cincuenta y uno

Śpieszę przez uliczki miasta.
Stawiam duże kroki jeden po drugim.
Nade mną wisi chmura kłębiasta.
Straszy widokiem swoim.

Za nią kryje się słońce,
Próbujące ogrzać moje troski,
Przygrzewa swoim promieniem
Jednak mu to nie wychodzi.

Hej, chmury!
Dusze nieczyste
Nie róbcie tutaj awantury.
Już wystarczy złości wieczystej.

Cały czas próbuje dotrzeć do celu,
Jednak nie zrobię tego.
Pogodo, ty dręczycielu!
Nie ukrywaj światła słonecznego.

Bez niego albowiem
Zgubię się.
Trafię tam tylko z Bogiem,
Bo przy nim się nie boję.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top