> XXXVIII <
Wiktoria POV
Weszliśmy do domu. Jest już po 18, więc rodzice powinni odpoczywać w salonie.
- Już jesteśmy. - zawołałam.
Rodzice siedzieli na kanapie. Tata z książką w ręce, a mama z jakąś robótka.
- Dobrze, że już jesteś kochanie. Martwiliśmy się, bo powoli zaczyna zmierzchać. - powiedziała mama.
- Chcę wam kogoś przedstawić. Came in. - zawołałam Jin'a.
Chłopak wszedł powoli i stanął niepewnie za mną. Był obładowany kwiatami i torebkami z butelkami. Rodzice spojrzeli po sobie i odłożyli rzeczy, którymi zajmowali się chwilę temu. Było mi uwierzyć, nie bylibyście teraz tacy zaskoczeni.
- Poznajcie Jin'a. Mojego chłopaka, w którego nie uwierzyliście.
- Dzień do-bry. Na-zy-wam się Kim SeokJin. Mi-ło mi pań-stwa poz-nać. - powiedział Jin powoli, łamanym polskim i ukłonił się. Uczyliśmy się tego podczas pakowania.
Tata wstał powoli. Mama zaś wstała i opadła z powrotem. Była blada na twarzy i ledwo co oddychała. Oho, zaraz trzeba będzie wzywać pogotowie.
- Miło cię poznać, Jin. - wyciągnął do chłopaka rękę i się przywitał.
Jin z uśmiechem uścisnął dłoń mojego taty. Dobrze, że chociaż tata umiał się odnaleźć w sytuacji. Jednak byłam zaniepokojona mamą. Wstała po kolejnej próbie i stanęła krok za tatą. Nie umiałam dokładnie odczytać wyrazu jej twarzy.
- Jin ma dla was prezenty.
Dźgnęłam chłopaka w bok i pokazałam, żeby wręczył im upominki. Spojrzał na mnie szybko a potem podał im rzeczy. Tata przejął wszystkie sprawunki i podziękował, w obawie że mama coś upuści. O ile Jin'a niewiele było widać zza dużego bukietu, w rękach mojego rodziciela wydawał się on mały. Tata ma jakieś 180 cm wzrostu, jest dobrze zbudowany, a powoli siwiejące włosy i wąsy dodawały mu poważnego i nieco srogiego wyrazu. Ale to nie odzwierciedla jego charakteru. Tata jest sympatycznym i naprawdę miłym człowiekiem. Mama zaś jest ciut mniejsza ode mnie i ma pulchną posturę. Jej włosy umalowane na wiśniowy kolor, są zawsze spięte w wysoki kok. Jest kobietą o krótkim temperamencie i łatwo się denerwuje oraz jest raczej zamknięta w sobie.
- Dobrze. To może usiądźcie. - powiedział ponownie tata. - Tosiu, dzieci są na pewno głodne. Przynieśmy im coś do jedzenia.
Mama skinęła z ulgą i wyszli do kuchni. Gdy słyszy się imię 'Tosia', każdy spodziewa się małej słodkiej dziewczynki, a nie kobiety prawie 60-letniej. Tata nazywa mamę jej pieszczotliwym zdrobnieniem odkąd pamiętam. Nigdy nie słyszałam, żeby mówił do niej 'Antonina'. Twierdzi, że to poważnie i staroświecko brzmi. Mama zaś zawsze mówi do taty 'Tadeusz'. Uważa, że 'Tadzio' czy 'Tadek' jest tandetne.
- Usiądźmy. - powiedziałam i ruszyłam w stronę kanapy. - Rodzice zaproponowali nam coś do jedzenia. - przetłumaczyłam.
- Nie powinniśmy im pomóc?
- Daj im w spokoju przeprowadzić naradę wojenną. Nie wiedzą jak się zachować. - uśmiechnęłam się do niego.
Pokiwał tylko głową i usiadł. Rozglądał się dookoła. Dłońmi nerwowo pocierał kolana. Nie do końca mogłam wyobrazić sobie jak się czuje, ale jego zdenerwowanie emanowało na zewnątrz z dużą mocą. Wzięłam go za rękę. Drgnął i spojrzał na mnie.
- Spokojnie. Nie zjedzą cię. Są milsi niż mogą się wydawać na pierwszy rzut oka.
Kątem oka widziałam jak mama wyciąga produkty spożywcze z lodówki i zaczyna robić kanapki. Tata zaś wstawił wodę i wyciągnął kubki z szafki, przygotowując tym samy wszystko co potrzebne do zrobienia herbaty. Gdy oboje stanęli przy stole zaczęli do siebie szeptać. Wiem, że to dla nich trudna i dziwna sytuacja, ale wierzę że dadzą sobie z nią radę.
Nie minęło dużo czasu, jak rodzice wrócili z jedzeniem: kanapkami i herbatą oraz ciastem i kompotem owocowym. Przesiedliśmy się do stołu, który stał zaraz obok kanapy.
- Jedźcie. - ponagliła mama.
To były jej pierwsze słowa, jakie powiedziała odkąd weszliśmy. Cieszyłam się, że pozbierała myśli i daje z siebie wszystko co może. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.
Nałożyłam Jin'owi dwie kanapki na talerz, bo nie była pewna czy sam się odważy. Potem zrobiłam to samo dla siebie. Chłopak śledził każdy mój ruch. Nie zaczął jeść, zanim ja nie wzięłam pierwszego kęsa. Odkładał i popijał herbatą w tym samym czasie co ja. Cały czas czułam na nas wzrok rodziców.
Gdy się najedliśmy, mama napełniła szklanki kompotem i podsunęła nam ciasto. Nie miałam już miejsca, ale widziałam, że Jin'owi aż ślinka cieknie na jego widok, więc wzięłam kawałek i zaczęłam powoli jeść. On zrobił to samo. Moje, wystraszone maleństwo.
- Jak minęła wam droga? - zapytał tata.
- Spokojnie. Nie było zbyt dużo aut, bo to środek tygodnia. - odpowiedziałam, a potem przetłumaczyłam Jin'owi. Uczyliśmy się języka, ale niektórych słów mógł nadal nie rozumieć.
- On nie mówi po polsku? - zapytała mama szeptem, co było mega nieuprzejme, ale nie skomentowałam tego.
- Nie. - odpowiedziałam głośno - Ale dużo rozumie, więc się pilnujcie.
- To jak będziemy rozmawiać? Chciałabym zamienić z nim kilka słów.
Znajomość języka angielskiego moich rodziców była zerowa. Dorastali w czasach gdy w szkole uczyli rosyjskiego. A później angielski nie był im do niczego potrzebny.
- Będę tłumaczyć jakby co.
- Dobra, więc zaczynamy. Jin? - zaczęła mama, czym mnie pozytywnie zaskoczyła. Chłopak na nią spojrzał. - Jak ci się podoba w Polsce?
Nie musiałam tego tłumaczyć. Widziałam po jego minie, że zrozumiał. Odpowiedział po angielsku, co przetłumaczyłam.
- Powiedział, że coraz bardziej. Że na początku było mu ciężko, ale powoli się przyzwyczaja.
Rozmawialiśmy dość długo. Rodzice pytali o przeróżne rzeczy. Z początku było drętwo, ale potem atmosfera się rozluźniła. Zaczęliśmy śmiać się i żartować. Rola tłumacza była dość ciężka, ale jakoś musiałam dać radę. Jin też był coraz mniej spięty. Uśmiechał się prawie cały czas i przestał ruszać pod stołem nogą.
Gdy uznaliśmy, że pora spać, udaliśmy się na piętro. Zaprowadziłam chłopaka do pokoju mojej najstarszej siostry. Stał od pięciu lat pusty. Było w nim czysto, aczkolwiek małe ścieranie kurzy by się przydało.
- Tutaj będziesz spać. Może być? - zapytałam, gdy weszliśmy do pomieszczenia.
- Jest idealnie. Nie potrzebuję wiele.
- Jutro trochę tu posprzątamy. Dzisiaj nie mam już siły.
- Jasne. Nie przejmuj się.
Podsunęłam jego walizkę w kąt, a następnie podeszłam do jeden z szaf i wyciągnęłam czystą, beżową pościel. Położyłam ją na łóżku i sama na nim usiadłam. Jin nadal stał jak kołek na środku pokoju.
- Chodź do mnie. - poklepałam miejsce obok siebie. Podszedł i usiadł. - Już po wszystkim. Teraz będzie tylko lepiej.
Jin odetchnął głęboko, chyba z ulgą. W końcu byliśmy sami i mógł ponownie czuć się swobodnie.
- Było aż tak źle? - zapytałam.
- Chyba nie. - odpowiedział niepewnie - Mogło być gorzej. - uśmiechnął się lekko.
- Mówiłam ci. - poklepałam go pocieszająco po ręce - Jest już późno. Chodźmy spać, dobrze?
- Powinniśmy. Ten dzień był strasznie długi.
- Ok, to jeszcze kilka spraw organizacyjnych. Łazienkę masz po drugiej stronie korytarza. Mój pokój zaś, to ostatnie drzwi po lewej stronie korytarza. - tłumaczyłam - Gdybyś czegoś potrzebował to mów śmiało.
- Dzięki.
- A, zapomniałabym. - wstała z łóżka i podeszłam do biurka. Wyjęła z jego szuflady wakitoki - Żeby nie trzeba było do siebie przychodzić lub krzyczeć przez korytarz lub góra-dół, mamy to. Wprowadziły to moje siostry, gdy jeszcze tu mieszkały.
Jin wziął do rąk urządzenie i zaczął się śmiać.
- Serio używacie czegoś takiego w domu?
- Jakoś tak wyszło. Tak jest o wiele łatwiej.
- Że też w dormie z chłopakami nigdy na to nie wpadliśmy. Jak mam tego używać? - zapytał.
Zaczęłam mu tłumaczyć, tu naciskasz, tu przytrzymujesz, tu mówisz.
- Ja to 4. 2 to kuchnia, a 3 sypialnia rodziców.
- Lubię 4. - uśmiechnął się do mnie zalotnie.
Chyba w końcu na dobre przestał się denerwować.
- Wiem. - odpowiedziałam mu takim samym uśmiechem - To idę do siebie. Dobranoc.
Ruszyłam do drzwi, ale złapał mnie za rękę.
- Nie zapomniałaś o czymś? - zapytał. Spojrzałam na niego z udawanym zdziwieniem, bo dobrze wiedziałam o co mu chodzi. - A buziak na dobranoc? Chyba zasłużyłem.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i bardzo powoli chcąc się z nim podroczyć, odwróciłam się do niego i bardzo powoli zbliżyłam usta do jego twarzy. Przygotował się do buziaka w usta, ale go nie dostał. Pocałowałam go za to delikatnie w czoło, jak małe dziecko. Usłyszałam jęk zawodu.
- Dobranoc. - powiedziałam i mu się wywinęłam z uścisku i opuściłam pokój.
***********************************************************
Scena na którą wszyscy czekali ;) Mam nadzieję, że Was nie rozczarowała.
Nie do końca wiedziałam jak to opisać. Nawet zapytałam własną mamę jak by zareagowała. Rodzice meli być zaskoczeni, zszokowani, ale szybko odnaleźć się w sytuacji i stworzyć miłą atmosferę.
Mam nadzieję, że sprostałam oczekiwaniom i zapraszam do czytania ;)
Read, vote, comment!
Enjoy! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top