#9

"W pewnym sensie wszyscy staraliśmy się o to samo. Widzieć dobre strony każdej sytuacji (...); wszystko jest kwestią odkrycia małych osiągnięć pośród wielkich strat."— Marcelo Figueras — "Kamczatka"

— Ej ruszać się tam! — rozkaz rozniósł się echem po placu treningowym. 

Kadeci przyśpieszyli swoje tempo biegu. Wzburzony kapitan stał oparty o pień pod drzewem z założonymi rękami. Bacznie obserwował swoich ludzi, niemo ciesząc się z postępów niektórych. Cieszył go ich rozwój chociaż, gdyby ktoś go o to spytał to nigdy by się do tego nie przyznał. Robiło się już późno.

Wszystko byłoby jak zwykle — po treningu wróciłby do siebie, zaparzył herbaty, wypełnił dokumenty, posprzątał i położył się spać. Istniało tylko jedno "ale", a była nim niejaka Nina Kastner. Pojawiła się tak samo niespodziewanie jak tytan odmieniec w środku lasu. Była cholernie tajemnicza i posiadała niespotykane jak na zwykłego człowieka umiejętności. Zaintrygowała go tak samo jak niegdyś Eren z tą jego rządzą na punkcie zabijania. Co prawda jej charakter był mocno upierdliwy, ale zawsze mógł próbować jakoś go utemperować. 

Z Yeager'em było mu o tyle łatwo, że chłopak nie miał praktycznie żadnych wymagań. Przyznano mu lochy? Wziął lochy. Kazano mu sprzątać? Po prostu sprzątał i to całkiem nieźle swoją drogą, nie zadając przy tym wszystkim żadnych zbędnych pytań. Nie wdając się w żadną dłuższą konwersację, po prostu wykonywał rozkazy.

Nina natomiast to jego kompletne przeciwieństwo. Większość rzeczy jej nie pasowała to było widać. Czarnowłosy dałby sobie rękę uciąć, że na ostatnie wolne lokum w wieżyczce jakie zostało jej przydzielone dziewczyna też będzie narzekać. Mimowolnie skierował swoje chłodne spojrzenie w tamtym kierunku. Ku jego zdziwieniu na balkonie dostrzegł jakąś osobę. Czyżby to była ona? Nie widział jej stąd dokładnie, była za daleko. Prychnął pod nosem. Jeżeli rzeczywiście była tak zmęczona jak podejrzewał to po powrocie od razu powinna położyć się spać, a ona co wyprawiała? 

Trening z manewrami skończył się około godziny 18:00. W momencie, gdy większość żołnierzy skierowała się na stołówkę, Levi postanowił udać się do Erwina. Musieli omówić jeszcze parę spraw dotyczących brunetki. Bez ociągania się zapukał trzy razy w drzwi i wszedł nie czekając na odpowiedź.

— Jestem. — odrzekł mierząc blondyna swoim kobaltowym spojrzeniem. 

Smith tak jak zwykle siedział z nosem w książkach, przy zapełnionym papierami biurku. Spojrzał na niego, odrywając się od czytania zapewne jakiś map kartograficznych. W momencie gdy spostrzegł kto go odwiedził — odłożył czytaną lekturę na kupkę papierów po prawej stronie i wygodniej rozsiadł się na krześle.

— Hanji już zaprowadziła nową do kwatery. — powiedział. 

Levi kiwnął głową w geście zrozumienia, jednakowo gratulując sobie samemu spostrzegawczości.

— Jesteś za nią odpowiedzialny tak samo jak za Erena. — uśmiechnął się delikatnie, jakby ciesząc się z tego faktu.

— Długo będziesz mi tą uciążliwość wypominał? — warknął mężczyzna. Zachowanie Erwina od bardzo dawna go aż tak nie irytowało.

— Będę. — odparł jakby nigdy nic. 

Czarnowłosy westchnął. W tej chwili naprawdę wolał powstrzymać się od zgryźliwego komentarza w jego kierunku.

— Posłuchaj Levi. Kastner jest nie dużo młodsza od ciebie, może znajdziesz w końcu wspólny język z kimś kto nie jest mną? — zaproponował mu. Co to miały być za insynuacje? 

— Nie jestem, aż tak zdesperowany, żeby zadawać się z jakąś gówniarą, która tylko grzała dupę w stolicy. — warknął. Nienawidził, gdy ktoś próbował na siłę wpoić mu swoje racje.

— Rzecz w tym, że ona została złapana w stolicy, ale wcale tam nie żyła. — odpowiedział mu blondyn, w dalszym ciągu spokojnie. 

Za każdym razem można było odnieść wrażenie, że Smitha ani trochę nie ruszają podłe teksty Levi'a. Może właśnie dlatego tak dobrze się dogadywali? Każdy bez zbędnych ogródek po prostu siebie szanował. Levi spojrzał na niego mrużąc oczy. Jak to nie żyła w stolicy? 

— To w takim razie gdzie żyła? — spytał po chwili ciszy. 

Donośny, gardłowy śmiech Erwina rozniósł się po pomieszczeniu. Czarnowłosy kompletnie nie wiedział jak zareagować. Czym go niby tak rozśmieszył?

— I z czego tak rżysz? — zgromił go. Nie lubił niejasnych sytuacji występujących w jego życiu.

— Z niczego. — odparł, wycierając łezkę rozbawienia, która zakręciła mu się w oku. 

— Spytaj się jej sam skoro jesteś ciekaw. — odpowiedział na wcześniejsze pytanie czarnowłosego tajemniczo się uśmiechając.

— Nieważne. — mruknął. 

Zaczął zmierzać już do wyjścia, jednak po krótszym zastanowieniu odwrócił się na pięcie i zgromił wzrokiem blondyna.

— Jaki rozkaz? — rzucił sucho.

— Hanji przyniesie ci potem dla niej mundur, więc go jej zaniesiesz. Twoim obowiązkiem jest również oprowadzenie jej po zamku. W przypadku Erena nie musiałeś tego robić, gdyż jego przyjaciele się tym zajęli, jednak pamiętaj, że ta dziewczyna nie ma nikogo prócz nas. — spojrzał na Levi'ego błagalnym spojrzeniem, prosząc by przystał na jego słowa, by one jakoś do niego dotarły.

— Dlaczego Hanji nie może tego wszystkiego zrobić? — spytał z nadzieją, że jakoś się z tego wywinie.

— Przeprowadza eksperymenty na Erenie i chodzi w ostatnich dniach, aż nadto pobudzona. W dodatku to nie jej Nina została przydzielona. — odparł. 

Mężczyźnie nie chciało się już z nim rozmawiać więc po prostu wyszedł.

Siedział w tym gabinecie o wiele za długo. Minęła prawie godzina od kiedy skończył trening. Niczym zdążył na dobre przygotować się do snu zegar już dawno wskazywał północ. Ułożył wszystko na swoim biurku, zdjął żabot i pasy, które po długim dniu uciskania nareszcie dały mu odsapnąć. W momencie gdy do jego pokoju wbiegła szalona okularnica, myślał, że ukatrupi ją w tamtym momencie gołymi rękami.

— Levi! — krzyczała, myśląc zapewne, że czarnowłosy śpi.

— Czego drzesz ryja? Ludzi mi pobudzisz! — podniósł głos. Jeśli wchodzisz między wrony, musisz krakać tak jak one. Z Hanji nie dało się rozmawiać inaczej — szczególnie o tak późnej porze, gdy snuła swoje teorię o tytanach, rumieniąc się z podekscytowania.

— Musimy pomóc Ninie! — skakała pokazując ciągle palcem w stronę drzwi.  Kapral wstał, wiedząc, że jeśli z nią po prostu nie pójdzie to ta nie da mu spokoju.

— Co jej się niby stało? Duchów się kurwa przestraszyła? Czy innego gówna? — spytał. 

Kto wyciąga ludzi z łóżka o takiej porze? Mężczyzna już skrycie zaczynał planować swoją zemstę na okularnicy. Dużym minusem było to, iż kobieta była wyższa od niego stopniem — no ale cóż, czego oczy nie zobaczą tego duszy nie żal.

Na dworze panował już mrok, a jedynym co oświetlało okolicę, był ogromny księżyc w kształcie rogala. Dwójka zwiadowców powoli szła na górę, oświetlając sobie drogę pochodniami. Szybko dotarli na sam szczyt, nie mocując się nawet z białymi drzwiami — były otwarte. To co czarnowłosy zobaczył w tamtym momencie, kompletnie zwaliło go z nóg.

Brunetka śpiąca przy uchylonych drzwiach balkonowych. Spała przytulona do drewnianej miotły, trzymając w dłoni gąbkę, której widocznie parę chwil wcześniej używała do mycia okien. Na sobie miała białe chusty, które wykorzystała widocznie w taki sam sposób jak czarnowłosy. Levi był pod wrażeniem tego co zrobiła. 

Dobrze pamiętał to pomieszczenie — jego zdaniem było okropne. Całe brudne i zniszczone. W obecnym stanie może zbytnio się nie zmieniło, jednak stało się ono niebywale czyste. Levi przeszedł przez próg i mijając brunetkę, podszedł do okna. Wyciągnął palec wskazujący i wsadził w przestrzeń pomiędzy oknem a parapetem — przetarł. Po spojrzeniu na opuszek, nie dostrzegł nic — ani jednego pyłka kurzu. Na jego twarzy po raz pierwszy od bardzo dawna wymalowało się zdziwienie. 

Nawet on tak dokładnie nie sprzątał... Kim ta dziewczyna do cholery jest?!

cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top