26

*** Następnego dnia po południu - przed galą ***

- O której w ogóle jest ta gala? - zapytałam Louisa, leniwie bawiąc się jego włosami, siedząc na kanapie z pilotem w ręce.

- O ósmej musimy tam być.

- Aha - spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę drugą siedem. Mam jeszcze czas. Nagle rozległ się dzwonek jego telefonu. Odebrał i powiedział:

- No tak... Tak czasem. Uhm. O której? Dobra, no na razie.

- Kto to? - zapytałam, gdy odłożył telefon obok siebie na kanapę.

- Paul - automatycznie na dźwięk tego imienia przewróciłam oczami.

- Co chciał?

- O siódmej mamy oboje być na gali. Będziemy z nim gadać.

- Czemu?

- Sam nie wiem co on kombinuje. Nic nie powiedział, kazał przyjechać przed chłopakami.

- Aha jak tak, to niech tak będzie.

*** Trzy godziny później ***

Jest już koło piątej, więc postanowiłam się powoli szykować.

Weszłam do łazienki. Napuściłam sporo wody do wanny i wlałam aromatu waniliowego. Ciuchy znalazły się w pralce, a ja w wannie pełnej wody. Postanowiłam się trochę odprężyć. Ale nie zdążyłam dobrze o tym pomyśleć, bo przerwało mi ciche pukanie do drzwi.

- Tak?

- Eva, gdzie ja podziałem ten mój bajerancki garnitur? Ten wiesz który - usłyszałam zza drzwi głos Louisa.

- A który dokładnie?

- Ten czarny z idealnie na mnie leżący.

No tak. Ma tylko jeden taki, zdążyłam już to zauważyć. Każdy inny w którymś miejscu nie przylegał, a ten jeden jedyny był w sam raz.

- Powinien być w szafie na końcu po prawej stronie.

- Aha. Dzięki skarbie!

Poszedł, a ja chwilę się odprężyłam leżąc w wannie jeszcze kilka minut. W samym ręczniku na ciele wyszłam tak sobie do pokoju, z nadzieją, że Louisa tam nie będzie. Jak żem się pomyliła!

- Proszę bardzo, jakie mam widoki!

Jak zwykle rumieńce mnie nie odstępowały. Podeszłam do szuflady z bielizną i wyciągnęłam z niej czerwony zestaw. No cóż, w sam raz do sukienki...

- Możesz sobie popatrzeć - powiedziałam, gdy sięgałam po pudełko z sukienką.

- I tak właśnie zrobię - podszedł do mnie i objął, stając za mną.

To takie przyjemne, czuć jego ręce na swoich. Położył głowę na moim ramieniu i cmoknął w szyję pod uchem. Przszedł mnie dreszcz.

- Louis, muszę się ubrać.

- Dla mnie możesz zostać nawet tak.

- A weź.

Odwróciłam się do niego przodem i przewiesiłam swoje ręce przez jego szyję. On od razu pocałował mnie w usta. Oddałam pocałunek, ale szybko oderwałam się od niego i ze śmiechem zabrałam rzeczy i weszłam do łazienki.

- To nie było śmieszne! - usłyszałam jak woła, śmiejąć się przy tym.

-Dobra, dobra.

*** Półtorej godziny później ***

Założylam sukienkę i poprawiłam ostatnie szczegóły. Przejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że jest dobrze. Włosy zostawiłam rozpuszczone. No i delikatny makijaż też się pojawił. Czewone szpilki miałam już na nogach. Zabrałam jeszcze torebkę leżącą na łóżku i zeszłam do Louisa, który czekał na mnie już chwilę. Nie wiem jak długą...
Zeszłam powoli ze schodów. Lou czekał na ostatnim schodku.

- Pięknie wyglądasz - powiedział, gdy ujął moją dłoń.

- Dziękuję.

- Idziemy?

- Tak.

Przyjrzałam się mojemu chłopakowi.

Chwyciłam go pod ramię o wyszliśmy z domu. Przy limuzynie ( podstawiona secjalnie na dziś ) otworzył mi drzwi, bym wsiadła pierwsza.

- Dzieć dobry panie Tomlinson, witam,- kierowca przywiał nas i ruszył z podjazdu.

Gdy wyjeżdżaliśmy z bramy, ucieszyłam się, że szyby są mocno przyciemniane, bo zapewne byłabym już ślepa od fleszy.

- Denerwujesz się? - zapytał moje kochanie i złapał moją dłoń.

- Nie, jeszcze nie, a ty?

- No może trochę.

- To ja powinnam się denerwować- posłałam mu uśmiech.

- Ja zawsze się denerwuję.

- Czemu?

- Nie wiem. To takie uczucie, że coś zrobię źle...

- Zawsze cokolwiek robisz, robisz dobrze, pamiętaj - dotknęłam jego policzka.

- Dziękuję.

- Już jesteśmy szefie - poinformował nas kierowca.

- Wysiądź dopiero jak otworzę ci drzwi, ok? - nakazał, a sam wyszedł pierwszy. Nie no ok, jak sobie chce...

Drzwi się otworzyły. Czekał przede mną Louis, a po bokach masa reporterów.

Okej, tylko się nie denerwuj!

Przełknęłam głośno ślinę, ale w tym chałasie, nawet ja za głośne tego nie odebrałam. Przełożylam nogi na ziemię, jak to robią te wszystkie damy we filmach i chwyciłam rękę Lou. Zaraz we dwoje dumnie szliśmy przez czerwony dywan. Czułam się niesamowicie. W wielkim cudownym holu było móstwo ludzi. Ja ich nie znałam, nie wiem jak Louis. W oddali zobaczyłam czarny kapelusz z piórkiem i byłam pewna, że to Hazza. Posłałam Louisowi jednoznaczne spojrzenie a on tylko przytaknął. Podeszliśmy do Harryego i Marleny.

- Proszę o uwagę - usłyszeliśmy głos dochodzący z jakiegoś podwyższenia. Jakiś facet w garniturze stojącym na podium rozwinął myśl. - Witam sedecznie wszystkich przybyłych gości na corocznym festiwalu muzyki pop. A teraz zapraszamy państwa do sali obok.

Pokierował zszedł ze sceny. Razem z Louisem i resztą chłopaków z dziewczynami, którzy za cholerę nie wiem kiedy przyszli, weszliśmy na salę. Była ona ogromna! Choć to za małe słowo. Panowała tutaj czerwień i biel. Kilkadziesiąt okrągłuch stołów mogących zmieścić po 10 osób, byly poustawiane na większej części sali.

- Nasz jest tutaj - Louis pociągnął nas z resztą prawie przed scenę w ciemniejszym miejscu, co tylko nadawało temu miejscu uroku.

- Ślicznie tu - powiedziała zachwycona Marlena.

- Tak.

- Witam ponownie - spojrzałam na scenę i zobaczyłam tego samego faceta co wcześniej. - Nazywam się Gregorio i poprowadzę dzisiejszą galę.

*** Pół godziny później ***

Siedzimy przy stoliku, popijając jakiś tani alkohol.

- Kicia, chodź zatańczymy - stwierdziłam, że mogę iść. To jedyna rozrywka, jeśli nie licząc śpiewających gwiazd.

- Okej - przystałam na propozycję Louisa i wstaliśmy oboje od stołu. Został tylko biedny Zayn, który był sam, bo Perrie nie mogła urawać się z trasy. Louis objął mnie lekko w talii i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki.

Piosenka się skończyła i wróciliśmy do stolika.

- A teraz zapraszam na scenę zespół, któey osiągnął międzynarodową sławę w ciągu czterech lat! Jedyny i niepowtarzalny, przed państwem One Direction!

Obejrzałam się na boki i stwierdziłam, że jestem sama przy stole z Marleną, Shopią i Mad - nową dziewczyną Nialla, lub jak to on sam ujął - towarzyszką na dzisiejszy wieczór, ale zarówno ja jak i reszta paczki twierdzimy, że jest inaczej.

Na scenie pogasły światła, ale ja doskonale z miejsca gdzie siedzę, widziałam pięć sylwetek moich aniołów. Zaczęła grać muzyka do Steal My Girl. Zayn zaczął swoją wzrotkę, a ja zamknęłam oczy by poczuć tą piosenkę. Nawet nie wiem kiedy piosenka się skończyła, ale Soph wróciła mnie do żywych.

- Jak ci się podobało kotku? - zapytał mnie Louis który, nie wiem skąd pojawił się za mną, by potem usiąść na swoim miejscu obok mnie.

- Cudownie. Świetnie śpewacie - powiedziałam do reszty.

- Ah, zarumieniłem się - powiedział Niall i dotknął swoich policzków. Zaśmialiśmy się.

- Nie bądź już taki skromny Nialler - powiedział Liam i przytulił Soph. Coś zakuło mnie w sercu. Zazdrość? Możliwe. Oni są razem, nikt nie każe im zrywać. A ja z Lou? Jeszcze pięć dni, chyba zacznę się jutro pakować.

- Co ci jest słońce? - zapytał Louis, gdy zobaczył moją smutną minę.

- Nie nic, zamyśliłam się - przytuliłam się do niego, by nie widział mojego wyrazu twarzy.

- Środa nadal aktualna? - zapytała mnie Marlena, gdy wysiadaliśmy z Lou pod domem.

- Tak! Może być 14?

- Okej. To pa.

- Pa pa - zatrzasnęłam drzwi. Limuzyna odjechała, a my znależliśmy się na posesji.

- Jak bawiła się moja księżniczka? - zapytał mnie Louis, gdy ściągaliśmy płaszcze w korytarzu domu.

- Całkiem dobrze. Ale nie lubię siedzieć w jednym miejscu.

- Tak, ja też. Dlatego nie lubię takich przyjęć.

- Ale... Zaraz...

- Tak?

- Przecież mieliśmy gadać z Paulem. Co chciał od nas, nie?

- No faktycznie. Nie wiem o co chodzi. Czekaj, zadzwonię do niego.

Weszliśmy do naszej sypialni. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozczesywać włosy. Louis poszedł na balkon.

** Oczami Louisa **

- Halo?- odebrał.

- Słuchaj. Po jaki huj,dzwonisz do mnie i mówisz, że mamy o 19 być na tej jebanej gali, godzinę przed wszystkimi a ciebie nie ma?

- Louis, spokojnie.

- Co spokojnie?! Masz sprawę to przyjdź i powiedz, a nie wymyślasz jakieś pierdoły! Po co ci to było.

- Musiałem was zobaczyć.

- No i co? Popatrzyłeś sobie?

- Tak.

- Tylko tyle mi powiesz?!

- Tak, tylko tyle. A! Jeszcze coś. W czwartek widzę waszą czwórę u mnie w domu o 17.

I rozłączył się. Tak po prostu. Westchnąłem z bezsilności, to mnie kiedyś wykończy. Wszedłem spowrotem do pokoju i zamknąłem drzwi balkonowe.
- I co? - Eva podeszła do mnie i objęła mnie za szyję po czym spojrzała w oczy.

- Nie powiedział nic konkretnego. Nie wytłumaczył się. Powiedział tylko, że w czwartek mamy do niego w czwórkę przyjść.

- Dlaczego w czwórkę?

- Bo Marleny i Hazzy też to dotyczy.

- Aha- nie wnika dalej. Przytuliła się do mnie. Objąłem ją mocniej tak, że czułem ją całą na każdym odcinku mojego ciała.

- Wiesz, że jeżeli on nam w piątek powie, że to koniec, to to będzie naprawdę koniec? - zapytała po chwili ciszy nadal we mnie wtulona.

- Wiem, niestety wiem. Chcę jakoś temu zapobiec, ale nie wiem jak.

- Wiem o tym. Louis?

- Hm?

- Powiesz mi coś? - zapytała.

- Tak.

- Co z naszą sprawą mają wspólnego Harry i Marlena?

Ups.

- A skąd podejrzenia, że mają?

- Bo muszą być u Paula tak jak my? - zapytała ironicznie.

- Okej - westchnąłem ciężko.- Usiądź, powiem ci wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top