#22
"(...) ale potem uświadamiam sobie, że może chciałaby znać prawdę, więc mówię jej, że mam uczucia, naprawdę, a ona, że to oczywiste i zawsze je miałem, dlatego życie jest dla mnie czasami takie trudne."—David Levithan —" Will Grayson, Will Grayson"
Szare chmury szczelnie przysłoniły całe niebo, zmniejszając tym dostęp światła słonecznego docierającego do matki Ziemii z układu słonecznego. Pozieleniałymi i kwitnącymi drzewami targał mocny wiatr, sprawiając, że delikatne płatki okwiatu miotane były po okolicy. Miało to z jednej strony swoje zalety, gdyż rośliny wiatropylne mogły w tamtym momencie cieszyć się rozpoczęciem swojego cyklu życia, lecz z drugiej strony patrząc pod względem artystycznym stawały się one mało ciekawe w oczach biernego obserwatora.
Z kłębiących się w atmosferze warstw skondensowanej pary wodnej uwalniały się kropelki deszczu. Na początku z wolna, w małych ilościach dążyły pod wpływem grawitacji w dół, by dać wyczekującym ich organizmom ukojenie, jednak z każdą chwilą ich potok przybierał na wartości i wraz z szalejącym wiatrem tworzył mieszankę wybuchową w formie małego załamania pogodowego.
Nikt nie lubił być wyciągany na takie oberwanie chmury z ciepłego i przede wszystkim suchego budynku. Levi był niestety przez pułkownik Zoe do tego przymuszony. Szedł za nią z niechęcią wypisaną na twarzy w kierunku lasu, zgrabnie przytrzymując sobie bladą dłonią zwiadowczy kaptur od płaszcza. Gdyby nie ta niby niewinna czynność to jego twarz oraz całe włosy przemokłyby do suchej nitki.
Przy wejściu do lasu czekała na nich delegacja złożona z paru zwiadowców należących do oddziału Hanji i Erwina, który o dziwo nie był zainteresowany całą sytuacją, a wydawał się on błądzić we własnych myślach nie zważając na to co się wokół niego dzieje. Gdy tylko dwójka przełożonych zbliżyła się na dość bliską odległość do tamtejszych zgromadzonych, żołnierze przyjęli frontową pozycję i dumnie zasalutowali.
— Spocznij! — krzyknął dosadnie Levi, opierając się nonszalancko o pień stojącego nieopodal drzewa.
Nie zamierzał się niczym zbytnio przejmować, on był tu tylko po to by w razie zagrożenia wkroczyć do akcji. Niech Hanji zajmie się resztą skoro aż tak bardzo jej na tym wszystkim zależy.
— Na miejsca moi kochani! — podniosła głos, wyrzucając pod wpływem emocji ręce w górę.
Po jej słowach grupa zwiadowców rozbiegła się po okolicy, zajmując swoje pozycje. Wszyscy w zniecierpliwieniu oczekiwali tego co ma za chwilę nastąpić. Na miejscu pozostał jedynie Kapitan, Eren oraz brunetka, która uśmiechnęła się wesoło w stronę chłopaka, poprawiając swoje zaparowane od różnicy temperatur okulary.
— Możesz zaczynać, Eren! — wciąż krzyczała.
Brunet potrząsnął w zrozumieniu głową po czym w zdecydowaniu przysunął prawą dłoń do ust i mocno się w nią wgryzł.
Żółta błyskawica przecięła niebo rzeźbiąc w powietrzu zarysy kości i mięśni. Tworzyła ludzko-podobną postać, która była tylko swego rodzaju naczyniem dla swojego właściciela, który mógł nią dowolnie sterować. Zupełnie jakby była marionetką. Z gardła wysokiej jak drzewo postaci wydobył się drapieżny ryk, powodując u znajdujących się w pobliżu ludzi lekkie oszołomienie i przytępienie słuchu.
Tytan stał spokojnie, sprawiając wrażenie utrzymywania ogólnej kontroli. Ostatnim razem podczas eksperymentów przypadkowo zatracił się w sobie i tytan przejął nad nim władzę. To już nie on był lalkarzem, lecz stał się marionetką. W tych dwóch przeświadczeniach występowała bardzo cienka granica, którą łatwo było przekroczyć.
W pewnym momencie w oddali pojawił się zarys biegnącej w tej stronę postaci. Nie posiadała ona zielonej peleryny, a bieg w tę stronę sprawił, że narażała się ona świadomie na murowane zapalenie płuc. Owszem strój zwiadowczy był ciepły, jednak nie na tyle by przetrzymać tak diametralne warunki.
— A kto to biegnie? Czyżby nasza mała Nina też zainteresowała się czymś tak ciekawym jak tytani? — spytała na głos Hanji, teatralnie przykładając sobie dłoń do czoła dokładnie tak samo jak wtedy, gdy człowieka słońce razi po oczach.
— Idiotka. — warknął Levi, zaczynając bardziej skupiać się na tym co ma tutaj miejsce.
Miał szczerą nadzieję, że któryś z tych przygłupów zatrzyma dziewczynę pchającą się prosto w paszczę lwa. Nie było wiadome, czy Eren wygra walkę o kontrolę, a tak łatwo przybiega.
Gdy 22- latka zbliżyła się na tyle by tytan miał ją w zasięgu swojej ręki, obawy wszystkich potwierdziły się i osobnik ryknął jeszcze głośniej niż wcześniej otwierając kierowane przez agresję oczy. Eren stracił kontrolę. Kastner zamarła widząc takiego stwora pierwszy raz na oczy — stała tylko i mu się z przerażeniem przyglądała.
— Kurwa...— sztachnął czarnowłosy po czym gwałtownie nacisnął na rączki od manewru.
Jeżeli tak dalej pójdzie, a on czegoś nie zrobi to z pewnością zostanie ona staranowana. Pieprzone sługusy okularnicy wydały się nieprzydatne, gdyż też zestresowani siedzieli gdzieś w gałęziach drzew, bojąc się opuścić swoją kryjówkę.
Dzięki refleksowi, intuicji, a także doświadczeniu Kapitan zdążył w ostatniej chwili zgarnąć Ninę sprzed nóg tytana. Mogła zostać zdeptana, zmiażdżona przez stopę człowieka, który ma zapewnić bezpieczeństwo ludzkości. Podtrzymując ją na przegłubach ramion wzniósł się wyżej na jedną z gałęzi i odstawił brunetkę na bok.
Chwiała się na nogach ledwo utrzymując równowagę, jej oddech był krótki i urywany, a oczy rozszerzone w tym samym zdziwieniu i przerażeniu. Nie potrafiła tego zrozumieć... Co tu się do diabła działo?
— Ej! Ocknij się do cholery! — krzyknął Levi, potrząsając ją mocniej za ramiona.
Patrzył na nią z pod narzutki, mierząc ją chłodnym wzrokiem. Potrzebował by oprzytomniała — nie miała prawa się w tamtym momencie w ten sposób zachowywać.
Nie odpowiedziała, lecz patrzyła tylko w głąb tych chłodnych kobaltowych oczu, które w tej chwili za wszelką cenę chciały wyrwać ją z tego amoku. Mogła tutaj w ogóle nie przychodzić, mogła zostać i cierpliwie poczekać. Więc dlaczego zdecydowała się przyjść?
Nie czekaj kochana bo nic tak samo z siebie do ciebie nie przychodzi...
— Kurduplu... wytłumacz mi na co patrzę? — spytała niepewnie, powstrzymując łzy w kącikach oczu, które w tamtym momencie bardziej niż zwykle miały ochotę spłynąć po jej mokrych od deszczu policzkach.
Wyglądała z perspektywy każdego jak osoba bezdomna. Czerwone od wysiłku plamy na twarzy, zmoczone i poplątane przez wiatr włosy oraz przyklejający się do ciała mundur sprawiały, że czarnowłosemu zrobiło się jej naprawdę żal. Nie mogła sobie przecież przybiec od tak w taką pogodę. Musiała mieć jakiś ważny powód swojego postępowania.
— Tch. Tak właśnie wygląda tytan, gówniaro. — podsumował prychając.
Musiał powstrzymywać agresję wobec niej, by przez nazwanie go kurduplem jej nie przywalić. Będzie jej musiał wymyślić stosowną karę, za to nadużycie jego dobroci, o ile to dobrocią można było nazwać.
Na jego słowa na chwilę odwróciła w stronę Erena wzrok, a widząc jego rozbiegane ślepia, przełknęła głośno ślinę. Ani na moment nie przestawała się trząść. Może było to spowodowane przemoczonymi ubraniami, a może przeszywającym jej ciało strachem. Levi widząc to wszystko męczeńsko westchnął. Zsunął powoli z głowy kaptur i odpiął zawieszkę, zdejmując płaszcz.
Otrzepał go szybko z wody, po czym zarzucił zdziwionej dziewczynie na plecy, zakładając na głowę kaptur. Było tak szybkie i niespodziewane, że niczym brunetka zobaczyła co się stało to czarnowłosy znajdował się już w bezpiecznej pozycji z dala od niej. Mężczyzna musiał przyznać, że Nina była pierwszym spotkanym przez niego człowiekiem, z którym bał się utrzymać jakikolwiek dłuższy kontakt fizyczny. Gdy tylko skracał pomiędzy nimi dystans i dotykał w wyrazie konieczności jej ciała w jego żołądku następował ucisk, a wszystko jakoby przewracało się do góry nogami. Uczucie było bardzo podobne co do grypy żołądkowej, z tą różnicą, że przynosiło dziwnie uspokajającą utopię.
— Zabieraj się stąd. Jeżeli się przeziębisz nie będę leczył twojej lekkomyślnej dupy. — odparł po czym chwycił ją w pasie i przetransportował bezpiecznie na dół.
Jak można się domyślić reszta eksperymentu również nie przebiegła zbyt pomyślnie i trzeba było Jeager'a wyciągnąć z tytana siłą. Zawiedziona Hanji wróciła do zamku zdać raport Erwinowi, a Levi całkowicie przemoczony udał się do swojego pokoju, by jak najszybciej przebrać się w coś suchego.
Dies diem docet.
cdn.
*Dies diem docet. — (łac. Dzień uczy dzień.)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top