71
Siedzę na jednym z plastikowych krzesł i czekam na cud.
Serio.
- Boże, ile jeszcze? Jak ja będę tak długo się drzeć na porodówce, to ja dziękuję za takie porody - jęknęła przeciągle Marlena i oparła głowę o ramię prawie śpiącego Harry'ego.
- C... Co? - przetarł oczy i spojrzał po korytarzu.
- Marlena coś tam marudzi - westchnąłem i oparłem się plecami o ścianę.
- Trzy godziny tu jesteśmy... Marlena, nie chce ci się spać? - zainteresował się Hazz.
- Nie! Ja poczekam aż będzie po. Muszę zobaczyć Alice.
Tak mała ma na imię Alice Madaleine. Mnie i Evie się podobało, więc nie mieliśmy problemu z wyborem imion dla naszego maleństwa. Już nie mogę doczekać się, aż wezmę ją w swoje ręce.
Jakiś czas później po korytarzu, w którym siedzieliśmy, rozległ się płacz noworodka. Odetchnąłem głęboko, że już jest po. Kilka minut potem, wyszła do nas jakaś pielęgniarka, pytając o ojca dziecka Evy.
- To ja - podniosłem się z krzesła.
- Gratulacje. Pańska córeczka jest silna i zdrowa. A narzeczona zaraz zostanie przewieziona na salę.
- Dziękuję - powiedziałem.
- Nareszcie, gratulacje stary! - Harry podszedł do mnie i objął po przyjacielsku i poklepał po plecach. Mar również mi pogratulowała.
Po kilkunastu minutach z porodówki wyjechała na łóżku Eva. Widziałem jej zmęczenie na twarzy. Wyglądała, jak wypompowana z życia. Spała. Zawieźli ją do sali, ja poszedłem za nimi. Usiadłem przy jej łóżko i czekałem, aż się obudzi.
- Louis? - usłyszałem cichy głos, dochodzący gdzieś z oddali. Otworzyłem oczy i zobaczyłem mojego skarba. Nadal leżała, ale wyglądała wyraźnie lepiej.
- Cześć mój aniele - wstałem i nachyliłem się nad jej twarzą, by zaraz ją pocałować.
- Jak mała? Widziałeś ją? - zapytała wtulona we mnie.
- Nie, jeszcze nie - usiadłem na łóżku, obok niej. - Byłaś dzielna - uścisnąłem lekko jej dłoń.
- Skąd wiesz? Nie byłeś tam ze mną.
- To nawet dobrze, bo pewnie bym zemdlał. Słyszałem.
- Oh, no tak. Jest już Mar i Harry?
- Tak, zwołać ich?
- Poproszę - pokiwała głową na znak zgody. Wyszedłem na korytarz, siedzieli oboje na krzesłach przy ścianie.
- Ej, Eva chce was widzieć - lekko klepnąłem kumpla w ramię, by się obudził. Praktycznie przespał cały pobyt tutaj. No ale nie ważne.
- Już idę! - dziewczyna zerwała się z siedzenia i zniknęła za drzwiami sali.
Do pokoju weszła pielęgniarka z małym, różowym zawiniątkiem na rękach.
- Proszę, wasza córeczka. Zdrowa, silna i śliczna - podeszła i podała ją mojej narzeczonej.
Ta wzięła ją delikatnie i patrzyła na nią z wielkim uśmiechem. Kobieta wyszła, zostawiając nas samych. Usiadłem obok nich na łóżku, patrząc na malutką dziewczynkę zawiniętą w różowy kocyk. Spała spokojnie.
- Jest śliczna - powiedziała po chwili ciszy Eva.
- Bez wątpienia, jest śliczna po tobie skarbie - nachyliłem się, by zaraz złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Wiesz, jaki dziś dzień? - zapytałem ją, obejmując ramieniem.
- Środa Louis - zaśmiała się. Boże, jesteśmy już razem rok, a ja nadal coraz bardziej zakochuję się w jej śmiechu.
- Ale chodzi mi o datę - zaśmiałem się z nią.
- Czternasty, jeśli się nie mylę - zrobiła niepewną minę.
- Wiesz, dlaczego pytam? - cmoknąłem ją w policzek.
- Nie. Wybacz, ale nie wiem - westchnęła, wtulając się bardziej we mnie.
- To ja ci powiem. Dziś mija rok, odkąd powiedziałem ci, że cię kocham i spytałem, czy zechcesz ze mną być - wyjaśniałem, obejmując ją ramionami.
- To już?
- Tak - przytaknąłem.
- O rany. Przepraszam, mam słabą pamięć. Nic nawet dla ciebie nie mam - westchnęła kolejny raz.
- Ale właśnie dałaś mi najlepszy prezent - powiedziałem. - I bardzo ci dziękuję.
- Oj... To ja ci dziękuję, że jesteś.
- Jak już wyjdziesz ze szpitala, zostawimy małą z twoją mamą i zabiorę cię na romantyczną kolację i w ogóle na zajebisty wieczór ze mną - obiecałem. Miałem to w planach już od dawna, czekałem tylko na ten dzień.
- Dobrze. Już nie mogę się czekać.
**** Kilka tygodni później ****
Nie mogę uwierzyć w to, jak wszystko zaczyna się układać w dobrym kierunku. Alice jest zdrowa, rośnie naprawdę, jak na drożdżach! I jest oczkiem w głowie Louisa. Czuję, że będzie przez niego rozpieszczana...
******
Edit: Zostało osiem części do końca: )
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top