6

- Pokaż - wzięłam od niej gazetę i po chwili zaczęłam czytać:

"Wczoraj w godzinach popołudniowych, Harry Styles został sfotografowany przez jednego z naszych reporterów. Jak donosi źródło, blondynka jest koleżanką Styles'a. O brunetce nic nie wiemy.
Jesteśmy ciekaw, czy ta znajmość przerodzi się w coś innego?
Kim jest tajemnicza brunetka?
Tego dowiemy się niebawem."

Pod tym tekstem, było zdjęcie, na którym byłyśmy z Evą tyłem do aparatu, ale doskonale było widać Harry'ego jak się do mnie uśmiecha. Rzuciłam gazetą.

- Co to jest, do cholery?! - zapytałam. Eva nic nie odpowiedziała.

- Nie wiem.

- Musiałaś tam zemdleć? - zapytałam ją.

- To nie moja wina! A poza tym i tak by o tym napisali.

- Dobra, póki nikt nas nie zna, jest dobrze.

**Oczami Evy **

Ja tego nie będę lekceważyć. Gazety wiedzą już dziś, a jutro cały świat. Ja pierdole... Nie wiem jak chłopcy to wytrzymują. Muszę zapytać Louis'a o to kiedyś.

Marlena wróciła do robienia jakiegoś obiadu, a ja wyrzuciłam tą gazetę i poszłam usiąść przed telewizorem.

- Już jestem - powiedziała i weszła z wielką misą frytek.

- Ooo frytki.

Wieczorem znowu jestem na moim balkonie.

Popatrzyłam na piękny Londyn o tej porze. On mi się chyba nigdy nie znudzi.
Po kilku minutach przyszedł do mnie sms od nieznanego numeru:

Nieznany numer: "Dlaczego jeszcze nie śpisz?"

Odpisałam:

Ja: "Lubię patrzeć na Londyn nocą. Kim jesteś?"

Ta osoba widocznie myślała co odpisać, bo wiadomość przyszła po czterech minutach.

Nieznany numer : "Nie wiesz kim jestem... Fajne uczucie pisząc do kogoś, kto nie wie kim jestem. No cóż, jednak mogę sprzedać ci tą informację. Louis Tomlinson"

W pierwszej chwili mnie lekko zamurowało i brakło słów. No tego się nie spodziewałam. Odetchnęłam powoli i odpisałam:

Ja: "Skąd masz mój numer?Nie pamiętam, żebym ci go podawała."

Louis: "Racja, nie podałaś mi go, ale wiesz, mam swoje kontakty."

Ja: "Ale to brzmi... Zaczynam się bać"
Odpowiedź przyszła po trzech minutach, przez co zobaczyłam, że jest już 22:36.

Louis: "Nie masz się czego bać.
O rany, ale już późno!"

Ja: "No niestety. Idę spać, bo jutro nie wstanę!"

"Dobranoc i słodkich snów" - odpisał.

Wyłączyłam telefon i po zrobieniu wieczornej toalety, poszłam spać.

***Tydzień później ***

Eh... W ciągu jednego tygodnia wydarzyło się tyle rzeczy, że aż sama się nie mogę nadziwić.

Więc tak: zacznijmy od pamiętnego wieczoru, na który byłyśmy zaproszone z Mar. Było super (zaciesz jak dziecko na nową zabawkę). Chłopcy wymyślali różne rzeczy. Maraton filmowy (nawet my wybierałyśmy), gry.
Cała nasza czwórka zachowywała się tak, jakbyśmy znali się conajmniej ze szkoły. Teraz zostało im tylko dwa tygodnie wolnego. Pewnie niedługo pojadą do swoich rodzin. Co do trasy, to nic nie mówią, bo albo nic nie wiedzą, albo po prostu nie chcą mówić. Nie wiem. Odprowadzili nas do naszego domu, grubo po północy na naszą prośbę, choć oni gorąco prosili (a raczej błagali), byśmy zostali do rana. Harry z tym wyjechał, ale szybko go zgasiłam, mówiąc, że teraz paparazzi nas nie przyłapią. Louis się zgodziło to przeważyło. A co do tego artykułu w gazecie to chłopcy też się wypowiedzieli, a jak. Stwierdzili, że mamy się tym nie przejmować,albo na razie przymykać oko. W razie czego oni będą żądać sprostowania.
Teraz ich nie widziałyśmy ostatnio, ale za to miałyśmy czas, by rozejrzeć się trochę za jakąś pracą, bo nie oszukujmy się - pieniądze, które przysyła nam mama, nie wystarczą nas do końca. Pojutrze mam rozmowę w jakimś barze. Wiem, że to nie szczyt moich marzeń, ale od czegoś trzeba zacząć, nie?

Dzisiaj w końcu i ku naszej radości, idziemy do chłopców. No w sumie musiałyśmy się zgodzić, bo ma być Paul, ich menager. Ma jakoś sprawę do chłopców, a my musimy przy tym być. Szczerze mówiąc, to obawiam się co chce im powiedzieć, że aż my jesteśmy do tego potrzebne, ale pójdę bo będę blisko Lou. To uczucie, kiedy siedzi obok mnie i ten prąd, gdy mnie przez przypadek dotknie, przechodzący przez moje ciało...
Ale nie czarujmy się. Widać,że on mnie tylko lubi. No bo co ja mogę mu zaoferować? Nic. On jest kim jest. Może mieć każdą, czemu akurat miałabym być ja?
Dobra, skończmy ten temat mojej nieodwzajemnionej miłości do Louis'a Tomlinson'a i wróćmy do dzisiejszego dnia. Ubrałam się zwyczajnie jak na połowę Lipca w Londynie.

Japonki, krótka (bez przesady) spódniczka, biała bokserka w granatowe paski i okulary przeciwsłoneczne. I mogę iść.

- Marlena! - zawołałam,wchodząc do kuchni.

- No?!

- Długo jeszcze?!

- Nie, zaraz wychodzę. Jeszcze pięć minut.

- Okej, masz cztery!

Nie wiem po ilu minutach, ale na pewno nie po tych czterech,Marlena zeszła po schodach i powiedziała:

- Ok, możemy iść.

Wzięłam torebkę i zamykając drzwi domu,  spacerkiem, przy dźwiękach fleszy, weszłyśmy na posesję chłopców.

Nasi gospodarze zrobili nam po kawie i w gwarze rozmów toczących się miedzy nami,  czekamy na przybycie Paula.
Po kilku minutach zadzwonił wyczekiwany dzwonek i Harry poszedł otworzyć.

- Są wszyscy? - usłyszałam nieznany mi głos mężczyzny.

- Tak, jesteśmy w salonie - odpowiedział Harry i po chwili pojawił się w salonie z mężczyzną w średnim wieku i wzroście. -Dziewczyny, to jest Paul Higgins, nasz menager - przedstawił go Harry, a my wstałyśmy. - A to Marlena - pokazał na moją przyjaciółkę, a potem na mnie. - I Eva.

Wymieniliśmy uściski dłońmi i usiedliśmy, a kanapie.

- No to z czym do nas przychodzisz? -zapytał Louis.

- Dobre pytanie Louis - powiedział Harry i popatrzył na niedawo przybyłego gościa.

- Ile się znacie z dziewczynami? - facet całkiem zignorował jego pytanie a zadał to.

- Nooo, będzie jakieś dwa tygodnie, bo co?

- Jak zapewne wiecie, pojawiły się plotki. Na temat waszej czwórki.

- No i co z tego? - Louis jest chyba za mało przewidywalny.

- To, że musimy zrobić tak, żeby ich nie było. Nawet już wiem jak.

- Jak tak mówi, to trzeba uciekać - wyszeptał  mi na ucho Lou, który siedział obok mnie, na co parsknęłam śmiechem.

- Co jest takie śmieszne, Eva?-spojrzał na mnie Paul. Kurczę, poczułam się jak w szkole.

- A nic, nic. Niech pan kontynuuje - powiedziałam szybko i szturchnęłam Louis'a w bok.

- Najpierw mówcie mi na ty. Na per pan czuję się staro.

- Dobrze - zgodziłyśmy się.

- No więc o co chodzi? - zniecierpliwił się Harry.

- Chodzi o pewien układ... - zaczął Paul.

- Żaden układ nie wchodzi w grę! - zdenerwował się Harry i podniósł się z kanapy.

- Harry, uspokój się - zaoponowała Marlena.

- Nic nie rozumiesz.

- Harry uspokój się - powtórzył Paul. - Mały, drobny układ...

- Nie! - przerwał znowu Harry.

- Nawet nie wiesz o co mi chodzi.

- Wiem, aż za dobrze. Chcesz mnie i Lou połączyć z jakimiś plastikowymi lalami w wielką miłość dla tv i papsów, co?

- Harry... - chciał coś powiedzieć Louis, ale uciszyłam go ruchem ręki. Harry zdąrzył usłyszeć i powiedział z jadem:

- Wiesz jak jest Lou. Wiesz jak to się skończyło ostatnim razem.

- Jeszcze nie skończyłem Harry, więc bądź tak łaskaw, usiądź na dupie i posłuchaj mnie przez pięć minut! - teraz to Paul jest wściekły.

- Dobrze już.

Chłopak usiadł i wszyscy wyczekująco spojrzeliśmy na Paula.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top