39

Doskonale wiedziałem o co pytają. A co jeśli tak się nie stanie?

- Nie wiem, czy będzie mogła...

- Co? Dlaczego?

- Eh... - Nie no. Nie ma co ich kłamać.

- Wiecie, że jestem sławny, tak?

- Tak braciszku!

- No więc, w Londynie jest taki Pan, który nie chce, żeby Eva była z nami...

- Nie lubi Evy? - zapytała zdziwiona Daisy.

- Tak, nie lubi jej...

A co tam, niech wina będzie Paula.

- No to wielki bracie, zrób coś żeby Eva była z nami... - zamarudziły.

- Robię co mogę.

- A teraz to przyjedziesz na wigilię?

- Tak.

- Eva też będzie?

To jest gra w dwadzieścia pytań?!

- Nie wiem. Zobaczymy. A czemu wy jeszcze nie w łóżkach? - szybko zmieniłem temat.

- No bo... My chciałyśmy powiedzieć jej dobranoc...

- Okej, zaraz przyjdzie, ale potem idziecie grzecznie spać, tak? - spojrzałem badawczo to na jedną, to na drugą. Pokiwały ochoczo głową.

- Dobrze braciszku - przytuliły się do mnie mocno.

- Jestem już - zobaczyłem jak Eva wchodzi do pokoju, a zaraz potem jak małe odpadają do niej i przytulają.

A o mnie to już nikt tutaj nie pamięta!

*** Oczami Evy ***

Dziewczynki wskoczyły do swoich łóżek.

- Dobranoc - wyściskałyśmy się we trzy długo.

- Dobranoc!

Wyszłam z ich pokoju i udałam sie do pokoju Lou.

- Już? Szybko i Cię wypuściły - zaśmiał się i wstał z łóżka.

- A czemu nie?

- Mnie nie wypuszczają przez dobre dwie godziny... - podszedł i złapał mnie w talii.

- Mam ten urok osobisty - zasmialam się.

- No wiem - przyciągnął mnie do siebie i pocałował. - Jutro zabieram cie w jedno miejsce - powiedział, gdy po chwili czułości odsunął się troszkę ode mnie.

- A gdzie? - przełożyła ręce przez jego szyję.

- Nie mogę za dużo ci powiedzieć, bo to ma być niespodzianka - pogładził mnie po policzku.

- Po co teraz mi to mówisz? Nie będę mogła przez to zasnąć - popatrzyłam niewinnie z nadzieją, że da się przekonać.

- Mówię ci po to, żebyś juz dziś wiedziała. To część planu. A że moja dziewczyna jest niecierpliwa, to nie moja wina - uśmiechnął się i cmoknął w nos.

- Ja jestem niecierpliwa?

- Tak, moja kicia jest ciekawsza i niecierpliwa.

- Dobra, dobra. Okej. Wytrzymam - odsunęłam się od niego i weszłam na łóżko. I znowu pojawiło się pytanie jak my we dwoje się na nim zamieścimy?!

- Posuń się trochę, to się zamieścimy - powiedział, jakby czytał mi w myślach. Tak też zrobiłam i zaraz poczułam na plecach ścianę. Louis położył się obok mnie na boku i od razu przyciągnął do siebie.

- Tak będziemy spać? - zapytałam sceptycznie, no bo do cholerny, tu nie ma jak się ruszyć!

- Nie. Tak- pociągnął mnie bardziej tak, że leżałam prawie całą sobą na nim. Prawie! Tak nie całkiem...

Odkrył mnie szczelniej kołdrą i cmoknął w czoło.
Było mi ciepło i nawet wygodnie.. Boże, jak to brzmi...?!

- Wygodnie?

- Uhm... I ciepło - mruknęłam ledwo, bo sen mnie pochłaniał. Usłyszałam jeszcze śmiech Louisa i jego ramiona mocniej mnie otulające i zasnęłam.

*** Następnego dnia ***

Obudziło mnie szeptanie u szemranie. Znaczy, szeptanie było najpierw i dało się jakoś olewać, ale to drugie już nie bardzo. Otworzyłam i przetarłam oczy. Podniosłam się i zobaczyłam, jak Louis grzebie w swojej walizce, zapewne poszukując jakiejś koszulki, bo tego mu brakowało to efektu końcowego.
Chociaz lepiej wygląda bez niej...

- Hej Louis... - ziewnęłam.

- Już wstałaś? - podszedł do mnie i zawisł nade mną, bo móc przywitać się ze mną całuskiem. - Hej.

- Już. Nie chce mi się spać - powiedziałam z uśmiechem.

- No to zaraz będzie...

- Louis, śniadanie.... - do pokoju wpadła Fizzy. Nie dokończyła zdania, tylko przeprosiła pospiesznie i wyszła.

- One chyba spiskują przeciwko nam - zaśmiał się Louis i nadal w tej samej pozycji, dodał : - ciągle nam przerywają. Najpierw, że kolacja, a teraz śniadanie.

- No widzisz? Jakbyśmy zeszli wcześniej to by nikt mam potem nie przerwał - powiedziałam i uśmiechnęłam się.

- Racja.

- Puść mnie. Szybko się ogarnę i idziemy - chciałam się jakoś prześlizgnąć, ale Louis za nic nie chciał mnie wypuścić. A nawet obrócił nas, że to ja znowu leżałam na nim.

- Zaraz. A jak się spało?

- Świetne - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- To dobrze. Okej, leć - klepnął mnie jeszcze w pupę. Zeszłam w końcu z niego i z łóżka. Zabrałam swoje ubrania i zrobiłam ze sobą porządek w łazience.
Wróciłam do pokoju Lou i zostawiłam piżamę w torbie.

- Idziemy? - zanim usłyszałam to pytanie, poczułam jego dłonie na mojej talii i delikatny pocałunek na szyi.

- Tak tak. Chodźmy - powiedziałam i z uśmiechem wyszliśmy z pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top