#10

Jestem takim malutkim kwiatkiem, wyrwanym z obojętności i wsadzonym w skałę. Nie przyjmę się tutaj. Ale czeka mnie jeszcze słońce, deszcz i gradobicie. A może jakiś wspaniały ptak osłoni mnie swoim skrzydłem. — Barbara Rosiek — "Pamiętnik narkomanki"


Hanji patrzyła w zdumieniu na scenę odgrywającą się przed jej oczyma. Zaczynała nawet podejrzewać, że przez późną porę i jej szaleńczą naturę zaczyna mieć ostre omamy. Pierwszy raz widziała czarnowłosego w takim stanie. Na jego twarzy jedynymi emocjami jakie można dostrzec na co dzień były znudzenie, gniew oraz irytacja. Teraz jednak zobaczyła coś czego nie będzie w stanie zapomnieć przez dobrą resztę swojego życia — zdziwienie i zachwyt.

On stojący przy wypolerowanej szybie okna i spoglądający raz to na czysty palec, a raz na dziewczynę spokojnie śpiącą na podłodze. Oczy brunetki zalśniły szaleństwem. W tym momencie w umyśle okularnicy powstała bardzo przyjemna wizja tej dwójki razem. Cóż za rozkoszny widok musiałby to być. Szkoda tylko, że niezbyt pałali oni do siebie sympatią — a tak bynajmniej podejrzewała po połączeniu pewnych faktów takich  jak skompromitowanie mężczyzny na placu przed wszystkimi. Zoe szybko jednak podjęła decyzję, by zostawić ich samych i w ciągu paru szybkich oraz cichych kroków zniknęła z pomieszczenia.

Zauważyła, że dziewczyna była lekko wyziębiona przez to, że spała w przeciągu i zapewne gdyby poleżała tak dłużej to miałaby ostre zapalenie płuc. Oby ten gbur miał na tyle serca by zauważyć ten fakt i zaradzić tej sytuacji. Zwiadowczyni jednak dla pewności, że nic się dziewczynie nie stało postanowiła, że wróci tu później by sprawdzić czy wszystko jest tak jak powinno.

Mężczyzna ocknął się ze stanu chwilowego letargu i zamyślenia z zamiarem nakazania Hanji obudzenia tej dziewczyny, która nieodpowiedzialnie zasnęła w najgorszym do tego chyba miejscu. Odwrócił się na pięcie i już miał jej coś powiedzieć, lecz właśnie w tamtej chwili zorientował się, że ta zdrajczyni zostawiła go samego. Nie dość, że wyciągnęła go w środku nocy z gabinetu to jeszcze odwala jakieś chore akcje. 

— Niech tylko ja ją dorwę...— warknął. 

Przypomniawszy sobie o śpiącej brunetce szybko się uciszył. Wyprowadzony z równowagi spojrzał, czy przypadkiem przez bycie zbyt głośno jej nie obudził, jednak widząc jej zamknięte oczy odetchnął z ulgą.

Podszedł do Kastner najciszej jak tylko umiał, spokojnie stawiając stopy na podłodze, która z całą pewnością do najcichszych nie należała. Kucnął tuż przy niej i bez zbędnego ociągania zaczął zbierać rzeczy przyniesione z jego składzika. Delikatnie i powoli rozchylił palce brunetki, wysuwając z pomiędzy nich swoją gąbkę. W momencie zetknięcia ich skóry ze sobą po jego ciele przeszedł dreszcz. Co to do jasnej cholery miało być? Czyżby przez jego aż nazbyt ograniczony kontakt z ludźmi jego ciało reagowało na obecność jakiejś gówniary? Niedorzeczne. Nie mógł być, aż tak zdesperowany. Pokręcił głową w rozbawieniu na swoje głupie reakcje.

Wiadro z wodą przeniósł za siebie, by przypadkiem go nie przewrócić, a gąbkę wrzucił do środka. Teraz przyszedł czas na miotłę i jego ściereczki, które swoją drogą będzie musiał od nowa uprać i wykrochmalić. Z kawałkiem drewna poszło łatwo, gdyż wystarczyło tylko delikatnie podnieść rękę dziewczyny i miotła sama wypadła. Gorzej jednak było ze ścierkami, gdyż miała je one zawiązane pod szyją i pod włosami. Jeden fałszywy ruch, jedno za mocne pociągnięcie mogło sprawić, że Nina się obudzi. Był to ostatni scenariusz jakiego Levi, by pragnął. Jeszcze tylko narzekania tej gówniary by mu brakowało.

Brunetka spała zwinięta w pozycji embrionalnej, więc żeby móc bezpiecznie odwiązać biały materiał musiał odwrócić ją na plecy. Zażenowany wsunął swoje ręce pod głowę i kolana Kaster, a następnie szybkim i delikatnym ruchem obrócił ją. Dziewczyna zamruczała cicho, mamrocząc coś o jakiejś Olivii, jednak nie obudziła się. Czarnowłosy zaczekał chwilę upewniwszy się, że rzeczywiście śpi po czym zabrał się za robotę. Przysunął się do niej bliżej niemal stykając ich klatki piersiowe — musiał bowiem dostrzec kokardę zamieszczoną pod włosami, by przypadkiem za nie nie pociągnąć. Taki byle jaki czyn, a nagle nie wiadomo z jakiego powodu zrobiło mu się bardzo gorąco. To pewnie przez ten przeciąg. Żebym tylko nie miał gorączki. — pomyślał.

Chwilę mocował się z kokardą lekko wplątując swoje palce w jedwabiste włosy dziewczyny, ciągle czując jej ciepły oddech na swojej szyi. To było dla niego, aż nadzwyczaj ekscytujące — prawie jak to uczucie przy zabiciu jakiegoś silnego odmieńca. W końcu udało mu się uporać z jedną chustą i mógł ściągnąć ją z głowy dziewczyny. Zsuwając ją powoli dostrzegł niezwykłość jej krótkich, ale zadbanych włosów. Nie były jak te tych dziewczyn z korpusu — były nietutejsze. Japońska uroda charakteryzowała się czarnymi prostymi puklami, zwykle mocno lśniącymi się na słońcu i to właśnie takie były tutaj zwykle spotykane. Oczywiście były wyjątki genetyczne takie jak Erwin, które rodziły się blondynami, jak i takie kobiety, które zmieniły swój kolor poprzez farbowanie. Nina jednak zdecydowanie nie mogła zmieniać ich koloru — były zbyt delikatne w dotyku. Czarnowłosy podczas swojego krótkiego życia zdążył się już całkiem dużo dowiedzieć.

Włosy Niny były ciemnoczekoladowe, poskręcane na końcach — całkiem jakby próbowały się zakręcić, lecz nie były w stanie tego zrobić tego do końca. Cóż za zaskakująca obserwacja. Gdy Levi znowu zdał sobie sprawę, że utknął w letargu, przybił sobie wewnętrznego face plane'a. Jak może być, aż tak roztargniony? Czyżby to była wina późnej godziny i jego zmęczenia, czy może czegoś innego?

Odchylił się od brunetki na zadowalającą go odległość po czym zabrał się za rozwiązywanie węzła pod jej brodą. Miał do niego łatwiejszy dostęp, ale poszło mu to dwa razy dłużej ze względu na to, że Kastner zbyt mocno go zacisnęła. Ostatecznie mu się udało i zsunął z jej twarzy również i drugi materiał. Spojrzał na jej spokojną twarz przeszywającym kobaltowym spojrzeniem i uśmiechnął się lekko. Podczas snu zdecydowanie zbyt bardzo przypominała mu Isabel, której uśmiech z twarzy nie schodził nawet wtedy. Jednak to w tamtym momencie można było zobaczyć prawdziwy uśmiech Niny — nie ten ironiczny, nie ten fałszywy mówiący innym, że wszystko jest okej — ten prawdziwy. 

Zaróżowione od zimna, kształtne usta układały się w najbardziej szczerym uśmiechu, jakiego Levi kiedykolwiek mógł doświadczyć. Mimowolnie oglądając jej szczęśliwą twarz, sam od dawna był w stanie poczuć się psychicznie lepiej. 

Mam nadzieję, że potem też będziesz się tak uśmiechała, szczeniaro.

Pozbierał resztę rzeczy leżących dookoła i zamknął balkon, by ograniczyć przeciąg. Zmierzał w spokoju do drzwi wyjściowych o ile tak można było nazwać tę kupę podziurawionego drewna, lecz instynktownie się obrócił. Coś ścisnęło go w klatce piersiowej — sam czułby się źle, budząc się na podłodze z bólem karku i katarem, nie wiedząc do końca co się wydarzyło.

Postawił pod ścianą środki do sprzątania i jeszcze raz podszedł do brunetki. Jeszcze raz tej nocy włożył ręce pod jej kolana i szyję, a następnie jednym szybkim ruchem podniósł, opierając ją na swojej klatce piersiowej. Poczuł od jej ciała chłód — rzeczywiście musiała być mocno wyziębiona.

Przeniósł ją powoli do łóżka i ułożył na plecach. Brunetka zaczęła się trząść. Czyżby na tej podłodze było jej cieplej niż we własnym łóżku? Levi planował nakryć ją kołdrą, kocem lub czymś podobnym, lecz szybko zorientował się, że to on miał jej go przynieść następnego dnia, bo dzisiaj ani nie miał chęci, ani czasu. Momentalnie przeklął siebie w duchu. Musiał ją czymś przecież okryć. W tych jej skąpych ubraniach szybko się wyziębi. Chwilę myślał nad swoją decyzją i z obolałym sercem postanowił oddać jej swoją koszulkę z długim rękawem.Zdjął ją, rozpinając szybko guziki i przykrył tułów dziewczyny — od pasa w górę. Nina zamruczała cicho, jakby aż nazbyt szczęśliwa z tego faktu. A może zrobiło jej się cieplej?

— Tch. — wymsknęło mu się.

Upewniwszy się, że brunetka w dalszym stopniu śpi, szybko zebrał się i zaczął schodzić na dół po schodach. Ten dzień był z całą pewnością najdziwniejszym odkąd dołączył do tego korpusu. Schodził po ciemku — był na tyle zmęczony, że nawet nie chciało mu się brać ze sobą pochodni. Gdy już myślał, że to co najgorsze już za nim, w połowie drogi spotkał kogoś kogo nigdy nie chciałby wtedy spotkać.

— Levi?! — krzyk Zoe rozniósł się po klatce. 

Jeszcze to ją musiał spotkać. Dlaczego choć raz nie może to być jakiś normalniejszy zwiadowca jak Mikasa, czy chociażby Armin?

— Nawet nic nie mów okularnico, bo zabije. — odpowiedział jej ostro i zaczął dalej schodzić w dół. 

Zostawił ją tam osłupiałą jego wyglądem, jego postawą i jego dość specyficznym zachowaniem. Kiedy Levi ostatnio wyszedł późną nocą z pokoju nowej kadetki bez koszuli?! Kiedy on w ogóle wyszedł gdzieś bez koszuli i jego ukochanego żabotu?! Nawet nie wiedział jakie dzikie żądze, był w stanie obudzić w tej szalonej zwiadowczyni.

Kobieta szybko, niemal w biegu znalazła się w pokoju Kastner, a zobaczywszy ją uśmiechniętą i opatuloną koszulą czarnowłosego wyszczerzyła się przebiegle.

— Nasz kochany gbur ma jednak emocje!— wyszeptała w podekscytowaniu. 

Była naprawdę zdziwiona zachowaniem swojego towarzysza broni. Nigdy by się po nim czegoś takiego nie spodziewała.

— To może być całkiem ciekawe...— powiedziała przerywając przeszywającą ciszę, jednocześnie poprawiając swoje okulary.

cdn.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top