°dog tag°

Niewiele wychodziła z pokoju - zazwyczaj tylko na salę treningową. Po prostu nie umiała się zgrać. Nie chciała wpychać się im w towarzystwo, choć wyglądało jakby Wanda i Kate wręcz się do niej pchały. Blondynka czuła, że po prostu jest im jej żal. Choć w jakimś stopniu. Lena nie wychodziła też już na ten balkon - dziwnie się czuła po spotkaniu tam Jamesa. Była zła na siebie, że pokazała się od tej gorszej strony. Myślała o sobie wtedy, jako o płaczce z koszmarami, która jest, kolokwialnie mówiąc, nieogarnięta emocjonalnie. Przekręciła się na łóżku i zerknęła na godzinę - czwarta nad ranem. Dobrze wiedziała, że kiedy obudzi się o takiej godzinie, to już nie zaśnie. Stanęła na nogach i ruszyła do łazienki, gdzie opłukała twarz zimną wodą. Wyjątkowo, tamtej nocy koszmary nie doprowadziły jej do płaczu. Cóż, nie ważnie jaką zgrywała, jaką odwagę wyrażała jej postura czy cięty język- tak naprawę była jedną wielką rozsypką. Zatopionym parowcem, którego nie da się wyłowić.

Szybko ubrała leżący na szafce sportowy stanik oraz krótkie spodenki. Rzadko ubierała do treningu taki strój, ale doszła do wniosku, że na sali raczej nikogo nie będzie. Zerknęła jeszcze na małe cięcia na plecach, a następnie powoli wyszła na korytarz, nie chcąc nikogo obudzić. Szczególnie Barnesa, którego pokój był zupełnie obok jej. Wślizgnęła się do hali, ale przystanęła w progu. Wspomniany wcześniej mężczyzna stał tyłem do drzwi i z całej siły uderzał w worek treningowy. Blondynka od razu podejrzewała, że to on był sprawcą dziury w ścianie na przeciwko. Jak zwykle, uderzał perfekcyjnie - jak w szwajcarskim zegarku. Pot lśnił na jego nieokrytych plecach. Lena mimowolnie przyglądała się miejscu, gdzie jego metalowe ramię łączyło się ze skórą. Dalej była tam przeogromna blizna, którą pamiętała. Mimowolnie zerknęła na swoje ramiona, które nie wyglądały lepiej. Jedyny plus- nie robiły się czerwone, były strasznie wyblakłe, lecz w momentach, w których przypominała sobie jak powstały do nie miało znaczenia. W końcu zauważyła, że Barnes odwrócił się w jej kierunku. Kiwnęła głową, jakby wiedziała co innego zrobić.

- Przyjdę później.

- Zmieścimy się na jednej sali - mruknął.- Wiesz, że nikogo nie musisz unikać?

- Czemu tak myślisz? - kiedy podchodziła bliżej, starała się wydawać pewnie.

- Bo - przejechał dłonią po krótkich włosach.- Nieważne jak tego nie chcesz, to cię znam, tak jak ty mnie. Takie rzeczy się widzi.

Otaksował ją wzrokiem, a następnie poszedł po kolejny worek gdyż tamten pękł. Blondynka w tym czasie skierowała się w kierunku strzelnicy przeznaczonej dla Kate i Clinta, którą wykorzystywała aby ćwiczyć rzucanie na dużą odległość. Miała w sobie serum, które znacznie w jej tym pomagało - jej siła była wielka, tak samo jak zmysł wzroku więc trafienie nożem w punkt oddalony o trzydzieści metrów nie był niczym dziwnym. Zamachnęła się, a ostrze wbiło się prosto w głowę manekina. Czuła, że mężczyzna się jej przyglądał więc uśmiechnęła się pod nosem i rzuciła jeszcze raz, dwa sztylety na raz.

- Popisujesz się - powiedział cicho, próbując ukryć uśmiech.

Z tego co pamiętał, czasem lubiła się popisywać - tak po prostu, dla zabawy. Rybakova zerknęła przez ramię, gdzie mężczyzna na nowo uderzał worek. Odwróciła się i ponownie skupiła się na treningu, który zdecydowała się kontynuować w interaktywnej części, którą pokazała jej Wanda. Ustawiła program i się przygotowała. Tuż przed pojawieniem pierwszej postaci wyklęła jeszcze to, że nie związała włosów. Zrobiła przewrót do przodu unikając uderzenie toporem. Kopnęła przeciwnika w klatkę piersiową, upadając na plecy. Gwałtownie skoczyła na nogi, uderzając kolejnego. Ostatniemu skoczyła na plecy i oparła jego szyję udami, jakby podduszając. Stanęła na ugiętych kolanach i zerknęła w prawo, gdzie James otaksował ją wzrokiem. Albo on zerkał na nią, albo ona na niego. Przygryzła wargę i ruszyła w kierunku wyjścia z hali.

Bucky westchnął. Czasem chciał z nią porozmawiać jak kiedyś, ale wiedział, że w tamtym momencie było to po prostu niemożliwe. Dalej budził się w nocy po koszmarach, w których przypominał sobie kolejne rzeczy jakie spotkały go w ZSRR. Miał już dość - stania na baczność, bycia silnym, bycia wystawionym na paszcze mediów i sprawiania drużynie problemów. Przygryzł wargę, aż do krwi. Następnie wziął butelkę wody i także ruszył do wyjścia - nigdy nie zawiązywał dłoni do uderzeń, a tym bardziej nie nosił rękawic. Z obrzydzeniem zerknął jeszcze na metalową rękę. Nie była to już może ta Hydry, ale i tak nienawidził na nią patrzeć. Przypominała mu jak wiele zrobił, ile osób pozbawił życia a ile rodziny. Pokutował za to każdego dnia, płacząc po nocach, wbijając paznokcie w dłoń, uderzając głową w ścianę. Powoli usiadł na łóżku w swoim pokoju i zerknął na jedyne zdjęcie w pomieszczeniu. On i Steve śmiejący się na cały głos przy jakiejś mapie, a dokładnie dwa tygodnie później szatyn wypadł z pociągu w Alpach. Złożył ramkę i odgonił łzę z policzka.

Wanda, jak zwykle, od rana chodziła po całej kuchni. Tym razem postanowiła ugotować coś dla wszystkich, aby w końcu usiedli jako drużyna, jak wcześniej. Miała też nadzieje, że dzięki temu jakoś ściągnie Lenę do salonu, w którym była może raz. Szatynka doskonale rozumiała, jak się czuła. Pamiętała w końcu swoje pierwsze dni w centrum. Jedyną osobą z jaką rozmawiała był Steve, choć większość czasu siedziała tylko i wyłącznie w swoim pokoju, próbując nie rozpłakać się na myśl o bliźniaku. Gdyby nie wytrzymałość Rogersa być może w życiu nie wyszłaby już do ludzi. Wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej.

- Hej, Wanda - Sam wszedł do środka i wybudził ją z letargu.

Uśmiechnęła się szeroko. Wilson od początku był jednym z jej najbliższych przyjaciół i cieszyła się, że zna kogoś takiego. Ostatnio jego stan znacznie się poprawił - szczególnie przez zmniejszenie skutków zespołu stresu pourazowego, choć żarty oczywiście się nie zmieniły.

- Gordon Ramsay by się przy tym schował, kobieto! - zawołał, doprowadzając ją do chichotu. - Myślisz, że uda się wszystkich ściągnąć?

- Mam taką nadzieję - westchnęła.- Oczywiście, Bucky i Lena to najtrudniejsze zadanie. Jego możesz jeszcze przekonać ty, ale... Nie wiem. Ja w takiej sytuacji miałam Steve'a. Oby Bucky był kimś takim dla niej, pomimo wszystkiego.

- Tęsknie za tym świętoszkiem - mruknął Sam, zerkając na zdjęcie.

- A nie za American Ass? - posłała mu kuksańca w żebra, a on zachichotał.- Ja też, w ogóle kiedy my ostatnio byliśmy na cmentarzu...

Pokiwał głową i kiedy nie patrzyła, zgarnął kawałek szpinaku w cieście francuskim i jak niewiniątka zaczął się wycofywać.

- Wilson - mruknęła.- A ty myślisz, że gdzie idziesz?

- Zawołać wszystkich?

- Friday, powiedz, że kolacja jest gotowa.

- Oczywiście, panienko Maximoff - usłyszeli, a czarownica uśmiechnęła się szeroko.

Szatynka wskazała na talerze, a Falcon westchnął i zaczął je powoli rozkładać. Do salonu wbiegła młodsza część zespołu i usiadła przy twoje. Po chwile dotelepali się Clint, Scott jak i Hope. Kiedy już zaczynali do środka wszedł jeszcze Bucky, ale nikt więcej. Czarownica westchnęła i skupiła się na swoim posiłku. Wszyscy śmiali się z Bartona, który próbował rzucić Samowi kawałek tarty do ust, kiedy Kate uśmiechnęła się i spojrzała w drugą stronę, czym przykuła uwagę reszty. Lena stanęła w progu, przyglądając się im chwile. Scott przesunął się o jedno miejsce, zwalniając te obok Barnesa, który przewrócił oczami.

- Miło, że postanowiłaś dołączyć - powiedział Peter, chcąc przerwać ciszę.

- Chyba nie mogłam tego przegapić - odpowiedziała, miętoląc coś w dłoni.

Clint wrócił do swojej zabawy, a szatyn dostrzegł coś blondynka miała na szyi. Srebrna plakietka znajdowała się zupełnie między jej piersiami. Pamiętał, jak jej to dał. Nieśmiertelnik, na którym było jego imię i nazwisko, i miejsce urodzenia. Powiedział, żeby go przechowała, wzięła gdyby znów zapomniał- a potem to zrobił. Nie myślał, że mogłaby go mieć. Lena zerknęła na niego ukradkiem i szepnęła:

- Pogadamy, kiedy wszyscy wyjdą.

Kiwnął głową, ale zmarszczył brwi. Czy tylko dlatego przyszła? Czemu się dystansowała i nagle postanowiła porozmawiać? Pokręcił głową i wyłapał jeszcze pytające spojrzenie Maximoff. Kobieta zdążyła go dobrze poznać przez tamten rok. W końcu polubili się już na lotnisku w Berlinie, a żołnierz dalej był wdzięczny za uratowanie życia- a dokładniej jego gardła przed pazurami Czarnej Pantery. Wanda uniosła dłoń w poddańczym geście i chcąc zakończyć męczarnie Wilsona, który chciał się odwdzięczyć Bartonowi, wepchnęła mu mocą kawałek do ust. Pisnął zaskoczony, a reszta się zaśmiała.

- Z kim ja trenuję? - spytała Kate, kręcąc głową.- Clint, jeśli się udławisz...

- Nie, nie dostaniesz mojego sprzętu. Swój sobie załatw, dzieciaku - odpowiedział z pełnymi ustami, a ona warknęła.

Lena uśmiechnęła się lekko. W życiu nie widziała tak pozytywnej atmosfery, na żadnym obiedzie ani niczym takim. Sama nie wiedziała czemu zdecydowała się zejść. Może chciała pokazać Jamesowi, że wcale się nie boi i ich nie unika? W końcu było to bardzo w jej stylu. Blondynka nie mogła za to wytłumaczyć, co jej odbiło jeśli chodziło o nieśmiertelnik. Mogła podrzucić go do pokoju, albo w ogóle nie oddawać. Za to wyglądało to tak, jak chciała tak coś przekazać. Oczywiście, tylko to tak wyglądało. W końcu, cudem, udało im się zostać w salonie we dwójkę. Rybakova zdjęła nieśmiertelnik z szyi i położyła go na dłoni szatyna.

- Powiedziałeś mi, żebym trzymała go gdybyś znów zapomniał - zaczęła. - Dalej nosiłam go w kurtce. Może i teraz pamiętasz, ale to jest twoje. Łącznik z przeszłością, lepszą niż nasza wspólna. To przeszłość, o której powinieneś pamiętać.

Odwróciła się na pięcie i wyszła, nie dając mu szansy na wyduszenie nawet słowa. Patrzył tylko na łańcuszek w swojej prawej dłoni, który sprawił, że do jego głowy napłynęły wojenne wspomnienia. Dzień, w którym go wybito pamiętał jakby to było wczoraj. Był wtedy z siebie dumny - w tamtym dniach w ogóle miał jeszcze możliwość do bycia dumnym z samego siebie. W przyszłych latach, po tym wszystkim co zrobił? Czuł, że nie ma do tego żadnego prawa.

Zatrzasnęła za sobą drzwi i złapała się za głowę. Zaczęła kląć na siebie pod nosem. Była zła na siebie. Była zła za to, że chciała zatrzymać ten nieśmiertelnik. Oddała go, tak jak powinna - raz zrobiła coś, co powinna. Miała to ze sobą tak długi czas, ale nie siadała z tym w jakimś spokojnym miejscu i nie rozmyślała.

- Pięćdziesiąt osiem lat świętego spokoju od tego - mruknęła.

Najchętniej walnęłaby głową w ścianę. Miała większe problemy na głowie niż to jedno uczucie - dalej próbowała pokonać koszmary i wiedziała, że ma Red Room na ogonie. Zerknęła na metalową opaskę na kostce. De facto, znów była uwięziona, choć taka forma się jej podobała. Sięgnęła po pilota i włączyła jakąś piosenkę. Scarlet Witch wcisnęła jej to mówiąc, że się przydaje. Blondynka zauważyła, że szatynka próbowała spędzać z nią trochę czasu. Zaczęła się kołysać do rytmu. Nieważnie jak próbowała o tym zapomnieć, umiała tańczyć. Nawet kiedyś to kochała, a podświadomie być może dalej. Ruch, muzyka, emocje. Czuła się jak dawno temu, gdy chciała zostać baletnicą, jak wiele normalnych dziewczynek. Choć nie była już normalna, tańczyła. W dresach i koszulce, a nie pięknym stroju ale tańczyła.

Czasem nawet najbardziej dziwny i zniszczony człowiek, chce się uśmiechnąć i zrobić coś prozaicznego.

Sięgnęła po paczkę papierosów, którą ubłagała u Langa dwa dni temu. Spytała właśnie jego, bo czuła, że najszybciej przystanie na jej prośbę. Zaciągnęła się i tanecznym krokiem podeszła do okna.

***

Kate ziewnęła i przymknęła oczy. Cały ostatni tydzień zbierała informację o jakiejś grupie terrorystycznej i hakerskiej, aby mogli odbić rządowe pliki. Mogła wykorzystać to, że jej ojciec był w końcu wysoko postawionym bankierem- miał mnóstwo znajomych zamieszanych w tego typu rzeczy. Nigdy nie interesowała ją robota ojca, matki także. Zawsze chciała robić coś innego - szczególnie, kiedy podczas jednej z lekcji łucznictwa swojej starszej siostry odkryła, że ma dobre oko i sam sport się jej podoba. W pewnym momencie ojcu przestało jej się podobać to duże zaangażowanie w strzelanie - chciał, aby jego córki dowodziły firmą. Od momentu, w którym Bishop złapała łuk na tamtym przyjęciu, pomagając w schwytaniu napastnika, wiedziała co chce robić. Nikt nie mógł jej od tego odwieść, szczególnie kiedy po kilku misjach dla Nicka, Barton zaczął pomagać w jej szkoleniu. Oczywiście, kiedy łaskawie skończył nosić się jak ninja.

Ktoś dotknął jej ramienia, a ona podskoczyła. T'Challa, który przyjechał wczoraj odwiedzić Shuri, uśmiechał się lekko. Zdjęła słuchawki, próbując nie ziewnąć po raz kolejny.

- O, cześć - powiedziała.

- Cześć - mruknął. - Chciałem ci podziękować.

- Za co? - spojrzała na niego zdziwiona.

- Za wsparcie - powiedział, a ona zrozumiała.

- To nic - zachichotała. - W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Poza tym, sama przeżyłam coś podobnego.

Uśmiechnął się lekko i usiadł obok niej zerkając na ekran z notatkami. Brunetka sama nie wiedziała ile już ich było. Obiecała Sam'owi, że jutro je wszystkim przedstawi, więc chciała się z tego wywiązać. Dlatego właśnie tak nad tym ślęczała, ale nie miała zamiaru narzekać na to, że król Wakandy postanowił jej poprzeszkadzać.

- Mam to jutro wszystkim pokazać i będziemy powoli opracowywać plan - wyjaśniła, widząc jego pytający wzrok.- Wszystko dobrze?

- Tak, w państwie właściwie wszystko wróciło do normalności i...

- Ale ja nie pytałam o kraj, T'Challa - odparła, poważniejąc.

Westchnął i poprawił się na krześle.

- Staram się skupić na tym, co powinienem robić - mruknął.- Ale jest ciężko. Jak Shuri?

- Wir pracy - zrobiła kwaśną minę.- Ostatnio z Wandą udało nam się ją od tego oderwać, ale Barnes postanowić dać się postrzelić i znowu. Teraz doszła do wniosku, że ta opaska Leny jest masakryczna i robi coś wygodniejszego, jak to określiła.

Pokręcił głową i zerknął w bok. Hawkeye przymknęła oczy i ułożyła się wygodniej na krześle, kładąc nogi na stole. Wtedy zerknął na nią i chwilę się jej przyglądał. Dobrze o tym wiedziała, ale dalej miała zamknięte oczy. Strasznie chciało się jej spać. Po chwili doszła do wniosku, że boli ją tyłek i je otworzyła. Mężczyzny już nie było, więc wzruszyła ramionami i sięgnęła po kubek, w którym była zimna już kawa. Doszła do wniosku, że idzie spać i najwyżej zwali na to, że Peter przeszkadzał jej w pracy. Wstawiła kubek Clinta do zlewu, a następnie powoli poszła w kierunku swojego pokoju. Przystanęła zaskoczona, kiedy usłyszała odgłosy walki w sali treningowej. Zerknęła na zegarek, który pokazywał pierwszą w nocy. Bucky, jak każdej nocy, z całej siły uderzał w worek treningowy. Westchnęła i ruszyła w swoją stronę. Kiedyś wchodziła do środka, aby spróbować namówić go na przespanie się, lecz przestała kiedy nie dawało to żadnych efektów. Była jeszcze na tyle dobra, że przyniosła mu whiskey ale potem wolała sama iść spać, niż poświęcić milisekundę nocy na użeranie się z upartym żołnierzem.

James widział tylko cień poruszający się po korytarzu, ale czuł, że to młoda bohaterka. Była jedną z niewielu, która zostawała w salonie do tak późnej godziny. Tego dnia nawet nie próbował spać - miał w głowie zbyt wiele myśli, które koniecznie chciał wyrzucić. Albo chociaż się wyżyć. Jeszcze raz zerknął na nieśmiertelnik, leżący obok butelki wody. Aż zrobiło mu się niedobrze na myśl o latach wojny- myśląc o tym zrozumiał, że właściwie całe jego życie było jedną, wielką i nieskończoną wojną. Dlatego każdej nocy uderzał za choć jedno złe wspomnienie - za choć jedno zabójstwo.

Przetarł twarz ręcznikiem i zgarniając powoli swoje rzeczy, poszedł do siebie. Rozejrzał się po dobrze mu znanych, cichych i szerokich korytarzach. Steve mówił, że podczas ich pięcioletniej nieobecności wiele się tam zmieniło. Blondyn twierdził, że było pusto, cicho. W końcu pozostał tam tylko on i Natasha. Barnes zerknął na brązowe drzwi, znajdujące się obok niego. Postawił wodę na ziemi, a następnie powoli je pchnął. Lena leżała na łóżko, co chwilę skopując z siebie kołdrę. Wiedział, że nie powinien tam wchodzić - z powodów oczywiście moralnych, ale też takich, że w każdej chwili mógł dostać kulkę w łeb. Był pewien, że miała broń pod poduszką. W końcu prawie każdy z nich miał. Położył nieśmiertelnik na materiale przy jej głowie, a następnie wyszedł. Wrócił w końcu do siebie, gdzie wziął prysznic i doszedł do wniosku, że spróbuję przespać choć chwilę, nawet nie robiąc sobie złudnej nadziei, że nie dorwą go koszmary.

***

- Brawo Kate - powiedział Sam, a ona ukłoniła się dumnie.- Mamy większość informacji.

Wszyscy, łącznie z Rosjanką, znajdowali w małej sali konferencyjnej i analizowali dane. Szczerze mówiąc, Rybakova sama nie wiedziała co tam robiła. Przyszła, bo Wanda przez okrągłą godzinę trąbiła jej nad uchem, że może się przydać. Na razie blondynka stała w kącie i spoglądała na notatki. Widać było, że był to naprawdę porządny research i była pod wrażeniem. Po chwili Wilson włączył jakieś nagranie, na którym było widać mężczyznę w jakimś kombinezonie, który grzebał w komputerze. Kolejna czwórka pilnowała związanych i przerażonych ludzi. Wytężyła wzrok, zauważając jakiś mały symbol na nadgarstku hakera. Odepchnęła się od ściany, zwracając uwagę Avengers. James uniósł brew, widząc jej skupiony wzrok i zaciśniętą szczękę- to nie wróżyło nic dobrego. Nagle podeszła do nowego Kapitana i zabrała mu pilota.

- Co do... - warknął, ale Rosjanka już cofała wideo.

W końcu zatrzymała - była pewna, że w tym momencie symbol jest najlepiej widoczny. Wskazała na to miejsce, a Bucky aż się wyprostował.

- Friday, przybliż tą naszywkę i wyostrz - odezwał się.

Ukazał się im wizerunek kobiety. Od pasa miała ogon węża, za to w dłoni trzymała bicz. O takiej organizacji jeszcze nie wiedzieli - nie znali nawet jej imienia.

- Echidna - odezwał się Peter. - Pół kobieta, pół wąż. Matka wszystkich potworów.

- I wyrostek Hydry przy okazji - mruknęła Lena.- Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał kontynuować ich dzieło. Nawet pod inną nazwą.

- Skąd o nich wiesz? - spytał Scott, odchylając się na krześle, przez co prawie się przewrócił.

- Zamordowali jedną z agentek - mruknęła.- Krwi prawdopodobnie użyli do kolejnych eksperymentów i...

Lang odchrząknął i zerknął na Shuri, Cassie, Petera i Kate. Bishop przewróciła oczami, za Wanda nie mogąc się powstrzymać, zachichotała. Hope za to uniosła brew.

- To chyba nie jest wiedza przeznaczona dla was - mruknął Sam, zerkając na Lenę aby upewnić się co chciała powiedzieć.

- Starcze spierdolenie cię dopadło, Wilson? - spytała czarnowłosa, a Bucky zaczął się śmiać.

Po chwili dołączyła do niego większość drużyny, nawet Rybakova. Nie wiedziała ona czy śmieję się z tego, co powiedziała Kate czy dlatego, że reszta się śmieje.

- Kontynuuj - wysapał w końcu Clint.

- Trzy miesiące temu jedna z dziewczyn miała infiltrować te grupę - machnęła dłonią w kierunku ekranów.- Chyba nie podołała, bo przywieźli ją w... nawet nie wiem jak to nazwać. Miała wyrwany język, wydłubane oko, odcięte palce u dłoni, oderwany sutek i według służbowego koronera, którego trochę przycisnęłam, podczas tortur była wielokrotnie gwałcona.

Zamilkli. Nie mogli uwierzyć własnym uszom. Zerkali tylko na stół, nie do końca wiedząc co powiedzieć. James zerknął na blondynkę czujnym wzrokiem. Na słowo "gwałt" zachciało mu się wymiotować. Wspominał w głowie urywki, jakie pamiętał z ZSRR oraz słowa Ivana przed śmiercią.

- Nie wyobrażam sobie tego - szepnęła Shuri, a wszyscy wiedzieli co miała na myśli.

- Obyś nie musiała tego przejść - mruknęła Lena i odwróciła się przodem do ekranu.

Jej ton nakierował wszystkich na jedną myśl - "dokładnie wiedziała jak to jest". Rosjanka mimowolnie złapała nieśmiertelnik i zaczęła się nim bawić. Zawsze bawiła się naszyjnikami i wisiorkami jakie miała na szyi, kiedy nie wiedziała co zrobić z rękami. Tamtego poranka, bo chyba tak mogła nazwać czwartą nad ranem, znalazła go na poduszce tuż obok swojej głowy. Nie dość, że zastanawiała się dlaczego znów jej go dał, to myślała jeszcze jakim cudem się nie obudziła, gdy przyszedł.

- Wiesz o nich coś jeszcze? - spytał Wilson, wyrywając ją z zamyślenia.

- Powstali na terenie Demokratycznej Republiki Konga, ale rozrośli się w zajebistym tempie - mruknęła, opierając się o stół.- W większości używają broni Hydry, głównie ulepszonej. Kontynuują też eksperymenty na ludziach w nowej formie chcąc, aby byli...Bardziej posłuszni.

Część drużyny zerknęła na Maximoff i Barnesa. Lena odchrząknęła, chcąc oderwać od nich spojrzenia.

- Prócz tego nie wiem nic - powiedziała.- Wyżej postawieni generałowie Red Roomu na pewno wiedzą więcej, ja już nic.

Kiwnął głową, uśmiechając się lekko. Wbrew pozorom, dała im mnóstwo informacji. Odkryli o jak wielu rzeczach nie mieli jeszcze pojęcia.

- W takim razie - Barton poprawił się na krześle.- Niestety musimy chyba czekać na ich uderzenie. Nie wejdziemy do mrowiska, kiedy nie wiemy czy robale w środku nie trują.

Lena przechyliła głowę na bok, ale po chwili lekko nią pokiwała. Bohaterowie zaczęli powoli wychodzić z pomieszczenia.

- Mówiłam, że się przydasz - Wanda uśmiechnęła strasznie szeroko, a Rosjanka lekko prychnęła.- Idziesz z nami potrenować?

Założyła włosy za ucho i milczała przez chwilę. Teoretycznie nie miała nic do stracenia, poza tym już naprawdę nie miała pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Kiwnęła głową sprawiając, że wiedźma uśmiechnęła się po raz kolejny. Ruszyły się przebrać, a szatynka zadeklarowała, że po nią przyjdzie. Wdowa dość szybko polubiła młodą dziewczynę, choć nie była pewna jej intencji. Może po prostu od czasu do czasu była zadowolona z tego, że miała z kim porozmawiać.

Założyła jakieś czarne legginsy oraz bezrękawnik tego samego koloru. Następnie sięgnęła po butelkę wody i telefon, który otrzymała od drużyny. Otworzyła drzwi akurat w momencie, kiedy Maximoff miała zapukać. Razem ruszyły w kierunku hali, a dziewczyna zmarszczyła brwi. Nigdy nie miała kogoś z kim mogłaby pogadać na luzie - Melina niestety nie była jej przyjaciółką, w Red Room'ie nie było czegoś takiego. Można było mieć ewentualnie sojusznika i to zazwyczaj czasowego. Przy Wandzie czuła się dziwnie swobodnie, a to właśnie chciała osiągnąć Scarlet Witch.

Weszły do środka, gdzie Clint i Kate wybierali już strzały, których mieli zamiar używać. Shuri i Cassie biegały, a Scott próbował unieść sztangę pod czujnym okiem Hope oraz T'Challi, który tak naprawdę po cichu się z niego nabijał. Sam i Bucky jeszcze nie przyszli.

Lena pisnęła, kiedy coś przeleciało jej nad głową. Peter jakby nigdy nic chodził po suficie i śmiał się, jak po pijaku. Zerknęła na Wandę pytająco, na co ta mruknęła, że to norma. Wdowa przeszła do własnej rozgrzewki, a następnie stanęła przy macie.

- Mogę spróbować z panią powalczyć? - Parker nagle znalazł się po jej lewej.

- Czemu nie - wzruszyła ramionami. - I błagam, tylko nie "pani".

Stanęli na przeciwko siebie i wyjątkowo, to ona zaatakowała pierwsza. Dzieciak był szybki, ale łatwo gubił gardę, przez co dość szybko uderzyła go w obojczyk, a on zatoczył się do tyłu. Posłała mu zachęcający uśmiech, a on wrócił na pozycję. Nawet nie wiedziała, w którym momencie walki dostała przytwierdzona pajęczyną do ziemi.

- Nice move, kid - powiedziała, a on pisnął podekscytowany.

Zerknęła w drugą stronę i zobaczyła Jamesa i Sama, którzy przyglądali się im z lekkimi uśmiechami. Odwróciła wzrok i podziękowała chłopakowi za odklejenie tego świństwa. Pomyślała, że jest naprawdę słodki. Po nich na ring wszedł Lang i van Dyne, więc Rybakova pozostała blisko aby się przyglądać. Jak się okazało, Ant-Man dość szybko dostawał łomot, choć słyszała jak Shuri mówi, że jest z nim coraz lepiej. Wspomniana dziewczyna po chwili stanęła obok niej.

- Nawet ci nie podziękowałam - powiedziała, a Rosjanka uniosła brew.- Uratowałaś mi życie.

Posłała jej lekki uśmiech i kiwnęła głową.

- To może Barnes i Lena? - zaproponował Clint, a wspomniana dwójka zerknęła na siebie.

Przez chwilę nie była przekonana, ale kiedy James posłał jej ten swój sprytny uśmiech wiedziała, że chce utrzeć mu nos. Stanęli na przeciwko siebie.

- Żadnej broni - powiedział szatyn, a ona kiwnęła głową na zgodę.

Tak rozpoczął się ich zabójczy taniec. Gładko przemykali pomiędzy sobą, właśnie jakby tańcząc latynoski taniec. Szatyn złapał ją za biodro, więc walnęła go łokciem w chwilo odsłonięte jabłko Adama i przetoczyła się do przodu. Drużyna za to patrzyła na to oniemiała. Peterowi oczy świeciły się, jakby zobaczył kolejnych przybyszy z kosmosu, za to Kate rozmawiała po cichu z T'Challą i Clintem o poszczególnych ruchach. Sam stał trochę z boku i dokładnie obserwował. Widział w dziewczynie ruchy Barnesa, było widać, że ją uczył- mimo to, walczyli na zupełnie równym poziomie.

W końcu Lena wygrzebała sztylet z nogawki i przyłożyła go do gardła Jamesa, a on zrobił to samo jej. Unieśli brwi, uśmiechając się.

- Chyba jednak znamy się za dobrze - skomentowała i usłyszała jak ktoś za nią piszczy podekscytowany.

Oczywiście, był to Peter.

Scott za to zaczął klaskać, ale nagle przestał kiedy wszyscy dziwnie na niego spojrzeli.

- Nie? No dobrze, miły chciałem być...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top