczas zajęć. - A tobie powodzenia z tymi zadaniami, które dla mnie są czarną magią - dodaję żartobliwie.
- Dzięki - odpowiada, uśmiechając się lekko. - Do zobaczenia - żegna się, wracając do pracy domowej.
- Na razie - wycofuję się z kawiarni. Posyłam mu ostatni uśmiech oraz rzucam ostatnie spojrzenie na pożegnanie. Odwzajemnia moje małe gesty.
Nakładam kaptur na głowę, kiedy wychodzę z budynku. Żegnam się z dziewczyną zza lady, która życzy miłej reszty dnia. Kropelki deszczu spadają na głowę, jednak dziarsko idę w stronę uniwersytetu. Mały uśmiech nie opuszcza ust, więc próbuje go szybko zmazać, ponieważ czuję się z tym niekomfortowo oraz dziwnie. Wariuję? Albo już zwariowałem? To nietypowe dla mnie. Dosyć rzadko zdarza się, abym posiadał wielki uśmiech, od którego bolą policzki. Bardzo dawno temu odczuwałem charakterystyczne wiercenie w brzuchu, rumieńców na policzkach, zawstydzenia, seksualnego napięcia, pożądania. Przeraża mnie to oraz zachwyca jednocześnie. Uwielbiam i nienawidzę tego stanu. Są to skrajności, a one nie prowadzą do niczego dobrego.
Od początku nasza znajomość nie mogła zwiastować dobrych rzeczy.
__________
Okeeej, tamten tydzień był zdecydowanie szalony - musicie to przyznać. Najpierw zakończenie roku szkolnego, a wieczorem ogłoszenie koncertu 5sos w Krakowie, który odbędzie się 9 maja! Powiem wam, że nieźle mnie zaskoczyli i przez to całe zamieszanie straciłam trochę weny oraz czasu. Czy ktokolwiek z was planuje się wybrać? Dawajcie znać!
Wakacje zaczęły się dwa dni temu, ale wspominałam, że straciłam trochę czasu i weny, więc rozdział wlatuje dopiero dzisiaj, chociaż chciałam to zrobić w piątek, jednak nie udało się. Z tego miejsca życzę wam przede wszystkim bezpiecznych i zdrowych wakacji! Postarajcie się je wykorzystać w 100% mimo pandemii!
Zostawcie komentarze i votes! <3
FajnaSosna xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top