#17

"Herbatyzm jest kultem piękna, które daje się odnaleźć w codziennej, szarej egzystencji. Wdraża nam poczucie czystości i harmonii, tajemnicę wzajemnej życzliwości i romantyzmu ładu społecznego. W istocie swej jest uwielbieniem Niedoskonałości, nieśmiałą próbą osiągnięcia czegoś znośnego w naszym nieznośnym życiu.(...) "— Kakuzo Okakura —"Księga Herbaty"

Do czystego już pomieszczenia wkroczył jako pierwszy niższy mężczyzna. Rozejrzał się wkoło i wziął głęboki wdech. Robota była wykonana wręcz perfekcyjnie, zdziwiło go to że mimo niedokładności Jaegera dziewczyna była w stanie doprowadzić wszystko do takiego stanu.

Zza filaru wyłoniła się brunetka z wykrochmalonymi chustami na włosach oraz twarzy, trzymając w swoich drobnych dłoniach szmatkę do ścierania kurzy. Na widok zwiadowcy uśmiechnęła się szeroko. Dobrze wiedziała że tym razem nie uda mu się jej skrytykować.

— Witam Kapitanie! — zasalutowała w dalszym ciągu ściskając ową ścierkę w ręce.

— Nie przyciskaj tak tej brudnej szmaty do siebie bo jeszcze mundur będziesz czyścić gówniaro. — zmierzył ją wzrokiem, dłużej zatrzymując się na jej dłoni ściskającej materiał. Brunetka momentalnie oderwała od piersi rękę i schowała ją za plecami.

Czarnowłosy jeszcze raz zgromił ją spojrzeniem za te niedopatrzenie, po czym zakasał rękawy i ruszył do inspekcji. Zaczął od szafek, po których przesunął swoją delikatną, lecz silną dłonią — ani milimetra kurzu. Potem w kolejności posprawdzał jeszcze zakamarki za toaletami, prysznice oraz zlewy — w dalszym ciągu nie dostrzegając żadnych oznak brudu.

W czasie gdy mężczyzna sprawdzał stan pomieszczenia, dziewczyna szturchnęła Erena łokciem w bok. Ten spojrzał na nią z niemym pytaniem na twarzy, będąc ciekaw o co chodzi.

— Czy on tak zawsze? — spytała wskazując na pochylającego się Levi'a palcem.

— Niestety. — westchnął. — Ale idzie się przyzwyczaić. On po prostu lubi jak jest czysto. — odparł wzruszając ramionami.

— Ja też lubię jak jest czysto, ale Eren, na pewno nie aż do takiego stopnia. — powiedziała szeptem. 

Na chwilę zapadła cisza, lecz gdy mężczyzna zaczął sprawdzać czystość parapetów Nina po prostu nie wytrzymała i uszczypliwie to pod nosem skomentowała.

— Co on się pleśni boi czy co? — Eren zaśmiał się, a na pytające spojrzenie Levi'a momentalnie ucichł.

— O czym wy tak szepczecie? — spytał swoim chłodnym głosem, opuszczając rękawy koszuli.

— O niczym Kapitanie! — krzyknął brunet, napinając mięśnie. Zestresował się tym, że jego dowódca mógł usłyszeć to o czym rozmawiali i dostanie kolejną tego dnia karę sprzątania.

— Całkiem nieźle. — skomentował, ignorując odpowiedź kadeta. 

Te słowa z ust Ackermana padają niezwykle rzadko więc ich dwójka mogła czuć się wyjątkowo zaszczycona, że nic na nich nie znalazł.

— Wykonaliście już swoje zadanie, więc teraz spokojnie możecie iść sobie odpocząć, czy co tam robicie po treningach. — rozkazał, wycierając swoją rękę w białą ścierkę. 

— Tak jest! — zasalutowali po czym zniknęli za drzwiami.

Szli w tym samym kierunku, zaraz obok siebie — starsza dziewczyna sięgająca chłopakowi ledwie do ramienia i brunet sporo od niej wyższy, w kompletnej ciszy. Oboje szli na stołówkę, oboje zamierzali rozpocząć konwersację, tylko jeżeli mieliby o czymś rozmawiać, to o czym? 

— Przysiądziesz się do nas? — spytał w końcu Eren, gdy przeszli przez próg stołówki. 

Spojrzał na nią błagalnie, będąc ciekaw jej osoby. Tak naprawdę nigdy jej tu nie widział, była nowa. Chciał się też jej w jakiś sposób odwdzięczyć za to że wykonała za niego prawie całą robotę.

— W sumie co mi szkodzi. — odparła chłodno, ponownie przybierając maskę. Nie znała ani jego, ani jego przyjaciół na tyle dobrze, by móc się przed nimi otworzyć. 

Nie ufaj nikomu prawie do samego końca. Bo to na końcu ludzie pokazują swoją prawdziwą twarz.

Wzięła z kuchni swoją rację żywnościową, jaką były tłuczone ziemniaki, ryż oraz gorąca, czarna herbata, po czym skierowała kroki do stolika przy którym siedział Eren. Oprócz niego siedziało przy nim jeszcze pięć osób. Gdy była w pobliżu, brunet wskazał na miejsce obok niego, by Nina mogła czuć się choć trochę raźniej przy obcych.

— A to jest ta dziewczyna, o której wam opowiadałem. — powiedział, uśmiechając się serdecznie, by wprowadzić do rozmowy przyjazny nastrój.

— To ty powaliłaś kapitana na dziedzińcu?! — podekscytował się blondyn z dosyć dziwną nutką kobiecej urody. Był naprawdę rozkoszny, wyglądał jak takie bezbronne dziecko. Czego on szukał w wojsku?

— Nina Kastner. Też mi miło. — odpowiedziała, biorąc łyk ciepłego napoju.

— Ja jestem Armin. Ta po mojej prawej to Mikasa, dalej Jean, Connie, a po mojej lewej Sasha. — przedstawił wszystkich. 

Dopiero teraz 22-latka dostrzegła znajomą jej postać, dziewczynę, z którą nawiązała kontakt na treningu. Zajadała się tłuczonymi ziemniakami, będąc nimi tak zafascynowaną, że wydawało się iż świata poza nimi nie widzi.

— Skąd jesteś? — padło pytanie od czarnowłosej dziewczyny z przewieszonym na szyi, czerwonym szalikiem.

— Ze stolicy. — na mechaniczne pytanie, padła mechaniczna odpowiedź.

— Jak to?! To dlaczego nie chciałaś tam zostać? W tej bezpiecznej strefie? — spytał Jean. 

To dziwne, że to właśnie zwiadowca zadał jej to pytanie. Człowiek, którego wręcz kurwica powinna brać od siedzenia za murami. A on tylko marzył o tym, żeby schować się jak najgłębiej mógł.

— Sprawy osobiste. — spiorunowała go wzrokiem, zabierając się za jedzenie ziemniaków.

— A ile masz lat swoją drogą? My tu wszyscy przy tym stole mamy 17. Jesteśmy z jednego korpusu. — spytał blondyn, uśmiechając się. Nie chciał być nachalny, jednak jego ciekawość nie mogła być już dłużej ograniczana.

— 22. — odparła przełknąwszy wcześniej kęs ziemniaczanej papki. 

Wszyscy spojrzeli na nią z zaskoczeniem. Nie wyglądała na tyle i dobrze o tym wiedziała, choć zawsze bawiła ją reakcja ludzi, gdy dowiadywali się o jej wieku, tym razem nie było inaczej. Prawy kącik jej ust uniósł się do góry.

— W jakim jesteś oddziale? — spytała Sasha z pełną buzią jedzenia. Ta dziewczyna serio była niemożliwa. Czyżby jej w domu nigdy nie karmili?

— Oddziale specjalnym. — odparła zaczynając pochłaniać ryż. 

Znowu zapadła cisza, a wszystkie spojrzenia spoczęły zaskoczone na jej twarzy. W zwiadowcach był to oddział do którego każdy chciał należeć, oddział elitarny, którego członkowie, zdążyli stać się już legendą.

— Pieprzysz. — odparł Jean. — Kolejna osoba jak ten debil, której tak łatwo udało się tam dostać? — prychnął. Blondyn był cholernie zazdrosny i nawet nie starał się tego ukrywać.

— Odszczekaj to! — krzyknął Eren, gwałtownie wstając. 

Zacisnął pięści w geście złości i spojrzał wyzywająco na mężczyznę. Kastner kopnęła go w piszczel na tyle słabo by go to nie zabolało, jednak na tyle mocno by się opamiętał. Brunet odpuścił i z powrotem usiadł, normując oddech.

Pomiędzy znajomymi nastała dziwna cisza, pośród której było słychać tylko dziwne odgłosy ze strony Sashy, która z pasją pochłaniała w dalszym ciągu swój posiłek. Gdy tylko Kastner skończyła jeść, podziękowała nowo poznanym osobom za zaproszenie po czym jakby nigdy nic poszła do swojego pokoju. 

Dzisiaj jednak nie miała więcej czasu na odpoczynek i spędzanie chwil w tak błahy sposób. Nie mogła od tak położyć się na łóżku i zacząć czytać jedną z pozostawionych na półce książek. Gdy tylko weszła do pokoju i zauważyła że spała na dość zniszczonej pościeli, już wiedziała, że tej nocy się nie wyśpi.

Musiała to załatwić tu i teraz. Zawróciła na pięcie i ruszyła na poszukiwania jakiegoś zestawu do robienia na drutach. Przydałby się nie tylko ze względu na to, że mogła sobie stworzyć samoistnie kocyk, czy narzutę na łóżko,  lecz także można było zrobić sobie jakiś śliczny i przy okazji ciepły sweterek. Jej intuicja i zdrowy rozsądek podpowiadały jej, że tylko jedna osoba w tym zamku może mieć coś tak wyszukanego. Swoje kroki skierowała prosto do gabinetu nijakiej Hanji Zoe.

Ex oriente lux.

cdn.

*Ex oriente lux. — (łac. Ze wschodu przychodzi światło.)














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top