78

- Ale policja już go zwinięła? - zapytała Marlena, siedząc obok mnie na kanapie, gdy cała opowieść ujrzała światło dzienne.

Ja do tej pory, nie wiem, jak to się stało, że ten chłopiec tam był... Okej, powiem, o czym mówię. Godziny mijały, a ja byłam pewna, że ten idiota coś nam zrobi. Wiadomo było, że pieniędzy nie dostanie. Codziennie nagrywał jakieś filmiki, wysyłał je do Marleny czy na policję, a potem obrywałam w twarz, albo Louis dostawał prawego sierpowego... No i dziś siedzieliśmy jak zwykle pod ścianą, gdy w szybę zapukał mały chłopiec. Miał może z osiem lat. Louis wpadł na pomysł i powiedział do niego, by wyciągnął Mateusza z domu. Obiecał mu, że da mu sto funtów za to. Mały zgodził się i nie trzeba było długo czekać, gdy dzwonek do drzwi rozległ się po domu. Wyczuliśmy momemt i po prostu wyszliśmy z piwnicy, gdyż Mateusz nie zamknął za sobą drzwi ostatnim razem. Dotarcie do drzwi nie zajęło długo, bo były w końcu korytarza po lewej stronie. W drzwiach zobaczyliśmy, że chłopiec ciągnie bruneta gdzieś za dom. Skorzystaliśmy z okazji i pobiegliśmy przed siebie, a potem korzystając z telefonu u jakieś miłej staruszki, Louis powiadomił policję i Liama.

- Tak. Jak tylko udało nam się jakoś wydostać, zadzwoniłem na policję. - Poinformował ich Louis. Siedziałam jednym bokiem wtulona w Louisa, a drugim w Marlenkę.

- Jak dobrze, że jesteście - wyszeptała cicho, by nie obudzić Alice śpiącej w moich ramionach.

**** Pół roku później ****

Louis ostatnimi czasy chodzi jakiś nerwowy. Gdy dłużej się nad tym zastanawiam, wraca do mnie sytuacja z początku naszej znajomości, kiedy było podobnie. Przyszedł i powiedział, że musimy zerwać. Boję się tego, co to było tym razem.

- Louis, musimy porozmawiać - powiedziałam od razu, gdy usłyszałam, jak chłopak wchodzi do domu i zatrzaskuje za sobą drzwi frontowe.

-Tak? O czym? - Zainteresował się, wchodząc do salonu, gdzie siedziałam z jakąś gazetą, którą jeszce chwilę temu przeglądałam. Alice śpi, więc mam chwilę dla siebie. Brunet podszedł do mnie i pocałował w usta, siadając zaraz obok mnie i obejmując ramieniem. - Co się dzieje?

- To ja się pytam, co się dzieje. Od kilku tygodni chodzisz jakiś inny, z głową w chmurach! Nie wiem, co się dzieje! - Gazeta wylądowała na stoliku przede mną.

- Ja... Nie mogę ci powiedzieć -wyznał.

- Dlaczego?

- Bo... Po prostu nie mogę. To na razie tajemnica - odrzekł, uciekając ode mnie wzrokiem.

- Czy... Czy ty chcesz mnie zostawić? - zapytałam go o to, co chodzi cały czas po mojej głowie.

- Co?! Skąd ci to do głowy przyszło? - zapytał zdziwiony, prostując się.

- Louis, ostatnim razem, gdy się tak zachowywałeś, tydzień potem powiedziałeś mi, że mamy się rozstać. Chyba mam prawo mieć takie podejrzania.

- Eva, kochanie ty moje. Jak mogłaś pomyśleć, że cię zostawię? - Przygarnął mnie mocno do siebie i biorąc na kolana tak, że wtuliłam się w jego szyję. Mój mąż tak świetnie pachnie...

- Jak widać mogłam - westchnęłam, będąc całkiem uspokojona.

To szalone, jak działa na mnie jego głos, dotyk, uśmiech. On cały.

- To nie jest nic, czym powinnaś sobie zaprzątać swoją głowę, wiesz? A poza tym, gdy już wszystko będzie gotowe, będę mógł ci powiedzieć.

- Co powiedzieć? - Zaciekawił mnie tymi słowami. - Co będzie gotowe?

- Nie powiem, bo to niespodzianka.

- Niespodzianka?

- Tak. I nic ci nie powiem. - Na zakończenie cmoknął mnie jeszcze w policzek, a potem w szyję.

- No dobra. Niech ci będzie.

Tak minął kolejny tydzień. Prawie zapomniałam o tej rozmowie / kłótni. Do dnia, gdy Louis wrócił do domu o godzinie piątej po południu. Była to sobota, a on powiedział, że idzie z chłopakami na piwo, bo dawno się nie widzieli. Uwierzyłam, bo była to prawda. Chłopcy mieszkają teraz w różnych częściach Londynu i rzadko mają czas na spotkania towarzyskie. Zajmują się swoim życiem. Ja z dziewczynami widziałam się w czwartek. Dzień minął na wesołych ploteczkach, praktycznie na każdy temat.

Louis wrócił do domu i oznajmił, że daje mi dwie godziny na to, bym przygotowała się do wyścia. Gdy zapytałam, czy to jakieś eleganckie wyjście, powiedział, że tak, i że zajmie się Alice. Nie pozostało mi nic innego, jak przystać na to, co mężczyzna mi proponuje. Po odświeżeniu się, wybrałam z szafy moją nową zdobycz i dobrałam do niej srebrne kolczyki, czarne szpilki i małą czarną kopertówkę. Włosy na koniec lekko skręciłam. Po półtorej godzinie zeszłam na dół. Louis czekał na mnie z naszą córką. Miał na sobie garnitur, o wiele bardziej dopasowany niż ten w dzień naszego ślubu. Nie wiem, jak można być tak perfekcyjnym. Siedząca na jego ręce Alice uśmiechała się do mnie szeroko. Miała na sobie pomarańczową sukieneczkę i kokardę we włoskach. Widać już, że jest podobna do swojego ojca. Ma jego ślicznie niebieskie oczy i nosek. Włoski ma takie, jak my, choć lekko jej się kręcą, jak mojej mamie. No i jest głośna. Jak Louis. Razem ślicznie wyglądali.

- Gotowa?

- Tak. - Ujął moją dłoń, całując jej wierzch. - Wyglądasz obłędnie. Może wrócimy jeszcze na chwilę na górę? - szepnął mi na ucho. Zarumieniłam się, jak zwykle, ale odpowiedziałam tylko:

- Potem.

Nic nie odpowiedział, ale mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Był wieczór. Lato tego roku było naprawdę łaskawe dla Londynu i obdarzyło go piękną pogodą. Dzisiejszy wieczór jest ciepły, więc wzięłam tylko jakiś sweterek dla Alice i we troje opuściliśmy moją posesję, odjeżdżając autem Louisa.

- Powiesz mi, gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili ciszy w samochodzie. Alice przysnęła.

- Nie. Będziemy tam za kilka minut - odpowiedział i jego prawa ciepła dłoń znalazła swoje ulubione miejsce na moim kolanie.

- Okej. Niech ci będzie.

Jego ręka delikatnie i spokojnie gładziła moją skórę uda, dawając tym ciepło i oganiające mnie powoli uczucie uspokojenia. Po kilkunastu minutach Louis zatrzymał się przed bogato zdobioną czarną bramą, która kryła za sobą wielką posiadłość, która była wynajęta na nasze wesele.

- Co my tu robimy, Louis? - zapytałam zdziwiona, ale czułam emocje które budujące się wewnątrz mnie.

- Wysiadamy - odpowiedział, po czym wysiadł z samochodu i pomógł mi opuścić auto. Wyjęłam Alice z jej siodełka, uprzednio budząc dziewczynkę. Przetarła leniwie oczka, ziewając. Zdecydowanie najsłodszy widok na świecie. Przytuliła się do mojej szyi, chowając główkę w moich włosach.

- Więc, co tu robimy? - Ponownie zapytałam, gdy szliśmy chodnikiem wyłożony szarą kostką, a po bokach, co kilka metrów stały małe lampy oświetlające drogę.

- Zorganizowałem przyjęcie weselne. Jest kilku gości. Rodzice, najbliżsi znajomi. W tej samej sali.

- Dziękuję Louis.

Zatrzymałam się i wtuliłam na tyle, na ile pozwalało mi małe ciałko naszej córki. Brunet objął nas i ucałował Al w nosek. Zachichotała słodko i zaczęła coś tam gaworzyć do siebie.

- Chodźmy, czekają tylko na nas. Na czułości przyjdzie czas - puścił mi oczko, chwytając moją dłoń.

Przeszliśmy przez drzwi i pokonując znaną nam drogę do sali, stanęliśmy przed drzwiami. Louis chwycił za klamkę i nacisnął mechanizm. Drzwi się otworzyły, a przede mną zobaczyłam cudowny widok. Weszliśmy do środka, przez co spoczął na nas wzrok każdego, ale zaraz rozległy się brawa. Alice dzielnie siedziała na moich rękach, ciekawie rozglądając się dookoła.
Przy oknach stało kilka stołów, a przy nich po sześć osób. Staliśmy po środku sali, gdzie był parkiet, dokładnie tak, jak chciałam! Zdałam sobie sprawę z tego wszystkiego i emocje wyszły na wierzch. Jestem szczęśliwa. Pojawiły się łzy i zaraz zaczęły lecieć po moich policzkach, gdy tylko kilka osób podeszło, by się z nami przywitać. Alice zwróciła uwagę na mnie. Wydawało mi się przez moment, że i ona się zaraz rozpłacze, tylko dlatego, że ja to robię. Ale tak się nie stało. Dotknęła swoją małą rączką mojego policzka, nieudolnie jeszcze ścierając z niego łzy. Roześmiałam się i dałam jej buziaka, na co zachichotała radośnie. Poczułam dłonie Louisa na talii i czyjeś ręce na swojej szyi.

- Nareszcie jesteście! - Głos Marleny dotarł do mnie. Oddałam uścisk i cmoknięcie w policzek. Potem doszli nasi rodzice i znajomi.

- Jak się podobało?

To pytanie wybiło mnie ze wspomnień. Chyba mogę tak nazwać myśli krążące wokół wczorajszego wieczoru, prawda? Była godzina druga w nocy, a wszyscy rozeszli się pół godziny temu. Alice padła o jedenastej, gdy wszyscy goście ją poznali i zabawiali. Miała dość, oczka miała czerwone od tarcia. Dobrze, że Diana z Zaynem wracali wcześniej do domu, to zabrali ją ze sobą.

- Najlepsze wesele w życiu. -Stwierdziłam, wzdychając.

Louis, oczywiście nie mógł nie przenieść mnie przez próg i zatrzymał się dopiero w naszej sypialni, okręcając kilka razy nas dookoła.

- I jedyne. - Podkreślił.

- Dziękuję - powiedziałam kolejny raz.

- Nie musisz mi dziękować. Obiecałem ci to tamtego dnia. - Przyciągnął mnie do siebie, gdy wstałam z pufy, po zdjęciu kolczyków i odłożeniu ich do szkatułki. Byliśmy już w domu.

- Tak, pamiętam. - Moje ręce znalazły się na jego szyi, a jego na mojej talii, przyciągając do siebie maksymalnie. - Padam już. To przez ciebie. Nie dałeś mi chwili odpocząć! - wypomniałam mu nasze tańce. Byliśmy jedyną parą, która przetańczyła chyba wszystkie piosenki. On tylko się zaśmiał.

- Oj tam. Będzie co wspominać. - Złączył nasze usta, pochylając się nade mną. Oddałam pocałunek. - Ale nie piłem za dużo.

- Faktycznie - przyznałam, gdy oderwał się od moich ust. - Cieszę się.

- Dla ciebie.

- Dla mnie? - zapytałam, znowu łącząc nasze usta.

- Dla ciebie - powtórzył.

- Jestem zaszczycona. - Jego prawa ręka znalazła się na moim udzie i sunęła do góry.

- Wiesz, jaki jest jeszcze punkt dzisiejszego programu? - zapytał, uśmiechając się zadziornie. Jego twarz była tuż przy mojej. Widziałam, jak jego oczy błyszczą.

- No nie wiem. Powiedz mi - odpowiedziałam, zmierzwiając jego włosy, przez co stały na wszystkie strony.

- Nasza zaległa noc poślubna.

W momencie przerzucił mnie przez prawe ramię i podchodząc do łóżka, rzucił na nie. Zawisł nade mną, układając ręce na moich, po obu stronach mojej głowy. Musnął lewy policzek, schodząc ustami na linię szczęki i szyję. Złączyłam nasze wargi w soczystym, głębokim pocałunku. Jego trzydniowy zarost przyjemnie łaskotał mnie, gdy sunął po moich ramionach. Bez pytania ściągnęłam jego koszulkę, którą kilka minut temu na siebie założył, napawając się jego rysunkami na ciele, które za każdym razem robią na mnie coraz większe wrażenie.

- Wiem, że moje tatuaże są zajebiste, ale zostaw oglądanie na później - usłyszałam, a potem syknęłam, gdy zrobił mi malinkę na obojczyku. Pomógł mi pozbyć się sukienki i to samo zrobił ze swoimi jeansami. Usiadł na łóżku obok mnie i powiedział, patrząc figlarnie: - Zacznijmy zabawę, pani Tomlinson.

*****
1634 słów

Rany Boskie...

Ja w tym momencie nie wiem, co mam napisać. To ostatni rozdział. Będzie tylko epilog * robi smutną minę *
Jeszcze to do mnie nie dociera, ale przy epilogu może coś... * pamiętajcie, że mnie trudno jest rozśmieszyć, albo wpędzić w stan odpowiedni do notki pod epilogiem *
Może być tak, że będzie tylko suche pożegnanie z tym blogiem, a może nie...
Może ruszy mnie, gdy już dotrze do mojego szarego mózgu adnotacja, że nie masz po myśleć nad No Control, bo skończyłaś już pisać?
Może. W tym momencie czuję, że będę ryczeć, ale kto mnie tam wie...
Dobra, starczy!
Kurwa, stałam się za bardzo twarda przez moje chujowe życie...
Szkoda gadać ;(

Epilog pojawi się po południu.
Do następnego kochani, po raz ostatni
<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top