#12

"Chyba wtedy zrozumiałam, co to wstyd i jaki ma kolor. Wstyd nie jest czarny jak brud, chociaż wcześniej tak myślałam. Wstyd ma kolor nowego białego mundurka, co na jego kupno twoja matka prasowała rzeczy przez całe noce. Jest biały bez smużki ani plamki." Kathryn Stockett "Służące"

Uwaga mogą pojawiać się momenty 18+

Do dobrze już kojarzonego gabinetu jak z procy wpadła pewna szalona brunetka przerywając wypełnianie dokumentów blondynowi. Ten tylko zmierzył ją wzrokiem i męczeńsko westchnął. Zoe upewniwszy się, że drzwi są dobrze zamknięte podbiegła do jego biurka w podekscytowaniu, poprawiając przy tym swoje zsunięte przed podskoki okulary. 

— Erwin sprawa jest! — krzyknęła, pokazując mężczyźnie swoją nadmierną radość. 

— O co chodzi? — spytał, nie przerywając swojej pracy. 

W każdym innym przypadku odłożyłby na czas rozmowy swoje obowiązki na bok z szacunku do osoby stojącej przed nim. Nie oznaczało to też, że nie szanuje kobiety. Hanji była po prostu specyficzna i lubiła mu zawracać głowę jakimiś dziwnymi rzeczami, które nie miały związku z ich korpusem.

— Chciałabym, żeby nowa dołączyła do oddziału specjalnego. Rekomenduję ją! — odparła piskliwym głosem. 

Ta propozycja zdziwiła dowódcę na tyle, że odłożył wypełniane dokumenty na bok i bacznie spojrzał na brunetkę. Co prawda i tak miał zamiar przydzielić Kastner do oddziału czarnowłosego, jednak nie spodziewał się, że jakiś żołnierz w ciągu tak krótkiego odstępu czasu wyjdzie z taką inicjatywą.

— Co ty tak nagle? — spytał mierząc ją wzrokiem. 

Był naprawdę czasami ciekaw co siedzi tej kobiecie w głowie. Na to zapytanie brunetka zaczęła nienaturalnie się uśmiechać i czerwienić.

— Bo wiesz Erwin... — zaśmiała się serdecznie. 

Teraz blondyn to już całkowicie nie wiedział o co może chodzić. Przyjaźnił się z Zoe odkąd tylko sam wstąpił do korpusu i od tamtego momentu próbuje ją zrozumieć, jednak jest ona tak nieprzewidywalna, że nawet jemu — najlepszemu strategowi ludzkości — nie udało się rozpracować jej toku myślenia. Nawet Levi'ego już rozgryzł, nawet jego...

— No właśnie nie wiem... Powiedz. — nakazał, przerywając jej śmiech. 

Było mu ciężko przyznać się do porażki dydaktycznej i nie lubił tego robić. Na szczęście było to tak rzadkie zjawisko, że nie był do tego zmuszany zbyt często.

— Nie zauważyłeś, że pomiędzy naszym bohaterem i tą nową istnieje jakieś niewyobrażalne napięcie? Hmmm? Erwin? Co o tym myślisz? — zbliżyła się do niego zasypując pytaniami. 

Była pewna, że jeżeli blondyn coś zauważył to ona sama niczego nie nadpisała w swojej własnej interpretacji.

— No właśnie widziałem, jak na placu treningowym sypali do siebie przekleństwami i posyłali mordercze spojrzenia. To dziwne, że jeszcze się nie pozabijali szczerze mówiąc. — odparł ponownie do dokumentów. 

Mógł się spodziewać, że Zoe znowu będzie się w stanie na coś takiego porwać. Najpierw przychodziła tu ze swatkami w postaci Mikasy, Petry, Nify... A argumenty takie jak " no przecież oni mają już takie same nazwisko to musi być jakiś znak" wcale do blondyna nie docierały.

— Kto się czubi, ten się lubi! — krzyknęła obserwując jego reakcję. Jednak ku jej zawodowi na twarzy mężczyzny wymalowane było tylko skupienie.

— Ej no Erwin, pomóż miii...— szturchnęła go w ramię powodując ogromną kreskę atramentu na raporcie, który miał być właśnie przez niego wysłany do centrali. 

Mężczyzna westchnął przeciągle odliczając w głowie do dziesięciu, próbując się uspokoić. Teraz będzie musiał przepisywać wszystko od nowa.

— Hanji załatw to sama. Moją zgodę co do oddziału już masz, więc nie wiem co tu jeszcze robisz. — rozkazał. 

W tym momencie chciał, by kobieta czym prędzej zniknęła z jego gabinetu, a on mógł od nowa przepisać raport.

— Dzięki dowódco! — krzyknęła i wybiegła z pomieszczenia tak szybko jak się tam pojawiła, nawet nie zamykając za sobą drzwi.

— Co ja z tobą mam...— odparł Erwin wstając z krzesła w celu zamknięcia zostawionych przez nią drzwi.

W tym samym czasie Nina wraz z Levi'em doszli do damskich toalet znajdujących się na piętrze dormitoriów tegorocznych kadetów. Były to niestety jedyne toalety w tym zamku do użytku żołnierzy, gdyż ci wyżsi stopniem mieli własne w swoich prywatnych pokojach. Zostanie więc bohaterem wojennym, który przeżył dość dużą ilość wypraw poza mury było po prostu opłacalne. Czarnowłosy zatrzymał się przed drzwiami i jak nakazywała kultura nie zamierzał wchodzić do środka bez większej potrzeby, czy przymusu.

— Teraz powinnaś już sobie sama poradzić. — rzekł chłodno opierawszy się o ścianę obok drzwi. 22-latka tylko kiwnęła głową i weszła do środka. 

Nie było to miejsce jakiego się spodziewała, było tu zdecydowanie zbyt brudno jak na jej standardy. Jej zdaniem toaleta powinna być czysta tak samo jak człowiek, który z niej skorzystał. Nie zastała tam też żadnej wanny, a całe pomieszczenie wyglądało jakby było od dawna nieużywane. Po kątach plątały się pajęczyny, podłoga była poniszczona, a zasłony od prysznicy mocno podstarzałe. Wszystko w dodatku było mocno zakurzone. Ten stan pomieszczenia sprawił, że brunetka zaczęła się zastanawiać, czy ktokolwiek w tym korpusie bierze kąpiele. Odetchnęła, uspokajając jednocześnie swój charakter perfekcyjnej pani domu i weszła pod pierwszą lepszą kabinę. 

Kobieta zdjęła z siebie białą koszulę, a ze stóp zsunęła poniszczone botki, składając wszystko i zostawiając przed kabiną. Poczuła się dziwnie nie miejąc nic na sobie w całkiem nowym dla niej miejscu. Zasunęła za sobą kotarę z zakurzonym materiałem kichając przy tym parę razy i odkręciła kurek z wodą. Na jej ciało poleciały letnie kropelki wody, dając jej w tym momencie niesamowite ukojenie i relaks jakiego nie czuła od bardzo dawna. Nareszcie mogła wykąpać się sama, w swoim małym skrawku prywatności jaki jej podarowano. Uśmiechnęła się do siebie kierując swoją twarz tuż pod strumień spadającej pod wpływem grawitacji wody.

Wzięła mydło znajdujące się na podstawce i zanurzyła je pod strumień, by wytworzyć mydliny, które będzie mogła na siebie nanieść. W tym przypadku miała szczęście, gdyż czarnowłosy jakiś tydzień temu, gdy zaciągał do łazienki siłą Hanji uzupełnił braki mydła w tym miejscu. W momencie gdy zasadowa substancja znalazła się na ciele brunetki, rany jakie odniosła zaczęły szczypać. Mydło robiło dokładnie to co do niego należało — odkażało. Nina syknęła przeciągle zaciskając zęby. Zdążyła zapomnieć już o bólu spowodowanym w ten sposób.

Gdy skończyła spłukiwać mydło z wszystkich zakątków jej ciała, brunetka uświadomiła sobie coś istotnego. Ten kurdupel mówił, że ma dla niej mundur, ale jej go do ręki nie dał, ani nawet nie pokazał. W dodatku w całym tym pomieszczeniu nie było też ani jednego ręcznika, którym mogłaby się wytrzeć, innymi słowy — była w dupie.

Miała dwie opcje; albo zacznie krzyczeć żeby ruszył się i jej coś przyniósł albo ubierze tą koszulę oraz buty i sama do niego podejdzie, żeby nie kierować uwagi kadetów na nie odpowiedni tor. Tak czy siak nie obejdzie się bez obraźliwego komentarza mężczyzny i wstydu spowodowanego tą sytuacją.

— Kurwa dlaczego to ja zawsze muszę wpadać w takie gówno...— przeklęła pod nosem, ubierając na siebie ponownie białą koszulę. 

Oddychała głęboko przeglądając się w lustrze. Zaczerwieniona od temperatury twarz została lekko przysłonięta wilgotnymi włosami, a biały materiał poprzyklejał się do wilgotnego ciała, pokazując to czego dziewczyna z pewnością nigdy nie chciała pokazywać. Zagryzła wargę. Że też będzie musiała się przed nim aż dwa razy upokorzyć. 

Podeszła na bosaka do drzwi i lekko je uchyliła, wyglądając przez nie tylko głową. Mężczyzna stał oparty o ścianę jakby nigdy nic i obserwował krajobraz przez umieszczone naprzeciwko okno.

— Pssst Levi. — szepnęła, nawołując go. Odwrócił się, skupiając na kobiecie całą swoją uwagę.

— Co jest? — spytał, jakby nie wiedząc o co chodzi. 

Nie dość, że kazała mu tak długo na siebie czekać to jeszcze czegoś od niego oczekiwała. Miał nadzieję, że się nie zdenerwuje, bo miał zamiar oprowadzić ją jeszcze dzisiaj po zamku. Chciał mieć to wszystko za sobą, a byłoby to z lekka uciążliwe przy osobie, którą chce się zabić, ale się nie może.

— Chodź do środka. — dalej szeptała. 

Tym razem zza drzwi wystawiła też rękę pośpieszając nią mężczyznę. Levi prychnął w charakterystyczny dla siebie sposób i odbił się nogą od ściany. 

Nina zdążyła zniknąć już za drzwiami i schować się za nimi po drugiej stronie. Czarnowłosy wszedł do środka, a brunetka zablokowała drzwi tak by nikt z zewnątrz nie mógł się tu dostać.

— Co ty wyprawiasz? — odrzekł Levi odwracając się w kierunku dziewczyny. 

Momentalnie tego pożałował i szybko odwrócił się do niej plecami. Nie spodziewał się zastać 22-latki w takim stanie. Dlaczego ona w ogóle wyszła w ten sposób z pod prysznica?! Dlaczego zaciągnęła go tutaj w dodatku zamykając drzwi?! Odkaszlnął, bo jego myśli zaczynały zmierzać w niepożądanym przez niego kierunku. Mimo jego nieprzystępności i chłodu, też był przecież facetem. Nie powinno się go stawiać w sytuacjach, gdzie znajduje się sam na sam w zamkniętej damskiej toalecie ze śliczną, prawie gołą kobietą. Nawet on nie był w stanie powstrzymywać swoich odruchów — zrobiło mu się gorąco.

— Nieważne. Masz może mój mundur i jakieś ręczniki?! — spytała speszona, próbująć mimo wszystko w jak najbardziej skuteczny sposób się zakryć. 

Czarnowłosy mocno zacisnął powieki i odwrócił się w kierunku jej charakterystycznego głosu. Nie mógł rozmawiać z kimś, będąc do niego odwróconym plecami, choć w tym przypadku kierowała nim może i też inna potrzeba.  Zdecydowanie nie tego spodziewał się wkraczając do środka, mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie tego.

— Mam mundur, a co do ręczników to są w skrytce pod zlewem. — odpowiedział spokojnie, starając się z całych sił kontrolować swój głos, by nie zawrzeć w nim ani krzty emocji. 

Jednocześnie skierował swój palec wskazujący w kierunku owego zlewu. Po chwili dało się usłyszeć tylko odgłos bosych stup roznoszący się po pomieszczeniu.

— Nie patrz. — odparła na tyle głośno by ją usłyszał. 

Żeby się wytrzeć musiała zdjąć z siebie białą koszulę, więc po chwili stała w pomieszczeniu całkowicie naga. Świadomość tego dobijała Levi'ego niemiłosiernie. Było to dla niego przytłaczające, gdyż w ciągu jego dość długiego już życia, nigdy nie miał z kimś, aż tak bliskiego kontaktu. Było zbyt krępująco jak na jego odspołecznioną psychikę.

— No przecież nie patrzę. — prychnął. 

Jego niski głos mimowolnie wywołał u brunetki pojawienie się dreszczy na ciele. Zdziwiła się reakcją swojego organizmu i zgoniła to na chłód panujący w pomieszczeniu. Gdy była już w miarę sucha podeszła na bezpieczną odległość do mężczyzny.

— Dałbyś mi może ten mój mundur? — zapytała, oczekując jego reakcji. 

Mężczyzna wyjął zestaw zza pazuchy i wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny. Szybko zgarnęła od niego rzeczy i zaczęła je na siebie ubierać. Dostrzegła pomiędzy ubraniami również znienawidzone przez nią pasy, z którymi czarnowłosy pomagał jej się uporać. Postanowiła się z nimi w tej chwili nie męczyć i ich nie zakładać. Gdy włożyła na siebie botki zezwoliła czarnowłosemu na otworzenie oczu.

— Co miała znaczyć ta sytuacja? — warknął nieprzyjemnie. Był ciekaw co kobieta mu odpowie, choć domyślał się, że to wszystko było spowodowane z jego winy.

— Jaka sytuacja? Przecież nic takiego się nie wydarzyło. — odparła. 

Postanowiła zgrywać głupa na swoją korzyść. Jeżeli odpowiedziałaby w jakikolwiek inny sposób mogłaby zostać pociągnięta do odpowiedzialności lub po prostu zostać upokorzona.

— No tak. — potwierdził mierząc ją od nowa wzrokiem. 

Mundur został uszyty na miarę, był idealny. Mężczyzna nigdy nie mógł dociec jakim cudem Hanji szyła dla nich tak dopasowane ubrania, bez ściągania z nich miary. Albo była na tyle szalona, że robiła to podczas ich snu, albo Erwin załatwiał jej te informacje z nieznanych mu źródeł. Nigdy jednak bardziej w to nie wnikał i teraz też postanowił tego nie robić. Bardziej zastanawiała go inna rzecz...

— Dlaczego nie założyłaś pasów do manewru? — uniósł jedną brew ku górze. 

Bez tych pasów nie chodzili nawet żandarmi, którzy mimo swojego obijania się byli połowicznie przygotowani na upadek murów. No tak były nie wygodne, ale z całą pewnością wymagane — trzeba się było po prostu do nich przyzwyczaić.

— Bo nie umiem? — odpowiedziała pytaniem na pytanie. 

W miejsce bezradności i dużej dawki nieśmiałości, wezbrała w niej jakaś dziwna dawka odwagi i irytacji w stosunku do mężczyzny. 

— Tch. Jesteś upierdliwa. — odezwał się podchodząc do niej bliżej. 

Podciągnął wyżej rękawy i spojrzał na nią wyczekująco, jednak jej brak reakcji sprowokował go do wydawania rozkazów.

— Stawaj w rozkroku. — spiorunował ją wzrokiem. 

Cała jej pewność siebie w mgnieniu oka wyparowała. Dziewczyna nie mogła przeboleć reakcji swojego organizmu na tego znienawidzonego przez nią mężczyznę. Posłuchała się go i rozstawiła nogi. Zachowywał się identycznie jak wtedy na polanie z tą różnicą, że jego umysł był pogrążony w dużo bardziej nieodpowiedzialnych myślach.

— Już. — odrzekł wstając z klęczek i ocierając kolana. 

Podłoga była dość brudna więc ślady kurzu i tak pozostały na białym materiale spodni w postaci plam.

Po wszystkim dwójka zwiadowców wyszła z damskiej łazienki w ciszy, choć tak naprawdę wewnętrznie toczyli bój psychologiczny, dotyczący tego, że wcześniejsza sytuacja w ogóle nie powinna się wydarzyć. Czuli do siebie pociąg fizyczny, a to nie zapowiadało niczego dobrego. 

— Levi! — do uszu czarnowłosego dobiegł krzyk. 

Tylko tego mu w tej chwili brakowało — zbyt podniecającej się wszystkim brunetki. Do jasnej cholery, dlaczego ona pojawia się w najgorszych momentach, całkiem jakby miała na nie czujnik?! Biegła do nich po schodach od strony piwnic, a to oznaczało tylko jedno — musiała odwiedzić Erwina po drodze. 

— Czego? — spytał, gdy okularnica stała już obok nich, uspokajając przyśpieszony przez bieg oddech. Kobieta spojrzała na niższą dziewczynę i uśmiechnęła się do niej serdecznie.

— Przynoszę wiadomość od dowódcy. — oznajmiła, szczerząc się coraz bardziej, przerzucając swój wzrok z czarnowłosego na brunetkę.

— No to oświeć nas. — warknął mężczyzna, zakładając dłonie na klatce piersiowej w geście oczekiwania.

— Nina Kastner została przydzielona do oddziału specjalnego. — odparła, cała w skowronkach. 

Levi mógłby przysiąc, że nawet pomimo tych wszystkich swatek, które mu organizowała i myślała, że on ich nie zauważa, jej głos w tamtym momencie był chyba najbardziej intrygujący. Zbyt  niebezpieczny — ona coś knuła. Nie spodziewał się tylko co, a nie dało się tego tak łatwo przewidzieć, nie w jej przypadku.

— Miło, że nas poinformowałaś. — ironicznie skomentował.

— Nie ma sprawy kochany! Wiesz że na mnie zawsze możesz liczyć! — doskoczyła do niego, czochrając mu włosy. 

Napięcie powstrzymywane w mężczyźnie było już za wysokie — nie wytrzymał. Z całą siłą odepchnął od siebie okularnicę, na tyle mocno, że wylądowała pod ścianą po przeciwnej stronie korytarza.

— Ty idiotko! Lepiej spierdalaj, bo jak jeszcze raz coś takiego wywiniesz to nie ręczę za siebie! — krzyknął, poprawiając swoje zmierzwione włosy. A tyle czasu je rano układał... 

Był na tyle zirytowany, że zapomniał o obecności 22-latki i po prostu odszedł, rzucając pod nosem przekleństwami w kierunku zwiadowczyni.

Całkowicie nikt, łącznie z Zoe nie spodziewał się po nim takiego zachowania. Zwykle panował nad emocjami i nie okładał nikogo bez większej potrzeby. Kobieta myślała, że tym razem będzie identycznie i kompan tylko ją zwyzywa jednak skończyło się to wszystko tak jak się skończyło, czyli bólem pleców i lekkimi otarciami. No cóż...

— Pomóc ci?—  spytała Nina, wyciągając w jej kierunku dłoń. Kobieta bez wahania ją chwyciła.

— Dzięki. — uśmiechnęła się do niej przepraszająco. 

Było jej żal, że dopuściła do takiej sytuacji, a przecież chciała tylko rozluźnić grobową atmosferę. Pomogła jej wstać na równe nogi i ogarnąć po zaskakującym uderzeniu czarnowłosego. Był zaskakująco silny jak na bycie kimś o takiej posturze ciała.

— Muszę z tobą o czymś pomówić. — złapała brunetkę za nadgarstek, zatrzymując tym samym w pół kroku, nie pozwalając jej odejść.

cdn.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top