31

Znaleźliśmy się w korytarzu. Pierwszy raz jestem w domu Zayna i nawet nie mogę sobie pozwiedzać, bo chłopak pogasił światła na rzecz niespodzianki.

- Już? - zapytała Perrie.

- Czekaj... Jeszcze moment... O. Stań tu - poinstruował ją Harry.

Dziewczyna zatrzymała się a my razem z nią. W jednym momencie stały się trzy rzeczy: Louis zapalił światło, Harry ściągnął Perrie opaskę i z nikąd wyskoczyło multum ludzi krzyczących:

- Wszystkiego najlepszego!

Dziewczyna się wzruszyła i zaczęła po kolei nas przytulać.

- Dziękuję - powiedziała, przytulając mnie.

- Nie ma za co - na horyzoncie zobaczyłam idącego w naszym kierunku Zayna.

Louis złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę stołów z jedzeniem, gdzie oczywiście był już Horan ze swoja towarzyszką.

- Co polecasz Niall? - zapytał Loui.

- Możesz wziąć sałatki, to coś z mięsem, bo nawet pyszne, desery też ok.

- Czyli generalnie wszystko jest jadalne? - zapytałam.

-Tak!

Oni od nas odeszli, a my przez chwilę nic nie mówiliśmy. Tak było dobrze. Chwila ciszy, choć wokół nas grała głośna muzyka.

- Wiesz co? - zapytał.

- Co?

- Mam propozycję nie do odrzucenia.

- Jaką? - przyciągnął mnie do siebie.

- Chodźmy do naszych i upijmy się - Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Obiecał przecież!

- Wiem, ale inaczej nie będę umiał się bawić ze świadomością, że na dniach cię stracę.

- Jeśli chcesz...

*** Cztery godziny później ***

I tak oto tańczę sobie do jakiejś wolnej piosenki w ramionach pijanego już trochę Louisa. Aż dziw, że jeszcze nie jest maksymalnie pijany...

- Eva? - zapytał mnie jak dziecko, gdy czegoś bardzo chce.

- Co tam Louis?

- Kochasz mnie? - zapytał mnie na ucho.

- Oczywiście, że cię kocham.

- Więc nie wyjeżdżaj - obrócił mną w koło.

- Ale...

- Obiecaj, że mnie tu nie zostawisz.

- Musimy o tym rozmawiać dziś? W urodziny naszej przyjaciółki?

- Ale obiecaj.

- Dobrze, obiecuję - westchnęłam. Z człowiekien pijanym lepiej się nie kłócić, bo nic z tego nie będzie.

Rozejrzałam się po sali. Chłopaki tańczyli przytuleni do dziewczyn. Słodki widok. Nawet jeśli połowa z nich ledwo stała na nogach...

***Trzy godziny później ***

Rany. Nogi chcą wejść mi w tyłek i mam dość tańczenia do końca życia. No, przynajmniej z Louisem. Tak mną wyobracał, że ledwo siedzę...

- Eva, jedz... Jedziemy do... Domu - usłyszałam Louisa. Podszedł do mnie wsparty na ramieniu Zayna.

- Taa... Ciekawe, kto nas odwiezie? - zapytałam retorycznie.

- Ja - odezwal się Zayn.

- Piłeś?

-Nie. Obiecałem Perrie, że się nie upiję.

- Uhm. Louis też mi to obiecał - powiedziałam sceptycznie.

- Ja jestem człowiekirm honoru!
Uśmiechnęłam się.

- To co, jedziemy?

- Tak, tak - wzięłam torebkę i po drodze, żegnając się ze wszystkimi, wyszliśmy jakiś na dwór z Lou. Zayn zapakował go do auta i ruszyliśmy w drogę do domu.

Louis śpi mi na ramieniu gdy podjeżdżamy pod dom.

- Dzięki Zayn - powiedziałam, gdy chłopak wyłączył silnik.

- Nie ma sprawy. Poczekaj, zataszczę go do pokoju, bo nawet strong men by sobie z nim nie poradził a co dopiero ty - zaśmiał się i wysiadł z auta.

- No dzięki - zaraz zrobiłam to i ja.

Chłopak wyciągnął Louisa z tylnich siedzeń, a ja otworzyłam drzwi wejściowe na oścież.
Zayn wciągnął rozbudzonego i nadal pijanego Louisa do domu.

- No, dziecko położone spać - oznajmił, wchodząc do kuchni, gdzie popijałam zimną Colę. Oh... Ulga dla mnie.

- Dziękuję Zayn. Nie wiem czy bym sobie poradziła - odstawiłam szklankę do zlewu i spojrzałam na chłopaka.

- Nie ma sprawy. Jakby coś się działo to dzwoń. Aha! - dodał, gdy się wycofywał.

- Tak?

- Jutro, jakoś koło popołudnia, przyjadę po ciuchy.

- Okej, nie ma problemu.

- No to do jutra - przytulił mnie jeszcze.

- Pa.

I poszedł zamykając drzwi za sobą.
Westchnęłam. Zdjęłam szpilki, które już dawno powinny leżeć gdzieś w ciemnym kącie.

Rozejrzałam się czy aby wszystko jest jak było i z butami w ręce poszłam na górę.

W pokoju zastałam Louisa. Rozwalony na łóżku, niczym jakiś Bóg. Westchnęłam i rzuciłam gdzieś buty w kąt. Spojrzałam na zegarek- 1:45. Postanowiłam mimo późnej pory choć trochę się ogarnąć. Weszłam do łazienki z piżamą w ręce i wzięł prysznic. Wolałam nie ryzykować utopienia się we wannie.

Nie wiem ile stałam w lecącej na moje ciało wody, ale stwiedziłam, że wystarczająco dużo, bo nogi bolały mnie jeszcze bardziej o ile to możliwe.
Wytarłam się ręcznikiem i założyłam pizamkę. Weszłam do pokoju, zamykając drzwi do łazienki i gasząc światło.
Podeszłam do łóżka i spojrzałam na Lou, zanim się położyłam. Leżał teraz bokiem do mnie. Jego włosy leżały słodko roztrzepane na poduszce.

Zgasiłam światło i położyłam się obok niego. Po chwili objął mnie ręką w talii, jak to zawsze robi, gdy kładziemy się spać. Dołączyłam swoją rękę, kładąc ją na jego ręce i przykryłam nas szczelniej kołdrą.
Zasnęłam.

** Oczami Louisa **

Obudziłem się gdy rozległ się głośny dźwięk tłuczonego szkła. Wstałem, choć głowę rozwalał mi ból. Potargałem trochę włosy, bo opadały mi na twarz. Wyszedłem z pokoju i po schodach udałem się na dół, gdzie zapewne była moja Eva.
- Ja pierdole - usłyszałem od progu.

- Co się stało? - zastałem, ją gdy zbierała resztki jakiegoś białego naczynia.

- To się stało- pomachała mi zła resztkami szklanki.

- No nie kąsaj - powiedziałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu.

- Daj spokój.

Wyrzuciła śmieci do kosza i wróciła do mnie. Postawiła na stole dwie herbaty. Popatrzyłem na nią jak ustawiała na stole poszczególne części śniadania.
Stawiała je lekko zdenerwowana. Nawet nie wiem czym.

- Smacznego - powiedziała z westchnieniem, gdy w końcu usiadła na przeciw mnie.

- Smacznego również - powiedziałem. Nie wiedziałem czy jeszcze się coś odezwać. Nie wiem czy mi się nie dostanie.

- Jesteś zła? - zapytałem po chwili ciszy, bo nie mogłem już jej wytrzymać.

- Nie, nie jestem.

- Jesteś, przecież widzę.

- Nie jestem.

- Jesteś. O co chodzi? O tą szklankę?

- Pieprzyć szklankę. Louis- spojrzała mi w oczy. - O co ja cię wczoraj prosiłam?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top