#7

"Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie. Podejmijcie ryzyko bycia odmiennym, ale nauczcie się to robić, nie zwracając na siebie uwagi." — Paulo Coelho

— Jeżeli będzie chciała przeżyć chociaż parę sekund za murami to musi ćwiczyć, jednak jak na pierwszy raz to przyznam, nie było źle. — mierząc mnie chłodnym spojrzeniem. 

Szczerze mówiąc chciałabym usłyszeć coś więcej, jednak chyba nie mogę się czegoś od niego więcej spodziewać.

— To wszystko? — upewnił się Erwin. 

Mężczyzna sam chyba chciał większego rozwinięcia tematu od strony czarnowłosego, więc patrzył na niego wymownie. Gdy nie dostał jednak żadnej reakcji zwrotnej, odwrócił się z powrotem w moim kierunku.

— Nino, a jak oceniasz swoją jazdę konną? — zwrócił się do mnie. 

Speszyłam się tym pytaniem. Co mu miałam niby w tym momencie odpowiedzieć?! Erwinuś! Było zajebiście, gdyż jazda zawsze była moim pragnieniem, ale nigdy nie udało mi się choćby zbliżyć się do konia?! Brzmi absurdalnie!

— Nie wiem co mam powiedzieć. Czułam się na swoim miejscu? — odrzekłam starając się ukryć moje zdenerwowanie. Blondyn uniósł swoją pełną brew i wyraźnie nad czymś się zastanowił.

— Na swoim miejscu, czyli jak mianowicie? — dopytywał. 

Jezus jak ja nienawidzę wścibskości. Niech nie wchodzi z butami w moją psychikę. Poczułam ciepło na twarzy, a w piersi szybciej zaczęło bić serce. Mocno zacisnęłam pięści. I tak już długo wytrzymałam z posłuszeństwem po tym co się stało.

— Nie twoja sprawa! Było po prostu okej. — warknęłam, chwilę potem mocno zaciskając zęby. 

Mężczyzna napiął mięśnie, a na jego twarzy pojawiły się zmarszczki. Nie spodziewał się takiego zachowania. Szybko jednak wrócił do swojej poprzedniej postawy, zakładając maskę powagi.

— Dobrze Nino. W każdym razie wracajmy do siedziby. — zasalutował jakby odruchowo i odwróciwszy się na pięcie, ruszył w kierunku zamku. 

To, to było dopiero dziwne. Nie rozumiem tego człowieka! Chwilę z czarnowłosym staliśmy w miejscach jakby analizując, co tu się przed chwilą stało. Obserwowaliśmy oddalające się plecy dowódcy. Spojrzałam na niższego zwiadowcę i od razu tego pożałowałam, gdyż on zrobił w tym momencie to same. Nasze zdziwione spojrzenia zetknęły się, zmieniając nastawienie na bardziej zniesmaczone. 

Spuściłam wzrok patrząc na moje przemoknięte buty i prychnęłam. To było naprawdę irytujące! Dlaczego on musi być taki irytujący?! Denerwuje mnie całą swoją postawą. Więc dlaczego w momencie gdy nasze spojrzenia się spotkały coś ścisnęło mnie w żołądku do tego stopnia, gdzie śmiało mogłabym już wymiotować? Potrząsnęłam głową, by się obudzić. przecież jeszcze przed nim stałam, a blondyn był już naprawdę daleko. Jedynie dostrzec wciąż można było tą jego złotą czuprynę. Ruszyłam przed siebie — trzeba było go dogonić. Jednak mijając Levi'a, wręcz nie mogłam powstrzymać się od uszczypliwości skierowanych w jego kierunku.

— Karzełek! — krzyknęłam wystawiając mu język. 

— Gówniara! — odpowiedział, gdy byłam już trochę dalej. Uśmiechnęłam się do siebie, gdyż jego odzew był jednoznaczną oznaką, że choć trochę wyprowadziłam go z równowagi. Ucieszyło mnie to. 

Jakiś czas później w gabinecie Erwina

Zamknęłam za sobą drzwi, zostając w pomieszczeniu sam na sam z mężczyzną. Odetchnęłam powoli, uspokajając się przy tym. Skończyła się zabawa, a nadeszła pora obowiązków i powrotu do rzeczywistości. W dodatku karzełek tak jak wcześniej zapowiadał — zniknął. Nie było nawet komu się poprzyglądać albo z kogoś pośmiać. Westchnęłam.

— Znam już twoje umiejętności, więc będę mógł ci teraz określić plan działania na rzecz korpusu. — kiwnęłam głową w akcie zrozumienia. Gdy ten zobaczył, że to przyswoiłam zaczął mówić dalej.

— Jestem zmuszony powiedzieć ci, że będzie on trudny do zrealizowania, ze względu na brak twojego szkolenia wojskowego. W każdym bądź razie na tę chwilę jestem w stanie tylko przydzielić ci pokój. — spojrzał na mnie przepraszająco.

— Rozumiem. — powiedziałam. 

No cóż z dwojga złego lepsze to niż nic. Chociaż się wyśpię... chyba... W tej chwili do gabinetu wtargnęła pewna energiczna kobieta, której niesione stosy papierów wysypały się na podłogę.

— Do jasnego czorta! — krzyknęła. 

Zdziwiłam się. Była dość śmiała i bez żadnego pukania, czy skrępowania wtargnęła do pomieszczenia dowódcy, przerywając naszą, jakby to powiedzieć —  dość ciekawą konwersację. Podeszłam do niej i przepraszając cicho Erwina, pomogłam zebrać dokumenty. W ten sposób mogłam jej się lepiej przyjrzeć. Brązowe włosy związane w niechlujny kucyk, okulary na nosie i chaotyczność wskazywały na to, że albo jest szalona albo cholernie mądra.

— Dzięki! — pisnęła do mnie, w momencie gdy cała makulatura znajdowała się już na biurku blondyna.

— Nie ma sprawy. — uśmiechnęłam się.  Nie mogłam robić sobie więcej wrogów, a coś wewnątrz mnie podpowiadało mi, żeby lepiej nie zadzierać z tą kobietą.

— Czekaj, czekaj, a kim ty tak w ogóle jesteś? — spytała się poprawiając na nosie swoje zsunięte okulary. Już miałam odpowiadać, lecz przerwał mi blondyn nim jeszcze zdążyłam się odezwać.

— To Nina Kastner. Wspominałem ci o niej. — odparł. 

W tym momencie stało się coś czego nie mogłam przewidzieć. Ba, nikt by nie był w stanie tego przewidzieć! Jej bursztynowe oczy zalśniły blaskiem ekscytacji, a na policzki wkradły się rumieńce. Praktycznie natychmiastowo zostałam przyciągnięta przez brunetkę za ramiona bliżej.

— Nareszcie mogę cię poznać! Od kilku godzin jest tu o tobie głośno! — potrząsała mną, wyrzucając z siebie tyle słów, że ledwo mogłam ją zrozumieć. 

Gdy już trochę się uspokoiła i poluźniła uścisk na moich rękach, a ja poczułam się na tyle bezpiecznie i komfortowo, by odkaszlnąć znacząco..

— Och no tak gdzie moje maniery, przepraszam! — Ocknęła się z transu. — Jestem pułkownik Hanji Zoë! Miło mi cię poznać! —  wyciągnęła prawą dłoń w moim kierunku. 

—  Mnie również. — powiedziałam niepewnie ściskając ją. 

Spojrzałam tym samym niepewnie na Erwina, lecz ten siedział jakby nigdy nic bacznie nas obserwując. Wynika z tego, że albo brunetka zachowuje się tak na co dzień albo blondyn ma to głęboko w dupie.

—  Podobno jesteś z podziemi, więc liczę na możliwość zobaczenia cię w akcji. Ludzie stamtąd pochodzący podobno są sprawniejsi niż my z powierzchni. —  odparła, mierząc mnie wzrokiem z góry do dołu. 

Nie odpowiedziałam jej. Nie wiedziałam że ktokolwiek tak o kimś może myśleć. A może rzeczywiście byłam silniejsza niż oni? Zresztą czy to ma jakieś znaczenie? Jestem taka jaka jestem i umiem to co umiem gdyż, musiałam się nauczyć jak przetrwać. Chwytałam się czego tylko się dało. W pomieszczeniu zapadła nieprzyjemna dla ucha cisza,  którą na szczęście przerwał Erwin.

—  Hanji, czy mogłabyś zaprowadzić Ninę do jej pokoju?

—  Z przyjemnością! —  odparła, uśmiechając się najszerzej jak umiała. Zaczynałam się mocno niepokoić. Ona chyba serio ma coś z głową.

—  Dobrze zatem. Zachodnia wieża, poddasze. —  odparł, podając brunetce lokalizację. Mogłabym przysiąc, że na jej twarzy przez moment dostrzegłam zdziwienie.

—  Rozkaz! —  zasalutowała. Nie wiedząc co ze sobą począć zrobiłam dokładnie to samo.

—  Spocząć i odmaszerować! —  odrzekł Erwin uśmiechając się życzliwie. 

Ani się obejrzałam, a Hanji już stała przy drzwiach z szaleńczym uśmiechem na twarzy, lekko je dla mnie uchylając.

—  Miłego dnia dowódco Erwinie. —  powiedziałam, wychodząc i zamykając za sobą ciężkie drzwi, by za chwilę zostać obsypaną pytaniami kobiety, która mało tego wszystkiego okazała się być naukowcem.

— Tobie również Nino...

cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top