29

Chłopak podniósł mnie w stylu panny młodej, jak robił to za każdym razem.

- Louis, ja mam... - próbowałam mu powiedzieć, że mam ten nieszczęsny okres, ale do cholery! To tak samo jakby podejsć do mojej mamy i powiedzieć, że przykładowo, jestem zagrożona z maty...

- Przecież nie powiedziałem, że będziemy się kochać - otworzył drzwi do pokoju i zamknął je nogą. Podszedł do łóżka i położył mnie na nim delikatnie.

- Skąd? - zapytałam, gdy podniosłam się do siadu.

- Mam przeczucie - zaśmiał się.

- Ej! - dostał ode mnie po ramieniu.

- No co?

- Kocham ciebie - przytuliłam się do niego.

- Ja ciebie też.

- Musimy tam jutro iść? - zapytałam po chwili ciszy, nadal w niego wtulona.
Nie musimy. Ale i tak się prędzej czy później dowiemy. Od Harry'ego.

- No tak.

*** Następnego dnia ***

- Evciu, kiciu moja, wstajemy - usłyszałam gdzieś głos Lou. A tu, gdzie teraz jestem jest mi tak dobrze. Po co otwierać oczy? - No dalej dalej! Śniadanie stygnie!

Okej, przekonał mnie.
Przewróciłam się na plecy, przeciągnęłam, ziewnęłam i otworzyłam oczy. Pierwsze co zobaczyłam, to dwa, śliczne oczka mieniące się niebieskim kolorem, zwrócone tylko na mnie.

- Dzień dobry! - przywitał mnie radośnie i lekko pocałował.

- Witam pana - zdążyłam powiedzieć tylko tyle, bo znowu zostałam obdarowana całusem. Moje ręce powędrowały na jego szyję. Po chwili oderwał się ode mnie i powiedział:

- Mam dla ciebie śniadanko - usiadłam na łóżku. Schylił się, by po chwili podnieść się i postawić na moich nogach tacę zapełnioną jedzeniem.

- No właśnie ta perspektywa sprawiła, że otworzyłam oczy. Ślicznie to wygląda.

- Ale nie tak ładnie jak ty - powiedział i wziął jedną z kanapek, która zaraz znalazła się w moich ustach.

- Nawet jeśli dopiero się obudziłam? - zapytałam go, gdy już połknęłam.

- Tak. Teraz wyglądasz najlepiej.

Śniadanie zjedzone, brudne talerze w zmywarce a ja w ręczniku i bieliżnie, jak co rano, stoję przed szafą i nie wiem co ubrać.
Usłyszałam otwieranie drzwi naszego pokoju a po chwili ręce Lou były już na mojej talii.

- Czemu tak stoisz i maltretujesz wzrokiem tą biedną szafę? - zapytał, całując mnie w szyję.

- Nie wiem co ubrać - westchnęłam.

- Na pewno coś wymyślisz.

- Uhm... - podeszłam bliżej do mebla i wyciągnęłam z niej szary T-shirt.

- A dół?

- Będę bez - spojrzałam na niego przelotnie.

- Okej. Dla mnie może być.

Sięgnęłam po jakieś czarne spodnie i razem z koszulką zamknęłam się w łazience.

- Zaraz jestem na dole! - krzyknęłam.

- Okej! - usłyszałam w odpowiedzi.

Założyłam ciuchy. Rozczesałam włosy, wyprostowałam je i przejechałam oczy kredką.
Zeszłam na dół do Louisa. Siedział w salonie i oglądał tv.

- Już jestem - usiadłam obok niego, a on objął mnie ramieniem i przyciągnął jeszcze bliżej siebie.

- Widzę. Obejrzymy Adamsów?

- Jasne!

*** Po południu ***

Zaczęłam głębiej i dokładniej szukać w szafie aż znalazłam. Spodnie idealne. Nie wnikajcie.
Założyłam je i byłam gotowa.

- Czekam na dole - powiedziałam.

Złapałam torebkę, wkładając do niej telefon, pieniądze, dokumenty. Zeszłam do salonu, jak zwykle.

- Już jestem - powiedział, gdy usłyszałam jego kroki ze schodów.

- To idziemy - odetchnęłam i wstałam z kanapy, stając przed nim. Złapał mnie za rękę.

- Chodźmy.

Louis zatrzymał się przed willą Paula. Jestem tu pierwszy raz. Jego dom, tak zdecydowanie dom a nie willa, bo to się przecież nie równa z posiadłością Lou.
Wysiadłam, a Louis mruknął coś pod nosem o tym, że nigdy nie mogę poczekać, aż on otworzy mi drzwi i podszedł do mnie.

- Eva...

- Tak? - złapał mnie za dłonie i przyciągnął do piersi. Spojrzał mi w oczy.

- Cokolwiek Paul zaraz powie pamiętaj, że zrobię wszystko, żebyśmy byli razem - jeszcze chwilę patrzał na mnie a potem pocałował.

- Uhm - pokiwałam tylko głową.

Podeszliśmy do drzwi i Louis zadzwonił dzwonkiem. Otworzył nam sam Paul.

- Wchodźcie - zaprosił nas gestem ręki i zamknął za nami drzwi. Zdjęliśmy kurtki i za gospodarzem weszliśmy zapewne do salonu. Był to spory pokój z masą różnych mebli, zapewne połową niepotrzebną, no ale... Ściany były jasne, beżowe, kilka obrazów i tego typu
rzeczy. - Napijecie się czegoś?

- Nie - odpowiedzieliśmy razem. Na kanapie zobaczyłam siedzących Marlenę i Harry'ego.

- Hej - powiedziałam i przytuliłam dziewczynę.

- Cześć Evciu.

- Jak się trzymacie? - zapytałam.

-Hujowo a jak inaczej?- odpowiedział Harry, trzymając prawą rękę na kolanie Mar.

- To tak jak my - powiedział Lou.

- No siadajcie i miejmy to już z głowy - pogonił nas mężczyzna. Usiedliśmy więc obok nich u spojrzeliśmy wyczekująco na niego. - Nie patrzcie tak na mnie! - podniósł ręce w obronnym geście.

- To gadaj - powiedział Harry.

- Wiecie jak trudno było podjąć mi tą decyzję. Wiecie chłopcy, że dla mnie od zawsze liczyło się wasze szczęście i tak jest do tej pory...

- Ale? - przerwałam mu.

- Ale tym razem po prostu musimy odpóścić - wypuścił ciężko powietrze z płuc.

- Czyli? - Harry, czego tu się jeszcze upewniać?!

- To koniec. Musicie zerwać ze sobą. Nieodwołalnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top