XXIII. Akcja integracja
{Emma Stone, Ryan Gosling - City of Stars (z filmu "La La Land")}
– Boski pomysł – stwierdzam, kiedy Ryśka okręca się na palcach, prezentując mi strój Daphne z kreskówki, podczas gdy dumny Michał szczerzy się obok. Można się domyślić, kto postanowił wykorzystać ich podobieństwo do bajkowych postaci. Brakuje im tylko Velmy, Kudłatego i wiecznie głodnego doga niemieckiego.
– A wy jesteście....? – Uśmiecham się szeroko, wskazując na żółtą sukienkę i moje podpięte włosy, które miały upodobnić mnie do Emmy Stone, a wełniany garnitur, w który wcisnęłam Karola miał oddać kostium Ryana Goslinga w moim ulubionym filmie Damiena Chazelle.
– What a waste of lovely night... – nucę, a Witwicki w lot łapie, z jakiego oskarowego filmu pochodzą nasze postacie. Wyraża aprobatę, wypychając dolną wargę i unosząc brwi.
– Chyba nie wszyscy mogą być Ryanem Goslingiem – stwierdza bez złośliwości Rysia. Parskam śmiechem, a Kotarski patrzy na mnie z niedowierzaniem, jakbym właśnie go zdradziła.
Uciekam wzorkiem, żeby się nie okazało, że gapimy się sobie w oczy stanowczo zbyt długo. Nie umyka to uwadze dwójce naszych znajomych, którzy wymieniają ze sobą porozumiewawcze spojrzenia.
– Karolina, co chcesz do picia? – zmienia temat sekretarka.
– Mojito będzie w porządku. – Uśmiecham się, a kobieta łapie bruneta pod ramię, ciągnąć w kierunku baru.
– Sama nie przyniosę tylu drinków! – mówi, a Karol pozwala się poprowadzić przez tłum naszych współpracowników, rzucając mi rozbawione spojrzenie. Odprowadzam go wzrokiem z uśmiechem, dopóki nie znika wśród głów.
Czuje rękę Michała na swoim ramieniu, który obraca mnie w swoją stronę ze wzrokiem, który nagli mnie do wyjaśnień. Co ja mam mu powiedzieć? „Tak, Michał, jestem z naszym kierownikiem. Fajnie, nie? Miałeś rację, psia krew, pasujemy do siebie, chyba się w nim nawet zakochałam." Po moim trupie.
– Co? – Udaję, że zupełnie nie wiem, o co mu chodzi i poprawiam kosmyki, które wymykają się z upięcia.
– Gówno, dobrze wiesz, że chcę wiedzieć, co się tu dzieje. – Jego długi paluch wskazuje kierunek, w którym oddalił się nasz przełożony.
– Nic – zaprzeczam, jednocześnie przypominając sobie te wszystkie pocałunki, niekoniecznie złożone na moich ustach, których dokonał Karol w międzyczasie. Chyba zaczynam się rumienić. Głupi mózg! Po czyjej ty stronie jesteś?
– Jasne, dlatego gapicie się na siebie, przyjeżdżacie razem i widać między wami dosłownie iskry. – Michał jest rozbawiony moją postawą, ale ja nie mam zamiaru rezygnować ze swojej roli. Nie powiem mu, bo wyjdzie na to, że miał rację. A tego mu nie przyznam za żadne skarby świata. Jeszcze się poczuje główną swatką, czy coś.
A my się sami zupełnie zeswataliśmy, bez niczyjej pomocy. Jeszcze by brakowało czyjejś ingerencji w te beznadziejnie dziwną relację, która się między nami wytworzyła.
– Bez przesady. – Obruszam się, krzyżując ręce na piersi.
– Co jak co, ale ja potrafię rozpoznać seksualne napięcie między ludźmi – broni dalej swojej tezy, a ja uderzam go w ramię, akurat w momencie, kiedy wracają do nas Karol z Ryśką.
Mój chłopak podaje mi drinka, a ja przyjmuję go, wciąż mordując wzrokiem kumpla, który tylko głupkowato się uśmiecha. Dodatkowo, wygląda jeszcze dziwaczniej, bo specjalnie dla przebrania zgolił swoją hiszpankę. Wygląda zupełnie jak swoją pięć lat młodsza kopia. A z tego co wiem, posiada taką kopię w postaci młodszego brata.
– Nic nawet nie mów – ubiegam go, bo widzę, że szykuję się do kontrataku, ale tym razem mierzy w niczego nie spodziewającego się Kotara.
Jak będę chciała to mu powiem. Tu nawet nie chodzi o zaufanie, czy jego brak względem mojego, w sumie, przyjaciela. Tylko jeśli teraz mu powiem, to Ryśka też się dowie, a jak ona się dowie, to cały dział się dowie. A jak dowie się dział, to dostanę łatkę panienki szefa, która tylko pojawiła się w firmie, a już wplątała się w związek z kierownikiem. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że według połowy piarowców ta relacja polega tylko na seksie i moich korzyściach pracowniczych.
– Jak będzie o czym mówić, to dowiesz się pierwszy – dodaję i przenoszę wzrok na Rysię. – Sama przyszłaś?
– Chłopcy robią sobie męski wieczór – wyjaśniła. – Czyli mały do dziesiątej będzie mógł oglądać bajki.
– Tobie też należy się odpoczynek – zauważam, a ona uśmiecha się z wdzięcznością. Popijam swojego drinka, wtrącając się co jakiś czas do rozmowy, która rozwija się w naszym małym kółeczku.
Patrzę to na Karola, to na Michała. Czuję przyjemne ciepło, wcale nie spowodowane przyjmowaniem alkoholu, ale świadomością, że od stycznia, w moim życiu pojawiło się dwóch wspaniałych mężczyzn, których mogę określić bliskimi mi. Chociaż ukrywam przed Witwickim swój związek z Kotarskim, wiem, że cokolwiek by się stało, będzie chciał mi pomóc za wszelką cenę.
O ile zmieniło się moje życie, że nie turlam się już po kanapie w spazmach płaczu, bo ogarnia mnie atak paniki na samą myśl, że gdzieś tam w mroku czai się mój psychiczny były. Zamiast tego kiwam się w takt skocznej muzyki, popijam drinka i rozmawiam na zupełnie luźne tematy na najprawdziwszej imprezie. I chociaż na palcach mogę policzyć osoby, których imiona znam i łączę z odpowiednią twarzą, a które zaszczyciły obecnością działową integrację, nie czuję się wcale aż tak źle.
Właściwie, to jest fajnie. Tak... normalnie.
– Przepraszam. – Mężczyzna, który wpada na mnie, łapie mnie za ramiona, zanim się przewracam i od razu odsuwa się na bezpieczną odległość. – Nie zauważyłem cię – tłumaczy się, a ja uśmiecham się lekko.
– Nic mi się nie stało.
Spogląda na mnie, a ja w słabym świetle widzę tylko, że ma bardzo ciemne oczy i bardzo i ciemne włosy. Jest przystojny, chociaż jak na mój gust, mógłby być wyższy.
– Zatańczysz? – Wyciąga w moją stronę rękę, a ja zaskoczona szukam odpowiedzi w oczach mojego towarzystwa. Karol wyciąga mi szklankę po mojito z ręki i mruga porozumiewawczo. Lekki uśmiech jest zgodą na oddanie mnie na trzy minuty w ramiona innego mężczyzny.
– Czemu nie – stwierdzam, podając mu dłoń, a on ciągnie mnie w kierunku parkietu.
– Jak masz w ogóle na imię? – pytam, bo zupełnie nie wiem kim jest, ani czy aby na pewno z nami pracuje.
– Nikodem. – Mój nowy znajomy nie jest chyba nawet przebrany za żadną konkretną postać, wydaje mi się, że wbił na ranodomową imprezę i nie ma z tym żadnego problemu. – A ty?
– Karolina.
Kiedy wpadamy między tańczące pary, zaczyna mną obracać i muszę przyznać, że dobrze tańczy, chociaż brykać do muzyki pop umie każdy głupi. Ciemnowłosy tancerz kręci mną w tę i we w tą, ale nie dane jest mu ani numeru dłużej, bo odbija mnie mój własny i prywatny partner.
Wyszczerza się do mnie wśród kolorowych świateł i muszę przyznać, że tańczy mi się z nim dużo lepiej. Przede wszystkim, różnica wzrostu jest właściwa, no i mi łatwiej poddać się prowadzeniu mojego chłopaka, a nie jakiegoś obcego gościa. Muzyka zmienia się na jakiejś dudniące disco polo i oboje rezygnujemy z tańca do tego numeru.
Szukam Michała i Ryśki, ale zamiast nich pod przeszkloną ścianą, która wychodzi na taras, widzę swoich asystentów w trakcie flirtu. Damian pochyla się nad Weroniką, która wyszczerza się do niego, pomimo tego, że on jest ubrany w śpioszki świnki, a ona ma na sobie pełen kostium księżniczki Lei, ten z włosami skręconymi wokół uszu.
Wygląda to tak zabawnie, że aż zatrzymuję się, by popodziwiać, jak ona wyciąga się w jego kierunku. Daję kuksańca swojemu towarzyszowi, który wciąż szuka naszych znajomych. Karol przez chwilę nie może chyba załapać, co tam się odczynia między dwójką praktykującą w naszej firmie, ale po chwili parska śmiechem i pochyla się w moją stronę.
– Wygląda znajomo? – krzyczy wprost do mojego ucha, bo inaczej bym go nie usłyszała.
– Nosiłam kiedyś przy tobie strój księżniczki Lei? – odkrzykuję.
– Nie, ale mogłabyś mi się pokazać w bikini – odpowiada, a ja uderzam go w ramię z całej siły. Śmieje się, prostując się. Jego ręka opada na moją talię, ale niemal natychmiast ją zsuwa. Spogląda na mnie w sposób, który odbiera mi dech w piersiach.
Nie mogę uwierzyć, że tak przystojny mężczyzna zwrócił uwagę na takiego przychlasta jak ja. Nie wiem, co mnie bardziej w tej chwili onieśmiela: ten tłum ludzi, którzy na pewno nam się przypatrują i nie mają nic lepszego do roboty tylko nam się przyglądać, czy może Karol w całej swojej okazałości, który po prostu jest sobą. To takie zabawne, że jeszcze miesiąc temu rozważyłabym spoliczkowanie go albo wyzwanie od debili, gdy tymczasem teraz dałabym wszystko, żeby mnie pocałował.
Zdrowy rozsądek, o dziwo, wygrywa z naszymi potrzebami i Karol pochyla się znowu nade mną, bym go usłyszała.
– Nie patrz się tak na mnie, bo się nie powstrzymam i cię pocałuję.
Wyjmuje mi to wprost z ust. Uśmiecham się szeroko, próbując powstrzymać się przed parsknięciem. Nawet myślimy to samo.
– Mogę się w ogóle nie patrzeć – rzucam, a brunet wywraca oczami. Wskazuje mi stolik, przy którym dostrzegam Rysię i Michała, którzy chyba dobrze się bawią, patrząc na entuzjastyczną reakcję ludzi dookoła.
Podchodzimy tam, chociaż ja nie jestem pewna, czy chcę. Nie znam za bardzo tych ludzi, jednak nikt się tym nie przejmuje. Ktoś pyta mnie, czy mam coś do picia, inna osoba przekazuje nam dwa kieliszki wódki i zapojkę.
Po entuzjastycznym toaście, wszyscy piją i jeszcze radośnie reagują na moje niepopijanie alkoholu słodkim napojem. Dziki szał, który ogarnia damską część towarzystwa na dźwięk „All The Single Ladies" przechodzi moje oczekiwania. Zostaję porwana na parkiet, nie żeby wbrew swojej woli, ale w towarzystwie zupełnie sobie obcych dziewczyn wyśpiewuję hymn wszystkich singielek. I bawię się przy tym całkiem nieźle.
Po tym, jak Queen B milknie, zastąpiona przez Selenę Gomez, chłopaki wbijają się między nas, a mi zaczyna się podobać coraz bardziej. Dawno nie byłam na takiej zwykłej imprezie. Michał i ja skaczemy do jakiegoś polskiego hitu lata 2012, ale wcale nam to nie przeszkadza, by drzeć ryja, podskakiwać w miejscu i śmiać się w najlepsze.
Karol podaje mi ręce i obraca mnie, przyciągając do swojej piersi. Odkręcam się natychmiast i wyciągnięta na długość ramion, puszczam mu oczko. Zaczyna się śmiać i puszcza moją dłoń, żeby drugą móc mnie okręcić swobodnie.
Wyswobadzam rękę z jego uścisku, kiedy Rysia chwyta mnie za drugą i ciągnie w kierunku łazienki. W jaskrawym świetle okazuje się, że mam zaróżowione policzki, a i upięcie imitujące krótko ścięte włosy Emmy Stone rozwaliło się prawie kompletnie. Próbujemy je poprawić, ale pogubiłam wsuwki w trakcie zabawy. Próbujemy jako tako ogarnąć sprawę i wracamy do naszych znajomych.
DJ ściszył muzykę i widzę, że ustawiają jakieś rzeczy przed jego podestem. Chyba czas na konkurs talentów. Przysiadam na oparciu kanapy, na której rozsiedli się chłopcy, wciąż przyglądając się mikrofonom na statywach.
– Rozśpiewałaś się? – żartuje do mnie Karol, a ja wywracam oczami.
– No tak, przecież to Mia i Sebiastian z „La La Landu"! – wykrzykuje jakaś dziewczyna, której imienia nie pamiętam, ale jest bardzo odkrywcza. – Co zaśpiewacie?
– Jeśli „A Lovely Night" bez tego tańca na koniec, to dla mnie przegraliście – stwierdza Michał, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem.
– A ciekawe co ty byś wymyślił bez swojej Daphne – odpowiadam, a moja odzywka przyjmuje pozytywną reakcję. Rysia przechyla się przez kolana trzech osób, by przybić mi piątkę.
DJ podnosi swój mikrofon i kilkoma chrząknięciami zwraca na siebie uwagę całej gawiedzi.
– Jak co roku, by nie przeczyć tradycji, piarowy konkurs talentów zaczniemy od pana kierownika.
Oczy mi się otwierają natychmiast, bo pan kierownik akurat jest sparowany ze mną, a to znaczy, że jesteśmy pierwsi, a to znaczy.... O ja pierdzielę.
Karol podnosi się z kanapy, a ja patrzę na niego zszokowana, czemu mi tego nie powiedział wcześniej, ale najwyraźniej nie dowiem się tego teraz. Ruchem ręki zachęca mnie, żebym też wstała. Podążam za nim pod scenę, gdzie jeden z muzyków udostępnia mu keyboard, a mi zostaje wręczony mikrofon.
Ważę go przez chwilę w dłoni, jakby był bronią biologiczną gotową zabić wszystkich zebranych na imprezie. Jeśli się zbłaźnię, zdecydowanie taka możliwość byłaby przydatna. O ile wcześniej nie umrę ze wstydu, wolałabym sobie oszczędzić docinek na temat mojego średnio-nijakiego talentu muzycznego.
Jak na córkę pianistki pracującej na co dzień z międzynarodowymi gwiazdami muzyki, naprawdę jestem przeciętna. Sama sobieś winna – przecież wybrałam łyżwy zamiast panina. Ale w takim momencie, kiedy muszę pokazać ludziom, że w rodzinie niekoniecznie talenty artystyczne są przekazywane z mlekiem matki, żałuję trochę tej decyzji.
Karol siada sobie za klawiszami i poprawia mikrofon na statywie. Spogląda na mnie, uśmiechając się pocieszająco. Jakby nie było to jego wina, że tutaj będę się tutaj wydurniać, udając aktorkę, która dostała Oscara za tę rolę w musicalu. No bo, zgadnijcie proszę, kto wpadł na genialny pomysł, by zaśpiewać jedną z czołowych piosenek z filmu, podczas, gdy go oglądaliśmy. Błąd. Ja nie jestem aż taką masochistką.
Sama też nieźle się zdziwiłam, gdy okazało się, że Karol umie grać na pianinie. Teraz zdumione westchnienie przechodzi przez salę, kiedy nasz wspólny przełożony kładzie dłonie na klawiaturze, przygrywając spokojną melodię piosenki.
Nie jestem w stanie patrzeć na ludzi, więc przyglądam się jak urzeczona, kiedy pochyla się nad mikrofonem i swoim niskim, ciemnym głosem zaczyna śpiewać. Nie umyka mi żadne słowo, tym bardziej, że patrzy prosto na mnie. Nie mogę oderwać wzroku, prawie zapominam, że sama muszę wejść.
Przenoszę wzrok na podłogę, próbując w niej odnaleźć natchnienie, a może raczej skupienie, żeby nie zafałszować. Jednak im dłużej śpiewam, tym bardziej nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie jest źle. Nawet udaje mi się parsknąć śmiechem w momencie, w którym Mia robi to w filmie. Unoszę oczy, śpiewając o miłości z ekranu, która nie jest wcale tak daleka od mojej własnej historii.
Kiedy Karol dołącza do mnie w duecie uśmiechamy się do siebie i dopiero wtedy pozwalam sobie na otwarcie pełne. Wystukuję rytm, uderzając się po piersi pięścią. Tak łatwo mi złapać z nim harmonię, tak szybko dostosowuję swój głos do jego, wychodzi mi to naturalnie, jakbym nie robiła nic innego całe życie.
Ostatnie słowa należą do mnie, ostatnie dźwięki do instrumentu. Kiedy wszystko milknie przez chwilę słyszę szum i zastanawiam się, dlaczego klimatyzacja działa tak głośno. Dopiero, kiedy Karol pcha mnie delikatnie w plecy, bym zeszła z podestu, dociera do mnie, że to oklaski.
Chowam się między znajomymi, wciskając się w najdalszy kąt kanapy.
– Nie wiedziałam, że masz taki słodki głos – mówi do mnie Ryśka, przechylając się ponownie przez czyjeś kolana.
– Moja matka jest pianistką – tłumaczę swoją pseudomuzykalność. – Chyba muszę się przewietrzyć – stwierdzam, a Michał podrywa się natychmiast, ciągnąc mnie za rękę.
Mam wrażenie, że zaraz się porzygam i to wcale nie od alkoholu. Czuję się, jakbym właśnie zdradziła swój najgłębiej skrywany sekret, oddając go zupełnie obcym ludziom. Te palące spojrzenia, które czuję na plecach sprawiają, że z ulgą wychodzę z Witwickim na taras szóstego piętra nowoczesnego budynku w centrum, gdzie znajduje się lokal.
Sadza mnie na kanapie i pyta, czy wszystko dobrze, czy się po prostu nie upiłam. Moje wściekłe spojrzenie chyba go uświadamia, że to wcale nie drinki są powodem mojego chwilowego odlotu. Próbuję oddychać spokojnie, żeby nie zwymiotować mu wprost na twarz, kiedy kuca tuż przede mną, próbując się ze mną dogadać.
– Michał, idź po wodę. – Ciepła, pachnąca znajomo marynarka opada na moje pokryte gęsią skórką ramiona, a Karol siada tuż obok, gładząc mnie po plecach.
Rozluźniam uścisk dłoni na włosach, a wyciągnięte z, i tak ledwo trzymającego się upięcia, kosmyki opadają mi wzdłuż twarzy. Odwracam do niego twarz i widzę w jego oczach zmartwienie wymieszane z czułością, kiedy tak próbuje mnie jakoś pocieszyć, uspokoić, wyciszyć, ale nie wie jak to zrobić. Znowu przy nim świruje.
Musi mnie mieć za totalną wariatkę. Jak nie piję z nim wódki na klatce schodowej, to odwalam takie rzeczy przed całym działem. Na co on w ogóle się zdecydował? Ma pojęcie, w co się wpakował? I czy w ogóle wie, dokąd to prowadzi?
– Ty naprawdę stresujesz się występami przed publicznością – mówi i odwodzi moją lewą dłoń od twarzy, by móc mnie wziąć za nią. Ściskam mocno jego rękę, jakby od tego zależało, czy rozpadnę się teraz na kawałki. – Czasem mnie to zastanawia, jakim cudem dotrwałaś do Mistrzostw Polski, skoro tak reagujesz na stres.
– Na lodzie jest inaczej – wzdycham i spuszczam wzrok, bo jego zmartwione spojrzenie sprawia, że czuję się winna całej tej sytuacji. Mógłby się dobrze bawić, a nie mnie pilnować. – Na lodzie jestem ja. Taka naprawdę. A muzyka... – Podnoszę wzrok, wpatrując się w błyszczącą przed nami Warszawę. – Zawsze była czymś nieodłącznym z obrazem mojej matki. A jej się nie należał tytuł Rodzica Roku.
– Artyści tak mają, coś mi się zdaje – stwierdza. – Mogłaś mi powiedzieć, że nie chcesz śpiewać. Mogliśmy zrezygnować z udziału w samym konkursie – dodaje, a ja patrzę w te jego niebieskie gały i nie wierzę, że może mówić takie głupoty. On się dla mnie poświęca, on zawsze się oddaje, tak się zaangażował w samo przebranie, że cierpi teraz katusze w soczewkach, chociaż wiem, że ich nie lubi.
– Ale chciałam. Dla ciebie – mówię, a Karol wzdycha, przyciągając mnie do siebie. Chowam twarz w jego szyi, próbując przyjąć trochę jego ciepła, jego spokoju, jego dobroci do swojego skołatanego serca.
– Wrócimy do domu po tym, jak wręczę nagrodę zwycięzcy, co ty na to? – pyta.– Zrobię ci ciepłą kąpiel, włączymy jakiś film Marvela i pójdziemy spać. Nie musimy tu siedzieć do rana.
Odsuwam go od siebie i patrzę na niego z niedowierzaniem. Cieszył się na tę imprezę, chciał na niej być, mówił o niej od chwili, gdy doszło do losowania. Nie będzie przecież rezygnować z niej dla mnie.
– Nie patrz tak na mnie, naprawdę się nic nie stanie, jak sobie pójdziemy. Nie. – Unosi palec, ubiegając mnie w proteście. – Nie mów, że chciałem tu być. Wolę być z tobą, żebyś ty czuła się bezpiecznie, niż żebyś musiała tu siedzieć, chociaż widzę, że nie masz już na to siły.
Wzdycham, spuszczając wzrok. Nasze splecione dłonie na moich drżących od zimna kolanach wyglądają tak... zwyczajnie. Nie jak na fotografiach z Instagrama, gdzie każdy uścisk jest wykadrowany i wyretuszowany przed publikacją. To nasze ręce: dwójki popapranych pijarowców.
– Dziękuję. – Podnoszę na niego oczy, a Karol uśmiecha się delikatnie.
– Nie masz za co, kochanie. – Podnosi się i pomaga mi wstać, wciąż mocno mnie trzymając. Zziębnięte nogi trochę mnie zawodzą, a ja wpadam wprost w jego ramiona. Nie zrobiłam tego specjalnie, ale kiedy tak mnie mocno do siebie przytula, przyznaję, efekty są bardzo zadowalające. Wyciągam się, by go pocałować.
Całus nie trwa nawet półtorej sekundy, bo Michał postanawia go przerwać radosnym okrzykiem.
– I co ty mi próbowałaś wmówić, kobieto?! – wykrzykuje, uśmiechając się tak szeroko, jakbym właśnie oświadczyła, że wygrał miliard złotych. – Komu ty to próbowałaś wmówić! – dodaje, a my patrzymy po sobie zdezorientowani.
– Ryśka wisi mi stówę! – Obraca się na pięcie i prawie podskakuje w drodze do wyjścia, wymachując przy tym tą wodą, którą miał mi przynieść. Odwraca do nas bok twarzy wciąż z tym szatańskim uśmiechem samego Jokera. – I tak wiedziałem, że się zejdziecie – dodaje.
Kiedy znika w środku, zapewne chcąc Rysi ogłosić, że nas przyłapał, wypuszczam głośno powietrze.
– Czasem się zastanawiam, czy go nienawidzę, czy nienawidzę – mówię głośno swoje myśli.
– A ja, czy nie jest gejem, ale Oli by to złamało serce. – Parskamy do siebie śmiechem. – Chodź, za godzinę będziemy w domu.
Mam nadzieję, że powrót Michała w wielkim i zdecydowanie jego stylu wam się spodobał :D Taki miły akcencik na koniec tego rozdziału, żeby rozładować trochę emocje.
Koniecznie dajcie znać, co sądzicie <3 Tymczasem ja zmywam się, udawać, że wiem coś o funkcji kwadratowej :P
All the Zo <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top