57
Wróciłem do domu zaszokowany. Przyjechałem taksówką, bo nie byłem nawet w stanie znaleźć klucza od auta.
- Louis, co się stało? - zobaczyłem przed sobą Dianę, co mnie jeszcze bardziej dobiło.
- Ty nie powinnaś być w biurze? -postanowiłem choć trochę poudawać, że nic nie wiem.
- Paul... Powiedział, że mogę wcześniej wrócić.
- Spooky, weź samochód i jedź po Evę.
- Tak jest szefie - powiedział mój ochroniarz i zniknął z domu.
- Czemu ona ma tu przyjechać? - zapytała dziewczyna, patrząc na mnie.
- Diana... Proszę cię. Chociaż dziś nic na razie nie mów, ok? Chcę pobyć trochę w ciszy.
Dziewczyna poszła gdzieś, a ja westchnąłem. Jakoś ciężko mi to sobie przyswoić i wytłumaczyć. Nie, nie będę tego sobie tłumaczył. Diana zrobi to za mnie.
- Louis? Louis, gdzie jesteś? - usłyszałem głos mojej ukochanej,
a potem zobaczyłem ją przede mną.
- Chodź tu do mnie - powiedziałem.
Dziewczyna od razu się we mnie wtuliła i usiadła na moich kolanach, o nic nie pytając. Mając ją przy sobie, czuję, że wszystko jest na swoim miejscu.
- Louis, powiedz co się stało.
- Niedługo się dowiesz. Diana!
Minął moment, zanim dziewczyna pojawiła się w drzwiach.
- Tak? Cześć Eva.
- Musimy porozmawiać. Poważnie - patrzyłem na nią, a ona jakby domyśliła się o czym, bo zbladła bardziej niż była chwilę wcześniej.
- O czym? - usiadła na kanapie.
- O wszystkim. A najlepiej od samego początku.
- Dobrze - spuściła głowę i zapytała - co mam powiedzieć?
- Wiem, że Paul płaci ci za to, żebyś mnie zniszczyła tą ciążą i wszystkim wokół.
- Nie! To nie tak.
- A jak? - zapytała Eva.
- Po pierwsze źle to ująłeś. Płaci mi, owszem. Ale ja jestem tylko pionkiem w jego chorej grze. To on niszczy ciebie, niszczy was. A to wszystko zaczęło się po tym wypadku w, którym cię pobił ten gość- powiedziała do Evy.
- Co?
- Tak. Nie było mu na rękę to, że tak bardzo interesujesz się nią. Tego nie było w planach. Miałeś mieć tylko dziewczynę przy kamerach. Gdy się zorientował, że coś możecie do siebie czuć, wpadł na pomysł rozdzielenia was. Co prawda, długo myślał co zrobić, ale wpadł na pomysł właśnie z tym waszym zerwaniem i zdradą i żebym była twoją kolejną dziewczyną. Wiedział, że Eva nie będzie mogła znieść tego, że będzie jeszcze jedna dziewczyna... Od początku mi się to nie podobało, ale nie miałam wyjścia...
- Miałaś, mogłaś przyjść i nam powiedzieć - powiedziałem z wyrzutem.
- Nie wiecie do czego on jest zdolny! Zagroził, że jak tylko coś ci powiem, to mnie zabije.
Normalnie mną wstrząsnęło. Czuję się jak w jakimś tanim horrorze. Nie do wiary, że Paul może być taki podły.
- Ale to jeszcze nie wszystko... - w tym momencie dziewczyna zaczęła płakać i coś czuję, że nie będzie to nic przyjemnego.
- Jest coś jeszcze?
- Bo... To dziecko... Ono nie jest twoje - popatrzyła na mnie przepraszająco.
- To czyje? Wiesz chociaż? - może i zabrzmiało to chamsko, ale nie mogłem inaczej. Nie myślałem normalnie.
- Paula...
Powiedziała to tak cicho, że ledwo usłyszałem. Paula? No śmiać mi się zachciało po prostu. Ale... Jak? Boże, nic już nie rozumiem.
- Co? Jak to Paula? Przecież on ma żonę.
- Bo on... Miał już obmyślony plan wrobienia cię w nieistniejące dziecko, miałam potem zmyślać... Ja... Bo chciał, żebym wsypała kilka tabletek nasennych do soku, czy czegoś... I ja dodałam je do tego wina... Nie chciałam. Chciałam to przerwać, bo widziałam, jak bardzo cię to wszystko boli. No i on powiedział, że mam to zrobić, inaczej pożałuję. No i pożałowałam - dotknęła brzucha, jeszcze bardziej zalewając się łzami.
- Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że on... -Eva zacieła się, patrząc przerażona na blondynkę.
- Tak, Paul mnie zgwałcił - po tych słowach Eva wstała i usiadła obok niej, przytulając do siebie. - To był moment. W jednej chwili niósł mnie do jakiegoś pomieszczenia, a w drugim...
A mnie już całkiem zatkało. Co za sukinsyn. Jak go spotkam, to go normalnie rozszarpię.
- Musimy zadzwonić policję. To nie może ujść mu na sucho - powiedziała po chwili Eva.
- Nie! On mnie zabije!
- Nic ci nie zrobi. Będziesz mieszkać tutaj. Nie będzie miał tutaj wstępu. Będziesz miała ochroniarza. Nie będziesz wychodzić z domu.
- Ale ja muszę pracować...
- To nie będziesz, nie zostawimy się samej z tym wszystkim. Możesz na nas liczyć.
- Nie będziesz mnie podejrzewać o romanse z twoim chłopakiem? - zapytała Evę.
- Nie. Przepraszam, że byłam taka niemiła dla ciebie.
- Nie ma za co. Ja też przepraszam.
- Dobra, przeprosiny będą później. Teraz musimy powiedzieć o tym chłopakom i iść na policję, albo w odwrotnej kolejności - powiedziałem.
-Dobrze.
Tak więc godzinę temu zgłosiliśmy wszystko na policji a Diana zeznaje. Żal mi jej, naprawdę. Przeżyć coś takiego...
- Dałaś radę? - Eva zapytała dziewczynę, gdy ta tylko zeszła ze schodów do taksówki.
- Tak - odpowiedziała słabo.
- Możemy jechać do chłopaków? - zapytałem.
- Tak, tak - odpowiedziały i usiedliśmy na tylnych siedzeniach, a na tylnych siedzeniach.
Kierowca ruszył. Spojrzałem na Evę. Widać, że bardzo się przejęła jej historią, bo przecież... Ona to samo przeżyła... Cmoknąłem ją w policzek i przytuliłem dodając otuchy.
- Nasze gołąbeczki! - Niall na nasz widok aż dostał rumieńców. - I Diana... - to już entuzjastyczne nie było. - Wchodźcie, wchodźcie.
Weszliśmy do środka. Wszedłem do kuchni, napić się czegoś.
- Dziewczyny, chcecie się czegoś napić? - spytałem. Pokiwały przecząco.
- Tomlinson! Co was tutaj sprowadza, misie wy moje? - Liam wyściskał mnie i Evę a z Dianą wymienił uściski.
- Sprawa życia i śmierci - powiedziałem poważnie, dopijając sok.
- Ooooo... No to zapraszam do salonu. Trzeba zwołać walne posiedzenie zarządu!
Naćpał się czegoś czy co?
Gdy już wszyscy siedzieli w salonie, rozwaleni na kanapach i wpatrywali się we mnie jak w obrazek, wstałem i chodząc zacząłem:
- Chodzi o Paula...
- To ja wychodzę. Narka! - Harry podniósł się z kanapy i zamierzał zrobić krok, gdy odezwała się Marlena:
- Styles, siadaj na tym swoim zgrabym tyłku i słuchaj.
- Dziękuję Marlenko - powiedziałem. -Chodzi o to, że on już wyczerpał chyba limit... Nawet nie wiem jak go nazwać...
- Louis szybciej no - Zayn zaczął marudzić. A temu co?
- Chodzi o to, że on nas po prostu oszukał.
- To znaczy?
- Te wszystkie ustawki były robione tylko z korzyścią dla niego. Pamiętasz Harry, jak się rzucał do nas, gdy dowiedział się, że kochamy nasze dziewczyny? Nie podobało mu się to. On chciał nas wszystkich po kolei zniszczyć. Tak, żeby zespół padł. Zaczął ode mnie. I te teksty, że niby nic nie mógł zrobić, to była regularna ściema. Ten wieczór kiedy to rzekomo przespałem się z Dianą, to też jego sprawka!
- To on za tym stał? - zdziwił się Niall.
- Tak. Wymyślił sobie, że jak wrobi mnie w dziecko z inną dziewczyną to Eva mnie zostawi, prawie mu się to udało - zapałem dłoń Evy w swoją. Spojrzała na mnie z uśmiechem i ścisnęła lekko moją dłoń.
- To ona jest w końcu w tej ciąży czy nie jest? -
zapytał Harry.
- Jestem... Tyle, że nie z Louisem.
- To z kim?
- Z... Paulem...
- I jeszcze się puszcza! Pewnie robotę sobie przez to załatwiłaś - prychnął Zayn. Co się z nim dzieje?
- Zayn, ogarnij się - upominał go Liam.
- On mnie zgwałcił - powiedziała i na nowo zaczęła płakać. Wszyscy osłupieli. Nie wiedzieli co ze sobą zrobić ani gdzie podziać wzrok.
- Chodź Diana, musisz odpocząć - Eva wyprowadziła ją z salonu. Marlena poszła za nimi.
- O kurwa.
- Ja pierdole....
- Delikatnie powiedziane - rzekłem i usiadlem na fotelu.
- Byliście na policji? - zapytał pierwszy Liam.
- Tak, od nich wracamy.
- Ja pierdole. I co teraz zrobimy?
- Trzeba się zastanowić, bo nie może być tak, jak jest teraz. Że on będzie sobie na nas pogrywał.
- Nie zamierzam dalej z nim pracować - powiedział twardo od razu Harry. -Pewnie ja byłbym następny.
- Ja też nie - Niall i Zayn powiedzieli to samo.
- A więc mamy jasność. Jednogłośnie jesteście za tym, żeby go zwolnić. Okej. Ale i tak musimy pracować z nim na czas trasy, bo został zaledwie miesiąc. Nie znajdziemy nikogo dobrego w tak krótkim czasie - wypowiedział się Liam po chwili ciszy.
- Racja - powiedziałem, przyznając mu rację.
- Konfrontujemy go z całą prawdą? - zapytał Harry.
- Nie. Zobaczmy co on jeszcze wymyśli. Poczekamy. Pierwsza część trasy kończy się w kwietniu, więc będziemy mieli troche czasu nad tym, żeby się porządnie zastanowić co dalej. No i po cichu rozejrzeć się za nowym menagerem.
*** Oczami Evy ***
Wyprowadziłam dziewczynę do pokoju gościnnego, bo nie wiem, czy jeszcze długo by wytrzymała. Podłożyła się na łóżku i po chwili zasnęła. Też bym chciała zasypiać na zawołanie. Wyszłam z pokoju, zostając na korytarzu przejętą Marlenę.
- Czy ona właśnie powiedziała, że Paul jak zgwałcił i to jego dziecko? - zapytała cicho, chyba nadal w to nie wierząc.
- Tak.
- Ale...
- Mar, nie męcz mnie. Dzisiejszy dzień był dla mnie zdecydowanie za ciężki i nie chcę już nic więcej myśleć. Błagam, odpuść.
- Okej.
Wróciłyśmy na dół. Chłopcy siedzieli na kanapach i dyskutowali. Usiadłam koło Lou i chwyciłam jego dłoń.
- Kochanie, od dzisiaj mieszkamy razem. Nie ma co się przejmować Higgins'em.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top