E i g h t
Wpycham w siebie resztki frytek z McDonalds, wpatrując się w ekran telewizora, skąd wydobywa się cicha muzyka. Siedzę wgnieciony w kanapę, ubrany w dresy oraz bluzę. Głowa ciężko trzyma się na karku. Kaca tłumie poprzez tabletki przeciwbólowe oraz tłuste śniadanie, które przywiozła ze sobą Jasmine.
- Wyglądasz jak siedem nieszczęść - komentuje blondynka, przynosząc kawę w ogromnych kubkach. Stawia naczynia na stoliku przede mną.
- Dzięki - odpowiadam, przeżuwając posiłek. Spoglądam na dziewczynę, która w porównaniu do mnie wygląda olśniewająco. Ubrana jest w obcisłe spodnie, które podkreślają jej pośladki oraz przylegającą koszulkę, opinającą jej wcięcie w talii. Włosy są zaczesane w niedbałego koka, ale wygląda to naturalnie i zadziwiająco dobrze. Nie wspominając o promiennym uśmiechu, spowodowanym przez wczorajszą randkę z chłopakiem, przed którym uciekała we wtorek. Poszło lepiej niż ktokolwiek się spodziewał, bo umówili się na kolejne spotkanie.
- Więc...co stało się wczoraj? - pyta, uśmiechając się zadziornie.
Wspomnieniami powracam do wczorajszej nocy, która przewija się przed moimi oczami. Przypominam sobie alkoholizację, palenie blanta, tańczenie na prowizorycznym parkiecie i...Luke'a Hemmingsa.
Byłem kompletnie pijany, więc tylko połowicznie świadomy swoich czynów. Przepełniony pewnością siebie, odwagą oraz lekkomyślnością. Pamiętam siedem minut w niebie. Ze szczegółami przypominam sobie zbliżenie, które zostało wypełnione namiętnością, pożądaniem oraz napięciem. Skłamałbym mówiąc, że nie był to dobry pocałunek. Wręcz był jednym z lepszych, których doświadczyłem w życiu. Na samo wspomnienie przechodzą mnie dreszcze przyjemności. Smakował niczym miód, a szorstkim językiem dodawał pikanterii. Połączenie alkoholu oraz marihuany sprawiło, że oddawałem z pasją pieszczoty. Nie przejmowałem się konsekwencjami, zapomniałem o wcześniejszych troskach. Potraktowałem go jako niegroźnego nieznajomego, chociaż stanowi osobę, która najbardziej zagraża mojej przyszłości.
Powinienem tego żałować. Z całego serca. Wiedzieć, że zrobiłem źle. Patrzeć w lustro ze wstydem. Mieć moralnego kaca. Pluć sobie w brodę, wyzywać świat, krzyczeć ze złości.
Powinienem.
Jestem zły, że pokierowała mną zabawa. Zrobiłem zbyt wiele. Poszedłem o krok dalej. Zniszczyłem swoje zasady, potępiłem. Całowałem się w szafie z Luke'iem Hemmingsem, chociaż nie powinienem. W tamtej sytuacji należało wyjść z pokoju i nie wracać do niego pod żadnym pozorem.
Ale czy żałuję? I tutaj pojawia się problem, bo odpowiedź brzmi - nie.
Nie żałuję, chociaż zniszczyłem swoje zasady moralne po całości. Całowałem się ze swoim klientem, a nawet zainicjowałem zbliżenie. Pieściliśmy siebie, jakbyśmy byli kochankami, a do nich nam daleko. Jesteśmy wyłącznie znajomymi z przypadku, bo zarządził tak los. Nie powinno nas nic łączyć. Tamtej środy miałem zakończyć to wszystko. Postawić między nami grubą kreskę, która wyraźnie oddzieliłaby nasze życia, raz na zawsze.
Nie zrobiłem tego. Nie odciąłem się od niego. Nie pozwoliłem na to. Świadomie albo nieświadomie zabrnąłem w naszą relację. Zacząłem się zagłębiać i powinienem się wycofać, póki mogę, jednak czy chcę tego?
I tutaj pojawia się problem, bo nie mam pojęcia, czego pragnę. Nie umiem pogodzić głosu serca z głosem rozsądku. Prowadzę wewnętrzną wojnę, w której żadna ze stron nie wygrywa. Toczą się bitwy, ale żadna nie jest jednoznaczna. Żadna nie zwiastuje kolejnych dróg, którymi mógłbym podążyć. Idę w mrok, nie wiedząc niczego. Mam przed sobą nieznane, a ono budzi we mnie lęki oraz panikę. Boję się tego, co znajduje się przede mną. Wręcz przeraża mnie, chociaż nie widać tego na pierwszy rzut oka. Zawsze staram się ukazywać swoją mocną stronę. Gram bohatera, a gdy jestem sam, zaszywam się ze swoimi myślami. Przypomina to wtedy tortury psychiczne. I chociaż łzy nie płyną po policzkach, gardło przesiąka smak goryczy.
- Dużo działo się wczoraj, ale najbardziej zaskoczy i zafascynuje ciebie wydarzenie, że całowałem się z Luke'iem - odpowiadam, zgniatając papierowe opakowanie, które odkładam na stolik, gdzie znajduje się reszta śmieci.
- Co ty gadasz?! - wybucha, roztwierając usta oraz wybrzuszając oczy. - Jak? - docieka, nie mogąc wyjść z szoku, sprezentowanego przeze mnie.
- Siedem minut w niebie - sięgam po kubek z kawą, którą przygotowała przyjaciółka. Powracam do poprzedniej pozycji, smakując napoju. Zachowuję wyjątkowy spokój, kiedy o tym mówię.
- Cholera jasna, nie spodziewałabym się tego - oznajmia, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Nie mam pojęcia, co o nim oraz tym wszystkim myśleć - wzruszam ramionami, trzymając naczynie ciasno w dłoniach. Wpatruję się beznamiętnie w brązową ciecz i wdycham charakterystyczny zapach. Dopada mnie chwila melancholii. - Niczego nie żałuję. Wręcz przeciwnie. Jednak wiem, że to zapewne nie sprowadzi na dobrą drogę i boję się, co będzie dalej. Najpierw chciałem dystansu, a potem sam inicjuję pocałunek. Byłem pijany, ale to chyba żadne usprawiedliwienie.
- Ciężka sprawa - komentuje Jasmine, cicho wzdychając. Wpatruje się w krajobraz za oknem, czyli podwórko sąsiadów. - Myślę, że powinieneś zachowywać się normalnie. Zapomnij o tym jednym wybryku, zresztą to była tylko gra. Wróć do tego, co ustaliliście. I tyle - radzi po dłuższej chwili zastanowienia, kiedy sączę kawę.
Czuję się głupio. Wszystko wydaje się proste, a nawet może jest, ale chyba lubię komplikować najłatwiejsze rzeczy. Mając do wyboru windę oraz schody, wybieram drugą opcję. Męczę się.
- Próbuję zrozumieć siebie, ale chyba nie potrafię... - mruczę. Wypełnia mnie wiele rozterek. Większość z nich podpowiada, abym uciął relację z Luke'iem. Powinienem przestać. Miałem okazję zakończyć wszystko i nie wykorzystałem tego. Teraz żałuję. Wiem, że mogę zakończyć to wszystko, wystarczy wysłać jedną wiadomość, jednak coś mnie powstrzymuje. Serce domaga się, żebym dał drugą szansę. Mówi, abym poddał się. Pozwolił żyć nam obydwu w spokoju obok siebie. Zachęca, abym nie zatracał niczego. I z jednego strony to mądre posunięcie, bo wspominałem o trzymaniu wrogów bliżej niż przyjaciół, ale boję się, że zaprowadzi mnie to w złą ścieżkę. Wczorajsze napięcie sprawiło niefortunny pocałunek oraz malinkę na szyi. A co jeśli wykorzysta mnie? Zabawi się mną, bo będę mu uległy ze względu na fakty, które zna.
- Nie zadręczaj się - łapie mnie za ramię w pocieszający sposób. Zaciska palce na ciele, dodając otuchy. Nie odrywam wzroku od ekranu telewizora, gdzie właśnie zmienia się piosenka. - Ochłoń trochę i wtedy myśl.
- Chyba masz rację, bo aktualnie jestem całkowicie rozdarty - twierdzę, nie przestając popijać kawy, która powoli przywraca mnie do świata żywych. - Co zrobiłabyś na moim miejscu? - pytam zaciekawiony, próbując zainspirować się nad rozwiązaniem problemu.
- Szczerze? Nie mam pojęcia - odpiera. - Zapewne załamałabym się. Albo dała się szantażować, albo uciekła na Florydę. Wiesz, jestem uczuciowa, zareagowałabym przesadnie.
- Wakacje w Miami nie brzmią źle - próbuję żartować, unosząc jeden z kącików ust w górę.
- Mówiłam, żebyśmy polecieli w tym roku, a wy woleliście San Francisco! - oburza się, wracając do okresu wakacyjnego, gdzie planowaliśmy i realizowaliśmy wspólne wyjazdy.
- Nie narzekałaś, kiedy wyrywałaś przystojnych Latynosów.
- Och, zamknij się, Clifford.
Siedzimy w salonie, rozmawiając o życiu. Znajduję się w swoim wygodnym dresie, starając się niczym nie przejmować. Kac odchodzi w zapomnienie jeszcze przed popołudniem. Wtedy decyduję się podnieść z kanapy, aby przyrządzić obiad na trzy osoby, ponieważ Calum dołącza do naszego skromnego grona. Chłopak trzyma się lepiej ode mnie. Wygląda dobrze, a o bólu głowy mógł zapomnieć. Przygotowałem nam warzywa z makaronem, bo wyłącznie na tyle pozwalają moje zapasy. Zdecydowanie powinienem wybrać się na zakupy. Tydzień był ciężki, dlatego wypad na miasto wyleciał całkowicie z głowy.
- Ale lamisz - komentuję, kiedy gram z Hoodem mecz w Fifie. Wygrywam trzy do zera, a do końca rozgrywki pozostała ostatnia minuta, gdzie kieruję się w stronę bramki chłopaka.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz - żartuje Jasmine, przyglądając się meczowi. Dziewczyna siedzi na podłodze i dojada resztki naszego obiadu. Pożyczyła moją bluzę za swoim zezwoleniem, w której wręcz się topi. Jej biustonosz dawno wylądował gdzieś daleko, bo w naszym towarzystwie czuje się bardzo swobodnie. A przynajmniej w moim, ponieważ Calum przyznaje się, że czasami lubi popatrzeć na jej dekolt, tłumacząc się „męskim odruchem". Nie posiadam takowego ze względu na moją orientację seksualną, którą zdecydowanie przepełnia pociąg do mężczyzn. Nie odczuwam potrzeby spojrzenia na jej atuty. Jest mi to obojętne.
- Tak? To zobaczymy, jak ty grasz, frajerko - brunet wyrywa kontroler z moich dłoni, kiedy mecz dobiega końca, aby podać go blondynce.
- Zmiotę cię z planszy - kłóci się, odkładając na bok talerz z jedzeniem. Przyjmuje pada w dłonie, wcześniej podciągając rękawy bluzy.
- Żebyś się nie zdziwiła.
Przyjaciele przystępują do gry. Ja podnoszę się z kanapy, aby zniknąć w kuchni, która znajduje się za kanapą. Opieram się o blat niedaleko ściany, gdzie podłączyłem telefon pod ładowarkę. Odblokowuję Smartphone'a, wchodząc w aplikację Instagram.
Dostrzegam kilka powiadomień, które sprawdzam. Marszczę brwi, dostrzegając obserwację od Luke'a Hemmingsa oraz kilka polubień od chłopaka. Serce szybciej zabiło, a zęby zaciskam na wardze.
Wchodzę na profil blondyna, który widziałem wcześniej, ale nie zagłębiałem się. Oddałem obserwację, zaczynając przeglądać jego posty. I cóż, nie zawodzę się.
Na fotografiach prezentuje się wręcz wyśmienicie. Żadna z nich nie jest zwykłym selfie. Każda wydaje się pozowania oraz estetycznie przyjemna w odbiorze. Ciężko byłoby, aby nie była, skoro posiada przystojną twarz. I na większości obrazków podkreśla oceaniczne tęczówki, szeroki uśmiech oraz szczupłą sylwetkę.
Unoszę kąciki, widząc szczerze roześmianą buzię na jednym ze zdjęć, które pochodzi z domówki. Obok niego znajduje się Ashton Irwin, co sugeruję o ich długiej znajomości, bo post dodał w sierpniu.
Ślęczę nad jego profilem, przeglądając fotografie. Nie mogę się powstrzymać, aby przestać patrzeć. Zastanawiam się, czy przez jego ładną twarz, czy przez ogół sympatyki zdjęć, bo są one naprawdę sympatyczne w odbiorze. Przesyłają dobre emocje prawdopodobnie ze względu na uśmiech.
W oka mgnieniu wychodzę z aplikacji, wpatrując się w tapetę na ekranie startowym, która przestawia mnie wraz z przyjaciółmi. Karcę siebie samego w myślach za swoje głupie zachowanie, które nie przestaje mnie opuszczać. Opieram się przed nim, ale on mnie ciągnie. Jest magnesem, a ja metalowym przedmiotem. Staram się iść w drugą stronę, ale ciężko jest, kiedy ktoś pociąga za sznurki. Zapieram się rękoma i nogami, ale nie potrafię całkowicie się odciąć od niego. Niewidzialna siła mnie popycha. I chociaż szczerze chciałbym się go wyzbyć z życia - nie mogę lub nie potrafię. Trwa to dopiero tydzień, a ja mam już dosyć. Obawiam się o siebie, prace, studia, znajomych, rodzinę, przyszłość. Wiem o ciężarze ryzyka na barkach, konsekwencjach nieodpowiednich kroków, braku ostrożności, jednak wszystko wokół podkłada kłody pod nogi. Ewentualnie toruje drzwi, które powinienem otworzyć, ale nie mogę, więc zostaje zmuszony sięgnąć do innych klamek w pomieszczeniu, a one niekoniecznie są odpowiednimi rozwiązaniami.
Tkwię w tym kole od nieszczęsnego wtorku, kiedy domino ruszyło. Kolejne klocki spadają, odbierając stery spod rąk. Tracę kontrolę i poczucie bezpieczeństwa, lecz dalej w to brnę. Zagłębiam się niżej.
Pieprz się, Luke Hemmings. Ty i wszystko, co z tobą związane.
__________
Trochę szaleję z tym pisaniem, ale to chyba przez większą ilość wolnego czasu ze względu na aktualne maturki. Może ktoś z was właśnie je pisze? Jeśli tak to trzymam za was kciuki!!!
Komentujcie i zostawcie votes! <3
FajnaSosna xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top