> LI <

Wiktoria POV

Pod koniec stycznia wybraliśmy się w szóstkę do Zakopanego. Chciałyśmy chłopakom pokazać polskie góry, zanim zacznie się sesja i póki jest śnieg. Wybraliśmy się ledwo na trzy dni, bo na więcej nie mogliśmy sobie pozwolić. Zatrzymaliśmy się w miłym pensjonacie. Tym razem nie przeszkadzało mi wynajęcie trzech pokoi 2-osobowych.

Jechaliśmy całą noc. Na miejscu byliśmy około 10 rano i mieliśmy jeszcze kilka godzin zanim będziemy mogli się zameldować. Dlatego postanowiliśmy zwiedzić miasto. Tym razem przewodnikiem była Ewa, bo jako jedyna była tu wcześniej. Zaliczyliśmy kilka muzeów, wystaw i innych atrakcji turystycznych, aż w końcu poszliśmy na Krupówki. Zmarzliśmy trochę, więc zaszliśmy do małej kawiarenki na coś ciepłego.

- Wow, jak tu jest pięknie! – zachwycał się Jackson.

- Muszę zrobić temu wszystkiemu zdjęcia. – powtarzał ciągle Mark.

- Muszę tu kiedyś zabrać chłopaków. – mówił zamyślony Jin.

Wszyscy trzej mieli rację. Widoki były przepiękne. Sama z trudem pohamowywałam zachwyt i ekscytację.

Zamówiliśmy nasze ciepłe napoje i po kawałku ciasta.

- To jaki mamy plan działania? – zapytała Kaja.

- Teraz pójdziemy się zameldować w pensjonacie. Jest naprawdę ładny i ma wiele atrakcji. Byłam tam ze dwa lata temu z rodzicami. – opowiadała Ewa – Wieczorami urządzają tam imprezy, więc będziemy mogli iść potańczyć i wypić grzańca. A jutro koniecznie idziemy na narty.

- Bardzo podoba mi się ten pomysł. – powiedział Mark, obejmując dziewczynę i dając jej całusa w czoło.

Kolejny staje się pantoflarzem - uśmiechnęłam się na tą myśl. Najważniejsze, że są razem szczęśliwi. A dzięki Ewie Mark nie jest już tak poważny i niedostępny.

- Także jestem za. Już dawno nie jeździłem na nartach. – zawołał Jackson – Kochanie, a czy ty umiesz jeździć na nartach? – zapytał Kaję.

- Nie. Nigdy nie miałam okazji się nauczyć. – powiedziała smutno.

- Nic nie szkodzi. Nauczę cię.

Spojrzałam na Jin'a. Nadal patrzył zachwycony przez okno. Wzięłam go za rękę, którą trzymał kubek. Zwrócił swój wzrok na mnie. Uśmiechnęłam się, a on to zaraz szybko odwzajemnił.

******

Gdy się rozgrzaliśmy i nadeszła chwila kiedy mogliśmy zameldować się w hotelu, wyszliśmy z kawiarni i ruszyliśmy w jego kierunku.

Młoda kobieta szybko uwinęła się z naszą rezerwacją. Ale już jej nie lubię. Gapiła się zachłannie na naszych chłopaków i aż jej ślinka z ust ciekła. Sorry, oni są nasi!

- Możecie nas już puścić. – powiedział Mark, gdy byliśmy na korytarzu prowadzącym do naszych pokoi i poza zasięgiem słuchu recepcjonistki.

- Nikt wam nas nie zabierze. – dodał Jackson, gładząc uspokajająco Kaję po plecach.

- Podoba mi się twoja zazdrość. – szepnął mi do ucha Jin, przez co się zarumieniłam.

Rozstaliśmy się z resztą i weszliśmy do naszego pokoju. Był ładnie i czysto urządzony.

- Które łóżko bierzesz? – zapytałam na widok dwóch posłań.

- Co ty na to żeby zsunąć je razem? – puścił do mnie oczko.

- Może być. – przytaknęłam.

*******

Wieczorem zeszliśmy na wspomnianą imprezę. Towarzystwo było w różnym wieku. Od osób młodszych od nas, przez rówieśników naszych rodziców, po babcie i dziadków. Zajęliśmy jeden z stolików w kącie. Zamówiliśmy jakieś lokalne danie, oscypki i piwo grzane. Gdy byliśmy już lekko wstawieni ruszyliśmy na parkiet. Tańczyliśmy zarówno ze sobą, jak i obcymi nam osobami. Integrowaliśmy się. Nawet Jin się dobrze bawił. Uśmiechał się od ucha do ucha i wywijał w rytm niekoniecznie mu znany. Widok jego tańczącego z jakąś babcią był bezcenny.

Gdy wróciliśmy do pokoi było już po północy. Szybko się umyliśmy i położyliśmy spać.

*******

Następnego dnia ruszyliśmy na narty. Wypożyczyliśmy sprzęt i chłopaki zaczęli nas uczyć jak się na nim jeździ. W przypadku Ewy to ona uczyła Mark'a.

Jin udzielał mi pomocnych wskazówek i już po kilku próbach szło mi całkiem nieźle. Zrobiliśmy sobie rundkę po najłatwiejszym zjeździe i wróciliśmy do reszty. Natrafiliśmy akurat na kłótnię Kai z Jackson'em.

- Kochanie, źle to robisz. – mówił poirytowany chłopak.

- Ale sam mi tak kazałeś. – mówiła Kaja.

- Mówiłem, żebyś tak właśnie nie robiła.

- Wcale nie! Nie potrafisz mnie po prostu nauczyć, bo sam pewnie ledwie utrzymujesz się na nartach.

Oj! Tym stwierdzeniem Kaja uraziła ego Jackson'a. Widziałam, że jest już na granicy wytrzymałości.

- Dobra, spróbujmy ostatni raz. Jeśli nam nie wyjdzie, to się poddaję.

Ponownie zaczął jej wszystko tłumaczyć i pokazywać. Nie widziałam, żeby źle ją uczył. Może po prostu narty to nie bajka Kai. Jednak tym razem się im udało. Kaja przejechała kawałek bez żadnej wywrotki. Była z siebie bardzo zadowolona, a Jackson jeszcze bardziej. Choć nie wiem czy z niej, czy z siebie, a może się cieszył, że te katusze się w końcu skończyły.

- Gratuluje, w końcu załapałaś. – powiedział z uśmiechem do dziewczyny – Nie jestem takim złym nauczycielem, prawda?

- Nie będę tego komentować. Proponuję mały wyścig.

- Wyścig? – zdziwił się Jackson.

- Tak. Chłopaki kontra dziewczyny.

- My też bierzemy w tym udział? – zapytałam.

- Tak. Mamy w końcu bawić się wspólnie.

- A jaka jest nagroda dla wygranych? – zapytał Mark.

- Przegrana drużyna będzie musiała spełnić jedno życzenie wygranej. – powiedziała Kaja.

- A na czym miałby polegać ten twój wyścig? – zapytała Ewa.

- Wybieramy jeden ze szlaków, każdy inny i zobaczymy kto wróci szybciej.

- Nie jestem pewna. Nie umiemy tak dobrze jeździć. – powiedziałam.

- Popieram. Po prostu pokonajmy jakąś ustaloną odległość tu, na stoku. – zaproponował Jin.

- Nie, trochę adrenaliny się nam przyda. – powiedziała Kaja stanowczo i ruszyła.

Szybko spojrzeliśmy po sobie, nie wiedząc co robić. Jackson nie chciał przegrać, więc także wystartował. Chłopaki wzruszyli ramionami i ruszyli na nim. My z Ewą, nadal nieprzekonane do tego pomysły, skierowałyśmy się w stronę szusującej Kai. Moje serce zamarło, gdy zobaczyłam, że Kaja wybrała najtrudniejszą trasę.

Jackson POV

Wygrałem! Dlaczego, więc się z tego nie cieszę? Wróciliśmy z chłopakami jakieś dwie godziny temu, a dziewczyn nadal nie ma. Zaczynam się o nie martwić. Z resztą nie tylko ja. Jin i Mark chodzą po moim pokoju w tę i z powrotem. Wszyscy mamy czarne myśli. Dlaczego Kaja musiała wybrać najtrudniejszą trasę? Przecież ledwo umie jeździć.

- Może powinniśmy iść ich poszukać? – pytam, nie kierując pytania do żadnego z nich konkretnie.

- Na pewno zaraz wrócą. A tego by brakowało, żebyśmy my się zgubili. – odpowiada rzeczowo Mark.

- Robi się już ciemno. A co jeśli im się coś stało? – dramatyzuje Jin.

- Nawet tak nie mów i mnie nie denerwuj. – warczę na niego.

Nie jestem na niego zły, lecz szaleję z niepokoju i frustracji, która musi mieć gdzieś ujście. Jestem zły sam na siebie, że jej nie zatrzymałem. Że ją zdenerwowałem i nie powiedziałem niczego na uspokojenie. Jeśli coś stanie się jej lub Ewie czy Wiki to będzie to moja wina i chłopaki mnie ukatrupią.

Gdy zapadła noc, a dziewczyn nadal nie wracały, było wiadomo że coś się stało. Nie siedzieliśmy grzecznie w pokoju, tylko poszliśmy zgłosić to do TOPR. Od razu wyruszyli na szlak, którym zjeżdżały dziewczyny. We trzech siedzieliśmy gryząc paznokcie w biurze i czekaliśmy na jakiekolwiek informacje. A przede wszystkim na powrót Kai, Ewy i Wiki.

Nad ranem, około trzeciej rozległo się w radio: 'Znaleźliśmy je!'. Wszyscy podskoczyliśmy na ten dźwięk. Dziewczyny zostały przewiezione do najbliższego szpitala, do którego dotarliśmy niewiele później.

Jako pierwszą znaleźliśmy Ewę. Była w dobrym stanie miała tylko kilka zadrapań od lądowania w krzaki. Mark od razu pochwycił w ramiona i już nie wypuszczał. Został z nią w sali, a ja i Jin poszliśmy szukać Kai i Wiki. Mimo, że się znalazły nadal się o nie niepokoiłem, a zwłaszcza o Kaję. Tak bardzo ją kocham, nie chcę jej stracić. Nawet nie chcę myśleć, że coś poważnego mogło się jej stać.

Wiktorię znaleźliśmy w sali obok. Siedziała owinięta kołdrą i z termoforem w rękach, na jednym z łóżek. Nie wyglądała jakby miała coś złamane. Miała tylko na głowie przyklejony mały opatrunek. Jin podbiegł do niej i zaczął pytać czy nic jej nie jest.

- Wszystko w porządku. – mówiła słabo – Jest mi tylko strasznie zimno.

Cała się trzęsła. Jin usiadł przy niej na łóżku i szczelnie objął. Wiki przylgnęła do niego ciasno i starała się opanować drżenie.

- Co z Kają? Nigdzie jej nie widzę.

Wiki uchyliła lekko powieki i spojrzała na mnie.

- Jest na zdjęciu rtg. Chyba złamała nogę.

O mój Boże! Oparłem się ciężko o ramę łóżka.

- Co się właściwie stało? – zapytałem.

- Jechała jak szalona i nie wyrobiła się na jednym z zakrętów. Przekoziołkowała kawałek w dół. Połamała narty i uszkodziła sobie nogę. Nie byłyśmy w stanie wracać.

- Tobie i Ewie nic się nie stało? – zapytał ponownie Jin, przyglądając się uważnie jej twarzy.

- Potknęłyśmy się jak schodziłyśmy do Kai. Mamy tylko kilka zadrapań. Spokojnie.

Łatwo jej mówić. Nadal nie wiem co z moją dziewczyną.

Do sali wjechało łóżko, z zakrytą po same uszy postacią. Postawili jej obok tego Wiktorii. Gdy spojrzałem w tamtą stronę zobaczyłem siną z zimna Kaję.

- Kaja?

Podszedłem szybko do łóżka. Dziewczyna otworzyła oczy i się słabo uśmiechnęła.

- Jackson. – wyszeptała drżącym głosem – Tak się bałam. Przepraszam.

- Cii... już jest dobrze. Jesteś bezpieczna. Jestem przy tobie.

Ująłem jej lodowatą dłoń jedną ręką, a druga dotknąłem policzka. Kaja od razu się w nią wtuliła.

Jej lekarz powiedział, że ma tylko skręconą nogę i lekką hipotermię i będzie mogła wyjść ze szpitala jutro razem z pozostałą dwójką.

*****

- Nigdzie już razem nie jeździmy. – powiedziałem, gdy dotarliśmy z powrotem do Białegostoku i zainstalowałem Kaję w jej łóżku.

- Dlaczego? – zdziwiła się.

- Poprzednio mało nie utopiłem Wiki, a teraz ty się prawie połamałaś. To wszystko moja wina.

- To nie twoja wina. To ja się uparłam na ten wyścig i wybrałam trudną trasę. I wszystko już jest w porządku. Kilka dni i z moją nogą będzie w porządku. – uścisnęła moją dłoń pocieszająco.

- Nie mogę uznać mojej wygranej. Jakie masz życzenie? Zrobię co tylko zechcesz.

- Zapamiętam to i wykorzystam w odpowiednim momencie. – uśmiechnęła się do mnie.

Dzięki Bogu nic się jej nie stało.    

************************************************
Witajcie! :)
Rozdział według mnie taki sobie. Troszkę nie pasujący do reszty, ale musiałam wysłać gdzieś naszych bohaterów, bo byłby za duży przeskok od Gwiazdki 2015 do lutego 2016, a ja tak nie lubię ;)
Podoba się czy nie, Wy mi powiedzcie ;

Read, vote, comment!

Enjoy! :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top