3


**Oczami Marleny **

- Harry Styles?! - powiedziałam lekko rozemocjonowana.

Chłopak wpadł w przerażenie w tym samym momencie, kiedy Eva postanowiła sobie zemdleć, a ja najzwyczajniej w świecie stoję i patrzę na moje bóstwo...

- Dam ci co chcesz: autograf, zdjęcie, płytę, każdą naszą biografię czy cokolwiek innego, tylko proszę cię, nie krzycz -powiedział na jednym wydechu i złożył ręce jak do modlitwy. A ja patrzę na niego jak na idiotę.

- Nie chcę od ciebie żadnej z tych rzeczy... I nie mam zamiaru krzyczeć... Tylko...

- Tylko co?

- Pomóż mi z Evą - zdenerwowałam się. Dobra, muszę się uspokoić... Żeby nie zacząć po prostu a niego krzyczeć.

- Aaaa... Ok. Gdzie mieszkacie? - wziął ją na ręce jak pannę młodą i zanim mu odpowiedziałam, wzięłam nasze zakupy:

- Mieszkamy tu obok.

- Nie widziałem was tu wcześniej - zaczął.

- Tak, bo dopiero przyjechałyśmy tydzień temu.

- No to wszystko jasne.

Otworzyłam mu drzwi do domu i poprowadziłam go do salonu. Położył ostrożnie dziewczynę na kanapie i odsunął się kawałek do tyłu. Podeszłam do niej i dałam jej w twarz. Nie za mocno, ma się rozumieć. Ocknęła się.

- Co się stało? - zapytała.

- Zemdlałaś - odpowiedział jej Harry.

Rozejrzała się po pokoju, by po chwili go zobaczyć. Na jej twarz od razu wpłynęły rumieńce.

- Mar, powiedz mi, że nie zemdlałam przy nim - powiedziała niewyraźnie, zakrywając twarz rękoma.

- Muszę cię zmartwić kochanie, ale tak właśnie zrobiłaś.

- O Boże.

- A tam - powiedziałam.

Przecież to chłopak, no dobra, nie tylko, bo jest mega przystojny i się w nim kocham, ale ciii...

- Ekhem, ja tu jestem - odwróciłam się do niego z wielkim uśmiechem na te słowa.

- Wiemy.

- Ale muszę iść, bo miałem zrobić zakupy... - rozłożył ręce.

- No to... Odprowadzę cię do drzwi -wstałam szybko. Podeszliśmy do drzwi i nastała cisza. - Dzięki za pomoc.

- Nie ma za co - uraczył mnie tym swoim pięknym uśmiechem.

- Wiesz co ci powiem?- odważyłam się zapytać.

- Tak?

- Myślałam, że mi nie pomożesz, że odejdziesz i że... Jesteś dupkiem, jak każdy facet...

- A teraz? Teraz też tak uważasz?

- Zdecydowanie nie.

- Co za komplement - uśmiechnął się.

- Tak - ja też się uśmiechnęłam.

- Myślałem, że się rzucisz na mnie, tam na chodniku i nie puścisz - zdawało się, że wstyd mu za swoje myśli.

- Jakoś udało mi się opanować. Od zawsze chciałam cię poznać, dotknąć... - czy ja to powiedziałam głośno?

- Stoję tu przed tobą i masz okazję mnie dotknąć - zaśmiał się i rozłożył ręce. - Zapraszam.

**Oczami Harry'ego **

Dziewczyna bez wahania weszła w moje ramiona, mieszcząc się idealnie. Zamknąłem oczy i rozkoszowałem się tą chwilą. Ta dziewczyna jest inna, czuję to. Już tam, na tym nieszczęsnym chodniku to wiedziałem, gdy nie zaczęła piszczeć i wyrywać mi włosów z głowy. A gdy powiedziała, że chce ode mnie tylko pomocy, zdziwiłem się, bo gdzie sięgnąć pamięcią, nie było czegoś takiego, że dziewczyna prosi o pomoc znając moją osobę.

- Dziękuję - wyszeptała i chciała wyjść.

- Czekaj, jeszcze - powiedziałem i zacieśniłem uścisk. Zaśmiała się i znowu wtuliła. Już ją lubię. - Daj mi swój numer -wyszeptałem do jej ucha.

- Po co ci? - zdziwiła się.

- Żebym mógł się kontaktować z tobą o każdej porze - ale powiedziałem, powinszować tylko.

- Um, no dobra.

Wyciągnąłem mojego smartfona i podałem jej. Wpisała cyfry a ja patrzyłem na nią. Jest śliczna. Długie blond włosy opadające na twarz, delikatne rysy, zgrabny nosek.

- Już - oddała mi telefon a ja spojrzałem w jej oczy. Są błękitne jak morze. Cudowne.

- Dzięki - uśmiechnąłem się. - Może wpadniesz do nas z Evą, co? - nie spuszczałem z niej wzroku.

- Jasne, kiedy?

- Może jutro? - zaproponowałem.

- Okej, przyjdziemy.

- No to - złapałem za klamkę i wyszedłem przez próg. Odwróciłem się jeszcze i powiedziałem: - do zobaczenia.

- Pa.

Wyszedłem. Wchodząc do domu, z mojej twarzy nie schodził uśmiech.

- Coś ty taki wesoły? - zapytał Louis. - Kupiłeś to, o co cię prosiłem dwie godziny temu?

O kurwa, miało być trzy kilo ziemniaków i jakaś zupa w proszku i trzy cebule...

- No?

- Yyy... Nie...

- To coś ty robił i gdzie był przez tyle czasu?! - no i się zdenerwował.

-No... Wynikł mały, drobny wypadek i...

- Jaki mały, drobny wypadek? - apytał podejrzliwie.

- Dowiesz się jutro, a ja teraz skoczę szybciutko samochodem do sklepu i za dziesięć minut jestem spowrotem.

- Dziesięć minut Styles - zagroził mi.
Dobra, dobra, ale sam się jutro przekona, że warto było.

**Oczami Evy**

- Aaaaaa! - usłyszałam krzyk Marleny z korytarza. Nie czekając na nic, rzuciłam się w te pędy do źródła alarmu. A tam co?

Marlena ledwo stoi oparta o drzwi, za którymi za pewne przed chwilą zniknął Harry. Ona to ma szczęscie.

- Czemu tak piszczysz?

- Bo go przytuliłam - zobaczyłam łzy, które zaczęły skapywać po jej policzkach i wsiąkały w koszulkę, tworząc czarne plamy po tuszu.

- Kogo? - zapytałam tak dla pewności.

- Hazzę. Pozwolił mi się przytulić.

- To było twoje marzenie?

- Uhm - przytaknęła tylko.

- Chodź do mnie i nie maż się - wyciągnęłam ramiona w jej stronę a ona szybko znalazła się w nich. Położyła się na kanapie, a ja przykryłam ją kocem i poszłam odetchnąć na balkon.

W momencie rozkoszowania się chwilą relaksu poczułam, że ktoś mi się przygląda. Rozejrzałam się po okolicy i mój wzrok padł na balkon naprzeciw mnie - dom Harry'ego i Louis'a. A tym kimś był właśnie Louis Tomlinson. Teraz jestem pewna.

**Następnego dnia **

- I w co ja mam się ubrać? - po raz kolejny słyszę to pytanie i za kolejnym coś jej zrobię.

- Marlena, ubierz się normalnie. Chcesz go zauroczyć sobą?

- No jasne!

- To załóż coś, w czym będziesz czuła się wygodnie. Rany, czemu to ja mówię ci jak masz się ubierać, kiedy to byłam zaledwie na dwóch randkach? - zapytałam siebie.
- Dzięki.

Poprawiłam ostatnie odstające włosy, by choć trochę wyglądać przyzwoicie gdy idzie się w gości.

- Już Marlena? - zapytałam i wyszłam z łazienki by pójść do jej pokoju.

- Tak, tak... - odwróciła się. - O rany, babo!

- Co? Coś źle leży?

- Nie! Skąd. Wyglądasz zniewalająco.

- Dzięki - uśmiechnęłam się.

- Louis jak cię zobaczy, to zejdzie.

- Lepiej nie, chcę z nim jeszcze pogadać.

-Ok, możemy iść - powiedziała, wzięła torebkę, po czym łapiąc mnie za łokieć, wyszłyśmy z pokoju.

W korytarzu założyłyśmy płaszczyki i zamykając dom, skierowałyśmy się do domu obok.

- Dobra, pukaj - odezwałam się i wepchnęłam ją przed siebie. Zapukała dość mocno, dwa razy. Skąd ona ma tyle siły? Czy ja o czymś nie wiem? Muszę ją o to zapytać, ale nie teraz, bo w drzwiach stanął właśnie Harry.

- Cześć dziewczyny - powitał nas radośnie.

- Cześć Harry - odpowiedziałyśmy razem równo, przez co zaśmiałyśmy się a chłopak razem z nami.

- Wchodźcie, zapraszam - gestem ręki zaprosił nas do środka, odebrał płaszcze jak dżentelmen wieszając je w szafie. - Już dobrze, z tobą Eva?

- Tak, dzięki.

- Louis! Chodź no tutaj, musisz kogoś poznać.

- No co się dzieje? - z kuchni, zapewne, wyłonił się sam Louis Tomlinson. Mnie się nogi ugięły, gdy na mnie spojrzał i na chwilę pozostawił wzrok.

- Lou, to jest Marlena - Harry pokazał na moją przyjaciółkę. Mój ulubieniec przywitał się z nią i jego wzrok znowu spoczął na mnie. - A to Eva- moje imię powiedział głośno i wyraźnie.

- Śliczne imię dla ślicznej dziewczyny -wziął moją dłoń i ucałował ją jak dżentelmen. Jego broda połaskotała mnie lekko. - Louis - po czym uśmiechnął się tak jak lubię gdy się uśmiecha. Słodko i prawdziwie.

- Miło mi.

- Mnie również.

Weszliśmy do salonu i zaczęliśmy gadać o wszystkim: powiedziałyśmy im trochę o sobie, oni nam o zespole, o trasach, o fanach i o wygłupach na scenie.
Czas szybko nam zleciał i jakoś po 23 wyszłyśmy z ich domu roześmiane i z kolejnym zaproszeniem za dwa dni na wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top