7

- Harry ma rację. Przyszedłem do was w konkretnym celu - odezwał się Paul.

- Jakże by inaczej. Inaczej byś nie przyszedł - powiedział Louis.

- Dacie mi w końcu skończyć? - zniecierpliwił Higgins.

- Tak - odpowiedziałam i złapałam Lou za przedramię.

Nie wiem dlaczego. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzepiąco.

- Znalazłem Harry'emu i Louis'owi dziewczyny.

- O kurwa, ale ci nowina - zadrwił Harry.

Zrobiło mi się przykro. Będę widywała Lou z jakąś panną. I to jeszcze znaną. O nie, to nie na moje siły.

Paul już nie zważał na to co mówi Harry, tylko zaczął dalej:

- Na pewno nie będą to "palstikowe lale", jak to ujął Harry. Teraz zrobimy wyjątek i poczekamy na reakcję fanów.

- Tak samo Paul. Nie rozumiesz tego? - zapytał Harry. - Będzie tak samo. I będę się z tego cieszył. Nie ma to, jak twoja wkurwiona mina, Paul.

- Jaki wyjątek? - tym razem to Louis zadał pytanie.

- Weźmiemy dwie zwykłe fanki - powiedział to tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

- O mój Boże - powiedział tylko Harry i schował twarz w dłoniach. On się chyba całkiem załamał.

- Czemu ty jesteś na nie, Harry? - odezwała się Marlena.

- Bo to nie wypali - wytłumaczył jej.

- Nie jestem tego pewny, Harry. Paul, zechciałbyś nam powiedzieć, co to za fanki? - zapytał Louis Paul'a. - Coś więcej?

- Te dwie fanki siedzą obok was, chłopcy.

- Co?! - Harry popatrzył na Paul'a jak na idiotę. Ja bałam się spojrzeć na Louis'a.

- No tak. Eva i Merlena będą waszymi dziewczynami.

- O mój Boże - teraz to ja musiałam to powiedzieć.

- Przecież one zjedzą je żywcem, kiedy je raz z nami zobaczą - powiedział Harry.

- Wasza w tym głowa, żeby tak nie było - powiedział Paul i wstał. - No, to na mnie już czas. Podzielcie się jakoś kto z kim będzie, daję wam wolą rękę. Ja się dostosuję.

I tak po prostu wstał i wyszedł.

- Nie dramatyzujmy, nie będzie źle -powiedział Louis i objął mnie po przyjacielsku ramieniem.

Chyba sam siebie chce pocieszyć.

- Od kiedy ty masz taki humor, co? Niall ci trochę zostawił jak wyjeżdżał? - zapytał Harry. Ten to ma odpowiedź na wszystko.

- A weź.

- No dobra, Marleno, czy chcesz być ze mną w mniej lub bardziej legalnym związku? - zapytał sceptycznie.

- Jasne, będzie świetna zabawa - zaklasnęła w dłonie.

- Louis?

- Tak - odpowiedziałam równo z Lou i przez co spojrzeliśmy na siebie.

Choć nie wiedziałam wtedy, jak bardzo ta decyzja zmieni moje życie. I czego będę musiała doświadczyć...

- Marlena, chodź już do domu - poprosiłam moją przyjaciółkę któryś raz z kolei. Był już późny wieczór i byłam zmęczona.

- Idź sama. Wiesz, muszę być z moim chłopakiem - zaśmiała się.

- Okej, jak wolisz - poddałam się i podniosłam z kanapy. - Na razie chłopcy - poszłam na korytarz.

- Ej, co się dzieje? - usłyszałam i po chwili zobaczyłam Lou.

- Jestem zmęczona.

- Mogę cię odprowadzić? - zapytał, zakładając już swoje granatowe vansy.

- Jasne.

Wyszliśmy z domu i idziemy w ciszy - ja ze spuszczoną głową patrzę na drogę. Po kilku chwilach znaleźliśmy się pod moim domem.

- Wejdziesz? - zapytałam z nadzieją.

- Chętnie - odpowiedział, a ja przekręciłam klucz w zamku i weszłam do domu. Chłopak po chwili też, zamykając za nami drzwi. Zaprowadziłam go do kuchni.

- Napijesz się czegoś? - zapytałam.

- Uhm, może soku - odpowiedział i usiadł na obrotowym krześle barowym, stojącym przy blacie kuchennym.

Wyjęłam dwie szklanki z szafki i postawiłam je na blacie. Z lodówki wyjęłam sok i nalałam go do szklanek.

- Proszę - powiedziałam.

- Dzięki - uśmiechnął się. Kocham jego uśmiech. Upił łyk i usiadł przy stole. Siedzimy chwilę w ciszy, kiedy on się odzywa:

- A tak naprawdę, czemu wyszłaś wcześniej?

- Byłam zmęczona śmianiem się z żartów Harry'ego - to po części prawda. Chłopak jak zacznie rzucać tekstami, to trudno jest się pozbierać z podłogi. Ale niektóre były słabe. - I chciałam wszystko przemyśleć.

- No w sumie masz rację.

Po kilku minutach przenieśliśmy się na kanapę przed telewizor, włączyłam go na jakimś kanale i oglądaliśmy, co chwilę coś komentujac:

- No ta to dopiero wygląda! - powiedziałam i zaśmiałam się.

- No. Ta dziewczyna jest po pierwsze źle ubrana, po drugie źle uczesana i w ogóle jakaś dziwna. Zobacz, jak te włosy wchodzą jej w oczy. Porażka - przyznał mi rację.

Po jakimś czasie, całkiem nagle, usłyszeliśmy głośny grzmot, a potem się rozlało. Krzyknęłam, gdy nastąpił grzmot.

- Boisz się burzy? - zapytał mnie Louis, gdy złapałam się za serce i przymknęłam oczy.

- Burzy jako samej, nie. Grzmoty są przerażające.

- Ja cię obronię - spojrzałam na niego. To słodkie, ale nie powiem mu tego. - No co, jestem twoim chłopakiem przecież.

- No okej, okej. Chcesz jeszcze? - podniosłam swoją szklankę w górę, na co on się zgodził, więc wstałam i poszłam do kuchni. - Może coś zjemy?

- No czemu nie, ale...

- Ale?

- Ale miałem wrócić do domu...

- Do domu? W taką pogodę? - przerwałam mu, pokazując ruchem głowy na okno, za którym szalała burza. - No nie pomyślałem o tym... - podrapał się po głowie.

- No właśnie Louis - pokiwałam głową. - Nigdzie teraz nie pójdziesz. Nie wypuszczę cię.

Zaśmiał się i zabrał nasze szklanki z sokiem do salonu, a ja postanowiłam zrobić kilka kanapek.

**Oczami Louis'a **

Wróciłem do salonu z nową porcją soku i zacząłem oglądać jakiś program. Jakoś szczególnie się nim nie przejąłem. Usłyszałem z kuchni jakieś dźwięki, więc cicho tam poszedłem i obserwowałem Evę. Czy to nie jest trochę dziwne? Nie no, jest, ale dobra.

Chciałem już się coś jej zapytać, gdy zaczęła nucić bliżej znaną mi piosenkę. Save You Tonight. Moją zwrotkę. Każde słowo wyszeptane z jej ust dodawało uroku tej piosence. Jak i samej Evie.

Póki jest odwrócona, możesz na nią popatrzeć.
Dobra Louis, starczy. Może nadarzy się okazja, że będziesz mógł patrzeć na nią do woli.

Zawróciłem i usiadłem spowrotem na kanapie. Upiłem łyk soku, a po kilku minutach pojawiła się Eva z wielkim stosem kanapek.

- Po co tyle jedzenia ?

- Dla nas dwóch. Przecież sama tego nie zjem.

- Okej. No to smacznego - wziąłem pierwszą kanapkę ze stosu.

- Smacznego.

**Oczami Harry'ego **

Eva szybko się zmyła. Nie wiem czemu. Louis poszedł ją odprowadzić, ale od dwóch godzin nie daje znaku życia. Ale zostawmy Evę i Lou, niech się integrują!

- Co myślisz o planie Paul'a? - przerwała moje przemyślenia Marlena.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top