> XIX <
Wiktoria POV
Obudził mnie tępy ból lewej ręki. Co się stało? Czemu tak cholernie boli? Otworzyłam powoli oczy. Gdzie ja jestem? Chciałam przetrzeć oczy drugą ręką, ale coś ciężkiego na niej leżało i uniemożliwiało mi podniesienie jej. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam głowę śpiącego Jin'a. Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego śpi koło mojego łóżka?
Przypomniałam sobie wczorajsze wydarzenia. O Mój Boże! Jak on się czuje? Skoro siedzi przy mnie nie mogło mu się nic stać, prawda?
Przechodząca pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie.
- Jak się pani czuje? - zapytała szeptem.
- Strasznie boli mnie ręka. - odpowiedziałam w ten sam sposób.
- Zaraz podam coś przeciwbólowego.
- Co się stało?
- Ktoś was napadł. Miała pani bardzo dużą ranę ciętą. Założyliśmy siedem szwów. Pani chłopak od kilku godzin nie odstępuje pani na krok.
Mój chłopak? Że niby Jin? Uśmiechnęłam się tylko na tak bezsensowne stwierdzenie.
- Co z nim?
- Jest w o wiele lepszym stanie niż pani. Kilka obtarć i siniaków, rozcięta warga. Doktor szykuje dla niego już wypis.
- Rozumiem.
Pielęgniarka zniknęła w swojej dyżurce, a po chwili zrobiła mi zastrzyk przeciwbólowy. I dalej leżałam tam, patrząc w sufit. Nawet nie mogłam się ruszyć. Jin musi być naprawdę inteligentny, jego głowa waży tonę. Cała ta sytuacja była jak wyjęta z bajki. Jestem obolała, to fakt, ale zajebisty facet śpi koło mojego łóżka! Czego chcieć więcej.
Nie minęło jednak dużo czasu i Jin się obudził. Nasze spojrzenia się skrzyżowały.
- Hej, obudziłaś się. - stwierdził zaspany, przecierając oczy ręką. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. A ty?
- Dobrze. Wiesz, że spałaś ponad dwanaście godzin.
- Serio. To pewnie przez leki przeciwbólowe.
Jego zaspana twarz jest taka urocza a zaspany głos taki sexowny. Aish! O czym ja myślę?!
Przełknęłam głośno ślinę. Miałam strasznie suche gardło, byłam spragniona.
- Chce ci się pić? Zaraz ci coś przyniosę. - powiedział Jin. I zanim zdążyłam coś powiedzieć już go nie było.
Zanim wrócił, z pomocą pielęgniarki podniosłam się do pozycji siedzącej. Kobieta podała mi też mój telefon. Przejrzałam się w nim. A niech to! Moje włosy to jakiś ptasie gniazdo. Przygładziłam je jedną ręką. Wyglądały trochę lepiej.
Jin wrócił z jedzeniem i piciem w rękach.
- Nie może pan tu jeść. - zatrzymała go w połowie drogi pielęgniarka.
- Ale... - zaczął protestować.
- Proszę pani. - zawołałam pielęgniarkę - Mogłabym wyjść z sali?
- Nie da pani rady.
- To może pojechałabym na wózku? - uśmiechnęłam się do niej słodko.
Zgodziła się. Przyprowadziła mi wózek i pomogła mi na nim usiąść. Potem Jin stanął „za sterami". Położył mi na kolanach zakupy i ruszyliśmy. Był ładny dzień a więc wyjechaliśmy na dziedziniec i ustawiliśmy się na przyjemnym słoneczku.
- Nie wiedziałem na co możesz mieć ochotę, więc kupiłem wszystkiego po trochu. - powiedział Jin, gdy stanął przede mną.
Faktycznie, spojrzałam na swoje kolana. Leżały tam butelki wody i napojów kolorowych gazowanych i nie. Pomyślał nawet o jedzeniu. Gdy patrzyłam na te kanapki i słodycze zaczęłam być głodna. Ale w sumie co się dziwić. Spałam ponad dwanaście godzin, a przed całym tym zamieszaniem jadłam około szesnastej.
- Wystarczyłaby zwykła woda. Ale kanapką też nie pogardzę. - uśmiechnęłam się do niego.
Usiadł na murku, który był nieopodal.
Próbowałam otworzyć butelkę, ale jedna ręką było ciężko.
- Pomogę ci. - powiedział i wyciągnął swoją lewą rękę.
Była zabandażowana. Na pewno nie bolała tak jak moja, ale mimo wszystko też za wiele nie zdziała.
- Każde z nas ma tylko jedna rękę do dyspozycji. - uśmiechnęłam się do niego. Początkowo nie załapał o co mi chodzi. Wskazałam brodą na jego rękę.
- Masz rację.
- Potrzymaj. Ja przekręcę nakrętkę. - podałam mu butelkę. - Musimy pracować zespołowo.
Tak też zrobiliśmy. Chwila moment i butelka z wodą była otwarta. Otworzyliśmy także drugą, soku pomarańczowego dla Jin'a.
- Teraz kanapki. - powiedział Jin.
Jedliśmy w milczeniu. Ależ ja byłam głodna.
- Dziękuję za jedzenie, Min Woo. Nie zdawałam sobie nawet sprawy jaka głodna byłam.
Zdaje mi się czy chłopak posmutniał?
- Nie ma za co. Wiktoria musimy poważnie porozmawiać. - odstawił trzymaną butelkę i złapał rękoma za podłokietnik mojego wózka. - Po pierwsze muszę ci podziękować za wczoraj. Wiem, że zwykłe dziękuję to za mało. Tak wiele dla mnie ryzykowałaś i teraz jesteś w takim stanie. - zrobił pauzę żeby zaczerpnąć powietrza. To chyba jego najdłuższa wypowiedź jaką do tej pory słyszałam.
- Nie ma za co. Nie mogłam przejść obok tej sytuacji obojętnie. I nie martw się ręką, niedługo się zagoi. - dotknęłam jego dłoni. Nic nie mówił. - Min Woo, to nie twoja wina, naprawdę. Nie przejmuj się tak.
- O tym też musimy porozmawiać. Wiem, że znasz prawdę.
Wciągnęłam głośno powietrze. Jak się dowiedział? Co mam teraz zrobić?
- To znaczy? - grałam na zwłokę.
- Wiesz o mnie wszystko: jak się nazywam, na co choruję. Znasz całą prawdę o mnie.
- Jak...
- Długo by opowiadać. Jedno jest pewne, nie przeszkadza mi to. Nawet cieszę się z takiego obrotu sprawy.
- Nic nie rozumie. - tylko tyle byłam w stanie wykrztusić. Jego słowa były dla mnie bardzo szokujące.
- Wiktorio mimo tego że znasz prawdę o mnie, jestem dla ciebie zwykłą osobą a nie gwiazdą. Traktujesz mnie jak normalnego studenta, kogoś równego sobie. Przy tobie mogę być sobą. Nie wiesz jak bardzo mi brakowało takiej swobody. Okłamywanie wszystkich wokół było takie ciężkie. Żyłem w ciągłym strachu, że ktoś mnie rozpozna i rozpęta się piekło.
- Jin, oddychaj. - przerwałam mów. Próbując za nim nadążyć, zabrakło mi tchu, to co dopiero jemu. - Jin, mogę tak do ciebie mówić? - przytaknął skinieniem - To, że ja wiem kim jesteś i nie świruję, nie zmienia faktu, że inni mogą zareagować odmiennie.
- Wiem. Ale dajesz mi cień nadziei, że jednak może być dobrze.
- Cieszę się. - uśmiechnęłam się. - Będziemy się starać, żebyś mógł w spokoju skończyć studia. Masz wokół siebie wielu oddanych przyjaciół. Musisz pozwolić tylko sobie pomóc.
- Wiem. Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy, że ta sytuacja się wyjaśniła.
Jeszcze długo rozmawialiśmy. Obojgu nam było dużo łatwiej skoro nie musieliśmy przed sobą udawać. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że kiedyś odbędziemy taką rozmowę. Jin średnio co drugie zdanie powtarzał jaki jest szczęśliwy i że mi za wszystko dziękuje.
Od tego momentu będzie już tylko lepiej.
*********************************
Wow już 900 wyświetleń! dziękuję bardzo Wam wszystkim! :*
Jak się podobał rozdział?
Nie do końca tak sprawa miała się wydać, ale czułam że już za długo się wszystko ciągnie i trzeba sobie co nie co wyjaśnić ;)
Pamiętacie o moich one shot'ach? kto jeszcze nie czytał zapraszam ;) z najnowszego FOOTSTEPS jestem bardzo zadowolona i sama go już wielokrotnie czytałam, mimo że wyszedł spod mojej ręki ;)
read, vote, comment!
Enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top