#6
"Spokój umysłu jest akceptacją tego, co jest. Bez żadnych warunków. Bez własnego widzimisię, bez lubię – nie lubię, bez ładne – brzydkie, dobre – złe. Nie potrzebuję niczego, żeby już teraz mieć spokojny umysł." — Ryś Kulik "Odkrywanie natury. Praktyka głębokiej ekologii"
Tuż po mojej prawej, w boksie o numerze 14 dostrzegłam właśnie jego — cudownie prezentującego się czarnego ogiera. Jego sierść lśniła, a widoczne od wysiłku mięśnie idealnie wcielały się w jego budowę ciała. Koń popatrzył na mnie z zaciekawieniem, lekko przekrzywiając swój duży łeb. Uśmiechnęłam się szeroko, czując w brzuchu już znajome mi motylki podekscytowania i wyciągnęłam ręce w jego stronę.
— Ej szczeniaro zaczekaj! — warknął Levi, zatrzymując mnie w półkroku.
Popatrzyłam na niego z oburzeniem. Ciekawe co takiego chce mi powiedzieć w tej ważnej chwili. Jak to nie będzie nic poważnego to zamorduje.
— Co? — warknęłam, pośpieszając czarnowłosego. Niech mi wyjaśni to co chce i miejmy to z głowy.
— Ten koń to nie twoja liga. — rzekł spokojnie, podchodząc do mnie.
On chyba sobie żartuje. Ja tak łatwo go sobie nie odpuszczę. Sam przecież powiedział, że mogę sobie wybrać wierzchowca jakiego tylko chcę z tej oto zacnej stajni.
— Moja, czy nie moja. Chcę spróbować. Sam powiedziałeś, że mogę wybrać sobie konia jakiego chcę. A wybrałam właśnie tego, więc się łaskawie przesuń. — odparłam naśladując jego głos i wyraz twarzy.
Mężczyzna tylko nieznacznie uniósł swoją lewą brew. Nie wiem czy miał to być gest zdziwienia? A może znieważenia mnie? Jako, że niezbyt chciał się przesunąć to obeszłam go dookoła i weszłam do środka boksu, a on po krótkiej chwilce tak po prostu sobie poszedł. No super mi pomogłeś karzełku, naprawdę!
Momentalnie zaparło mi dech w piersiach, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Ogier początkowo był niezbyt ufny, gdyż trzymał się strasznie z boku, próbując zachować między nami jak największą odległość, jednak po przyzwyczajeniu się do mojego zapachu po prostu podszedł. Wystawiłam w jego stronę moją prawą rękę, a ten powoli, niczym uczące się chodzić dziecko zbliżył do niej swoją głowę. Zaufał mi. Uśmiechnęłam się promiennie, patrząc w jego czarne niczym smoła oczy.
Może to zbyt oklepane ale nazwiemy cię Black. Idealnie do ciebie pasuje. Założyłam mu uprząż i osiodłałam po czym otworzyłam boks i wyprowadziłam wierzchowca. Już dawno nie czułam się tak jak w tamtym momencie. Duma zmieszana z dużą dawką szczęścia rozsadzała mnie od środka, gdy widziałam zdziwione spojrzenia Levi'a oraz Erwina, gdy wprowadzałam Black'a na wybieg.
— Ej Nina zaczekaj. — zaczął Erwin.
— Niech mnie dowódca nie zatrzymuje, bo i tak nie zmienię zdania. — przerwałam mu. A on w geście zrezygnowania z dezaprobatą pokręcił głową.
Zatrzymałam Black'a w pobliżu słupków, by w razie problemów móc się ich złapać, po czym podeszłam do niego od przodu i dałam kostkę cukru wprost do tej jego uroczej paszczy. Zarżał zachęcająco. Mam nadzieję, że mnie nie zrzuci bo byłby wstyd.
— No to wsiadamy...— powiedziałam pod nosem, stawiając moją prawą stopę na strzemieniu.
Mocno odbiłam się na lewej stopie i już siedziałam na grzbiecie. Rumak lekko zadrżał, a ja poklepałam go po boku, by dodać nam obojgu choć trochę otuchy. Wzięłam głęboki oddech — na razie wszystko było dobrze.
— Ruszaj! — krzyknął Erwin, ponaglając mnie z daleka ręką.
Stojący obok czarnowłosy tylko złapał się za skronie i pokręcił głową. Z boku wyglądało to naprawdę komicznie, coś czuję że będę mieć tutaj całkiem zabawny żywot.
Kopnęłam obiema nogami w boki ogiera, po czym mocniej złapałam uzdę, zamykając przy tym oczy. Poczułam delikatny powiew wiatru na twarzy i ruch ciała zwierzęcia. Pisnęłam przerażona i podekscytowana. Otworzyłam powoli oczy i spostrzegłam, że nie jestem już obok barierek, ale tuż na przeciwko dowódcy, który patrzy na mnie dość przenikliwym spojrzeniem.
— Intrygujące...— powiedział.— Nino, czy jeździłaś już wcześniej konno? — spytał, pocierając w geście zamyślenia dwoma palcami prawej ręki o brodę.
— Nie generale. — odrzekłam. Choć bardzo chciałam — pomyślałam.
— Właśnie widzę, że dziwnie zareagowałaś. W dodatku jestem w ogromnym szoku, że ten wierzchowiec jeszcze cię nie zrzucił. Pierwszy raz ktoś utrzymał się na nim tak długo. — uśmiechnął się do mnie. Na jego słowa niższy mężczyzna prychnął. Chyba mu się nie spodobało, że ktoś tu jest nadmiernie chwalony. A któż? Hah, a no tak ja!
— Cieszę się, że sprostałam oczekiwaniom. — rzuciłam oschle, przeczesując grzywę ogiera.
Po chwili zeszłam z jego grzbietu i z pytającym spojrzeniem spojrzałam na Erwina. Ciekawe co mam teraz zrobić...
— Levi, pomóż Ninie oporządzić konia. Zaczekam na was. — odrzekł, bardziej rozsiadając się na desce.
Mogłabym wygrać zakład, gdybym się założyła, że znów wyśle do wszystkiego Levi'a. Znów tylko prychnął pod nosem.
Odkąd z nim przebywam to zauważyłam, że robi to dość często gdy coś mu nie do końca pasuje, ale nic nie może na to poradzić. Jakby się nad tym zastanowić to wydaje się to być całkiem zabawne. Jest trochę przez to jak taki kot, który z niezadowolenia syczy na wszystkich, by odeszli i dali mu święty spokój. W sumie to dobry pomysł.
A może sama wymyśliłabym dla siebie jakiś odgłos, który odstrasza innych? Hah, to by było całkiem ciekawe, nieprawdaż Olivio? Więc zastanówmy się. Skoro on jest kotem to ja kim bym mogła być... A może... A może... Już wiem! Będę jego przeciwieństwem, czyli psem! Bo przecież psy i koty się nie znoszą! On syczy, a ja będę szczekać i warczeć! To jest myśl!
— Szczeniaro tym razem już na ciebie nie zaczekam, więc łaskawie weź ze sobą tego konia i chodź, bo nie ręczę za siebie. — ruszył przed siebie dalej mamrocząc coś pod nosem. Ojoj ktoś kto ma z nim dziś trening, będzie miał ostro przerąbane...
Złapałam Black'a za uzdę i ruszyłam za czarnowłosym z powrotem do stajni. Gdy byliśmy już w środku, wprowadziłam ogiera do boksu, zdjęłam z niego oporządzenie i zamknęłam go, całując w głowę na pożegnanie. W tym czasie wyższy ode mnie stopniem mężczyzna stał naprzeciwko i tylko mi się przyglądał. Tak, tak Erwinie, Levi we wszystkim mi pomógł... Nawet siano posprzątał... Podeszłam do niego z założonymi rękami. Byłam wściekła, ale nie na tyle by wszczynać z nim kłótnię.
— Co się tak gapisz? — spytałam oschle, mierząc go wzrokiem od góry do dołu, tak jak on robił to wcześniej.
Czarnowłosy znowu prychnął i odpychając się od ściany ruszył do wyjścia. Nawet mi skubaniec nie odpowie, a sam wymaga odpowiedzi. Gdy zniknął mi z oczu pobiegłam do wyjścia, by znowu napotkać go rozmawiającego z Erwinem. Czy on już z łaski swojej nie może pójść sobie na ten jego trening?! Gdy tylko blondyn mnie zauważył, przerwał konwersację z drugim i podszedł do mnie.
— Nino, dziękuję za twój pokaz umiejętności, na dzisiaj to będą już wszystkie próby. Masz wszelkie predyspozycje, by dołączyć do oddziału zwiadowców. Jeszcze przez kilka dni będę obserwował twój rozwój, by upewnić się, że moja decyzja jest słuszna. — wypowiedział się.
Na jego słowa skinęłam głową, po czym z dumą zasalutowałam. Bo co niby miałabym wtedy zrobić? Taka głupia, niecodzienna sytuacja.
— Levi, a teraz chodź tutaj i zdaj z dzisiejszego dnia raport. Jestem ciekawy co powiesz o umiejętnościach panny Kastner. — odwrócił się gwałtownie do mężczyzny, który dotychczas tylko opierał się o barierki, obserwując otoczenie.
Widać, że było mu to nie na rękę. Jego powieka zadrżała, a wzrok wyostrzył się. Czarnowłosy nie ruszał się z miejsca. Erwin jednak wcale nie zamierzał odpuścić.
— Levi to rozkaz! — podniósł głos, napinając mięśnie.
Jego również zdenerwowała ta sytuacja. Przyznam, że byłam cholernie ciekawa co karzeł o mnie myśli, ale bez przesady. Nie powinno się zmuszać ludzi do czegokolwiek, ja coś już o tym wiem i ty również, prawda Olivio? Ach jakbyś tu była to do czegoś takiego by tu nie doszło. Byłaś ode mnie dużo lepsza, z całą pewnością byś mnie przyćmiła. Levi westchnął przeciągle, wyprostował się i zasalutował, dając tym samym znak, że będzie posłuszny.
— Nie wiem po jaką cholerę mam to powiedzieć przy tej gówniarze, ale niech będzie Erwin. — powiedział szybko do nas podchodząc.
Stanęli obok siebie w linii, a ja naprzeciwko nich. Dwójka przełożonych i ich podwładny, którego muszą ocenić. Pff dobre sobie. I tak przecież nie dowiem się czegoś czego już o sobie nie wiem. Spojrzałam na nich wyczekująco. Na co czekacie? Zaraz maluszek spóźni się na swój trening i będzie zbyt pobudzony by nad sobą zapanować.
To zadziwiające jak szybko można poznać człowieka i zacząć go oceniać, nawet nie znając jego przeszłości. Nie wiedząc co go spotkało, czyja śmierć go spotkała, a może to on ją zadał? Do samego końca nie możemy być pewni jaki ktoś jest, dopóki ni zobaczymy go w jakiś przypadkowych sytuacjach. Bo tylko wtedy gdy jesteśmy w zagrożeniu lub coś co kochamy w nim jest, wychodzi z człowieka to co w nim głęboko tkwi — jego prawdziwe ja. Więc jakie jest twoje prawdziwe ja, karzełku? Jestem ciekawa, przyznam to choć z niechęcią.
— Walka wręcz była iście zaskakująca. — rzekł Erwin, a w jego błękitnych oczach mogłam dostrzec iskrę podekscytowania. Taki to ma zainteresowania, nie powiem.
— Pokonałaś samego Levi'a, a nikt. Powtórzę, nikt w całym korpusie tego nie dokonał, ze mną włącznie. — zdziwiłam się.
Czyżby czarnowłosy był, aż tak dobry? W sumie jakby tak pomyśleć dłużej to w Podziemiach, też nie spotkałam się z aż tak dobrym przeciwnikiem.
— Nie ekscytuj się tak. Zaskoczyła mnie po prostu tym swoim skokiem, tyle. — skomentował czarnowłosy. — Choć muszę przyznać, sprawiła mi trochę problemów...— nie dokończył.
— Właśnie Levi, ten skok! Nina jak ty to właściwie robisz? — spytał dowódca.
Było mocno widać, że zależy mu na odpowiedzi, z resztą nie tylko jemu. Czarnowłosy ten zmierzył mnie przenikliwie wzrokiem jakby chciał to ze mnie na siłę wyciągnąć. Niestety moi drodzy, wiele osób już próbowało tak skakać, jednak opanowałam to tylko ja...
— Spinam mięśnie nóg, a następnie przekierowuje do nich energię z całego organizmu i skaczę. — odpowiedziałam, pomachując przy tym ręką jakby to była łatwizna. Po chwili uznałam, że dodam jeszcze ryzyko jakie to za sobą niesie, bo cóż mi szkodzi...
— Trzeba na to uważać, gdyż jest to w pewnym stopniu obusieczny miecz. Nogi najpierw trzeba wyćwiczyć, żeby mięśnie to wytrzymały, a energię trzeba zdobyć w postaci jedzenia lub snu co też jeszcze nie gwarantuje sukcesu. Najgroźniejszym jest jednak przerzucanie energii. Jeżeli zrobi się to nieumiejętnie to może to doprowadzić nawet do zatrzymania akcji serca i zgonu, gdyż serce nie będzie miało po prostu energii, dzięki której bije. — wygłosiłam ten długi monolog lekko męcząc się przy tym.
Nie lubię zbyt dużo mówić i nie jestem do tego przyzwyczajona. Brałam głębokie hausty powietrza by jakoś unormować oddech. I pomyśleć, że nawet trójwymiarowy manewr mnie tak nie zmęczył. Ale jestem dziwna...
— Rozumiem...— rzekł blondyn smutnym głosem. Był jakby, zawiedziony? — Levi przejdź teraz do trójwymiarowego manewru i oceń Ninę, bo ty się na tym znasz. Ja się w tej sprawie nie będę odzywał. — rozkazał Erwin, a czarnowłosy westchnął męczeńsko, mierząc mnie przy tym przenikliwie wzrokiem.
No dawaj panie idealny. Jestem ciekawa twojego zdania, jak i również gotowa na twoje obelgi, odnośnie mojej osoby. Możesz walić śmiało...
cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top