°cigarettes°
- Echo, zabierz go stąd! - wrzasnął Clint, naciągając na cięciwę trzy strzały.
Byli właśnie na kolejnej misji, walcząc przeciwko Echidnie. Tym razem agentów było o wiele więcej i aktualnie walczyli na czas, czekając na wsparcie od Fury'ego i Hill. Byli na jakiejś z mniejszych uliczek Manhattanu, próbując udaremnić kolejny atak. Blondynka sprintem ruszyła do Sama, który został postrzelony osłaniając dwójkę łuczników. Rana wyglądała paskudnie, a mnóstwo krwi plamiło jej granatowy kombinezon. Najszybciej jak się dało, przeniosła go do środka jakiegoś budynku rozrywając kurtkę, która była częścią jej stroju. Doszła do wniosku, że skoro pod spodem ma kolejne warstwy to jej nie potrzebuje. Odgarnęła jasny warkocz na bok i przycisnęła ciemny materiał do rany. Po chwili Wilson odepchnął jej dłoń, robiąc to samemu. Nie miała pojęcia czy powinna przy nim zostać, czy biegnąć im pomóc. Nie chciała, żeby Kapitan Ameryka wykrwawił się pod jej okiem. Przy okazji, nie chciała żeby Sam się wykrwawił. Zdążyli się porozumieć odkąd znalazła się w centrum Avengers. Okazało się, że rozumie ją i Bucky'ego lepiej niż mogła się spodziewać. Też miał zespół stresu pourazowego, zmagał się z koszmarami oraz lękiem czy paniką. Wojna robiła z ludźmi nie wyobrażalne rzeczy - w sumie nie tylko ona sama, ale także jej pomioty.
Jej krótkie rozmyślanie przerwał Wilson, który chwycił tarczę i wystawił ją w jej kierunku. Uniosła brwi. Co on niby chciał, żeby zrobiła?
- Matko, nie patrz tak tylko bierz - przewrócił oczami.- Oboje wiemy, że umiesz się tym obronić.
Faktycznie, kiedy Alexei Shostakov jeszcze żył, zdarzyło się jej trenować z podobną bronią.
- Poza tym, daj Barnesowi - mruknął.- Niech się chwilę pobawi, nie umrę w dziesięć minut.
- Pożyczasz na jedną nockę? - uśmiechnęła się lekko.- Oderwę ci łeb, jeśli się wykrwawisz!
- Dlatego nie chcę tego robić! - zawołał.
Złapała vibranium lewą ręką. Faktycznie, noszenie tej broni było dziwne - jakby na człowieka automatycznie przelewała się odpowiedzialność. Podejrzewała, że to głównie przez Rogersa, który wyrobił temu kawałkowi metalu niezłą renomę. Zaczęła wracać na swoją poprzednią pozycję. Uniosła tarczę, chroniąc się przed falą pocisków nadchodzących w jej stronę. Wtedy zaczęła się po ważnie zastanawiać czy nie poprosić Shuri o zrobienie jej takiego cacka, bo było przydatne bardziej niż ramię Zimowego Żołnierza. Posłała broń na przeciwległą ścianę, a ona odbiła się jak bumerang i uderzyła snajperów w głowy. Pisnęła i złapała ją w powietrzu.
- Naprawdę chcę to pod choinkę - mruknęła pod nosem idąc dalej.
Na horyzoncie zobaczyła Jamesa, która walczył właśnie z czterema agentami, przy lepiej asyście Parkera, który jednak miał dużo roboty z resztą snajperów. Co jakiś czas zerkała na partnera, aby wybrać dogodny moment na przekazanie mu tarczy. W końcu szatyn powalił ostatniego z mężczyzn i spojrzał w jej stronę. Uniósł brwi, widząc jak sprawnie posługuje się ona bronią jego przyjaciela.
- Hej солдат! - wrzasnęła i obracając się wokół własnej osi rzuciła tarczę w jego stronę.
Złapał ją z łatwością, przy okazji uderzając kolejnego podludka Echidny. Blondynka wróciła do walki, bez większego problemu pokonując każdego na swojej drodze. Uśmiechnęła się, wykręcając jednemu z nich rękę. Pracował kiedyś dla akademii, więc skopanie go sprawiło jej wielką przyjemność. Znalazła się bliżej partnera, mierząc się z kolejnym mężczyzną. Bucky rzucił tarczą, chroniąc ją przed dźgnięciem.
- Спасибо вам большое - powiedziała, uśmiechając się półgębkiem.- Nice toy.
Pokręcił tylko głową.
Nagle ktoś skoczył na jej bok, a ona przetoczyła się do przodu unikając uderzenia. Stała przed nią zamaskowana postać, kobiecej postury. Cały jej kombinezon był czarny, a maska na twarzy miała złote elementy. Włosy skutecznie zasłaniał wielki kaptur. Ruszyła do ataku, a Rosjanka zaczęła unikać ciosów, jednocześnie analizując jej sposób walki. Przeraziło ją to, że walczyła jako ona - jak Czarna Wdowa. Zablokowała jej cios i wymierzyła kopnięcie prosto w pochwę. Przeciwniczka zdążyła się odsunąć, przez co jednak dostała w biodro. Odskakując od siebie, a po chwili blondynka poczuła okrutny smród. Od razu zaczęła się oddalać w drugą stronę, ale nie wiele zdążyła zrobić. Mamy granat wybuchł, odrzucając ją do tyłu. Przeturlała się kilka metrów dalej. Nic nie słyszała i prawie nic nie widziała. Nawet nie próbowała wstawać, tylko leżała na asfalcie mając nadzieję, że niczego jej nie urwało. Nagle ktoś podjął próbę podniesienia jej z ziemi, a ona nie była szczególnie pomocna. W końcu została wzięta na ręce.
James wrzasnął do łuczników, żeby go osłaniali i biorąc Rosjankę na ręce, ruszył w kierunku pojazdu, którym tu przyjechali. Chwilę później Wanda dała mu znać, aby tam został gdyż sprzątnęli już wszystkich agentów i szli jeszcze zgarnąć Sama. Pogłaskał blondynkę po głowę. Na szczęście nie była jakoś poważnie ranna, ale definitywnie ogłuszona, przestała kontaktować. Przypomniało mu to o wybuchu, tym który miał miejsce ponad pół wieku temu. Oparł podbródek o dłoń, cały czas się jej przyglądając. Była z nimi już trzy miesiące, a on nie mógł uwierzyć, że jego samozwańczy i wymyślony na kolanie plan naprawdę się powiódł. Odkąd odzyskał pamięć czuł, że czegoś mu brakowało, ale nie myślał, że to ona była tym elementem. Dopiero to krótkie nagranie z monitoringu coś w nim ruszyło, bo nie mógł uwierzyć, że to ona. W końcu Hydra nie dość, że usuwała jego wspomnienia to jeszcze, jak się okazało, potrafiła je modyfikować. Nagle, przez trzymanie dłoni na biodrze Echo, poczuł jak próbuje ona wstać.
- Hej, uważaj - powiedział cicho.- Ostro dostałaś.
- Widziałeś ją? - spytała, nie zważając na jego słowa.- Walczyła jak my.
Zimowy Żołnierz zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia o kim mówiła Lena, nie widział z kim walczy. Po prostu nie miał czasu, aby zbyt długo się za nią oglądać.
- Błagam, nie strasz mnie, że oszalałam i mi się przewidziało - mruknęła, łapiąc się za głowę.
- Skoro prawie straciłaś słuch przez wybuch, to raczej nie - odparł i prychnął cicho.- Leż, вдова.
- Sam już zdążył się już wykrwawić? - mruknęła, przykładając dłoń do czoła.
Ból rozsadzał jej czaszkę.
- Chyba niestety nie - westchnął.- A już planowałem kankana na nagrobku.
Prychnęła, przymykając oczy. James oparł się o siedzenie, robiąc to samo. Jedyne co blondynka miała ochotę zrobić, to pójść spać - i to od początku dnia. Cały poranek źle się czuła, więc jedyne co chciała zrobić po misji to leżeć, czytać "Mistrza i Małgorzatę" po raz setny oraz spać. Już nawet nie chciało się jej opieprzyć Barnesa za masowanie jej uda. Raczej jej to nie przeszkadzało, ale powinna - dla samego faktu. Kiedy tak myślała, wróciła w końcu reszta drużyny więc przez tymczasowy brak miejsca była zmuszona usiąść. Oparła obolałe ciało o bok Zimowego Żołnierza, a Falcon klepnął ją delikatnie w ramię.
- Witam w klubie sierot! - zawołał, a ona przybiła mu piątkę.- Pobawiłaś się tarczą?
- Tak - pokręciła lekko głową wiedząc, że mężczyzna próbuje odwrócić jej uwagę od uczucia otumanienia.- Zajebiste cacko, na pociski wolę to niż ramię Jamesa.
- No, Buck - Wilson klepnął go w kark.- Dostałeś kosza.
- A to on już go nie dostał wcześniej? - zaśmiała się Kate, która właśnie bandażowała swoją rozciętą dłoń.- Mamy pliki?
- Tak - odparła Maximoff.- I broń do analizy. Nie zechcę zapeszać, ale myślę, że właśnie wkroczyliśmy na ścieżkę prowadzącą do ich największej bazy, do ich rozbicia.
Te słowa napełniły Lenę, jak i Bucky'ego ogromną radością, której oczywiście nie ukazali. Ostatnimi czasy, dniami i nocami siedzieli nad informacjami, które zebrały. Życie bohatera nie opierało się tylko o niezwykłych, spektakularnych walkach, ale też na porażkach, nudnym research'u i żmudnej infiltracji. W tym ona i Zimowy Żołnierz, ze swoją ogromną wiedzą, byli najważniejszymi elementami układanki. Można powiedzieć, że byli wiatrem, który tylko czekał aby zawiać i zdmuchnąć domek z kart. Ta dwójka miała całą listę takich domków do zniszczenia. Większość z nich znajdowała się w Rosji.
W końcu dotarli do bazy, gdzie Sam od razu został przewieziony do doktor Cho. Rybakova długo się zapierała, a w końcu zrezygnowała przez spojrzenie Wandy i także dała się zbadać. Jak się okazało, nie stało się jej nic poważnego więc mogła w końcu zawitać w swoim pokoju i położyć się spać. Wzięła szybki prysznic i ubierając luźne ubrania, rzuciła się na miękką pościel. Od dawna nie była tak zmęczona - dalej oczywiście miała problemy ze snem, choć nie takie, jak gdy spała sama. Przytuliła się do dużej poduszki, przymykając oczy. Nawet jeśli, jak na złość, miała nie zasnąć to chciała chociaż odpocząć. Przy okazji strzepnęła z policzka trochę brudu już czując, jak bardzo ubrudziła kołdrę. Usłyszała, jak ktoś wchodzi do środka, ale nie uchyliła nawet powieki. Nie chciało się jej.
- Wiem, że nie śpisz - powiedział, prychając.
- Wiem, że wiesz - mruknęła, jednak unosząc głowę.- Próbuję zmusić się do snu, ale jak na złość nawet koszmary nie chcą przyjść.
Kiwnął głową, kładąc się obok niej. Nie było tak jak w nocy, gdy każde przychodziło wymęczone obrazami przeszłości i kładło się z łóżku, by się uspokoić i mieć kogoś obok. Tego popołudnia oboje chcieli po prostu ze sobą pobyć. Jeszcze nie wiedzieli czy będą rozmawiać, czy pozostaną milczący.
- Pamiętasz - zaczęła, jednak chcąc przerwać ciszę.- Gdy leżeliśmy tak po jednym z treningów, bez słowa?
- Tak - odparł od razu.- Już nie wiedzieliśmy co robić, więc leżeliśmy a ja mówiłem ci o zachowaniu na misji, żeby strażnik się nie czepiał.
- Oboje byliśmy lekko nienormalni - przygryzła wargę.- Wszyscy byli posłuszni, poddani dyscyplinie oraz woli ZSRR, a my się leniliśmy albo gadaliśmy kilka razy jak normalni ludzie. Jak teraz o tym myślę...to było zaskakujące. Z tego co pamiętam, byłam tam prawie od urodzenia. Nie powinnam zachowywać się inaczej niż dziewczyny, które przybyły później. Chyba powinnam być nawet bardziej posłuszna, a było odwrotnie.
- Nie uważasz, że wyszło ci to na dobre? - mruknął.
- A kto powiedział, że w to wątpię? - uśmiechnęła się lekko i zaczęła rozplątywać swój warkocz.
Przyglądał się jej smukłym palcom, które przeczesywały kosmyki jasnych włosów. Pamiętał, jak on także je przeczesywał. Pamiętał ich gorące i przyśpieszone oddechy. Pamiętał pocałunki na karku, żuchwie, obojczyku - a także na biodrach, udach. Wtedy już zupełnie świadomie za tym tęsknił, chciał przeżyć to znowu. Wiedział jednak, że nie mógł. Nie miał prawa oczekiwać, że tamte momenty wrócą. Minęło tyle lat, a on miał wrażenie, że to dziwne stare uczucie nie przeminęło. Lena przyglądała się jego zamyślonej twarzy. W niektórych aspektach wyglądał prawie, jak kiedyś. To sprawiało, że dziwne uczucie ściskało jej serce. Mimo to, trzymała się na wodzy wiedząc, że na stare uczucia nie ma szans.
Posłał jej lekki uśmiech i ścisnął jej dłoń. Miał w planie jeszcze pójście do Wilsona, ale nagle odechciało mu się wychodzić. Patrzył jak blondynka zamyka oczy i powoli, w końcu, zasypia. Uśmiechnął się lekko i wysunął swoją dłoń z jej uścisku, całując jej czoło.
- Спокойной ночи, doll - mruknął, wychodząc.
Zgodnie z wcześniejszym planem, skierował się do laboratorium aby zobaczyć się z Falconem. Nie ważnie jak bardzo się żarli, był jego przyjacielem i martwił się o niego widząc, jak mocno dostał. Zapukał w ścianę, zerkając na mężczyznę leżącego na łóżku.
- Barnes przyszedł mnie odwiedzić - powiedział z udawanym niedowierzaniem.- Czy jestem już w piekle?
- Och, przymknij się - mruknął były żołnierz.- Jak się czujesz?
- Jakby oderwało mi pół tyłka? - zaśmiał się, wskazując na niższą część biodra, w którą został postrzelony.- Lena dała ci zabawkę?
- Aha - odchylił się na krześle.- Było zabawnie, dopóki nie skumałem, że tobie bardziej z tym do twarzy.
Sam pokręcił głową wiedząc, że Bucky wcale nie myślał o wyglądzie. Czuł, że nie zasługiwał na trzymanie jej jak kiedyś Steve, a następnie Wilson. Zrobił zbyt wiele złego, nie mógł zaakceptować samego siebie,
- Przestań, Buck - ciemnoskóry rzadko zwracał się do niego po imieniu.- To nie była twoja wina, to nie byłeś ty.
- Ale jednak to zrobiłem - odparł, zerkając na niego swoimi jasnymi oczami.
Wiele osób twierdziło, że to Rogers miał czyste, nieskażone i błękitne oczy - ale nie. To James Barnes był posiadaczem nieskazitelnych, niebieskich oczu patrzących na wszystko ze smutkiem. Nie dość, że sam kolor przywodził na myśl smutek, to jeszcze jego spojrzenie takie było. Tym razem Sam zobaczył w nich coś jeszcze - małą radosną iskierkę, chowającą się gdzieś z boku.
- Stary, jak ty jesteś zakochany - pokręcił głową z uśmiechem, a Barnes zmarszczył brwi.- No nie patrz jak na mnie. Wiem, że mówiłeś Wandzie, że nie umiesz tego nazwać i tak dalej. Powinniście trochę ciszej gadać w tej kuchni.
James pokręcił głową i westchnął. Ciężko mu było to przyznać, naprawdę. Po tylu latach, w których nie czuł nic wszystko uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Czuł czego pragnął, ale miał wrażenie jakby było to dla niego nieosiągalne.
- Stary, jesteście tu najstarsi i najbardziej ślepi na oczywistą rzecz - mruknął.- Już Parker widzi więcej.
- Przypomnij sobie, jak on ma IQ.
- A od kiedy to określa dorosłą reakcję na uczucia?
Wtedy Bucky się poddał i opuścił ramiona. Zerknął na swoje buty, a Wilson doskonale znał to zachowanie. Myślał, że na nic nie zasługiwał. Nie potrafił uwierzyć, że może dać sobie szansę.
- Ciągle myślisz, że nie możesz tego mieć - szepnął.- Kiedy, jestem szczery, zasługujesz na to bardziej niż niejeden z nas. Ty i Lena w końcu powinniście dostać coś szczęśliwego, bo właśnie na to zasłużyliście. Nie na to, co spotkało was wcześniej patafianie.
- A to już brzmiało jak pięknie - mruknął Bucky, prychając.- Ośle.
- Ach, te wojenne wyzwiska - Sam otarł niewidzialną łzę.- Dobra, na poważnie. Jak ona się czuje?
- Wszystko z nią w porządku, poszła spać - odparł.- Choć ciągle myśli o tej kobiecie, która podrzuciła bombę. Widziałem to tylko na nagraniu, ale ona serio walczyła jakby wyszła ze starego szkolenia Red Roomu, choć walczyliśmy z Echidną.
- Współpraca?
- Nie wydaję mi się - westchnął.- Ewentualnie zmiana strony przez jedną agentkę. Znałem je wszystkie... Lena opowiadała ostatnio, że Rosjanie zmienili metody treningowe, ale Natasha rozbiła kolejną akademię kilka lat temu. Ta kobieta walczyła zupełnie, jak z moich lat. Szkoliłem piętnaście z nich, tylko trzy ukończyły pogram. Lena, Natasha i Melina.
- To co, Melina? - spytał Wilson, a Barnes westchnął.
- Nie pasuje mi ona do Hydry, choć podobno bardzo zmieniła się po śmierci Red Guardiana - mruknął, pocierając ręce.
Rosjanka pobieżnie wspomniała mu o tym, jak kobieta po tym jak został zamordowany, stała się zimna. Była też władcza, do nikogo się nie odzywała, a pewnego dnia zniknęła - choć Lena podejrzewała, że była to ucieczka, a nie kontrolowane zniknięcie. W każdym razie Vostokoff zniknęła z jej życia dawno temu, więc nie miała pojęcia o niczym - w takim wypadku, oni tym bardziej.
- Chcesz jej o tym powiedzieć? - spytał Wilson, po chwili ciszy.
Barnes westchnął.
- W końcu powiem jej o swoich podejrzeniach - mruknął.- Ale na razie niech przeżyje chociaż ten Dzień Wakandy, bez myślenia o tych potwarzach z Rosji.
Nowy Kapitan kiwnął głową, w stu procentach rozumiejąc jego decyzję.
***
- Wow - szepnęła, patrząc na niezwykłą architekturę.- Tu jest pięknie. Aż ci zazdroszczę, że tu mieszkałeś.
Zachichotał wiedząc, że zazdrościłaby mniej gdyby znała okoliczności. Pomimo tego, był szczęśliwy widząc jej uradowaną twarz. Sam kochał tu wracać. Było tam spokojnie, pięknie i cicho. Nie miał zamiaru siedzieć tylko w pałacu - chciał odwiedzić plemię, które przyjęło go do siebie mimo, że wiedzieli kim jest. Tam zyskał choć odrobinę spokoju, który definitywnie był przydatny. Nawet nie zauważył, kiedy Rosjanka odeszła od szyby i poszła porozmawiać z Wandą, która była lekko przygnębiona. Powrót do afrykańskiego kraju ewidentnie przypominał jej o pierwszej bitwie z Thanosem. Blondynka objęła ją ramieniem, rozpoczynając rozmowę o jej sukience aby oderwać ją od pesymistycznych myśli - chociaż tyle mogła zrobić. Już po chwili szatynka się rozluźniła, opowiadając jej o planowanym makijażu i zaproponowała, aby przyszła do niej jak reszta, żeby przygotować się razem. Blondynka nie miała nić przeciwko - ubrać i umalować jeszcze się jakoś umiała, ale czesanie włosów zawsze było dla niej masakrą. Jej warkocz był w większości przypadków rozwalony, bo nie umiała go zrobić, a nie dlatego, że chciała wyglądać jakoś specjalnie z tym typem fryzury. W końcu wylądowali, więc wstała i razem z Scarlet Witch wyszła z samolotu. Do Wakandy nie dotarli Scott i Cassie, bo on się rozchorował, a nastolatka miała egzamin. Został również Barton, który chciał zabrać swoją rodzinę do Nowego Jorku, żeby spędzić z nimi trochę czasu - przez walki z Echidną nie widział ich długi czas. Początkowo chciała zostać też Hope, ale Lang wręcz siłą wepchnął ją do odrzutowca.
Wyszli na zewnątrz, gdzie ukłonili się czekającemu na nich T'Challi. Zaśmiał się i zaczął ich ściskać. Kate pisnęła, kiedy podniósł ją do góry - Shuri kazała być im cicho, żeby nie domyślili się, że wszystko nagrywała. Rosjanka radośnie przywitała się z nastolatką, a później ustąpiła Peter'owi, bo chłopak wręcz skakał z podekscytowania i zniecierpliwienia. Tradycyjnie stanęła obok Barnesa, a następnie ze wszystkimi szła już do przygotowanych dla nich pokoi. Widziała, że jedna ze strażniczek posyła w jej stronę nieprzychylne i czuje spojrzenia. Warknęła pod nosem, zwracając na siebie uwagę Amerykanina.
- Spokojnie Okoye, pilnujemy jej - uśmiechnął się lekko.- Kiedy nauczyłaś się warczeć?
- Czegoś mnie tam jeszcze nauczyłeś, Biały Wilku - specjalnie podkreśliła ostatnie słowo.- Tamten strażnik nie mógł się opędzić od twojego warczenia.
- Zasłużył - mruknął.
- Wiem - posłała mu oczko.
Maximoff podeszła do niej i poprosiła ją, aby była w jej pokoju o piętnastej - oznaczało to, że miała półtora godziny dla siebie. Weszła do pokoju, który był tuż obok pomieszczenia zajmowanego przez Kate. Było tam naprawdę niesamowicie. Nigdy nie sądziła, że jakiś kraj może ją tak oczarować. Wzięła głęboki oddech i zerknęła na swój telefon. Włączyła sobie jakąś muzykę i alarm jednocześnie, aby przed pójściem do pokoju Wandy, umyć włosy. Usiadła na łóżko z książką od Spider-Mana. Peter dał jej jakieś książki bardziej dla nastolatków, ale nie przeszkadzało jej to strasznie szczególnie, że nie czytała wielu tekstów tego typu. Odgarnęła z twarzy pasemko i dała się wciągnąć w fabułę "Percy'ego Jacksona i Bogów Olimpijskich". Nagle podskoczyła, słysząc alarm. Dźwignęła się z łóżka i poszła do łazienki. Była ona ogromna. W niesamowitych złotych odcieniach i świetnie oświetlona przez ogromne okna. Podeszła do wielkiej wanny i umyła swoje, przydługie już, blond włosy. Wysuszyła je ręcznikiem, a następnie zgarnęła swoje rzeczy i przemknęła do pokoju Maximoff, który był na przeciwko. Otworzyła szeroko oczy widząc taką ilość kosmetyków i innych rzeczy.
- Czuję się biednie - skomentowała, wieszając swoją sukienkę.- Pomóc komuś? Tylko nie z włosami, bo nie umiem.
W końcu pomogła Kate zrobić dość delikatny makijaż, a kiedy jej włosy przeschły Hope i Wanda wzięły ją w obroty. Van Dyne, jeszcze kiedy miała mokre włosy, kazała zapleść je w warkocz. Sokowianka sięgnęła do jej kosmetyczki szukając potrzebnych rzeczy. Rosjanka wrzuciła jej trochę więcej, aby mogła wybrać - tymczasem wiedźma wyjęła prawie wszystko, mając zamiar tego użyć. Blondynka zamyśliła się, nie skupiając się na tym co robiły bohaterki. Dawno się tak na poważnie nie szykowała. Zerknęła raz na sukienkę, którą kupiła razem z Jamesem. Lena nie była wybredna, więc mężczyzna nie musiał przeżywać męczarni siedząc w sklepie. Długa, granatowa suknia podobało się jej, jak i jemu. Była dość nietypowa - uszyta ze skóry, ze spodniami. Tak, ze spodniami. Spódnica właściwie prawie nie zasłaniała jej nóg z przodu co ją cieszyło, bo wolała mieć większe pole manewru. Rybakova była szczególnie zakochana w gorsecie sukienki, który też był z granatowej skóry ale miał na sobie liczne czarne, jak i szare plamki więc dodawało to trochę życia stosowanemu i klasycznemu granatowi. Spojrzała w lustro i wręcz oniemiała. Maximoff zrobiła jej przepiękne ciemnoniebieskie oko dobierając do tego bordową szminkę oraz srebrny rozświetlacz, za to pomysł Hope sprawił, że jej włosy były bardziej falowane niż zwykle. Spryskała je jeszcze lakierem, a następnie założyła na jej głowę srebrną opaskę ze wzorem gałęzi.
- Voila! - zawołała Maximoff, łapiąc ją za ramiona.- Wszystkim szczęki wylądują na podłodze, kiedy cię zobaczą.
- Dziękuję - powiedziała, zerkając na dziewczyny.- Jest niesamowicie.
- Okey, to ogarniamy jeszcze Wandzie, a potem zakładamy te łachy - podsumowała Bishop, podnosząc się z krzesła.
Rosjanka usiadła z boku, przyglądając się ich pracy. Naprawdę były w tym świetne. Widać było, że Maximoff ma duży talent do makijażu, którego po prostu nie miała jak rozwijać. Blondynka widziała też, że posiadanie czasu na zabawę tą formą sztuki sprawiało jej radość. Nagle do środka weszła Shuri, już gotowa. Zerknęła na Echo i otworzyła szeroko oczy.
- Biały Wilk dostanie zawału, zakład o dziesięć dolców! - zawołała do Hawkeye, a ona przybiła z nią piątkę.- Jak podoba się wam w Wakandzie?
- Jest pięknie, Shuri - odparła.- Dzięki za zaproszenie, zagrałaś w niezły vabank.
- E, tam - machnęła ręką.- Po tym jak Barnes tu zamieszkał, już nic nie powinno ich dziwić. Chociaż starszyzna to starszyzna, ale oni chyba bardziej przejmują się tym, że mój brat potrafi ubrać sandały na co niedzielne zebranie o najważniejszych sprawach państwowych. Ostatnio wcisnęłam tam petycję o wybudowanie McDonald's. Lena, co z tą kobietą?
- Mam jakieś swoje pomysły, a jeden za bardzo mi się nie podoba - mruknęła.- Poza tym, James ewidentnie też ma swoje podejrzenia, ale mi nie mówi. Choć uważam, że pokrywają się z moimi. Na razie musimy się skupić na tym, że jesteśmy na dobrej drodze do zniszczenia największej bazy i rozproszenia tych skurwieli. Tym i Red Roomem będę się martwić potem.
- Lena myśli o tym cały czas - odezwała się Maximoff, której włosy były właśnie wiązane przez Hope.- Dobrze, że tu jest. Może choć na chwilę oderwie się od myślenia o Rosji, Echidnie i wszystkim do kupy.
- Czemu mówisz, jakby mnie tu nie było? - blondynka uniosła brew.
- Kiedy jesteś oburzona, to lepiej do ciebie dociera.
Prychnęła i odwróciła głowę. W końcu musiały wbić się w swoje suknie. Lena z lekką pomocą Kate pozapinała wszystko i założyła swoje wysokie, wiązane buty na słupkowym obcasie. Kiedy one poprawiały jeszcze włosy, Rosjanka chowała swoje noże do butów, oraz włożyła pistolety do kabury ukrytej pod kawałkiem spódnicy. Po chwili była już gotowa, więc ruszyły za Shuri.
- Czuję się dziwnie - mruknęła do Wandy, a ta zmarszczyła brwi.- Nie wiem, może jestem zbyt podejrzliwa. Ruskie spierdolenie, no i starcze przy okazji.
Scarlet Witch prychnęła, kładąc jej dłoń na ramieniu. Miała na sobie piękną bordową sukienkę, a do tego szpilki tego samego koloru. Jej makijaż był szkarłatny z domieszką złota, za to włosy były zaplecione w luźny warkocz. Wyglądała silnie, niepokonanie. Uśmiechnęła się do niej i dołożyły tempa, aby dogonić oddalające się kobiety. W końcu dotarły do przepięknej, wielkiej sali. Natychmiast znalazł się przy nich T'Challa, który przywitał się z nimi, a następnie porwał Kate.
- Jeszcze dzisiaj dowiemy się, że są parą - zasugerowała blondynka, a Hope, Wanda i Shuri pokiwały głowami.- Gdzie reszta?
- Zakład, że Sam zgubił skarpetki i jeszcze się ubiera - odezwała się Wanda, doprowadzając je do głośnego śmiechu.- No co? To bardzo prawdopodobne!
Nagle usłyszały jakieś wołanie i od razu odwróciły się w tamtym kierunku. W ich kierunku szedł Sam, razem z Bucky'm, Peterem oraz Happy'm. Spojrzenie Barnesa od razu powędrowało do Rosjanki. Pomimo tego, że widział te sukienkę już wcześniej, to znowu wprawiła go w osłupienie. Blondynka prezentowała się niesamowicie - serce aż zabiło mu mocniej. Sam miał na sobie czarny, wojskowy strój, który otrzymał od króla. Wtedy zaczął zastanawiać się czy granatowe wstawki dodane przez Shuri, nie były związane właśnie z kolorem ubrania Wdowy, czy właściwie Echo jak zaczęli nazywać ją ludzie. Uśmiechnęła się do niego lekko, a następnie zerknęła na młodszego superbohatera i zachichotała. Chłopak cały się zarumienił i definitywnie nie wiedział co powiedzieć swojej dziewczynie. W końcu James znalazł się obok Leny, oferując jej swoje ramie.
- Przedwojenne maniery? - spytała cicho.
- Coś tam pamiętam - uniósł brew, unosząc lewy kącik ust.
Przyjęła jego dłoń, a następnie została poprowadzona do przodu, gdzie T'Challa szykował się do przemowy. W tym czasie dołączyła do nich Kate, która nie była pewna gdzie powinna stać. Wysłuchali jego mowy, a następnie z głośników popłynęła muzyka. Usunęli się na bok, pozwalając innym kołysać się w rytm muzyki. Kate szybko zniknęła w tłumie, w którym blondynka dostrzegła Wandę tańczącą z Samem. Uniosła brew i klepnęła Barnesa w ramię, a ten spojrzał tam gdzie ona.
- Nie dam mu spokoju - mruknął, a ona się zaśmiała.- Genialne wyglądasz.
Uśmiechnęła się lekko, a szatyn wystawił dłoń w jej kierunku.
- Zły pomysł, podepczę cię - mruknęła, ale on nie dawał za wygraną.
W końcu przyjęła jego zaproszenie i dała się pociągnął na środek parkietu. Położył dłoń na jej talii i zaczął prowadzić w myśl muzyki. Blondynka z tyłu głowy miała myśl przypominającą jej o tym, żeby nie połamać mu palców wojskowymi obcasami. Obrócił ją wokół jej własnej osi, a następnie przyciągnął gwałtownie do siebie - aż tak, że uderzyła piersiami w jego klatkę piersiową. Nagle spoważniał, kiedy rozbrzmiała nowa piosenka. Rosjanka mogła przysiąc, że ją znała tylko nie wiedziała skąd. W niebieskich oczach Jamesa pojawił się jakiś smutek i wtedy zrozumiała - melodia pochodziła z lat trzydziestych.
- Gdyby nie te wydziwaczone suknie - szepnęła. - Byłoby jak wtedy?
- Może trochę - odparł.- Tylko towarzystwo jest teraz lepsze.
- Od kiedy tak flirtujesz?
- Mam wyjątkowo dobry dzień - mruknął, zbliżając swoją twarz do jej policzka.
- Widzę... - mruknęła w jego usta.- Wiesz na co mam ochotę?
- Mhm?
- Papierosa - odsunęła się od niego ze sprytnym uśmiechem.- Zaraz wracam.
Odwróciła się i wyszła, zostawiając go w tyle w lekkim szoku. Zachichotała i przygryzła wargę. Dość lekko wywinęła się z sytuacji, która trochę ją zaskoczyła. Totalnie się tego nie spodziewała. Rozumiała, że na nowo się do siebie zbliżają ale myślała, że na obudzenie u niego starych uczuć nie ma szans.
Tymczasem wyglądało na to, że jest inaczej.
Zaciągnęła się dymem, patrząc na niesamowitą panoramę afrykańskiego państwa. Światła błyszczały, ale dalej mogła zobaczyć bujne lasy, które otaczały Wakandę. Ktoś stanął obok niej, a ona od razu wystawiła paczkę w tamtą stronę. James oparł się o poręcz i zaciągnął.
- Kocham to miejsce - mruknął.- Jest zupełnie inne.
- Tak - szepnęła.- Tu można przyjeżdżać. Paryż jest przereklamowany.
- Zgadzam się - podszedł bliżej.
Patrząc mu prosto w oczy, znów się zaciągnęła. Następnie dmuchnęła mu dymem w twarz, a on prychnął. Kiedyś uwielbiała to robić, aby go zirytować.
- Wiesz co?- uniosła brew.- Pieprzyć to.
Złapał ją za szczękę i wpił swoje usta w jej. Na początku była zbyt zszokowana aby cokolwiek zrobić, ale jednak w ostatniej chwili zapobiegła przerwaniu pocałunku. Ugryzła jego wargę, przymykając oczy. Zapach nikotyny poruszał się między ich ustami - był okropnie młdy, ale blondynka nie zwracała na to uwagi.
- I didn't see that coming - mruknęła w końcu, odrywając się od niego i po raz kolejny zaciągając się dymem.
- Ja raczej też nie - odpowiedział.- Co teraz?
- Dopalamy szlugi?
- Jesteś niemożliwa.
- Dlatego coś do mnie masz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top