XXI. Długi spłacić, miłości zażywać

{Bastille - World Gone Mad}

Takie dni, jak soboty, są idealne, by siedzieć w rozciągniętym T-shircie, dresach i puszystych skarpetach. Szczytem moich dzisiejszych osiągnięć było wstawienie zmywarki i zamówienie pizzy. Teraz rozłożona na kanapie, wcinam drugi kawałek, plotkując sobie z Olą.

Michał odzywa się co jakiś czas, próbując wydobyć ze mnie jakieś szczegóły na temat mojej relacji z Karolem, ale pięknie go zbywam, bo nie mam zamiaru dzień po fakcie wygadać mu się. Zbieram z talerza kawałki przypieczonej kukurydzy, podczas kiedy dziewczyna mojego koleżki skończy wywód na temat stanu dróg między Warszawą a Łomżą.

Spoglądam na ekran, gdzie wyświetla mi się komunikat, że Kotarski próbuje się do mnie dodzwonić. Przerywam Witwikciemu w pół zdania, kłamiąc, że tata do mnie dzwoni i rozłączam się zanim się ze mną żegnają.

Odbieram połączenie od Karola, a po drugiej stronie rozlega się niskie:

- Halo?

- Coś ci się stało z gardłem? - pytam zdziwiona, a mój przełożony chrząka.

- Chrypię momentami - odpowiada, a mi to nie brzmi za dobrze. - Nie martw się. Mam idealną kurację dzisiaj wieczorem.

Już ja znam te jego kuracje. Na stres już jedną poznałam. Na strach przed byłym też mi zaserwował. Aż się boję, co też sobie wymyślił na przeziębienie.

- Idziesz na imprezę? Fajnie, tylko weź elektrolity przed, bo w naszym wieku dzień następny nie jest taki łatwy jak w wieku osiemnastu lat. - Kiwam głową i czuję się trochę zawiedziona, że nie pójdę z nim. Z drugiej strony, wspólne wyjście do znajomych oznaczałoby, że no... jesteśmy razem. A nie jesteśmy, prawda?

Nawet jakbyś chcieli być, nie mogłoby to wyjść poza krąg naszych najbliższych, a zwłaszcza współpracownicy nie mogliby się o tym dowiedzieć, bo żadne z nas nie miałoby życia, ba! Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś (na przykład taka jedna suka z księgowości) zarzuciła nam nieprofesjonalizm i koniec końców ktoś z nas (z pewnością byłabym to ja) musiałoby porzucić pracę w KOTAR.

- No właśnie, skoro mówimy o osiemnastkach... Moja siostra jest od dzisiaj pełnoletnia, ale nabroiła w szkole i tata odwołał jej imprezę w ramach kary. Udało mi się go ubłagać, żeby jednak tego nie robił.... Więc tak jakby za jej plecami zorganizowałem z jej koleżankami całą imprezę, a ona cały czas sądzi, że w ramach kary spędzi weekend ze swoim nudnym braciszkiem. - Niemal widzę jak wywraca oczami. - Potrzebuję twojej pomocy. Mogłabyś ją... zająć na jakieś cztery godziny? Podrzuciłbym ci ją do mieszkania, może byście się nawet zaprzyjaźniły w tym czasie... a ja zdążę wszystko przygotować w domu?

- A jak masz zamiar wytłumaczyć jej, dlaczego ma u mnie siedzieć, a nie u ciebie? I kim w ogóle jestem, że mam się opiekować dorosłą dziewczyną? - Z jednej strony, jestem pod wrażeniem, że chce mnie poznać ze swoją młodszą siostrą, ale z drugiej strony, to nie za wcześnie?

- Właściwie... to już do niej zadzwoniłem. Powiedziałem, że nie zostawię jej samej, bo się jeszcze upije z żalu za imprezą życia, a muszę załatwić coś pilnie w pracy. - Prycham, to kłamstwo ma tak krótkie nogi, że nawet osoba nie znająca jego nastawienia do pracy, wiedziałaby, że on nigdy by nie przełożył pracy nad rodzinę. Ja go ledwo znam, a już to wiem! - I powiedziałem, że zawiozę ją w takim razie do... - Następuje tak długa cisza, że aż sprawdzam, czy nie rozłączyło, ale Karol wzdycha, jakby nie wiedział, jakimi słowami parafrazować rozmowę z siostrą. - ... Do swojej dziewczyny?

On się mnie pyta, co powiedział?

Zapowietrzam się, nie wiem właściwie, co powiedzieć. Cieszyć się, że to on postanowił jakoś określić naszą relację, czy wścieknąć się, że znowu ustalił coś za moimi plecami, a teraz ja muszę zbierać bałagan po nim?

- I jak zgaduję właśnie po nią jedziesz? - odzywam się wreszcie i wypuszczam głośno powietrze. - Muszę umyć włosy, daj znać, kiedy będziecie. - Rozłączam się i zawlekam się pod prysznic.

Czuję się trochę dobita faktem, że Kotar po raz któryś nie próbuje nawet zapytać mnie o zdanie. Stawia mnie przed faktem dokonanym, a ja muszę się dostosować do jego postanowień. To wcale nie jest w porządku.

Jestem na niego po prostu zła.

To nie jest praca, gdzie jestem jego podwładną. Jeśli chciał naprawdę coś ze mną stworzyć na warunkach innych niż pracownica-szef, musi się nauczyć, że w prywatnych sprawach jestem jego partnerką, równą i mającą takie same prawa. Czuję się urażona. Spodziewałam się czegoś innego.

Z jakiegoś powodu nie dziwi mnie fakt, że moje oczekiwania po spotkaniu z rzeczywistością zostają rozgniecione jak mucha na ścianie. Czy to pierwszy raz, kiedy moje wyimaginowane perfekcyjne życie obraca się w proch i pył, kiedy nie udaje mi się osiągnąć chociaż najniższego poziomu, jaki sobie wyznaczyłam?

Przebieram się w jakąś przypadkową bluzkę, ale czystą tym razem oraz w stanie w miarę wyjściowym, wciągam na siebie wczorajsze jeansy i nawet udaje mi się wysuszyć włosy, kiedy dzwoni domofon.

Przekręcam klucz w zamku, odblokowując drzwi i odsuwam się, czekając na nich. Denerwuję się. Nie tylko dlatego, że poznam młodszą siostrę Karola, ale dlatego, że naprawdę pomimo całej sympatii jaką we mnie wzbudził, nie mam ochoty na niego patrzeć.

Z tego wszystkiego idę do kuchni wstawić wodę na herbatę. Akurat, kiedy podejmuję decyzję, że odeślę go stąd z kwiatkiem, bo tak być nie może i nie dam wykorzystać swojego dobrego serca, drzwi się otwierają, a Karol zachrypniętym głosem głośno oznajmia:

- Jesteśmy!

Wychodzę do przedpokoju, wycierając ręce ścierką. Tak naprawdę biorę ją tam ze sobą, żeby go zdzielić nią przez łeb, ale całą chęć na wyeksponowanie mojej złości na nim uchodzi, bo ten kretyn... trzyma bukiet lili Calla. Znam ten gatunek bardzo dobrze, bo mój tata je lubi.

Ręce mi opadają w geście bezradności. No i co ja mam z nim począć?

- Cześć - mówi i odchrząkuje, a mi jest ni to gorzko, ni to słodko. Naprawdę rozważam zdzielenie go tą ścierką, a potem poprawienie całusem, ale peszę się, gdy dostrzegam zamykającą za nim drzwi dziewczynę.

Nie powiedziałabym, że jest ode mnie młodsza, ani że ma tylko osiemnaście lat, ale na pewno należy do rodziny Kotarskich. Włosy ma prawie czarne, grzywka przykrywajaca jej czoło lekko się podwija, widzę też po długich włosach, że mają tendencję do kręcenia się, jak te na głowie jej brata. Oczy ma lodowato-niebieskie i mrozi mnie ostrym spojrzeniem.

Poza tym, że mam ochotę krzyczeć na niego, że pozwolił jej wyjść w taką pogodę w cienko podbitej sztucznym futrem jeansowej kurtce z Topshopu na zwykły T-shirt, bo dziewczyna zwyczajnie się przeziębi, jestem totalnie onieśmielona. A, cholera, jestem w swoim domu.

- To już wiem, co wam tak długo zajęło - zauważam, a on uśmiecha się nieśmiało. Chyba wie, że sobie grubo nagrabił i byle kwiatkami się nie wywinie. Chociaż doceniam tę łapówkę.

Przyjmuję kwiaty i niepewnie wspinam się na palce, by sięgnąć jego ust. Karol w lot łapie, że lepiej mi iść na rękę, jeśli nie chce dostać tą ścierką, którą cały czas trzymam. Cmoka mnie, a ja uśmiecham się lekko. Mam nadzieję, że widzi uzasadnioną żądzę mordu w moich oczach.

Odsuwam się i zwracam w kierunku jego siostry.

- Jestem Karolina - przedstawiam się sama, wyciągając do niej dłoń.

- Marina. - Delikatnie ściska moją dłoń, a ja jestem pewna, że te małe rączki za dużo w życiu poza makijażem nie miały do zrobienia. Rzeczywiście jest dużo niższa ode mnie. Jest po prostu filigranowa i drobniutka, taka chodząca metrówka.

- Chodź, zapraszam. - Prowadzę ją do pokoju, w którym na odpalonym telewizorze leci jakiś film w telewizji, którego fabuły nawet nie ogarniam. - Jesteś głodna? Możemy coś zamówić? Albo coś obejrzeć?

- Dzięki. - Dziewczyna rozgląda się po pokoju i wreszcie siada przed telewizorem. Zanurza się natychmiast w ekranie drogiego telefonu, a ja odkładam kwiaty na stół, żeby razem z Kotarskim wyjść na korytarz.

Kiedy znajdujemy się poza zasięgiem wzroku Mariny, łapię się pod boki i otwarcie gromię go spojrzeniem. Karol wzdycha i próbuje rozładować napięcie najgorszy możliwy sposób:

- Nie mów, że Oziębła wróciła. - Teraz jestem serio gotowa go uderzyć, a on wzdycha, widząc, że naprawdę jestem zła. - Słuchaj, jeśli chodzi o to, jak nas przedstawiałem, to naprawdę nie wiedziałem jak to jej inaczej wytłumaczyć...

- To mi nie przeszkadza - przerywam mu szeptem, żeby jego siostra nie usłyszała naszej wymiany zdań. - Ale skoro uważasz mnie za swoją dziewczynę i przedstawiasz mnie tak swojej najbliższej rodzinie, musisz pamiętać, że takie relacje opierają się na partnerstwie. Nie możesz podejmować za nas dwoje decyzji. Gdybyś najpierw poprosił mnie o pomoc z Mariną, zgodziłabym się bez chwili zastanowienia, ale skoro stawiasz mnie przed faktem dokonanym czuję się po prostu, jak... podwładna. - I dopiero na to słowo, sens całej mojej szeptanej przemowy dociera do Karola.

Pociera zakłopotany kark i spuszcza wzrok na nasze stopy. Moje skarpetki z podobizną całujących się Minnie i Mikiego wydają się tutaj prawdziwą ironią losu.

- Przepraszam - mówi wreszcie, a ja mam ochotę powiedzieć, że to nie było wcale takie trudne. Powstrzymuję się jednak przed tym komentarzem, biorąc go za rękę.

- Przeprosiny przyjęte, pod warunkiem, że teraz wiesz o co się tak pieklę. - Patrzy mi w oczy ponad okularami.

- Tak, naprawdę nie zrobiłem tego specjalnie. - I ja mu wierzę, zresztą te szczenięce oczy nie potrafiłyby mi kłamać. Daję mu się szybko pocałować, a potem otwieram drzwi wejściowe i karzę spadać, bo muszę zająć się solenizantką.

***

Wspólną płaszczyzną dla mnie i Mariny okazuje się miłość do... Instagrama i makijażu. Po obgadaniu swoich profili, po tym jak bezczelnie dałam jej follow, żeby wzbudzić w niej jakiekolwiek zainteresowanie, przytachałam do dużego pokoju większość swojej pokaźniej kolekcji kosmetyków. Najpierw dałam osiemnastolatce wyżyć się na mojej twarzy, ale okazało się, że dziewczyna naprawdę jest zdolna.

Potem w odwecie, ja próbuję ją upiększyć, chociaż nie znam jej twarzy i ciężko mi się dopasować, coś mi jednak wychodzi. Po kilku poprawkach samej zainteresowanej, siostra Karola wygląda ślicznie, czuję się dumna, że miałam w tym swój całkiem spory udział.

W międzyczasie zamawiamy z Nocnego Kuraka porcję pieczonych udek, łódeczek ziemniaczanych z sosem śmietanowym i dwie cole light, żeby było fit. Zajadając się kurczakiem, komentujemy głośno niemiecki serial na Netflixie, dając upust swojemu wewnętrznemu krytykowi filmowemu.

Marina nie pyta o moją relację z Karolem, raczej to ja zagaduję ją na temat szkoły, studiów i wielu, wielu innych planów. Po tych kilku godzinach jestem w stanie bez poznawania jej znajomych wiedzieć kto z kim, a dlaczego nie z innym i czemu nie zda z danego przedmiotu oraz do jakiego kraju ma zamiar wyemigrować po szkole średniej. Chociaż daleko mi do rzeczywistości bogatych dzieciaków prezesów wszystkich możliwych warszawskich firm, udaje mi się odnieść parę anegdot z moich licealnych wzlotów i upadków do życia przyjaciół Mariny. W końcu młodość wszędzie jest taka sama: jurna, głupia i nigdy wieczna.

Akurat jesteśmy na etapie podjadania popcornu oblanego masą kajmakową (z braku karmelu), podczas gdy panna Kotarska wyżywa się lokówką na moich biednych włosach, kiedy wreszcie wraca do Karol. Widząc mnie na podłodze, podczas, gdy jego siostra manewruje przy mojej głowie gorącym prętem, chyba niedowierza w to, co widzi. Właściwie przerywa nam koncert piosenek Celine Dion do puszki lakieru do włosów.

Uśmiecham się do niego, zauważając, że zdążył się przebrać w czarną, rozpiętą pod szyją koszulę. Bardzo mi się podoba to, co widzę, jemu chyba podrasowana tapetą i wymyślną fryzurą wystylizowaną przez Marinę, również odpowiadam. A spróbowałby mieć coś przeciwko makijażowi, już bym go stąd pogoniła. Ja się czułam naprawdę dobrze, dawno nikt mnie nie pomalował z taką starannością.

- Już skończyłyście? - pyta. - Bo zamierzam zabrać was do porządnej restauracji. Musimy jakoś uświęcić dzień, kiedy osiemnaście lat temu przestałem być ulubionym wnuczkiem babci Wandy.

Marina głośno oburza się, a mi udaje się wymknąć jej się, żebym mogła się przebrać, podczas, gdy na Kotara zrzucam wyjaśnienie młodszej siostry, że zaraz pojedziemy do jej domu na obrzeżach Warszawy, żeby mogła się przebrać.

To oczywiście podpucha. W willi prezesa KOTAR czeka impreza niespodzianka. Świadoma, że klimat przyjęcia będzie stylizowany na filmy o włoskiej mafii, wkładam czarną sukienkę z weluru z taktycznym przełożeniem materiału na piersiach. W połączeniu z czarnymi botkami, nie powinnam się wyróżniać wśród tłumu znajomych Mariny, o których tyle się nasłuchałam.

Dziewczyna jedzie z nami zupełnie nieświadoma wielkiej pompy, z którą zostanie powitana w domu. Kiedy wysiadamy pod oczywiście ciemnym i teoretycznie zamkniętym domostwem na obrzeżach stolicy, Karol prosi siostrę, żeby poszła otworzyć dom i się przebrać, a on wróci się po telefon. Oczywiście, że zostaję z nim i podczas gdy Marina męczy się z kluczem, my odpalamy w bagażniku świeczki na torcie.

Dziki wrzask, który zapewne miał być „Sto lat" zawytym na czterdzieści gardeł prawie gasi te osiemnaście świeczek na torcie w kształcie szminki od Kylie Jenner. Karol wchodzi za zdezorientowaną siostrą, która zostaje wciągnięta do środka, a ja zamykam za wszystkimi drzwi.

No i trochę mnie zatyka. Ogromny salon, większy niż chyba cały nasz dział prowadzi wprost do otwartej, luksusowej kuchni, z boku są schody ciągnące się na wyższe kondygnacje. Wszystko zachowane w tonach brązów i beżów prezentuje się luksusowo i... przytłaczającą. Tłumek rozbrykanych nastolatków poprzebieranych za bohaterów trylogii o Ojcu Chrzestnym potęguje tylko wrażenie, jakbym wpadła zupełnie nie w swój świat. Sam pomysł z tematyką imprezy jest genialny, to po prostu ja czuję się wśród nich dziwnie.

Jestem córką wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych, który po rozwodzie z pianistką Claptona, ledwo wiązał koniec z końcem. Nigdy nie byłam gwiazda, nie miałam wielkiej, zgranej paczki znajomych, wolałam swój lód i swoje łyżwy od grubych imprez. Gdzie mi do tych przyszłych prezesów, prawników i polityków. No, gdzie?

Dlatego z radością uciekam po zdmuchnięciu tortu i wręczeniu prezentów do kuchni, z której razem z Karolem obserwujemy bawiące się towarzystwo. Marina przebrana w śliczną, czerwoną sukienkę wygląda jak prawdziwa gangsterska księżniczka. Jeśli wiecie o co mi chodzi, oczywiście.

Wszystko to wygląda pięknie, ale nie mogę oderwać od niej wzroku. Jej crush właśnie z nią tańczy, okręcając w takt skocznej muzyki, która mimo wszystko nijak się ma do „Ojca Chrzestnego". Jest taka szczęśliwa, taka rozanielona, zwłaszcza, że chłopak ewidentnie jest zainteresowany. Uśmiecham się do siebie, zdając sobie sprawę, że i w takie podchody bawiliśmy się z Karolem jeszcze nie tak dawno.

Kotar przynosi mi drinka z lodem. Spoglądam na szklankę, którą teoretycznie wypełnia mieszanina coli i wódki, ale dobrze wiem, że tej coli tam jest tylko tyle, ile potrzeba do zabarwienia. Spoglądam na niego, a on uśmiecha się, przesuwając szklanką po blacie wyspy kuchennej w moją stronę.

- Wciąż jesteś na mnie zła?

Kładę swoją dłoń na jego i pozwalam, żeby mnie objął, przytulając do siebie.

- Nie. - Wracam spojrzeniem do imprezowiczów, którzy nas zupełnie nie zauważają, kiedy wyrywamy sobie tę krótką chwilę czułości. Czuję się dość dziwnie w objęciach Karola, kiedy wokół jest tylu ludzi. Do tej pory jakakolwiek czułość była tak intymna i ukrywana przed światem, że nie jestem pewna, czy się tym stresować, czy cieszyć. Dwa na raz.

- Jest podobna do naszej mamy - odzywa się Karol, a ja odszukuję wzrokiem jego młodszej siostry, która wesoło bryka w kierunku stołu, przy którym ktoś już polewa kolejną kolejkę wódki. - Żałuję, że nie mogła jej poznać i zapamiętać taką, jaką ja ją pamiętam z dzieciństwa.

- Skoro Marina jest podobna, to w takim razie ty też - mówię, odwracając się do niego i całuję go w nieogolony policzek. Opieram czoło o jego szczękę, zaciągając się jego zapachem. Silne ramiona zaciskają się wokół mnie, kiedy bierze głęboki oddech.

Obracam się w jego ramionach, żeby móc spojrzeć mu w oczach i opieram się siedzeniem o blat wyspy. Uśmiecham się do niego, a Karol chce mnie pocałować, widzę to w jego żarzących się wesoło oczach. Przymykam oczy, czekając aż się nade mną pochyli, ale brunet wzdycha tylko głośno i odpowiada komuś nad moją głową:

- Dobra, dobra, już idę. - Otwieram oczy zaskoczona, czując, że rozluźnia uścisk ramion. - Muszę wypić kolejkę wódki z moją siostrą. - Bierze mnie za rękę i razem podążamy w stronę stołu, gdzie dzieciaki rozdzielają kieliszki.

Natarczywe spojrzenia przyjaciół Mariny sprawiają, że puszczam dłoń Karola i trochę się za nim kryje, kiedy próbuje zgrywać dobrego starszego brata, pouczając siostrę, jak powinno pić się wódkę. A wszyscy dobrze wiemy, że to nie jest ani pierwsza kolejka na tej imprezie, ani też dziewiczy kieliszek dziewczyny. Dość zabawnie obserwuje się, kiedy przekomarzają się między sobą nad stołem.

Obserwując szeroki uśmiech nastolatki i wesołą minę Kotara żałuję, że nie mam rodzeństwa. Zawsze cicho marzyłam, kiedy jeszcze rodzice byli razem, że na świecie pojawi się słodziutki braciszek albo przeurocza siostrzyczka i nie będę już jedynaczką. Nawet kiedyś namawiałam tatę, obiecałam nawet, że będę dzielić pokój z prawdopodobnym nowym członkiem rodziny, ale zarezerwowałam sobie wybór imienia. Chociaż wątpię szczerze, że byłabym dobrą starszą siostrą - chociaż może, kto wie? Skoro dogadałam się z Mariną w ciągu kilku godzin, a dziewczyna wydawała się twardym orzechem do zgryzienia, może jednak szkoda, że nigdy nie miałam szans na spróbowanie swoich sił w tym trudnym zadaniu bycia wzorem i opiekunem.

Karol odwraca się do mnie i podaje mi kieliszek, a ja wciskam się między niego, a jakiegoś chłopaka, który chce podać mi szklankę z sokiem do popicia. Prycham mimowolnie na te propozycje zapity. Nie takie rzeczy się przecież robiło, żeby mi teraz była potrzebna popita.

- Karolina! - rzuca zszokowana Marina, a ja wzruszam ramionami, uśmiechając się lekko.

- W Krakowie nie zapijasz - tłumaczy mnie Karol.

- Inkasy od gozdy? *- Zaskakuję go krakowską gwarą, a potem wypijam po entuzjastycznym toaście młodzieży.

* Inkasy od gozdy? - (z gwary krakowskiej) Inaczej niż góral?



Drodzy państwo, w związku iż jestem dupą wołową i nie ogarniam z rozdziałami na czas, proszę o wybaczenie. Jednocześnie, mam nadzieję, że spędziliście radosne, pełne spokoju i ciepłej atmosfery w gronie rodziny Święta Bożego Narodzenia. Życzę wam też, żeby rok 2018 przyniósł nam mnóstwo dobrych ludzi, prawdziwą miłość i święty spokój. Maturzystom, którzy razem ze mną w maju zmierzą się z egzaminem dojrzałości życzę samych setek, nie tylko w kieliszkach :P

Teraz już będę regularna, obiecuję!

xx, Zo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top