61

*** Następnego dnia ***

Obudziły mnie promienie słoneczne, mocno przebijające się przez zasłony w pokoju, w którym przespaliśmy ostatnie kilka godzin. Znaczy, ja poległam koło pierwszej w nocy, a Louis nie wiem, kiedy znalazł się obok mnie. Otworzyłam oczy i przerwałam wspominanie ostatniego wieczoru. Westchnęłam, przekręcając się na bok. Zegarek na ścianie wskazywał godzinę dwunastą w południe. No nieźle. Podniosłam się do siadu i wstałam. Jak zwykle zakręciło mi się w głowie, ale po chwili przeszło, więc wraz z szarymi spodniami od dresu przydużej szarej koszulce w dłoni, znalezionymi w szafie ( Niall kazał nam się czuć jak u siebie ), weszłam do łazienki i wzięłam długi prysznic.
Całkiem ogarnięta i przytomna, weszłam spowrotem do pokoju. Louis spał rozwalony na całą długość łóżka na brzuchu, cicho pochrapując. Nie obudzi się dopiero, jak za godzinę. Zabrałam telefon z brązowej szafeczki z dwiema półkami, stojącej po mojej stronie łóżka i wyszłam z pokoju.
Przez cały korytarz ciągnęły się różne rodzaje śmieci, zaczynając od pustych butelek po alkoholach i kończąc na drobnych papierkach. Na schodach, w kuchni, salonie to samo. Mijałam wszystko starannie, by w nic nie wejść. W kuchni napiłam się trochę wody i zjadłam kanapkę, po czym weszłam do salonu. Harry, Liam, Diana i Marlena spali powyginani na jednej kanapie. A Zayn? Gdzie on jest?
Przyjrzałam się dokładnie zwłokom na kanapie i w dostrzegłam czarną czuprynę. Spał z opartą głową na ramieniu Diany, z dłonią na jej brzuchu. Niewiele myśląc, zrobiłam im zdjęcie aparatem w telefonie, będzie na później. Nie mogłam zlokalizować Nialla, ale i to w krótce mi się udało. Leżał rozwalony za kanapą, przytulony do małej czarnej poduszki.

- Niall, wstawaj - powiedziałam cicho, by nie pobudzić reszty. Oczywiście na marne. - Nialler!

- Co? Dajcie mi spokój. Chcę spać... - wyjąkał przez sen i przewrócił się na drugi bok, tyłem do mnie.

- Niall, wstawaj, w tej chwili!

- Po co mnie budzisz, zła kobieto? Nie masz co robić? - usłyszałam w odpowiedzi. Czyli wygrałam.

- No właśnie nie i dlatego budzę ciebie. Wstawaj!

- No ale...

- Niall, ten burdel trzeba ogarnąć.

- Eva, mam od tego sprzątaczki. Wstanę, to po nie zadzwonię i przyjdą, a teraz daj mi spać - wydukał te słowa, nadal mając zamknięte oczy i leżąc na podłodze.

- Dobra.

Zostawiłam go, dając mu nadzieję, że dałam spokój. Poszłam do kuchni po butelkę zimnej wody i trochę w szklance i jakieś proszki przeciwbólowe.

- Wstaniesz? - zapytałam jeszcze raz, stając przed Niallem jeszcze raz.

- Nie - mruknął tylko. Więc nie miałam wyboru i wylałam na jego twarz zawartość szklanki. Chłopak wrzasnął, szybko podnosząc się do siadu, wycierając twarz z nadmiaru cieczy. - Oszalałaś?!

- A skąd! Po prostu chcę cię obudzić.

- A daj spokój - chłopak w końcu wstał, usiadł na szarym fotelu ze skóry i wziął ode mnie butelkę wody i jedną tabletkę, po czym popił ją wodą.

- Wow.

- Co? - zapytałam, nie rozumiejąc, czym jest ona spowodowana.

- Wiedziałem, że Zayn ma się ku Dianie, ale, że nie aż tak! - powiedział uśmiechnięty, patrząc na nich.

- A ja wiedziałam - stwierdziłam dumna.

- Ty to wszystko wiesz.

- No ba - uśmiech nie schodził mi z ust.

- Nie budźmy ich. Wyglądają razem tak słodko, że zaraz się chyba zerzygam - powiedział Niall wstając.

- Nie jesteś ani trochę romantyczny. Idę do mojego pijaka - zaśmiałam się i ruszyłam spowrotem schodami na górę.

Byłam na trzecim stopniu, gdy zakręciło mi się w głowie i ciemność całkiem przesłoniła mi widzenie. Nogi nagle stały się miękkie i same się pode mną ugięły. Poczułam, jak moje ręce zsuwają się z barierki. Nie dane było poczuć mi zderzenia z twardą powierzchnią, bo poczułam, jak ktoś chwyta mnie w talii i podnosi do pionu.

- Eva, co jest? - zmartwiony głos Nialla dotarł do moich uszu. Spojrzałam na niego, uraczając go delikatnym uśmiechem.

- Już wszystko dobrze. Zakręciło mi się tylko w głowie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Jestem w ciąży.

- Oh... Okej. Na pewno wszystko w porządku?

- Tak.

- Dobra. Odprowadzę cię do waszego pokoju - powiedział z miną " odprowadzę cię i nawet nie myśl, że zmienię zdanie ".

- Niech ci będzie.

Weszliśmy po schodach na górę. Niall cały czas trzymał mnie asekurująco za ramiona, prowadząc pod same drzwi. Otworzył je, naciskając klamkę. Weszliśmy środka. Louis siedział na łóżku i przecierał oczy, gdy nas zobaczył, zerwał się ze swojego siedzenia i dopadł do mnie.

- Co się stało? Czemu ty ją prowadzisz?

- Nic, zrobiło mi się trochę słabo - chciałam, żeby to zabrzmiało pewnie, ale mój głos nie wykonał swojego zadania.

- Jasne. Prawie mi na schodach zemdlała - wtrącił swoje trzy grosze Niall. Dzięki.

- Co?

- Loui, daj spokój.

- To... Ja was zostawiam - blondyn wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Na pewno wszystko dobrze? - zapytał jeszcze raz, upewniając się.

- Tak.

- Siadaj - zaprowadził mnie do łóżka i kazał usiąść. - Nie zrobisz sobie krzywdy, jak cię tu na chwilę zostawię i pójdę wziąć prysznic? - kucnął przede mną.

- Nie? Louis, nie jestem jakąś pokraką, która nie umie chodzić! - podniosłam się z siedzenia i spojrzałam na niego z góry.

- Przepraszam, że to tak zabrzmiało. Nie to miałem na myśli. Miało być coś w stylu, czy ci się już w głowie nie kręci, albo co - odpowiedział, tłumacząc się.

- Nie, wszystko dobrze.

- Dobra, zaraz wracam - dał mi jeszcze buziaka, wziął z szafy spodnie dresowe i zniknął w łazience.

Gdy wyszedł z łazienki, ja leżałam na łóżku plackiem na plecach i za nic nie chciało mi się z niego ruszać.

- Wstawaj kocie. Będziemy zaraz wracać - powiedział, gdy położył się obok mnie, odgarniając z twarzy moje włosy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.

- Okej, możemy wracać - odrzekłam i wstałam z łóżka.

Zeszliśmy na dół, a tam zastaliśmy trzy dziewczyny, które widziałam pierwszy raz na oczy. Wszystkie trzy miały na sobie granatowe sukienki z białymi kołnierzykami na krótkim rękawku, do tego białe fartuszki przepasane w pasie i czarne lakierki na obcasie. Włosy spięte w schludnego koka. Panie od sprzątania. Aktualnie zbierały śmieci z korytarza.

- Dzień dobry - powiedziały równo na nasz widok.

- Dzień dobry - odpowiedziałam im, lekko się uśmiechając do nich.

- Cześć dziewczyny - odpowiedział im.

- Louis! - fuknęłam lekko zła i zazdrosna, gdy zauważyłam w końcu, że on im się aż za bardzo przygląda.

- Przepraszam. Zastanawiam się, czy by tobie nie sprawiać takiego seksownego fartuszka - uśmiechnął się jednoznacznie, a ja od razu nie załapałam o co mu chodzi.

- Do czego mi... Lou! - dotarło do mnie, co wypowiedziane zdanie miało w sobie ukryte. Moje policzki zostały okryte kolorem dojrzałej czerśni.

- Znasz je? - zapytałam, by szybko zmienić temat, bo poprzedni mógłby ciągnąć w nieskończoność.

- Tak. Zawsze tu sprzątają po balangach Nialla.

- Oh... Okej - przyjęłam to do wiadomości.

Weszliśmy oboje do salonu. Wszyscy już siedzieli, jak się zorientowałam, bez Harry'ego, na kanapie. Wspomniany brunet leżał na dębowych panelach na plecach, z oczami zamkniętymi i rękoma skrzyżowanymi na piersi.

- Co ty Styles? Umierasz? - zapytał Louis, podchodząc do niego i dając mu w twarz. Nie mam pojęcia, czy lekko.

- Ała kurwa! Pojebało cię?! To boli - uderzony chłopak podniósł się do siadu i potarł bolący policzek. Wszyscy się zaśmiali, a Marlena kucnęła przy swoim chłopaku i pogładziła jego policzek, po czym dała mu całusa.

- Lepiej?

- Tak - odparł i przeniósł swój wzrok na Lou, który, niewiadomo kiedy siedział już na kanapie, obok Zayna i śmiał się z powstałej sceny. Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach.

- Masz szczęście, że masz Evę na kolanach, bo bym ci oddał - powiedział żartobliwie. - Mocniej.

- No cóż...

- Ale i tak ci kiedyś oddam - pogroził mu palcem wskazującym.

- Okej. Poczekam.

- Żyjecie jakoś? - zapytałam i popatrzyłam po ich twarzach.

- Ja się czuję świetnie! - odpowiedziała pierwsza Diana, a Marlena dołączyła się do jej odpowiedzi.

- Mogło być gorzej - powiedział Liam, przecierając oczy.

- No dokładnie - dodał Niall. - Milagros!

- Tak, panie Horan? - do salonu weszła jedna z tych dziewczyn od sprzątania i wygładziła swój strój. Była śliczną, niską dziewczyną o platynowych włosach.

- Zrób nam to, co zawsze - powiedział jej tylko, a ona skinęła głową na znak zgody i zniknęła w kuchni.

- O co chodzi? - zapytałam swojego narzeczonego.

- Zaraz zobaczysz.

I faktycznie. Po kilkunastu minutach rozmowy, wróciła Mialagros z wielkim talerzem, na którym leżało kilkanaście tostów posmarowanych masłem, a na to jakieś różne dodatki.

- Czy coś jeszcze, panie Horan? - zapytała, stając przy nim i czekając co jej powie.

- Zrób nam jeszcze herbaty, skarbie - odpowiedział.

- Oczywiście.

- Niall, przecież ty masz dziewczynę! - odezwała się Marlena.

- Wiem o tym. I nie romansuję na boku z Mili, jeśli to chcesz mi zaraz zarzucić. Jestem po prostu dla niej miły. Jest tu dopiero drugi raz, chcę żeby miło mnie wspominała - wypowiedział się. Marlenę na moment zatkało i nie wiedziała, co odpowiedzieć, aż w końcu rzekła:

- Aha.

- Diana, wybrałaś już imię, dla dziecka? - zapytał dziewczynę po śniadaniu Liam.

- Tak -odpowiedziała i spojrzała po nas. - Mój maluszek będzie miał na imię Nathan - uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam go.

- Ślicznie - wszyscy wyrazili swoją radość przytulając ją i gratulując wyboru imienia.Za to Zayn powiedział tylko:

- Piękne imię - gdy to mówił, patrzył na nią, cały czas się uśmiechając.

- Dzięki - odpowiedziała, lekko się uśmiechając.

- A co z Dianą? - zapytałam, stając przed samochodem. Przed chwilą wyszliśmy z domu Horana.

- Zayn napewno ją odwiezie - powiedział pewny siebie, po czym uśmiechnął się do mnie promiennie i otworzył drzwi od strony pasażera do swojego mercedesa.

- Okej - uśmiechnęłam się lekko pod nosem, usiadłam na swoim miejscu.

*** Miesiąc później ****

Kilka dni temu byliśmy u ginekologa na badaniu USG i porozmawialiśmy z panią doktor o podstawowych rzeczach. Loui oczywiście nie omieszkał zapytać o współżycie seksualne, jak on to powiedział. Ivette, bo tak kazała do siebie mówić, odpowiedziała, że nie ma żadnych przeciwwskazań.

- Zobacz - skończyłam wspominanie i wstałam z krzesełka w kuchni, by po chwili znaleźć się w salonie.

- Co tam masz? - odłożył dwie kartki A4 zapisane jego pismem i przeniósł całą uwagę na mnie. Usiadłam obok niego na białej skórzanej kanapie i podałam mu najnowszy egzemplarz gazety ' The Sun ' Oparłam głowę o dłoń. - Co oni tam znowu napisali?

- Sam zobacz - pokazałam mu na artykuł. Zaczął go czytać na głos:

- " Jak dowiedzieliśmy się całkiem niedawno z naszego zaufanego źródła, Louis Tomlinson, oświadczył się swojej dziewczynie. " Heh, dopiero teraz domyślili się, że ci się oświadczyłem - zaśmiał się z tego, co przeczytał przed chwilą. Zaraz potem zaczął czytać dalej -" Kilka dni temu, widzieliśmy ich, jak oboje weszli do szpitala. Z wywiadu środowiskowego wiemy, że oboje byli u ginekologa. Czyżby Eva była w ciąży? Może dlatego Tomlinson kupił ogromny dom w Los Angeles? A może już niedługo szykuje się bajeczny ślub tej pary? O czym jeszcze nie wiemy? "

Skończył czytać i spojrzał na mnie.

- Co oni jeszcze wymyślą? - westchnęłam tylko.

- No, ale zobacz, jak ładnie wyszliśmy na zdjęciu - pokazał na fotografię pod tekstem, na którym oboje wchodzimy do szpitala trzymając się za dłonie.

- Rzeczywiście... - prychnęłam tylko i zabrałam mu tą gazetę, odkładając na średniej wielkości stolik z szklanym blatem i hebanowymi nogami.

- Pięknie! - szybkim ruchem wciągnął mnie na swoje kolana, tym samym nie pozwalając dokończyć zdania.

- Tak? To ciekawe co powiesz, jak napiszą, że jestem w ciąży i cię zdradzam z niewiadomo kim! - Powiedziałam to, co ciążyło, mi na sercu. I tak wiem, że to prędzej czy później napiszą, no ale... Chciałam wiedzieć, co on o tym myśli.

- Przecież wiesz, że to co piszą w tych gazetach jest dalekie od prawdy. Więc ja nie mam podstaw wierzyć jakiejś tam gazetce - odpowiedział spokojnie, patrząc mi w oczy. Pogłaskał mnie delikatnie po policzku, zahaczając o ucho i włosy.

- Nie przeszkadzam ci? - zapytałam, przerywając ciszę między nami.

- Nie. W sumie dobrze, że mi przerwałaś, bo mam dość tych tekstów na dziś - odetchnął i zmierzwił swoje i tak już sterczące na wszystkie strony włosy.

- Zjemy coś, okej?

- Dobrze, ale potem idziemy na spacer - powiedział chłopak, patrząc na moją reakcję.

- Dobrze - zgodziłam się i poszłam do kuchni przygotować coś do zjedzenia.

*** Oczami Louisa ***

Chodzimy sobie właśnie z moim skarbem po parku. Wszechogarniająca zieleń dookoła uspokaja mnie całego i uwalnia od nerwów. Niczego teraz bardziej nie potrzebuję.

- Halo! Louis, mówię do ciebie! - dotarł do mnie uniesiony głos Evy. Patrzy na mnie uważnie. Jej delikatna zmarszczka, która pokazuje się między jej brwiami, gdy nad czymś się zastanawia, jest bardzo pociągająca.

- Tak? - zapytałem, chcąc dowiedzieć się, co do mnie mówiła.

- Mówię do ciebie od kilku minut, a ty jesteś tak zamyślony, że mnie nie słyszysz nawet - powiedziała z lekką pretensją w głosie.

- Przepraszam, ale myślałem o tobie.

- Wybaczam w takim razie. Ale mam nadzieję, że same dobre rzeczy o mnie myślisz?

- Uwierz mi, że same brudne myśli mam o tobie - zaśmiałem się, łącząc nasze dłonie i stając na środku alei, wyłożonej szarą, kwadratową kostką.

- Louis! - dostałem za to od niej lekko w ramię, słysząc jej pogodny śmiech.

- No już... Co tam chciałaś mi powiedzieć? - zapytałem i przyciągnąłem dziewczynę bliżej siebie.

- To, że byłoby fajnie, zrobić wesele na powietrzu - rozejrzała się po parku.

- Wesele na powietrzu, mówisz? - zapytałem, upewniając się.

- Tak. Kilka dużych, białych pawilonów na sporym kawałku ziemi.

- Nie głupie to. Na pewno o tym pomyślimy - ten pomysł na prawdę mi się podoba. - A myślałaś już nad datą tego pięknego dnia? - zadałem pytanie, siadając na najbliższej, brązowej zwykłej ławce. Eva zrobiła to samo.

- Tak dokładnie to nie, ale na pewno jakoś po porodzie. Nie chcę się teraz tym wszystkim przejmować. Później przyjedzie na to lepszy czas.

- Masz rację - zgodziłem się. - Nie chciałbym, żeby coś wam się stało.

- Ja też nie - brunetka oparła głowę o mój bark, a ja przyciągnąłem ją bliżej siebie.

- O mój Boże! To on! - usłyszałem za sobą krzyk.

Rozejrzałem się dookoła i spostrzegłem pięć dziewczyn, które szybko do nas szły. Można nawet powiedzieć, że biegły.

- Możemy zrobić sobie z wami zdjęcie? - zapytała jedna, podchodząc bliżej, ale nie na tyle, by łamać naszą przestrzeń osobistą. Stała jakieś pół metra od nas.

- Co ty na to kochana? - zapytałem, spoglądając na zdezorientowaną dziewczynę.

- Ze mną też chcecie? - zapytała niepewna, poprawiając bladoniebieski sweterek, który miała na sobie. - Dobrze.

- Madison, pstryknij nam focie - rzekła wyglądem najstarsza. Brunetka, niewiele starsza od Evy, ubrana w niebieską sukienkę z czarnym paskiem na talii i tak ssamo czarnej marynarce. Dziewczyna, która poprosiła nas o zdjęcia, podeszła do nas i stanęła między nami, ustawiając się do zdjęcia. Uśmiechnąłem się lekko i po kilku minutach zdjęcia, z każdą z dziewczyn były zrobione. - Dzięki.

- Hej, Eva, naprawdę jesteś w ciąży? - zapytała Madison, chwając swój aparat, do średniej wielkości drogiej z wyglądu torebki.

- Yyy... - Eva zrobiła niepewną minę i spojrzała na mnie. Dyskretnie zaprzeczyłem ruchem głowy. - Nie. To był fałszywy alarm.

- Aha... Szkoda... Bo my - tu pokazała na dziewczyny obok niej. - Liczyłyśmy na to, że będziecie mieli dzidziusia.

To co powiedziała, to było miłe. Rzadko kiedy słyszałem jakieś dobre rzeczy o Eleanor, tym bardziej o Evie.

- Cieszę się, że akceptujecie osobę, którą kocham nad życie - pokazałem na Evę, a ona uraczyła mnie swoim uśmiechem i zarumieniła się, gdy cała uwaga została skupiona na jej osobie.

- My tak, ale jest wiele fanek, które za wami nie przepadają - wyszeptała jedna z dziewczyn, której imienia nie znałem.

Miała lekko kręcone włosy związane w schludny koński ogon na czubku głowy. Ubrana była w czarne spodnie dresowe i szarą bluzę z napisem " Blame ".

- Wiem to i doceniam, ale nie zmuszę nikogo, by polubił kogoś, kogo nie zna i nic o niej nie wie.

- Racja.

Dziewczyny nie były natrętne ani zaborcze, przez co udało nam się w spokoju i już bez żadnych niespodzianek wrócić do domu.

- Nie wiem czemu, nie pozwoliłeś mi, powiedzieć prawdy - powiedziała do mnie Eva, od razu po przekroczeniu progu jej domu. Zdjąłem buty i od razu przeszedłem do salonu.

- Po prostu tak było najlepiej - powiedziałem zgodnie z prawdą. Nie chciałem, by teraz ktoś się dowiedział o dziecku. To jeszcze za wcześnie.

- Najlepiej? A co to za różnica czy rozpowie to fanka, której mało kto uwierzy, bo przecież może zmyślać, czy jakaś gazeta, która wymyśla wszystko co popadnie, żeby tylko jakoś się kupy trzymało?! - pod koniec już krzyczała i mocno gestykulowała rękoma. Była wściekła.

- Nie denerwuj się misiaczku - próbowałem ją jakoś uspokoić, łapiąc za ramiona. - Po prostu nie chciałem im tego teraz mówić. Zrozum. To jeszcze za wcześnie. Nie chcę cię narażać na stresy bardziej niż to konieczne.

- Ciekawe, jak to będzie za miesiąc albo dwa, kiedy brzuch będzie widoczny. Zaczną wymyślać...

- Eva! Uspokój się! - powiedziałem, podnosząc wyżej ton głosu. - Nie pozwolę was skrzywdzić. Masz do dyspozycji ochronę, masz mnie. Jeśli będzie taka potrzeba, to nabiorę cię ze sobą w trasę.

- Louis... - chciała coś jeszcze powiedzieć, ale po prostu nie dokończyła zdania. Przytuliła się za to do mnie mocno, oplatając rękami moje plecy.

- Cii - szepnąłem cicho i pocałowałem ją krótko w szyję, w miejscu pod lewym uchem, gdzie najbardziej lubi.

- Tak bardzo się boję, że to mnie przerośnie - wyznała drżącym głosem w moją koszulkę.

- Damy radę. Jesteśmy w tym razem. Poradzimy sobie - powiedziałem zgodnie z prawdą. Byłem tego pewny. - Nie przejmuj się tym, co piszą w tych gazetach, okej? Bo inaczej będę musiał kazać komuś z ochrony, by wyrzucali je, zanim je zobaczysz - uśmiechnąłem się, widząc, jak na jej twarz wracają kolory.

- Dobra, dobra. Nie musisz być taki stanowczy. To do ciebie nie pasuje - złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku, w którym nasze języki walczyły o dominację.

- Wiem - powiedziałem w przerwie na oddech.

W chwili, gdy Eva chciała coś powiedzieć, rozległ się dzwonek mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Liama, zrobione na ostatniej gali. Nie wiem, jak ono znalazło się w moim iphonie, ale może zostać. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo?

- Cześć Tommo - usłyszałem po drugiej stronie poważny ton Liama.

- No cześć, co tam?

- Możemy do was wpaść z chłopakami? Jest sprawa do obgadania - powiedział w skrócie, a ja zacząłem się zastanawiać o co może chodzić.

- Dobra czekamy - zgodziłem się.

- Będziemy za pół godziny - Liam rozłączył się zaraz po tych słowach. O jaką sprawę chodzi? Paul? Piosenka z jakimiś niedociągnięciami?

- Co chciał? - Eva spojrzała na mnie wzrokiem pełnym ciekawości.

- Chłopaki coś obgadać, będą za pół godzinki.

Tak, jak zapowiedział brunet, o umówionym czasie, do drzwi zadzwonił dzwonek. Eva poszła otworzyć, a ja czekałem na nich w salonie. Z korytarza dało się słyszeć odgłosy powitania i pytań jak dziewczyna się czuje. W sumie tak na dobrą sprawę, nie widzieliśmy się z chłopakami ze trzy tygodnie!

- Cześć chłopaki - przywitaliśmy się tradycyjnie, klepiąc po plecach. - A więc, co to za sprawa?

- Paul - rzucił hasłem Niall. Nasi goście rozsiedli się na sporej kanapie, umiejscowionej naprzeciw tej, na której aktualnie siedzę.

- No dawaj - byłem gotowy na wszystko.

- Mamy coś na kształt planu - odezwał się pierwszy Zayn.

- A więc słuchamy - Eva usiadła przy mnie na kanapie, uprzednio stawiając na stoliku srebrną tacę z czterema kubkami kawy i cukrem.

- Nie wiemy, czy to wypali i jakie będą tego efekty, ale zawsze warto spróbować. Chodzi o to, żebyśmy na własną rękę, po cichu, szukali menagera.

- I co dalej? - zapytałem.

Sam pomysł nie był głupi, ale ryzykowny. Nie chcemy przecież, żeby ktoś się o tym dowiedział. A szczególnie Paul.

- Trzeba jak najdłużej trzymać w tajemnicy o kogo chodzi - dodał Liam. - Co myślicie? - spojrzał po naszych twarzach.

- W sumie... Jeśli nie ma innego... Od czegoś najpierw trzeba zacząć. Jeśli ten nie wypali, zastanowimy się nad innym, ale nie wiem, jak długo uda nam się zostać anonimowi - powiedziałem zgodnie z tym, co uważałem.

-Ja jestem za. Im prędzej zaczniemy w końcu działać, tym szybciej się go pozbędziemy i będziemy mogli w miarę normalnie, jak na nas, prowadzić swoje życie - wypowiedział się Harry, pierwszy raz od momentu przekroczenia progu domu. Spojrzałem na niego z podziwem. Jestem dumny z tego, co właśnie przed chwilą powiedział.
Co do tego, jesteśmy jednomyślni.

**** Kilka dni późnej ****

- Eva, masz chwilę? - do mojego pokoju weszła niepewnie Diana.

- Jasne - mówiąc to, odłożyłam książkę, którą przed chwilą czytałam i skupiłam całą uwagę na blondynce. Ostrożnie usiadła obok mnie.

- Nie wiem od czego zacząć... - zaczęła niepewnie, nie wiedząc gdzie podziać wzrok.

- Najlepiej od początku - zachęciłam ją, łapiąc za dłonie.

- No bo... Chyba się pogubiłam we własnych uczuciach.

- To znaczy?

- Chodzi o Zayna.

Dziewczyna westchnęła i zaczęła bawić się sznureczkiem od swojej białej sukienki, w wyraziste kwiaty, koloru ecru. Spojrzała na mnie spowrotem po chwili ciszy i powiedziała:

- Ja chyba coś do niego czuję.

- Co dokładnie? - starałam się brzmieć w miarę normalnie, ale słowa przez nią wypowiedziane, po prostu mnie z radości rozpierały.

- Na pewno czuję się przy nim bezpieczna. Gdy się spotykamy, zawsze we wszystkim mi pomaga... Wstać, usiąść coś zrobić, gdy sobie nie radzę. Potrafi rozweselać mnie do tego stopnia, że zapominam o Bożym świecie! Wtedy jesteśmy tylko my. Godzinami siedzimy w jego domu i gadamy o głupotach, a on dalej nie ma mnie dosyć. Kiedyś... Mały dawał rundę swoich popisów i kopał. W końcu tak bardzo zabolało, że nie wiedziałam co się dzieje. Wtedy Zayn przyłożył prawą dłoń w to miejsce, delikatnie pogłaskał i zapytał, czy mniej boli. Poczułam dziwny uścisk i radość w sercu. Chyba dlatego, że nie uważa mnie za dziwkę... Ta radość. Po prostu cieszę się, że zmienił o mnie zdanie - w jej oczach zamajaczyły łzy. Otarła słone krople i kontynuowała: - Ja nie wiem, jak on to wszystko widzi, ale ja właśnie w ten sposób.

- Tak bardzo się cieszę! Myślę, że mogłoby wam się udać...

- Daj spokój. Co ty za pierdoły mi tu pociskasz.

- Nie wierzysz mi? Okej, to sama zobacz - sięgnęłam po telefon z małej, białej, drewnianej szafeczki nocnej i wyszukałam w galerii zdjęcie, które mnie aktualnie interesowało. Impreza u Nialla. Pokazałam go jej.

- Skąd masz to zdjęcie? - zapytała, wpatrując się w nie z uwagą i analizując każdy szczegół, powiększając je w wybranych przez siebie miejscach.

- Zrobiłam je, kiedy sobie oboje spaliście. Prawda, że słodko na nim wyszliście?

- Ale... Ja nie wiedziałam...

- Diana... On coś do ciebie czuje, coś więcej niż chęć pomocy czy przyjaźń.

- Ale...

- To zdjęcie, to, jak się tobą opiekuje, jak na ciebie patrzy... Mam wymieniać dalej?

Zawstydzona przez moje słowa, opuściła głowę, patrząc na swój brzuch, lekko się uśmiechając.

- Okej, może masz rację, ale... Ja nie będę w stanie spełnić jego oczekiwań jako kobieta. Jego, czy jakiegokolwiek innego faceta! Ugh! Nie ma nawet mowy o tym, by zobaczył mnie w bieliźnie, czy jakiejkolwiek intymne zbliżenie... Kiedyś... Kiedyś przyszedł kilka minut wcześniej, a ja brałam wtedy prysznic. Nie wpuściłam go tu, bo byłam w samym reczniku. Miałam takie dziwne przeświadczenie... Bałam się, że może coś mi zrobić, że skrzywdzi moje maleństwo - zaśmiała się przez łzy w oczach. - Musiał czekać piętnaście minut przed twoim domem, zanim ponownie otworzyłam mu drzwi i wpuściłam do środka. Liczyłam na to, że będzie zły, że wykrzyczy mi w twarz to, że zmarnował tylko czas i ma dość mnie i moich humorków. A on nie miał żadnych pretensji. Jeszcze przeprosił, że przyszedł za wsześnie - skończyła swój monolog, płacząc głośniej.

Diana bardzo to przeżywa. Ja nie byłam w takiej sytuacji, jak ona. Owszem, miałam jakiegoś chłopaka po tym wszystkim, ale za bardzo na mnie naciskał na seks. Ale gdy mu w końcu powiedziałam o całej sytuacji i o tym, że nie jestem gotowa, następnego dnia zerwał kontakt i tyle go widziałam. Nie było, między nami "tego czegoś", bo nie rozpaczałam po nim. Było mi tylko źle, że potraktował mnie w taki sposób. Bez słowa wyjaśnienia dlaczego.

- Musisz mu powiedzieć co czujesz. Zaryzykować. Nie ma sensu, byś to przed nim ukrywała.

- Może masz rację. Ale boję się, że wyjdę na rozemocjonowaną idiotkę i mnie wyśmieje...

- Nie. Zayn nic takiego nie zrobi, możesz być pewna. Porozmawiajcie oboje na spokojnie. Dowiesz się, na czym stoisz.

- Dziękuję. Jesteś aniołem - dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością i lekko przytuliła do mojego boku.

- Nie ma za co. Zawsze ci pomogę - pogłaskałam ją po ramieniu.

- Wiesz co? Dziś to zrobię. Cokolwiek z tego wyjdzie, nie zarzucę sobie, że stchórzyłam.

- Bardzo dobrze.

- Wiesz, kiedy wracają z tego spotkania? - zmieniła temat, spowrotem siadając prosto na łóżku.

- Louis nie powiedział, dokładnie kiedy. Sam nie wie. Ta ich konspiracja skłania ich do tego, że wracają późno. Ostatnio wrócili gdzieś koło pierwszej w nocy, bo musieli zgubić reporterów i całe spotkanie się przedłużyło.

- O rany. A jak ty się czujesz?

- Dobrze. Całkiem dobrze. Na razie nic nie jest za bardzo uciążliwe - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Poczekaj, aż przyjdą zmiany nastroju. Będziesz nie do wytrzymania. Sama widziałaś, że przed chwilą jeszcze, siedziałam tu i rozklejona, jak kartka papieru, a teraz śmieję się, jak głupia - uśmiechnęła się lekko.

- No to Lou ze mną nie wytrzyma - zaśmiałam się ze swoich słów.

- E tam, da radę. Nie jest z tych, co to w najgorszej chwili pójdzie na piwo z kumplami, a biedną kobietę zostawi samą sobie.

- Wiem. Louis to taki mój jeden na milion - westchnęłam. Naprawdę tak uważam.

- O tak.

- Wiesz co? Mam ochotę na lody waniliowe i jakieś ciacho z toffi i herbatnikami. Co ty na to? Powinnam mieć wszystkie składniki - zaproponowałam z uśmiechem.

- Jestem jak najbardziej za!

Zeszłyśmy na dół do kuchni i zaczęłyśmy przygotowywać składniki na ciasto biszkoptowe. Miałam wizję na to, jak zrobię to ciasto. Diana wybiła jajka do miski i wsypała cukier, powiedziałam jej, żeby cały czas ubijała masę mikserem, aż nie powiększy swojej objętości conajmniej dwa razy. Gdy ten warunek został spełniony, wymieszałam delikatnie z mąką i wstawiłam do piecyka na pół godziny. W tym czasie Diana znalazła sporą paczkę herbatników, sprytnie schowaną przed Niallem. O dziwo w lodówce znalazłam śmietankę idealną do ciast i masę kajmakową.

- No co? Lubię słodkie rzeczy - powiedziała niewinnie Diana, gdy zapytałam, skąd to wzięło się w mojej lodówce.

- A więc to dziś wykorzystamy.

Ciasto się pięknie upiekło. Było równe z foremką. Zostawiłam je do wystygnięcia i miałyśmy chwilę czasu dla siebie, bo biszkopt musi być zimny, by go przekroić na pół i zacząć działać dalej. Nie chciało mi się robić do niego ponczu, bo też musiałby być zimny, inaczej wszystko by popłynęło zwarzone. Ciasto gotowe, więc zrobiłam jeszcze budyń, taki najzwyklejszy.

- Dobra, możesz powoli ubijać tą śmietankę, bo zaraz nałożymy herbatniki i masę kajmakową - poinstruowałam dziewczynę, która zachwycona patrzyła, jak spokojnie kroję biszkopt wzdłuż. Nałożyłam budyń, porcję herbatników, masę kajmakową, znowu herbatniki i na to cieńszą warstwę biszkoptu, który mi został, a nie zrobiłam z niego posypki.

- Okej.

Diana wyłożyła mi trochę ubitej śmietanki na wierzch ciasta. Rozprowadziłam ją również po bokach i po kilku minutach mojego wzdychania na złe układanie się śmietany i śmiechu Diany, ciasto było gotowe. Dziewczyna posypała jeszcze wierzch pozostałością biszkoptu, który specjalnie zostawiłam na ten moment.

- Wyszło idealne! Jak z moich snów - pisnęła radośnie, biorąc nóż ze stołu krojąc sobie kawałek. - Chcesz?

- Nie, nie.

- Jakie to pyszne! - powiedziała z uśmiechem, zajadając się słodkością.

- Dzięki.

- Czemu nie pracujesz w jakieś piekarni albo cukierni? Za takie ciacho przyjmą cię od razu!

- Wiesz, moja historia z tym związana, jest dosyć dziwna.

- Ja mam czas - zachęciła mnie.

- Okej. No więc, jak jeszcze mieszkałam w Polsce, to pracowałam w jednej takiej piekarni - cukierni - zaczęłam opowieść.

- I co dalej?

- Tak... Znaczy, uczyłam się przez trzy lata. W pierwszym roku, zastanawiałam się, co ja tam robię. Byłam pewna, że zaczną mnie czegoś uczyć, a niestety było odwrotnie. Potem przyszła druga klasa, w końcu zaczęło się coś dziać. Mimo, że sporadycznie, byłam zadowolona, że nie robię tylko jednej rzeczy. A w trzecim roku... Czułam się tam jak pracownik. Z prawdziwego zdarzenia. Robiłam tam wszystko, stopniowo oczywiście. I dopiero wtedy wiedziałam, że to właśnie jest to, co chcę robić.

- Wow - powiedziała. - Więc czemu nie pracujesz w tej branży?

- Tam nie chciałam, a tutaj, chciałam zacząć od czegoś... Mniej stresowego.

- Aha, rozumiem.

- Smakuje? - zapytałam, patrząc, jak pochłania kolejny kawałek ciasta.

- Jest mega słodkie, ale takie pyszne, że chyba sama to zjem - powiedziała, wkładając do ust kawałeczek ciasta.

- Nie szalej, bo cię tylko jeszcze zemdli - uśmiechnęłam się i wzięłam ciasto, chowając je do lodówki.

- Ale... - patrzyła na moje poczynania z otwartymi ustami. - Ale...

- Potem sobie zjesz. I zostawimy coś chłopakom - powiedziałam.

- Dobra - powiedziała zrezygnowana. - Pyszne.

- Dzięki.

Usłyszałam zgrzyt otwieranego zamka w drzwiach i po chwili trzask zamykanych drzwi.

- Cześć - w progu kuchni stanął Louis, a za nim Zayn. Cali mokrzy.

- Co wam się stało? - zapytała Diana, wstając z krzesełka.

- Ulewa nas dogoniła - poinformował nas Zayn. - Idziemy się ogarnąć.

Oboje, już nic nie mówiąc, poszli schodami do góry i usłyszałam jeszcze trzask drzwi od pokoi.

- Chyba nie lubą deszczu - stwierdziła Diana, wkładając brudny talerzyk do zmywarki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top