#14
„Wszystko, czego się dotąd nauczyłeś, zatraci sens, jeśli nie potrafisz znaleźć zastosowania dla tej wiedzy."— Paulo Coelho
— Gdzie ty mnie znowu ciągniesz?! — warknął, nie do końca wiedząc po co kobieta prowadzi go do swojego gabinetu.
Miał szczerą nadzieję, że tym razem nie będzie na darmo siedział i próbował słuchać jakiś jej niestworzonych teorii odnośnie tytanów. Gdy ostatnim razem tutaj był, niemal zwariował od natłoku tego wszystkiego, więc gdy teraz będzie się zapowiadać na coś takiego to po prostu wyjdzie.
— Nie narzekaj, tylko pomóż. — odpowiedziała mu szybko, by nie był, aż nadto głośny. Jego humorki mogłyby obudzić śpiącą w jej pokoju brunetkę, a tego Zoe z całą pewnością nie chciała.
— W czym mam ci pomóc?! Nie rozumiem tej całej twojej paplaniny, więc lepiej mi to wszystko ładnie wyjaśnij. — upierał się przy swoim, dodatkowo się zatrzymując.
Nie zamierzał nigdzie iść — to mogła być przecież pułapka. Już nie raz udało jej się go tak w coś wrobić, a temat zawsze pozostawał taki sam; jakieś głupie swatki.
— Nina u mnie zasnęła, a że ja jestem zajęta eksperymentami to potrzebuje kogoś, kto ją łaskawie zaniesie do jej pokoju. — odparła, mierząc go równie chłodnym spojrzeniem jak on na co dzień ją.
— I nie mogłaś zaciągnąć do tego Moblita, tylko akurat mnie? — spytał, wywracając oczami w geście zirytowania.
— Ale to ty jesteś za nią odpowiedzialny,a nie Moblit. — przypomniała mu, wskazując prześmiewczo na czarnowłosego palcem. On tylko westchnął przeciągle i ruszył przed siebie, wyprzedzając ją.
— Miejmy to zatem za sobą.
Gdy dwójka zwiadowców znalazła się w gabinecie okularnicy zastali dziewczynę w jak zwykle dziwnej sytuacji. 22-latka zamiast na łóżku, na którym zostawiła ją Hanji, znajdowała się w tej chwili na podłodze. Jej wilgotne od wcześniejszego prysznica włosy, zdążyły już wyschnąć. Kastner nie miała sposobności, żeby ułożyć je w jakikolwiek sposób, więc ułożyły się samoczynnie. Levi myślał, że nie mogą być już bardziej kręcone, jednak w tej chwili definitywnie zmienił swoje zdanie. Wyglądały niczym wełna owcy, puszystej owcy, która właśnie wyschła po obfitym deszczu. Brunetka na pewno wyglądała inaczej, ale też jakby bardziej uroczo? Czarnowłosy złapał się za skronie, zamykając przy tym oczy. To nie mogło się dziać naprawdę. Nie mógł tak pomyśleć, nie o swojej podwładnej.
— O czym tak rozmyślasz Levi'ś? — spytała Hanji, jakimś dziwacznym tonem.
— Nie powinno cię to interesować. — odparł odwracając się do niej plecami.
— Oj no weź nie denerwuj się już tak...— ciągnęła dalej swoją grę, jednak widząc całkowity brak reakcji ze strony mężczyzny po prostu się poddała.
— To w takim razie weź ją już zanieś panie obrażalski. — rozkazała zasiadając do swojego biurka i udając, że cokolwiek robi.
Czarnowłosy podszedł do Niny i spojrzał na nią wymownie. Zastał ją już drugi raz w miejscu gdzie potencjalnie nie powinno się zasypiać i z czasem naprawdę zaczynał się zastanawiać czy dziewczyna nie umie spać po prostu w łóżku, a nie na podłodze.
— A może by ją tak obudzić i sama sobie do siebie pójdzie. — na jego słowa Zoe zaprzestała swoją szopkę z udawaniem wielce zajętej.
Oburzona wstała szturchając kilka dokumentów prawym łokciem, przez co kartki spadły po kolei na podłogę.
— To zły pomysł! — odparła w pośpiechu.
Powiedziała to trochę za głośno, więc śpiąca dziewczyna zaczęła się dziwnie wiercić. Ostatecznie jednak przekręciła się na drugi bok i spała smacznie dalej. Czarnowłosy westchnął przeciągle, przekręcając tylko oczami. Schylił się pośpiesznie i podniósł brunetkę opierając o swoją klatkę piersiową.
— Zadowolona? — spytał chłodno.
Zoe uśmiechnęła się uroczo tak by pokazać, że jest usatysfakcjonowana obecną sytuacją. Miała zamiar pomóc zwiadowcy i otworzyć mu drzwi, jednak on był od niej szybszy. Podtrzymując dziewczynę jedną ręką Levi samodzielnie opuścił pomieszczenie, chcąc jak najszybciej wypełnić swój obowiązek i wrócić do wypełniania papierów.
W momencie gdy jego stopa znalazła się na pierwszym stopniu schodów prowadzących do wieżyczki Nina zaczęła się niespokojnie wiercić. Jej ciało oblał pot, a na twarz wpłynął strach i przerażenie — zaraz po tym jej blade policzki zalały krople łez.
— Co do jasnej cholery? — wyszeptał do siebie.
Nie mógł wiedzieć co przeszła, nie wiedział co doprowadziło ją do takiego stanu, jednak w chwili gdy widział, że nie jest osamotniony w swoich nocnych koszmarach zrobiło mu się na duszy tak jakoś lżej. Zagryzł policzek od środka, powstrzymując się od przetarcia ronionych przez brunetkę łez.
— Olivio...Nie! — krzyknęła w momencie gdy mężczyzna odkładał ją do łóżka.
Otworzyła natychmiastowo oczy podnosząc się do siadu i uderzając zaskoczonego zwiadowcę w czoło z główki. Orientując się w sytuacji gwałtownie od niego odskoczyła, zbliżając się do ściany. Zakryła pośpiesznie swoją twarz rękoma.
— Tch. Ładnie się odwdzięczasz za noszenie jak pieprzoną księżniczkę do pokoju. — warknął pocierając pulsujące z bólu czoło. Nie dość, że miewał migreny to jeszcze teraz takie coś.
— Przepraszam. — odparła powstrzymując płacz.
Nie chciała pokazywać swoich słabości, aż tak dużej ilości osób jednego dnia, jednak nie dała też rady kontrolować emocji w swoim głosie. Każdej nocy od nowa przeżywała wydarzenia tamtej strasznej nocy, nie mogła się od nich uwolnić...
W tamtym momencie chciała po prostu zostać sama, schować się pod kołdrą i przelać łzy bólu za jedyną osobę, która była dla niej aż tak dobra, która została przy niej najdłużej ze wszystkich. Chciała żeby mężczyzna opuścił jej pokój, żeby wyszedł w ciszy bez zbędnych pytań, jednak on najwyraźniej nie zamierzał tego zrobić, gdyż po swojej prawej stronie dziewczyna poczuła uginanie się materaca — usiadł obok niej. Nastąpiła chwila przyjemnej dla ucha ciszy, gdzie ona zastanawiała się dlaczego on sobie nie pójdzie, natomiast on pytał siebie dlaczego zdecydował się z nią zostać.
Może chciał tylko swoją obecnością jakoś ją pocieszyć? Zapewnić wsparcie? Nie wiedział, ale jakaś wewnętrzna potrzeba podpowiadała mu, że nie powinien brunetki teraz zostawiać samej. On mimo wszystko też, nie chciałby zostać sam, choć zewnętrznie wszystkich by od siebie odpychał. Spojrzał na nią z ukosa, nie chcąc ryzykować zawstydzającej sytuacji, gdyby ta go obserwowała. Brunetka siedziała oparta o ścianę z podkulonymi pod brodę nogami, które przytrzymywała dłońmi. Głowę schowała między kolana i delikatnie kołysała się na boki, próbując się uspokoić.
Wiedział, że musi się odezwać, wszystko wytłumaczyć i z pieprzonej własnej ciekawości zapytać co ją dręczy. Wiedział to bardzo dobrze, jednak otworzenie ust oraz powiedzenie tego co się myśli, wydawało się teraz naprawdę bardzo trudne. Nie należał do ludzi wstydliwych, jednak nie lubił wypowiadać się na jakiś temat bezsensownie. Za dużo wypowiedzianych słów mogło stracić na znaczeniu, jednak okrojona ich ilość, ale za to sensowna mogła być dobrą lekcją.
— Co zamierzasz? — spytał w końcu, przełamując barierę.
22-latka przetarła pośpiesznie twarz i spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami, upewniając się że jego słowa nie będą ironiczne. Ku jej zdziwieniu czarnowłosy wyglądał na naprawdę zmartwionego i współczującego.
— Walczyć. — odparła bez zastanowienia.
Nie zamierzała się poddać, nie gdy los dawał jej szansy. Mogła przysłużyć się światu swoimi umiejętnościami, zrobić coś dla wyższej idei. Rodzice jej nie chcieli, straciła przyjaciółkę, jednak trafiając do zwiadowców jej życie znowu miało jakiś cel, coś o co mogła walczyć.
— Hm. — mruknął kierując na jej twarz swoje kobaltowe spojrzenie.
Poczuł swojego rodzaju ulgę widząc jej bojowe nastawienie. Nie zamierzała się poddawać, a to jego zdaniem czyniło z niej wartościowego człowieka. Patrzyli tak na siebie lustrując swoje poważne twarze, patrzyli próbując odczytać rodzaj bólu, który w nich zalegał. Żadne nie chciało odrywać spojrzenia od tego drugiego, czując mocną tego potrzebę. To była dziwnie uspokajająca chwila.
Z prawego oka kobiety, ściekła ostatnia łza — pozostałość po chwilowym załamaniu. Levi nie kontrolując do końca tego co robi, wyciągnął szybko dłoń i starł ją kciukiem z policzka brunetki. Obojgu bicie serca przyśpieszyło, a ciśnienie krwi znacząco wzrosło. Ten gest był czarujący. Nikt nie mógł się spodziewać takiego gestu od strony opryskliwego mężczyzny, jednak cuda chyba naprawdę się dzieją.
Mimo braku powodu dłoń czarnowłosego w dalszym ciągu spoczywała na porcelanowej cerze, powodując u kadetki dreszcze. Oboje nie wiedzieli jak się zachować, oboje zamarli po prostu nie ruszając się, tkwiąc w jednym punkcie, obserwując reakcje tej drugiej osoby. Nagle Levi odsunął się od Niny i zszedł z łóżka odwracając się do niej plecami.
— Jutro o 6:00 zaczyna się dla ciebie trening. Nie spóźnij się. — odparł kierując się do wyjścia.
Musiał to przerwać, zbyt dziwne uczucie zaczynało się w nim kotłować, a nie chciał tego, nie w tamtym momencie. I tak już zbyt dużo stracił, by znowu pozwolić sobie na przywiązanie do ludzi. Życie to tylko pasmo niekończących się śmierci jego bliskich.
— Dziękuję ci Levi. — usłyszał stojąc w progu.
Nie odpowiedział jej, po prostu wyszedł. Będzie musiał się nieźle skupić na wypełnianiu dokumentów, żeby omyłkowo się przy tym nie pomylić. Miał teraz za dużo myśli w głowie. Ostatecznie nie dał rady spytać się o powód jej smutku. Zrobi to następnym razem o ile taki się nadarzy.
cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top