E i g h t e e n
Upijam sok pomarańczowy przez papierową słomkę, czekając na zamówienie. Wełniany sweterek gryzie w skórę. Znajduję się w eleganckiej restauracji, której przewodnimi kolorami jest beż połączony z czernią. Jest to nowoczesny oraz przytulny budynek. Stoliki są wykonane z ciemnego drewna, przyozdobione skromnie aczkolwiek zjawiskowo. Krzesełka to szerokie siedzenia, przypominające fotele z jasnego materiału. Siedzę przy stoliku dla dwóch osób z Karen Clifford naprzeciwko, czyli moją biologiczną matką. Kobieta o okrągłej twarzy z wielkim uśmiechem, niewielkim nosem i szmaragdowymi oczętami. Proste włosy sięgają jej ponad ramiona. Zawsze ubrana niczym milion dolarów. Dzisiejszego dnia postawiła na przylegającą sukienkę w kolorze czerni, do której dobrała wzorzystą marynarkę, szpilki i niewielką torebkę.
- Jak studia? - odzywa się, uśmiechając się w moją stronę.
- Dobrze - odrywam się od soku. - Mogło być lepiej, ale czasami ciężko wszystko pogodzić - tłumaczę się, bawiąc się szklanką w dłoniach. W tle słychać cichą muzykę oraz rozmowy innych klientów, których tutaj stosunkowo niewiele, chociaż jest piątkowe popołudnie.
- Dalej pracujesz...tam?
- Tak.
Mama poznała moją profesję około rok temu, kiedy nie przyjmowałem jej przelewów. Usamodzielnienie wziąłem sobie dosłownie oraz do serca. Nie potrzebowałem jej pieniędzy, chociaż dwa tysiące dolarów nie robiło jej wielkiej różnicy. Odciąłem się od jej pomocy, bo w przeszłości włożyła wielki nóż w moje serce, po którym ran na pewno nie zakleiła kilkoma banknotami. Nie przekupiła mnie gotówką, tylko wieloma prawdziwymi rozmowami i spędzonym czasem.
Wypytywała mnie, dlaczego odsyłam pieniądze na jej konto bankowe, skoro nie utrzymam siebie w całości z nędznej pracy w kinie, co oczywiście było kłamstwem. Miałem dość pytań oraz snucia teorii, więc wyłożyłem karty na stół. Niezbyt ucieszyła się faktami. Cóż, żaden rodzic nie byłby z tego zadowolony, ale nie czuję się z tym źle. Dostaję porządną wypłatę i mimo wszystko posiadam wiele czasu dla samego siebie, więc dlaczego miałbym zrezygnować?
- Pamiętaj, że jeśli będziesz chciał, mogę zatrudnić ciebie w swojej firmie - przypomina, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Wiem, że troszczysz się o mnie, jednak nie wałkujmy tego tematu na każdym obiedzie, okej?
- Jasne - wzdycha, chociaż dostrzegam, że niezbyt satysfakcjonuje ją moja odpowiedź, ale robi dobrą minę do złej gry. - Znalazłeś kogoś? - zadaje kolejne pytanie, aby podciągnąć rozmowę.
- Nie - kręcę głową, rozsiadając się na siedzeniu. - A ty? - odbijam pałeczkę.
- Nie - odpowiada. - Będąc szczerą to spławiam wszystkich adoratorów, ponieważ teraz ty stanowisz dla mnie priorytet.
- Nie zabieraj sobie szczęścia - krzywię się na jej słowa, które krzywdzą, a zarazem rozlewają żar na sercu. - Nie zmienisz przeszłości. Stało się. Każdy popełnia błędy - przemawiam ze spokojem w głosie.
- Michael, moje zachowanie było karygodne! - wybucha, prawie uderzając pięścią o stół, jednak powstrzymuje się w ostatniej chwili. - Nigdy sobie tego nie wybaczę...
- Mamo, przestań - proszę, pochylając się do przodu przez stół. - Wybaczyłem tobie. Nie patrzmy w tył, tylko w przód, okej?
- Chyba nie potrafię...
- Było źle, jednak dostrzegam twoje starania, naprawdę - gwarantuję, łapiąc jej dłoń i ściskając ją. - Nie zadręczaj się więcej, proszę. Posiadamy złą przeszłość, ale mamy przed sobą świetlaną przyszłość - dodaję, gładząc kciukiem gładką oraz wypielęgnowaną skórę.
Cichutko rozmawiamy. Ból i rodzicielska miłość rozdzierają serce z wielu powodów, które są we mnie głęboko zakorzenione. Przeszłe wydarzenia nie były lekkie. Zostawiły ślad na psychice. Nigdy nie będę tym samym dzieciakiem z wielkim uśmiechem na twarzy, beztroską duszą i roześmianymi oczętami. Nastoletnie czasy przyniosły wiele cierpienia, krzyku oraz łez, które zasłoniły dobre wspomnienia. Mama przyłożyła do tego rękę, jednak jej dłonie miały sznureczki, nad którymi władał ktoś inny. Nie mogła postąpić inaczej, będąc całkowicie zależną od drugiej osoby. Niestety, toksyczne relacje są najgorszymi stosunkami międzyludzkimi, które piorą umysły, nie pozostawiając suchej nitki.
Kelner przynosi nasze zamówienie, więc mama łapie głęboki oddech, którym przywraca siebie na Ziemię. Posyłam ciepły uśmiech, aby poprawić humor kobiecie. Zabieram rękę z blatu, puszczając jej dłoń. Obydwoje zabieramy się do obiadu, wcześniej życząc sobie „smacznego".
~*~
- Jesteś pewien, że nie trzeba ciebie odwieźć? - upewnia się, stojąc niedaleko swojego auta, czyli Mercedes-Benz GLS w kolorze bieli. Zakupiła go około rok temu, kiedy jej firma zaczęła odnosić wysokie sukcesy. - Dla mnie to żaden problem, żeby ciebie podwieźć.
- Nie będę ciągał cię po mieście, ponieważ jest późno i cały dzień pracowałaś. Należy się tobie odpoczynek.
- A Jasmine jest studentką, która ma więcej obowiązków niż ja - argumentuje, próbując ustać przy swoim. Upór zdecydowanie odziedziczyłem po niej;bez dwóch zdań.
- Sama to zaproponowała, więc to nie będzie żaden problem.
- Niech ci będzie - wzdycha. - Do zobaczenia, kochanie - obejmujemy siebie na pożegnanie. Jest ode mnie niższa nawet w szpilkach, więc lekko się pochylam, żeby móc odwzajemnić uścisk. Uderza mnie słodka woń kwiatowych perfum, wymieszana z zapachem szamponu do włosów. Aromat, przypominający o beztroskich latach z dzieciństwa, którego nigdy nie zapomnę.
- Będę dzwonił.
- Zawsze tak mówisz, a ciągle zapominasz - chichocze, odsuwając się ode mnie. - Nieustannie chodzisz z głową w chmurach - obydwoje uśmiechamy się. - No dobrze, zbieram się, dopóki nie ma korków - dodaje, otwierając samochód autopilotem.
- Do zobaczenia.
- Pa, kocham cię! - żegna się, jednak nie nadążam odpowiedzieć, bo wskakuje do pojazdu, odpalając silnik i wyjeżdżając. Machamy sobie na pożegnanie z uśmiechami na ustach.
Wyciągam telefon ze skórzanej kurtki. Wybieram numer do Rodriguez, nie opuszczając parkingu restauracji, w której jedliśmy obiad. Powoli zbliża się zmrok. Dziewczyna odbiera po kilku sygnałach:
- Halo?
- Mogłabyś przyjechać?
- Nie odczytałeś wiadomości?
- Nie, coś się stało? - marszczę brwi, wciskając drugą dłoń w kieszeń kurtki.
- Auto mi nie odpala - tłumaczy z niezadowoleniem w głosie. - Prawdopodobnie padł akumulator. Czekam na brata, aby mógł potwierdzić moją teorię albo wysunąć kolejną. Przepraszam, Michael. Nie dam rady przyjechać - słychać żal oraz zdenerwowanie.
- Nic się nie stało - zapewniam, aby chociaż trochę uspokoić zdruzgotaną przyjaciółkę. - Wrócę autobusem.
- Jasne. Odpłacę się w najbliższym czasie, kiedy ogarnę tego gruchota.
- Przestań. Żaden problem. Na razie i powodzenia!
- Dzięki. Pa!
Rozłączamy się, a wtedy ciężko wypuszczam powietrze z ust. Ruszam w stronę przystanku z niezbyt zadowoloną miną. Mogłem skorzystać z propozycji rodzicielki, kiedy miałem okazję. Cóż, płacimy za błędy, prawda? Zresztą, podróż środkami publicznego transportu to moja codzienność, więc to żaden problem potłuc się autobusem do centrum, a stamtąd wsiąść do metra.
Kilka minut zajmuje mi dotarcie na najbliższy przystanek autobusowy, który świeci pustkami. Rozglądam się po okolicy, wydającej się niezbyt często odwiedzaną przez mieszkańców Los Angeles. Czytam rozkład jazdy, który dobija mnie, ponieważ najbliższy autobus dojedzie tutaj za ponad godzinę. Siarczyście klnę pod nosem, siadając z niezadowoloną miną na rozpadającej się ławce. Dłonie mam zaciśnięte w pięści.
Zerkam w telefon. Pragnę zamówić taksówkę albo Ubera, ale gdy wchodzę w aplikację, przypominam sobie o Luke'u, z którym pisałem dzisiejszego dnia. Chłopak wspominał o nudzie oraz braku zajęcia, więc...
michaelclifford: jesteś zajęty?
Serce szybciej bije, ponieważ głupio mi poprosić o takie rzeczy, jednak za niecałą godzinę zaczynam pracę, więc chciałbym znaleźć się w domu wcześniej, aby nie stracić dzisiejszych klientów, których lista powiększyła się o kilka pozycji.
On odczytuje i odpisuje w zaskakująco szybkim tempie.
lukehemmings: Nie, a co?
michaelclifford: mógłbyś po mnie przyjechać?
michaelclifford: za godzinę zaczynam pracę, a jestem na drugim końcu Los Angeles, gdzie autobusy nie zapuszczają się często i szkoda mi kasy na taksówkę albo Ubera
lukehemmings: Magiczne słowo?
michaelclifford: dostaniesz buziaka
lukehemmings: Nie miałem tego na myśli, ale brzmi lepiej
lukehemmings: Wyślij adres, zaraz będę
Nie mam pojęcia, co strzeliło mi do głowy, żeby pisać takie wiadomości, jednak raz się żyje, prawda? I już wcześniej ustaliliśmy, że lubię podejmować beznadziejne decyzje, które prowadzą jedynie na złe ścieżki.
Wysyłam lokalizację i czekam na chłopaka następne kilka minut. Podnoszę się z ledwo trzymającej się kupy ławki, aby jej nie uszkodzić. Wokół mnie nie widać żadnej żywej duszy, oprócz kilku szczurów, które chowają się w koszach na śmieci.
Luke'a dostrzegam z daleka, ponieważ to jedyne auto, przecinające ulice, dlatego wyraźnie odznacza się błyszczącym lakierem. Zatrzymuje się niedaleko mnie. Okrążam pojazd, aby otworzyć drzwi od pasażera i wsiąść do środka.
- Ratujesz mi życie, przysięgam - zamykam za sobą wejście, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Miałeś dzisiaj wyjątkowe szczęście - twierdzi, odjeżdżając z miejsca. Przyspiesza w zastraszającym tempie, aż wpija mnie w fotel, chociaż jest to zrozumiałe na pustej przestrzeni.
- Mam nadzieję, że nie pokrzyżowałem twoich planów dotyczących oglądania „Jessici Jones"*.
- Powinienem przepraszać, że darzę ją wyjątkową sympatią?
- Jessica jest kozakiem, ale to Matt Murdock** był ślepym superbohaterem - oznajmiam, wdrążając dyskusję o serialach produkcji Marvela.
Nie ukrywam;kochamy oglądać bohaterów, którzy ratują Nowy Jork z opałów przed złoczyńcami z kosmosu oraz Ziemi. Wydaje się być to dziecinne zainteresowanie, jednak stanowi dobrą rozrywkę od brutalnej rzeczywistości. Jest to również wspomnienie z dzieciństwa, kiedy zamiast czytać lektury szkolne, pochłaniałem komiksy o Avengersach. Nie raz dostałem za to ochrzan od mamy, jednak nie przejmowałem się, bo uwielbiałem to robić. Potem przyszło liceum, a wraz z nim problemy związane z byciem nastolatkiem, więc zainteresowania zeszły na inny plan, bo życie obrało inne stery, gdzie po nocach spalałem kolejne paczki papierosów i wylewałem łzy w poduszkę, a nie czytałem komiksy.
- Był kłamcą, a nie ślepy - oburza się, kierując swobodnie autem. Zwalniamy, bo zbliżamy się do ruchliwszych ulic.
- Okej, nie był całkowicie niewidomy, ale miał poważne problemy ze wzrokiem, które mogły utrudniać rozkwaszanie twarzy wrogom, a mimo to zmiatał wszystkich z planszy.
- Wmawiał wszystkim przez całe życie, że całkowicie niczego nie widzi, a widział dosyć sporo, więc nie był kozakiem tylko oszustem.
- Jessica też ma swoje za uszami.
- Jest prywatnym detektywem!
- Wiem! - krzyczę, ponieważ nie posiadam wiele cierpliwości, więc szybko denerwuję się, kiedy zaczyna brakować mi argumentów, dlatego często odpowiadam wrzaskiem, czym mogę niektórych doprowadzić do złych emocji, ale nie potrafię tego zmienić. - Zmieńmy temat - proszę, oglądając jego prawy profil.
- Wygrałem - uśmiecha się zwycięsko, a ja przekręcam oczami.
- Nieprawda. Nie byłem przygotowany na naszą debatę, więc odpuściłem.
- Chyba kogoś ego ucierpiało - śmieje się Luke, włączając drogowskaz, aby wjechać na drogę szybkiego ruchu, gdzie ponownie przyspiesza.
- Chciałbyś - prycham, zakładając ręce na piersi, a Hemmings wybucha większym śmiechem. - Żadnych planów na wieczór w dalszym ciągu? - sprawnie przeskakuje na inny tor rozmowy.
- Chyba pójdę do Ashtona na piwo - odpowiada, swobodnie balansując swoich autem między innymi samochodami.
- Zazdroszczę.
- Ktoś zajął moje miejsce w piątki o dwudziestej pierwszej? - pyta zaciekawiony.
- A co? Chciałbyś powrócić do starych nawyków? - żartuję ze śmiechem.
- Po co? Siedzisz obok mnie. Za darmo.
- Fakt - twierdzę. - Zamiast ciebie mam wiecznie zarobionego korpo-szczura, który zbliża się do trzydziestki i nie potrafi poradzić sobie w życiu - opowiadam. - Żadna nowość.
Jedziemy przez miasto w spokojnym tempie. Rozmawiamy o codziennych sprawach. W radiu puszczają piosenki POP, jednak grają dosyć cicho. Serce wybija miarowy rytm, myśli wydają się być poukładane, a przez płuca przepływa powietrze. Dopada mnie nostalgia i poczucie wolności, jakbym był ptakiem. Dostaję skrzydeł i lecę wzwyż, nie zatrzymując się, ani nie oglądając za siebie. My, cztery kółka, światła Los Angeles oraz muzyka w tle - czego więcej trzeba?
Droga zajmuje nam około trzydziestu minut. Albo mniej. Albo więcej. Tracę poczucie czasu. Nie mam pojęcia, kiedy parkuje pod moim domem, który przyozdabia ciemność. Zbliża się noc. Na niebie dostrzec można księżyc. W centrum miasta ciężko o rozgwieżdżone niebo, więc pełnia wydaje się niesamowitym widokiem.
- Dzięki - odpinam pas, żeby wysiąść.
- A gdzie obiecany buziak?
Oglądam się na Luke'a. Siedzi na miejscu kierowcy. Prawym łokciem opiera się o podłokietnik, a lewa dłoń spoczywa na kierownicy. Kilka kosmyków opada na jego twarz, która wydaje się lekko zmęczona, jednak oczy świecą. Wargi są rozchylone, jakby czekały na moje usta. Oblizuje je końcówką języka, a wtedy krew zaczyna wrzeć wewnątrz, rozpalając ponownie cholerne uczucie pożądania.
Nie zastanawiam się długo, tylko łącze nas w pocałunku. Żarliwie muśnięcia przyspieszają tętno. Bucha we mnie. Pachnie seksem. Dobrym seksem. Nakręca mnie kolejnymi zetknięciem warg. Jego są rozpalone oraz słodkie. Całkowicie różniące się od moich, które przypominają kostki lodu z papryczką chilli, jednak kontrasty sprawiają, że wariuję. Budzi się we mnie tornado, zmiatające wszystko po drodze, aby tylko dotrzeć do Luke'a i jego ust, których nie mogę przestać całować. Ani nie potrafię zaprzestać o nich myśleć. One zawsze gdzieś siedzą z tyłu głowy, przypominając o sobie w często nieodpowiednich chwilach. Nie raz, ani dwa myślałem o nich podczas wykładu, oglądając serial albo w chwilach przed spaniem. Zawsze powodują mrowienie w podbrzuszu i niepohamowany uśmiech.
Nie przestajemy. Coraz namiętniej pogrążamy się w pocałunkach. Wyrażają wyłącznie żądzę oraz brak kontroli. Prowadzą do przedsionka piekła, gdzie gorąc nakręca do kolejnych grzechów. Szatan patrzy na nas z uznaniem, kiedy nie potrafimy się od siebie oderwać. Oddalamy się od moralności oraz godności. Nie mamy zasad. Łamiemy wszystkie po kolei. Brakuje samokontroli, ale trudną ją utrzymać, kiedy przyjemność mam na wyciągnięcie ręki. Samo prosi się, żeby wyciągnąć dłoń. Uwielbiamy tłumaczyć swoje błędy powiedzeniem "jesteśmy tylko słabymi ludźmi", aby tylko ukoić splamioną duszę. Ale brudów nie można wymazać od tak. Zawsze pozostawiają po sobie ślad. Nieustannie zostawiam skazy na sumieniu, jednak nie potrafię zaprzestać, bo pocałunki z nim przypominają zalążek marzenia.
Klękam przed nim - dosłownie i w przenośni.
Odrywam się od niego, ponieważ zaczyna brakować tchu. Jego gorący wydech odbija się o cerę. Policzki przyozdabiają szkarłatne wypieki.
- Miłego wieczoru, Luke - mówię cicho, otwierając drzwi. Posyłamy sobie ostatnie spojrzenia, przepełnione pragnieniem i żarem.
- Nawzajem, Michael.
Wychodzę na świeże powietrze, które wydaje się chłodne, a wręcz zimne w porównaniu z rozpaloną skórą. Zamykam za sobą pojazd, ruszając na zmiękczonych nogach w stronę domku. Luke chwilę później odjeżdża. Niesprawnie wkładam klucz do zamka i roztwieram drzwi. Gdy zamykam wejście, opieram się o płytę, zaczynając głęboko oddychać.
Wtedy uderzają mnie fakty. Czuję wiercenie w brzuchu, buzujące myśli i niezdecydowanie. Wierzchem języka oblizuję wargi w flegmatycznej stagnacji. Cała twarz piecze od rumieńców i bucha ciepłem. Jestem spragniony;ponownie. Klnę pod nosem za swój brak umiarkowania. Bez przerwy odczuwam głód, jakbym nie posiadał dna. Mało, mało i jeszcze raz mało. Zero powściągliwości, wiele egoizmu. Jakość przyjemności sprawia, że nie mogę się przejeść. Nigdy nie odczuwałem tylu emocji i bodźców podczas obcowania z drugim ciałem. Luke działa na mnie niczym dotknięcie magicznej różdżki. Podsyca atmosferę, gesty, słowa. Wygląda to inaczej niż z innymi mężczyznami. Czy to zasługa wieku? Ostatniego partnera miałem jeszcze za czasów liceum, gdzie hormony buzowały, byliśmy ciekawscy świata i nie rozumieliśmy uczuć - byliśmy zbyt młodzi. Teraz mam dwadzieścia dwa lata na karku (zaraz dwadzieścia trzy), więcej doświadczenia w bagażu i rozeznanie wśród wcześniej nieznanego. Czy to wiele zmienia? Szczerze? Nie mam pojęcia.
Ściągam kurtkę oraz buty. Zostawiam to niedbale w korytarzu. Przechodzę do swojej sypialni, gdzie sweterek zamieniam na opinającą koszulkę, która podkreśla sylwetkę. Telefon podłączam pod ładowarkę. Uruchamiam laptop, gdzie włączam stronę swojej pracy.
Wolałbym rozbierać się za darmo przed Luke'iem Hemmingsem.
__________
*Jessica Jones to tytuł (a zarazem imię i nazwisko głównej bohaterki) serialu produkcji Marvel i Netflix
**Imię i nazwisko głównego bohaterów serialu „Daredevil" produkcji Marvel i Netflix (i jeden z moich ulubieńców serialowych)
Wiem, że niedawno były rekrutacje do szkół średnich, więc mam nadzieję, że każdemu dało się dostać to "Szkoły Marzeń"! I dla tych, co pisali maturki to liczę, że wyniki was zadowoliły! I wszyscy pamiętajcie, że szkoła wcale nie jest najważniejsza w naszym życiu i nie musi decydować o waszej przyszłości!
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top