68
*** Oczami Marleny ***
Pierwszego dnia u rodziców było trochę sztywno. A raczej to ja sprawiałam, że tak było. Jedynym moim ratunkiem wtedy była Inez, nasza gosposia.
- Daj im szansę Marlenko, oni naprawdę się zmienili. Jak tylko dowiedzieli się o dziecku, byli całkiem inni - przyszła do mnie pierwszego wieczora po moim przyjeździe, ciekawa wszystkiego. Z radością opowiedziałam jej wszystko jak najbardziej skrótowo.
- No właśnie, Inez. Jak dowiedzieli się o dziecku. Gdyby nie to, pewnie nic by się nie zmieniło.
- Pewnie masz rację...
Mama pozwoliła mi zająć się pod okiem Inez, małą. Ona jest urocza. Ma ciemne włoski, duże niebieskie oczka i uśmiecha się do mnie radośnie za każdym razem. Siedziałam z nią w salonie i trzymałam na kolanach, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Usłyszałam, jak mówi, że otworzy i potem szczęk otwieranych zamków w drzwiach.
- Tak?
- Hello.
Słysząc to słowo, ten głos, serce zaczęło mi szybciej bić, ale odgoniłam myśl, że to on. Dopiero gdy wszedł do domu i zaprowadzony przez gosposię do salonu, stanął przede mną, wiedziałam, że to on. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, co zrobić. Objęłam dziewczynkę mocniej i wstałam, stając przed nim.
- Hej Marlena - powiedział spokojnie.
- Cześć Harry - odpowiedziałam ledwo słyszalnie. - Inez! - zawołałam kobietę. Oddałam jej małą, by mieć wolne ręce.
- Marlena, kto przyszedł?! - do salonu weszła mama. O Boże, już po mnie. Podeszła do mnie i stając obok mnie, przywitała się z Harrym, uprzednio pytając mnie, czy to on.
- Proszę, to dla ciebie. Marlena, porozmawiajmy - wręczył mi bukiet pięknych czerwonych róż i złożył dłonie jak do modlitwy i patrzył błagalnie.
- No dobrze, chodź.
Ruszyłam pierwsza do swojego pokoju, a on za mną. Weszłam, a on zamknął drzwi. Podeszłam do okna i wpatrzona w krajobraz za oknem, zapytałam:
-Po co przyjechałeś? Powiedziałam ci, żebyś dał mi spokój!
- Dałem ci trzy dni. Trzy pieprzone dni! Nie mogę tak dłużej. Ja cię kocham. Wiem, że zrobiłem źle i że trudno ci to wybaczyć, ale spróbujmy jeszcze raz, od początku - poczułam jego obecność za swoimi plecami. Biło od niego ciepło.
- Jeszcze raz? Żebyś znowu mnie skrzywdził? - odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam nieprzerwanie w jego zielone oczy.
- Nie! Już nigdy tego nie zrobię. Nigdy cię już nie skrzywdzę - powiedział i jego lewa dłoń pojawiła się na mojej talii, przyciągając do siebie, zaraz po tym dołączyła druga. Westchnęłam i oparłam głowę o jego tors. Słyszałam, jak mocno bije mu serce. Tęskniłam za jego dotykiem.
- Dobrze - wypuściłam powietrze, które nie wiem kiedy zalegało w moich płucach, chcąc wydostać się z nich.
- To znaczy tak? Spróbujemy? -zapytał uradowany.
- Tak.
Odsunął mnie od siebie i powoli sam zbliżył się i złączył nasze usta, lekko je ze sobą stykając.
- Dziękuję - szepnął mi na ucho, gdy przytulił mnie. Brakowało mi tego, a świadomość, że mu nie wybaczę, jeszcze bardziej yo potęgowała.
- Proszę cię Harry, nie zniszcz tego - spojrzałam na niego smutnymi oczami.
- Oczywiście. Nigdy nie będziesz już przeze mnie płakać. No chyba, że ze szczęścia - uśmiechnął się i ponownie zamknął w swoich wielkich ramionach.
- Kiedy wracasz? - zapytałam, nadal w niego wtulona.
- Wracam z tobą.
- Ale ja tu zostaję tydzień - powiedziałam. - A ty masz trasę.
- Wiem. Ale powiedziałem, że nie wrócę bez ciebie.
- Oh... No dobrze. Możesz tutaj nocować. Ze mną, może być? - pokazałam na swój pokój.
- Gdziekolwiek, byle z tobą - cmoknął mnie w czoło.
Usłyszeliśmy nagle pukanie do drzwi. Odsunęliśmy się od siebiw na kilka centymetrów. W drzwiach pojawiła się głowa mojej mamy.
- Obiad już jest. Zapraszam - powiedziała po angielsku, uśmiechając się do Harry'ego. Podziękowaliśmy i po kilku minutach zeszliśmy na dół.
Przy stole siedział już ojciec, a my z Harry'm krzesełko dalej. Gdybym widziała, w co przerodzi się ten obiad, to przysięgam, że schowała bym go pod łóżkiem, a nie wciągała na obiad.
- Czym się zajmujesz? - zapytał tata, zaraz po tym, jak Harry powiedział do niego, by mówił do niego po imieniu.
- Jestem piosenkarzem. Śpiewam w zespole.
Ojciec pokiwał tylko na to głową i zjadł trochę makaronu. Spytał go chyba o wszystko. A co, a gdzie, ile, z kim. Domyślam się, że był po prostu ciekawy, ale nie leżało mi to, że wypytał go po prostu o wszystko. Po obiedzie poszliśmy na spacer, pokazałam Harry'emu uroki Polski. Byliśmy w parku, nad jeziorkiem, na dworcu itp. Oczywiście Harry miał na sobie stary rozciągnięty szary dres ojca, czarne okulary i szalik na ustach. Wyglądał zabawnie, ale na szczęście nikt nie skojarzył go z tym, że to właśnie Harry Styles. Wróciliśmy do domu prawie pod wieczór i już czekała na nas niespodzianka.
- Harry, twój telefon cały czas dzwoni - podałam mu go, nie patrząc, kto dzwoni.
- Dzięki. Halo? - odebrał. Słyszałam, jak po drugiej stronie Louis coś krzyczy do niego. Zdziwiłam się, bo przecież brunet jest spokojny, a raczej odstający od kłótni. - Poczekaj, powoli. Gdzie jesteś? Mamy przejechać? - tamten coś mu powiedział, na co Harry spojrzał na mnie. Zaczynam się bać... - Dobra, jutro będziemy.
- Co się stało?
- Eva jest w szpitalu.
- Co? - zerwałam się łóżka.
- Podobno jakiś paps zapytał ją o coś, jak była na zakupach z Dianą i tak bardzo się przejąła tym, że zemdlała na środku drogi. Teraz jest w szpitalu.
- O Boże drogi. Muszę do niej jechać! - już miałam się pakować, ale jego ręce powstrzymały mnie.
- Jest teraz jakiś samolot do Londynu?
- Nie - bezsilnie oparłam się o jego tors.
- Ona mnie potrzebuje Harry - jęknęłam, odwracając się do niego.
- Wiem. Pojedziemy jutro rano, kupimy bilety na najwcześniejszy samolot, dobra?
- Uhm - odpowiedziałam tylko i przytuliłam go. - Mówiłam ci już, że cię kocham?
- Chyba nie - udał zamyślonego.
- Bardzo bardzo mocno cię kocham.
- Ja ciebie też mój Aniele.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top