°odessa°

Jasne światła i neony ostro dawały jej po oczach, ale szła dalej. Miała nadzieję, że przy okazji rozglądania się wokół nie wpadnie pod którąś z taksówek, która pędziła ulicami Nowego Jorku jakby była, co najmniej, bolidem Formuły 1. Nie wiedziała co dokładnie ją naszło, ale po prostu o północy zgarnęła motor i pojechała zrobić sobie nocną wycieczkę po centrum wielkiego miasta. Doszła do Times Square, gdzie jak zwykle było pełno ludzi. Była sama w tłumie. Teoretycznie mogła zabrać ze sobą Barnesa, ale doszła do wniosku, że skoro ostatnio udawało mu się spać spokojnie i tamtego wieczora też się tak zapowiadało, to nie będzie mu przeszkadzać. Już od dawna nie spacerowała po nocy, a wcześniej było to jej swoistą tradycją. Od dawna nie spacerowała też po Nowym Jorku, co było spowodowanie natłokiem misji oraz tym wcześniejszym postrzałem. Tak jak podejrzewała, dość szybko się wylizała i mogła wrócić do normalnych zajęć. W przeciwieństwie do Kate - może i była już wybudzona, ale rany dalej do końca się nie zagoiły i prócz tego, czekała ją oczywiście jakaś tam rehabilitacja. Miała pewność, że wszyscy dobrze się nią tam zajmują ( szczególnie T'Challa), ale serio tęskniła za jej towarzystwem. Bez niej Clint jakby przygasł - Rosjanka podejrzewała, że po prostu dalej się za to obwiniał, nie ważnie ile razy udowadniali mu, że nie ma do tego prawa. Reszta raczej podchodziła do tego spokojnie i niewiele się zmieniło - bo jeśli Peter dalej robił z siebie pajaca, to mogło być gorzej. Kiedy Shuri była w Wakandzie, spędzał czas z Cassie oraz MJ. Ta ostatnia pojawiała się siedzibie coraz częściej przez zaproszenia młodej Lang. Nikomu to nie przeszkadzało, a Wanda i Lena snuły swoje, zazwyczaj trafne, domysły.

Maximoff po prostu czytała w ich myślach, uściślając.

Blondynka zapłaciła za butelkę jakiegoś napoju i stanęła z boku. Czasem lubiła stanąć w miejscu i przyglądać się mijającym ją ludziom. Każdy wyglądał zupełnie inaczej, miał inną historią. Szczęśliwe spojrzenie, smutne oczy, łzy, śmiech, pijacki taniec czy zgonowanie na środku chodnika. Właściwie widziała to wszystko naraz. Jej uwagę przykuł mężczyzna stojący po drugiej stronie ulicy. Miał na sobie jeansy, podkoszulek i zwykłą czapkę. Cały ciężar ciała opierał na prawej nodze pomimo tego, że sprawiało mu to dyskomfort. Westchnęła i przewróciła oczami. Rosjanin na jej oczach udawał Amerykanina. Tej nocy akurat nie miała ochoty na naparzanki z Red Roomem, ale co miała zrobić. Oddała swoje picie jakiemuś bezdomnemu i zaczęła oddalać się z tamtego miejsca - nie była jej potrzebna strzelanina w tłumie ludzi. Zaczęło otaczać ją więcej takich osób, aż w końcu postawny mężczyzna zagrodził jej drogę. Cofnęła się o krok i westchnęła.

- Towarzysze - zaczęła.- Naprawdę musimy się napierdalać w samym centrum Times Square?

Nikt jej nie odpowiedział, więc westchnęła. Blondyn uniósł pistolet i oddał kilka strzałów w powietrze. Lena wyszarpała swoją broń zza pasa i postrzeliła agenta w nogę. Tym właśnie sposobem, wybuchła totalna panika. Ludzie zaczęli uciekać jak szaleni, a reszta rosyjskich pionków się na nią rzuciła. Uderzyła kogoś z kabury w nos, skutecznie go ogłuszając. Nie zorientowała się kiedy z jej głowy spadła czapka, a jacyś ludzie rozpoznali ją jako Echo. Skoczyła i kopnęła agenta prosto w gardło, jednocześnie przetaczając się po ziemi po wylądowaniu. Wyciągnęła z wysokich butów dwa metalowe kije - nową zabawkę, którą wymyśliła dla niej drużyna. Swobodnie machała nią między palcami, uśmiechając się szeroko. Zablokowała dłoń agenta i uderzyła go prosto w genitalia, a następnie kopnęła w głowę. Podobnie postąpiła z kolejnymi, aż stanęła naprzeciwko największego mężczyzny. Wyciągnął on katanę - zmarszczyła brwi.

- Szkolą was nowym cackiem? - spytała, unosząc brew.- Zabawnie.

Rzucił się w jej kierunku, a ona uchyliła się w ostatnim momencie.

- Jak na rodeo - prychnęła cicho i wróciła do walki.

Broniła jego ciosów, co jakiś czas oddając własne. Po tym jak kopnęła go w tył kolana, ciął powietrze tuż obok jej ucha - po chwili zorientowała się, że straciła właśnie pasmo włosów. Uniosła brew, ale wzruszyła ramionami. Od kilku tygodni obiecywała sobie, że pójdzie do fryzjera ale dalej tego nie zrobiła. Teraz w końcu dostała porządny powód. Uderzyła go pałką prosto w oczodół, doprowadzając do obfitego krwawienia. Wykopała mu broń z dłoni, a kiedy próbował ją jeszcze uderzyć, prześlizgnęła się pod nim plącząc jego nogi liną. Z hukiem upadł na ziemię, trzymając się za ranne miejsce. Sięgnęła po swój kij i uderzyła go w głowę - padł nieprzytomny. Westchnęła i odgarnęła pojedyncze włosy z twarzy. Zobaczyła policyjna światła, a wokół miejsca zdarzenia stał tłum gapiów. Blondynka nigdy nie rozumiała dlaczego przyglądali się takiej sytuacji, zamiast spieprzać gdzie pieprz rośnie. Jakaś dziewczynka patrzyła na nią oniemiała, ściskając w ręku lalkę bez jednego oka. Lena nie miała pojęcia co tak małe dzieci robiły tu o takiej godzinie, choć było to dość częste. Oderwała guzik od swojego płaszcza i podeszła bliżej.

- Twoja lalka chyba potrzebuje małej pomocy - położyła przedmiot na jej dłoni.- Jestem pewna, że ją uratujesz.

Posłała jej oczko, a następnie narzuciła kaptur na głowę i szybkim krokiem ruszyła w kierunku, gdzie powinien znajdować się jej motor. Wzięła głęboki oddech i usiadła na siedzisku. Była pewna, że w bazie czekać będzie na nią masa pytań - nieważne czy w nocy czy o poranku. Starła krew z policzka i ruszyła z powrotem do bazy. Brama była już otwarta - pierwszy raz od dawna wjeżdżała i wyjeżdżała bez asysty krzyków starszego ogrodnika. Odstawiła pojazd do garażu, a następnie powoli ruszyła do środka. Nie śpieszyło się jej szczególnie, plus starała się być jak najciszej wiedząc, że superbohaterowie mają bardzo lekki sen. Stanęła na piętrze mieszkalnym, gdzie od razu ruszyła do swojego pokoju. Wleciała tam i od razu zamknęła za sobą brwi. Później podskoczyła, widząc jak James siedzi na jej łóżku.

- Блять - mruknęła.- Nie spodziewałam się.

- Gdzie... - zawiesił głos, widząc jej ranę.- Co się stało?

- Rodakom zachciało się odstawiać filmową scenę na środku Times Square - dopiero przy ściąganiu kurtki poczuła, jak bolą ją żebra.- Kilku ich było.

- Czekaj - wstał i wyszedł.

Usiadła na miękkiej pościeli i westchnęła. Po chwili wrócił z ręcznikiem i spirytusem w ręku. Podał jej butelkę na chwilę, a ona otworzyła ją i wzięła łyk.

- Nie pij - wyrwał jej szkło.

- Słowiańska dusza, James - odparła.- Nie musisz mnie opatrywać, dam radę. Idź spać.

- Cicho siedź - odpowiedział jedynie i zaczął przemywać jej policzek.

Syknęła i ścisnęła jego kolano. Dziewczyna miała trochę siły, więc nie ukrywał, że trochę go zabolało.

- Przepraszam - mruknęła.- I powinnam była zostać.

- Nie, spokojnie - powiedział, nagle wyjmując kawałek szkła z rany.- Wszyscy wiemy, że lubisz spacerować po nocy. Więc Red Room?

Kiwnęła głową.

- Zaskoczyło mnie to, że jednej z agentów walczył z pomocą katany - Barnes zmarszczył brwi, słysząc te słowa.- Widzę, że nie tylko mnie.

- Kolejne nowe metody - mruknął.- Czyli te kijki się przydały?

- I to jeszcze jak - odparła i odetchnęła, kiedy szatyn skończył robić coś przy jej twarzy.- Zauważyłeś, że jakoś czasami nie umiemy ze sobą rozmawiać?

- Tak - odrzekł, siadając bliżej niej.- Czas przełamać pierwsze lody?

- Głupi jesteś - zachichotała. - Ale pytaj o co chcesz. Wiem, że tylko na to czekasz.

Westchnął i położył się na łóżku, opierając się o łokcie. Ona także przesunęła się głębiej, sięgając po niebieski koc jaki dostała od Cassie.

- Jeśli chodzi o śmierć Alexei'a... Jak to się stało? Dane Tarczy nic o tym nie mówią.

- Misja w zachodnim Berlinie - zaczęła, sięgając po ukochane papierosy.- Któryś z naszych wsypał go u Amerykańców. Strzał w łeb i po krzyku.

Kiwnął głową. Nie dziwił się, że Lena z taką łatwością wypowiadała się na temat jego śmierci. W ogóle się nie znali, nie lubili - mieli do siebie stosunek aż przesadnie obojętny.

- Zgaduję, że następne pytanie dotyczy Meliny - kiwnął głową.- Zrozpaczona, smutna. Za to później wściekła, pełna chęci do zemsty, na której Red Roomowi szczególnie nie zależało. Nie chciało im się produkować i narażać innych. Nie chcieli też przyznać, że ktoś kto miał być lepszy niż Rogers dostał zwykłą kulkę w łeb. Melina została w Red Roomie do momentu, w którym Natasha zwiała. Później ona... po prostu zniknęła i dobrze wiem, że podejrzewasz, że to ona jest kobietą, przez którą prawie oderwało mi ucho.

Zaklął, doprowadzając ją do śmiechu. Mógł spodziewać się, że tego nie utrzyma. Mógł być genialnym kłamcą, ale blondynka była kłamcą doskonałym. Być może dorównywał jej tylko Loki.

- Natalia miała misję w Waszyngtonie i przez malutki wypadek, mający na imię Ivan i pijaństwo - przewróciła oczami.- Fury ją dorwał. Nie wiem jakim cudem przeciągnął ją na swoją stronę, ale jakoś to wyszło. Tej trójki byłam już jedyna.

Powoli kiwnął głową, spoglądając w bok. Blondynka podała mu swojego papierosa, aby też mógł się zaciągnąć.

- Co się stało po tym wybuchu? - spytał bardzo cicho, znów na nią zerkając.

- Ivan osobiście poinformował mnie o twoim zniknięciu i częściowo złamanej umowie - mruknęła, przewracając oczami.- Później, wszystko potoczyło się szybko. Małe pobicie u Madame B., mała kara od strażników. Znów kaloryfer w piwnicy i kajdanki. Później znów Ivan i jego... niezaspokojone potrzeby.

Spojrzała na niego zmęczonymi oczami i westchnęła. Przysunął się bliżej i ułożył jej głowę na swoim ramieniu, wdmuchując dym w jej usta. Znów siedzieli w zupełnej ciszy, słuchając tylko własnych oddechów. Rosjanka nawet nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Nie była aż tak smutna, aby uronić łzy z powodu tej rozmowy. Po prostu pozwoliła sobie na wypuszczenie wszystkiego, co w sobie trzymała. Bucky był osobą, która najlepiej ją rozumiała i najlepszej znała - przy nim mogła sobie na to pozwolić. On także pozwalał sobie na łzy w jej obecności. Dawali sobie wsparcie, którego zawsze potrzebowali.

- Dzisiaj to ja już nie zasnę - skomentowała Rybakova, kręcąc głową.- Gościu uciął mi część włosów!

Barnes zaczął się niekontrolowanie śmiać, a ona prychnęła udając oburzoną. Po chwili do niego dołączyła. Chyba pierwszy raz w życiu dostała zwyczajnej głupawki. Niektórych ludzi spotykały one ciągle, a ona przeżywała ją pierwszy raz - w końcu dziwne byłoby takie śmianie się w piekielnej machinie.

- Oglądamy tą Casablancę? - spytała po chwili, a on wzruszył ramionami.

- Ale później Philadelphia Story - zastrzegł.

- Komedia romantyczna? James, nie spodziewałam się - zabawnie uniosła brew, a następnie sięgnęła po jakąś koszulkę i spodenki.- Tylko przebiorę się w coś wygodniejszego.

Kiwnął głową i obserwował, jak wchodzi od łazienki. Pierwszy raz od dawien dawna, czuł się w jakiś sposób szczęśliwy, a nie zmarnowany jak zazwyczaj. Blondynka wyszła właściwie po minucie, już przebrana. Zabrała koc i razem poszli do salonu, gdzie była najwygodniejsza kanapa. Rzuciła się na wielki narożnik, a on usiadł obok i cicho poprosił Friday o włączenie filmu. Rosjanka rozłożyła się na prawie całej długości, więc lekko ją pchnął. W milczeniu zaczęli oglądać, co jakiś czas komentując co dzieje się na ekranie.

***

Wanda ziewnęła i zaspana weszła do salonu, chcąc znaleźć bluzę której zapomniała. Przystanęła i uniosła brwi, patrząc na dwójkę śpiącą razem na kanapie.

- Friday, włącz wiadomości - zaczęła.- Tylko bardzo cicho.

- Oczywiście, panienko Maximoff.

Zaskoczona oglądała nagranie z wczorajszej akcji na Times Square. Zdarzało się, że członkowie drużyny byli atakowani idąc ulicami, ale nigdy w takich miejscu. Westchnęła i wstawiła wodę na herbatę dla siebie oraz na dwie kawy. Sięgnęła po pudełeczko należące do Barnesa i wsypała do kubków trochę jego zawartości. Do napoju blondynki dodała trochę mleka, a następnie poszła do salonu gdzie postawiła picie na stoliku przed nimi. Lena uchyliła powieki, chcąc wstać lecz powstrzymywało ją ramię Barnesa oplecione wokół jej talii. Przewróciła oczami, widząc chichoczącą szatynkę. Podała jej kubek, a Rosjanka podziękowała i spróbowała napić się tak, aby się nie zalać.

- Dobrze sobie poradziłaś - stwierdziła Wanda.- Jak na nową broń? Wow.

- Dzięki - posłała jej lekki uśmiech.- Ale to chyba był wyraźny znak, że na co dzień powinnam siedzieć na tyłku tutaj, ewentualnie jeździć na misję.

- Nie możesz tu siedzieć wiecznie - szatynka usiadła na fotelu.- Nawet Buck czasem musi wyjść, choć pójście do ludzi jest dla niego największą karą.

Kiwnęła głową i nieświadomie zaczęła głaskać go po czole. Zastanawiała się głównie nad Echidną - znacznie zbliżyli się do odkrycia ich największej bazy. Red Room zostawiała z tyłu głowy wiedząc, że ich może się nigdy nie pozbyć. Maximoff wyrwała ją z rozmyślań, zaczynając mówić o jakimś przygłupim filmie. Chichotały swobodnie, kiedy do salonu wszedł Sam - już ubrany i gotowy do działania. Tymczasem one siedziały w piżamach, jeszcze bez śniadania, a Barnes spał.

- Czy ja pomyliłem dni i mamy dziś wolne? - rozejrzał się, a one zaczęły się śmiać.

- Chyba nie - mruknęła blondynka.- Zjadłabym coś i potrenowała, gdyby ten niedźwiedź postanowił się obudzić ze snu zimowego.

- Ale ty wiesz, że nie śpię od jakiś pięciu minut? - James w końcu się podniósł.

- No dzięki, wiesz - przewróciła oczami i wstała.- Za ile na sali, Sam?

- Godzina? - kiwnęli głowami.- Reszta jeszcze śpi. To, że Scott, Cassie i Peter śpią do tej godziny mnie nie dziwi, ale wy i Hope...

Rosjanka wskazała głową na telewizor, a on otworzył usta.

- Taka przyjemna nocna walka - uśmiechnęła się głupio, a on załamany oparł czoło o dłoń.- No co? Chciałam ich odciągnąć, ale nie postanowili odstawić jakieś "Mission Impossible" albo co. Przynajmniej mogłam wypróbować te pałki.

Falcon nie zmienił pozycji, a Barnes zaczął chichotać. Wanda tym czasie dusiła się ze śmiechu, nie mogąc złapać oddechu. Dwójka byłych zabójców widząc jej czerwoną twarz także wybuchnęła śmiechem, już nie mogąc się powstrzymać. Wilson otaksował ich wzrokiem i uderzyła go jedna myśl - nie był pewny czy kiedykolwiek widział, aby Bucky i Maximoff tak się śmiali. Odkąd ich poznał, woleli trzymać się z boku. Oczywiście, widział jak wiedźma się z nimi śmieje, tak samo jak Barnes, ale w takim stanie jeszcze ich nie widział.

- Dobra, 55 minut i widzimy się w hali - zaczął się wycofywać.- Później opracowujemy plan na misję od Fury'ego. Szykują atak hakerski na Ukrainie. Po tej akcji... prawdopodobnie jedziemy na Syberię.

Trójka momentalne zamilkła, a on wyszedł. Blondynka westchnęła i wstała, podchodząc do okna. Ten moment nadchodził szybciej niż myśleli. Jedna normalna misja i później ten wielki atak. Przez ostatnie tygodnie żyła z celem, jakim był właśnie ten atak. Zupełnie nie zastanawiała się co robić dalej, nie miała planu na to, co po "Syberii". W jej głowie od razu pojawił się Red Room - wiedziała, że jeśli czegoś nie zrobi to już zawsze będzie uciekać. W jej głowie zrodził się plan, który nie do końca się jej podobał i czuła, że jest osoba, która powinna dowiedzieć się o tym pomyśle od razu.

- Chcecie jajecznice? - spytała Scarlet, drapiąc się po karku.

- Tak, dzięki Wan - Barnes uśmiechnął się lekko, a ona wyszła.- Wszystko dobrze?

- Chyba tak - odparła blondynka.- Myślałam o tym, co po tej misji w Rosji.

- A co ma być? - zmarszczył brwi, nie rozumiejąc co ma na myśli.

- Po niej - wzięła głęboki oddech.- Chcę wyjechać do Petersburga i zacząć tam rozpieprzanie siatki Czerwonej Komnaty. Nie będę przez całe życie się przed nimi chować, James.

Kiwnął powoli głową, wzdychając.

- Wiesz, że nie pojedziesz sama?

- Może dlatego ci mówię - uśmiechnęła się lekko.- Może chcę, żeby ktoś ruszył ze mną.

Odwzajemnił gest i przygryzł wargę. Zaśmiała się.

- Tylko ci zdjęcie zrobić - mruknęła.- Dobra, jestem głodna. Potrzebuję węglowodanów.

Złapała go za rękę i pociągnęła do kuchni, gdzie Maximoff kołysała się w rytm muzyki smażąc jajka.

***

- Odessa - mruknęła.- Oczywiście. Jeden z największych magazynów Hydry. Nigdy tam nie byłam, za to Natasha tak. Hydra wykradła jakieś dane sowieckich eksperymentów i trzeba było je odbić. Strażnicy byli wtedy wszędzie, poukrywani od lewa do prawa. W rzeczywistości, według Natalii, to miejsce jest o wiele większe niż na planach.

Sam kiwnął głową, uważnie słuchając jej słów. Dziewczyna, jak zwykle, okazała się dla nich skarbnicą wiedzy. Gdyby nie ona, dalej stali by w miejscu jedynie próbując udaremniać ataki organizacji. Nagle, przed nimi pojawił się hologram T'Challi. Uchylili nisko czoła.

- Mam kogoś, kto chce z wami pogadać - uśmiechnął się lekko, a następnie zniknął.

Lena wyszczerzyła się i zerknęła na Bucky'ego, który stał bardzo blisko niej, stykając się z nią biodrami. Uniósł brew i znów zerknął na hologram.

- Witam, witam - zaczęła Kate, a oni się roześmiali.- O, ktoś tu już stoi na nogach.

Zwróciła się do Leny, która była cała i zdrowa.

- Jakoś tak - odparła.- Choć brzuch mnie czasem boli, jakbym miała okres trzy razy w ciągu tygodnia.

Dziewczyny zachichotały.

- Barnes, ty się nią dobrze zajmij - pogroziła mu palcem.- Zapas soku, chipsów i papierosów.

- Już na nią czeka - przewrócił oczami.- Dupsko cię nie boli od siedzenia?

- Żebyś wiedział - prychnęła.- Chcę trenować.

Celowo przeciągnęła ostatnią sylabę. Rybakova zerknęła na Clinta, który siedział po drugiej stronie sali i usilnie się nie odzywał. Odepchnęła się od stołu i ruszyła w jego stronę, gdy inni byli zajęci rozmową.

- Idź z nią pogadać, sieroto - zaczęła, stając nad nim.- Ucieszy się, Barton.

Hawkeye wstał i pokazał się przed ekranem. Tak jak podejrzewała blondynka, Bishop zareagowała na to bardzo entuzjastycznie. Usiadła na poprzednim miejscu łucznika, sięgając po swój telefon. Przysiadł się do niej Peter, który o sekundy wyprzedził w tym Wandę.

- Młody, starszym się ustępuję - założyła ręce na piersiach.

- Jak ciocia wygląda na siedemnastkę - stwierdził, a Lena zaczęła się śmiać widząc reakcję Scarlet Witch.

Kiedy Shuri postanowiła zgarnąć czarnowłosą na badania, wrócili do opracowywania planu. Na szczęście Hill i jej agenci wyszli już ze szpitala, więc byli w o wiele lepszej sytuacji. Jeśli budynek naprawdę był tak wielki, musieli zabrać ze sobą mnóstwo osób.

- Pamiętajcie, że priorytetem jest znalezienie hakerów - podsumowywał Sam.- Tym razem dokumenty to sprawa drugorzędna.

Rosjanka przygryzła wargę. Pamiętała, że z ostatniej misji zabrała teczkę Wandy, ale teraz nie mogła jej znaleźć - jakby rozpłynęła się w powietrzu. W pierwszej kolejności chciała dać ją samej zainteresowanej, ale teraz mogła się spodziewać, że dostała zakopana głęboko w tajnych archiwach nowej Tarczy.

- Wyruszamy jutro o szóstej - dokończył Falcon, a oni zakończyli spotkanie.

Uśmiechnęła się do Hope, która stanęła obok. Sama Wasp nie wyglądała zbyt dobrze, więc natychmiast z jej twarzy zszedł uśmiech. Była strasznie blada i lekko się trzęsła.

- Hope, wszystko dobrze? - spytała cicho.

- Trochę mi niedobrze - mruknęła, rozmasowując czoło.- Nie wiem, od kilku dni mam coraz gorsze mdłości.

Blondynka kiwnęła głową i położyła jej dłoń na plecach, kierując w stronę toalety. Zaczęła machać dłońmi do Jamesa dość subtelnie, lub nie, przekazując mu, że ma zagadać Scotta. Van Dyne usiadła na krześle w łazience, łapiąc się za głowę. Rybakova zaczęła przeglądać szafki, szukając jednego opakowania.

- Bingo - złapała za pudełko.- Hope...

- Ty je kupiłaś?

- No co ty, w końcu mam usuniętą część narządów płciowych - wzruszyła ramionami.- Szukałam kiedyś innego szamponu i na to trafiłam. Powinnaś wiedzieć, szczególnie jeśli przed nami jest misja. Zostawię cię.

Rozmasowała jej ramię, a następnie wyszła z łazienki. Podszedł do Barnes, który rozłożył ręce.

- Co to było? - spytał.- Zaklinałaś powietrze czy mnie?

- A czemu nie oba? - uśmiechnęła się sprytnie, robiąc krok do przodu.- A tak serio, to Hope źle się poczuła więc zaprowadziłam ją do toalety. Miałeś zagadać Langa, żeby nie oszalał z niepokoju jak to potrafi.

- Tak, tego nikt by nie chciał - przyznał jej racje.- Więc...

Drzwi obok niej nagle się otworzyły i uderzyły w jej ramię. Pisnęła i odsunęła się na bok.

- Matko przepraszam, Lena - Hope zakrywała usta dłońmi.- Oh, cześć Bucky. Mam prośbę, mógł byś nas zostawić?

Spojrzał na nie dziwnie, ale kiwnął głową i odszedł. Poczekały aż zniknie za rogiem, a następnie van Dyne wciągnęła ją do łazienki.

- Oba negatywne - odetchnęła z ulgą.- To co może mi być?

- Grypa? - blondynka wzruszyła ramionami.- Może powinnaś iść do Cho, jeśli zależy ci na jutrzejszym wyjeździe.

Lena pogłaskała ją po ramieniu. Kobieta poszła do laboratorium, za to ona ruszyła w kierunku swojego pokoju gdzie usiadła przed komputerem. Sięgnęła po rysik i zaczęła rysować jakąś różę. Znalazła to ostatnio w bibliotece i Wanda doszła do wniosku, że może z tego korzystać. Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła. Znowu nie wiedziała co ze sobą zrobić. Ostatecznie jednak wróciła do rysunki, po cichu myśląc o nadchodzącej misji.

***

- Jak ja nie cierpię tego miasta - mruknął Clint, zerkając na ulice Odessy.- Ten brud.

- No wiesz Barton, to już nie zachodnia Europa - skomentował Barnes.- Nie wiem czemu postanowili, że akurat ty ze mną idziesz.

- Bo jestem ich kozłem ofiarnym - stwierdził.- No i dlatego, że Lena przysnęła i Wanda urwałaby mi jaja, gdybym próbował ją budzić. Ty też.

Szli spokojnie ulicą wielkiego, ukraińskiego miasta zmierzając do motorów, które zostawili w jakiejś uliczce. Bucky nie widział w tym mieście nic okropnego. Było, jak większość dużych miast jakie widział. Sam Nowy Jork w jego latach nie był czystszy, więc nie marudził. Bezpiecznie dostarczyli dokumenty do quinjeta, a następnie usiedli spokojnie aby odpocząć przed akcją. Lena, już obudzona, znów przeglądała jakieś pliki i co chwilę odgarniała niesforne włosy z twarzy. Z całej siły ściskała też nieśmiertelnik zwisający z jej szyi - James dobrze znał to zachowanie, była zamyślona i lekko zdenerwowana. Podszedł bliżej i położył dłoń na jej plecach. W efekcie rozluźniła się trochę. Dokumenty pisane cyrylicą przedstawiały obraz misji według Natashy. Jakimś cudem Fury posiadał tą teczkę.

- Nie chcesz odpocząć? - położył dłonie na jej biodrach, a głowę na ramieniu.

- Hey, get a room! - wrzasnął Scott sprawiając, że przewrócili oczami.

- Chciałam jeszcze coś poczytać - mruknęła.- Przygotować się najlepiej, jak się da.

- Znam cię i to oczywiste, że znasz to już na pamięć - zaśmiał się cicho.- Ile zostało?

- Dwie godziny - mruknęła, w końcu odrywając wzrok od papierów.- Nienawidzę mieć tyle czasu przed akcją, nie wiem co robić.

Kiwnął lekko głową i zerknął na zdjęcia, które przeglądała. Przedstawiały głównie wejścia do hangaru, jak i jego dach. Rosjanka sięgnęła po opakowanie jakiś orzechów - była typem człowieka, który potrafił jeść z nudów. Możecie sobie wyobrazić ile pożerała, gdy nie mogła ruszać się dalej niż na jeden korytarz.

- Znowu będziesz jeść? - zaśmiała się patrząc, jak wpycha do buzi kilkanaście orzeszków.

- Korzystam z dobrego jedzenia - odparła, prawie z całą pełną buzią.- Poza tym, trzeba mieć siłę w walce.

Kilkadziesiąt minut później, powoli zbliżali się do stalowych drzwi hali. Blondynka stanęła z boku, czekając aż jednemu z agentów uda otworzyć się drzwi. Wiedziała, że Echidna spodziewała się ich i tylko na nich czekała - dlatego miała być to kolejne, zabójczo trudna akcja. Sam kiwnął głową, a oni weszli do środka. Przywitały ich wystrzały z karabinów maszynowych. Falcon wzbił się w górę i szybko zdjął snajperów, ułatwiając im drogę. Część agentów zostało na dole, natomiast reszta ruszyła na górę. Blondynka postrzeliła mężczyznę celującego w Jamesa, który akurat mierzył się z innym przeciwnikiem. Na razie nie było nawet czasu na wielką walkę wręcz - wszędzie dało się słyszeć świst pocisków, przedzierających powietrze. Schowała się za ścianą i przeładowała swój karabin, po chwili wyskakując. Częściowo odgrodzili sobie drogę, więc część z nich ruszyła w ciemny korytarz na przeciwko. Uderzyła jakiegoś mężczyznę w prosto w krzyż, momentalnie powalając go na ziemię. Odgarnęła włos z twarzy i ruszyła za Barnesem, który wyrwał się do przodu. Skoczyła na plecy strażnika, podduszając go - następnie sturlała się na ziemię i kopnęła kolejnego prosto w żebra. Wyciągnęła sztylet i rzuciła nim w zbliżającego się mężczyznę, trafiając w gardło. Bucky zerknął na nią, a ona zrobiła wielkie oczy.

- Sznurówki!- zawołała, a on padł na ziemię tuż przed jej strzałem.- Wiem, że świetnie wyglądam ale napatrzysz się później.

Prychnął i oboje, oczywiście z asystą, ruszyli dalej. Chwilę później rozpętali walkę z ogromną ilością żołnierzy, pilnujących jakiegoś pomieszczenia. Rosjanka wykorzystując ich zawieruszenie, weszła do środka gdzie zobaczyła sześć osób pracujących przy komputerach. Wyciągnęła pistolet i strzeliła w sufit wiedząc, że na zewnątrz i tak latają pociski.

- Pod ścianę - warknęła po rosyjsku.- Ręce do góry chyba, że chcecie żebym wsadziła wam kulkę w łeb. Otwarte łby nieładnie wyglądają na pogrzebach.

Uśmiechnęła się szeroko, a następnie podeszła do urządzeń dalej mając ich na muszce. W tym momencie do środka wszedł James, który od razu przejął pilnowanie informatyków, aby mogła spróbować coś zrobić. Wbiła się do systemu i zaczęła ściągać dane na pendrive'a otrzymanego od Fury'ego. Kiedy wszystko było gotowe, uśmiechnęła się i schowała przedmiot do kieszeni.

- Co by tu z wami zrobić? - mruknęła, podchodząc do pracowników.

Jedna z kobiet wyglądała, jakby miała zwymiotować ze strachu. Pewnie wiele razy straszono ich i mówiono, co zrobią im Avengers po złapaniu.

- Spieprzać - powiedziała wprost, opuszczając karabin Barnesa.- I już nie wracać.

Spojrzeli na nią w szoku.

- Zanim zmienię zdanie - założyła dłonie na piersiach, a oni rzucili się do drzwi.

Lena kazała agentom ich przepuścić, a następnie stanęła po środku pokazując im małe urządzenie. Uśmiechnęli się i ruszyli na poszukiwanie reszty drużyny. Weszli do głównego pomieszczenia w hangarze w momencie, w którym Wanda zmiotła przeciwników na wszystkie strony świata. Rybakova zagwizdała i wychyliła się przez barierkę.

- Wiesz, że cię kocham?! - krzyknęła do niej, śmiejąc się.

- Wiem - Maximoff prychnęła.- Ale jako drugą w kolei.

Posłała jej oczko, a blondynka przewróciła oczami.

- Every blondie needs a brownie - podsumowała, kierując się do wyjścia.- Spokojnie Barnes, ciebie też mam na myśli.

Zaśmiał się i objął ją ramieniem, ruszając w kierunku odrzutowca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top