23
- Ja... Sam nie wiem. Jutro... jutro idę w tej sprawie do Paula, by zobaczyć co on na to wszystko powie. O co w ogóle chodzi. Ale Eva - złapał mnie za dłonie. -Ja cię nadal kocham. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
- Ja też - w tym momencie poczułam jego usta na swoich. To był taki inny pocałunek. Pełen miłości i desperacji. Pod wpływem jego delikatnego nacisku położyłam się na poduszce, a on zawisł nade mn, by po chwili się odsunąć.
- Nie zostawiaj mnie samego. Nie dam rady bez ciebie - spojrzał mi błagalnie w oczy.
- Na razie nie mam zamiaru - tym razem to ja wpiłam się w jego usta i z każdą chwilą pogłębiałam pocałunek. Z każdą chwilą pragnę go coraz bardziej.
- Nie rób tego - wymruczał.
- Czego?
- Nie kuś mnie.
Zeszedł ze mnie i rzucił się na miejsce obok. Przekręciłam się i położyłam głowę na jego ramieniu, chłopak objął mnie.
- Nie wyprowadzaj się - powiedział po chwili ciszy.
- Ale Louis, jak ty to sobie wyobrażasz? Będziemy mieszkać we trójkę? I może spać w jednym łóżku?- - zapytałam ironicznie.
- Ona na pewno nie będzie spała ze mną w łóżku. To miejsce jest zarezerwowane dla ciebie - powiedział i cmoknął mnie w czoło. Uśmiechnęłam się lekko.
- I tak muszę to zrobić. Ja sobie tego nie wyobrażam.
- Przecież to nie jest wszystko pewne - podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie uważniej.
- Wiem, ale to dla mnie dziwna sytuacja, wiesz? Jakbyś się czuł, gdybym to ja była na twoim miejscu i powiedziała coś takiego?
- Nie wiem. Pewnie bym się załamał.
- Sam widzisz.
- Ale ja nie chcę żebyś się wyprowadzała - pogłaskał mnie po policzku.
- Ja też nie chcę.
- Więc zostań.
- Nie mogę.
- No to chociaż do urodzin Perrie, co?
- Uhm.
- Kocham cię - złączył nasze usta i pociągnął mnie na siebie. Oderwałam się od niego na chwilę by powiedzieć:
- Ja ciebie też.
Położył swoje dłonie na moje plecy by potem zjechać niżej.
- Louis - szepnęłam ostrzegawczo, leżąc na jego torsie.
- Co tam? - zaśmiał się i dotknął mojch pośladków. Prawie nie wyczuwalnie, ale jednak. A potem położył na nich całe dłonie.
- Przestań - wyszeptałam w jego usta.
- Nie moję sobie nawet podotykać?
- Skąd mogę wiedzieć jakie są twoje zamiary? - odpowiedziałam pytaniem.
- Przecież cię nie skrzywdzę. Nie zrobię nic, na co się nie zgodzisz.
- A więc czy pozwoliłam ci dotknąć moich pośladków?
- Eva, no - powiedział błagalnie.
- No dobra dobra. Uciesz się, tylko się nie napal, bo nic z tego nie będzie.
Obrócił nas tak, że teraz to ja jestem pod nim.
- Jakże bym mógł? - popatrzył mi w oczy. - Zależy mi na tobie, nie na twoich majtkach aniołku ty mój- powiedział nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego, przez co sama spóściłam wzrok.
- Nie lubię gdy faceci tak mówią w prost. To okropne.
- Przyzwyczajaj się, bo po ślubie będziemy kochać się co noc - powiedział z beszczelnym uśmiechem. Od razu odstał ode mnie po ręcach, a potem zapytałam.
- Chcesz się ze mną ożenić?
- Oczywiście.
- Ale... - już chciałam wybić mu ten pomysł z głowy, ale mi przerwał.
- Nie ma żadnego ale. Nie wyobrażam sobie swojego życia bez ciebie.
- Ale... - przerwał mi skutecznie, zamykając usta pocałunkiem.
- Proszę cię, nie mów już nic.
- Ale ja chciałam tylko...
- Tak?
- Powiedzieć, że cię kocham głupku - zaśmiałam się a on zaraz po mnie.
- Ja ciebie też.
Jeszcze długo potem rozmawialiśmy, mniej lub bardziej składnie. Zasnęliśmy grubo po północy w swoich ramionach.
***Następnego dnia***
Tak jak obiecałam Zaynowi, zrobiłam śniadanie. Była to jajecznica na bekonie.
- Cześć - poczułam silne ręce Louisa na swoich biodrach a potem delikatny pocałunek w szyję.
- Cześć - odwróciłam się w jego stronę.
- Jak się spało?
- Z tobą zawsze świetnie - powiedziałam i pocałował mnie zaraz po tym.
- O! Moje gołąbki się pogodziły! - klasnął radośnie w dłonie Zayn, który niespodziewanie pojawił się na horyzoncie. Szybko oderwałam się od Lou. Ciągle mnie to peszy...
- On wie - wyszeptał mi Lou do ucha, przytulając do siebie.
- Co tam dobrego dziś zrobiłaś na śniadanie? - zapytał mulat i usiadł przy stole. Odsunęłam od siebie bruneta i powiedziałam:
- Jajecznica z bekonem.
- Um... Trafiłaś w moje podniebienie! - nałożył sobie na talerz sporą porcję z patelni.
- W takim razie muszę też sobie wziąć, bo smakosz wszystko zje - poiedział Louis i usiadł obok Zayna. Ja zajęłam miejsce obok mojego " jeszcze chłopaka" a naprzeciw Zayna.
- Smacznego - powiedziałam i również trochę sobie nałożyłam.
- Dzięki, nawzajem - odpowiedzieli chórem.
- No to będziemy się zbierać - powiedział Zayn. - Louis idziesz? - zapytał go, ale chłopak był za bardzo zajęty masowaniem moich stóp o które prosił mnie cały ranek.
- Louis - nacisnęłam jego imię.
- Tak? Co?
- Jedziemy do Paula - Zayn zadzwonił kluczem do auta.
- Aa tak - mina mu zrzedła. Odłożył delikatnie moje stopy na kanapę, wstał, pocałował lekko w usta i wyszedł mówiąc:
- Widzimy się wieczorem misiu!
I tak oto pojechali na pewną śmierć. Westchnęłam i wpatrzyłam się w ekran. Akurat jakaś prezenterka mówiła coś o chłopcach. Pogłośniłam.
- Jak już mówiłam wcześniej, chłopcy z zespołu One Direction już jutro rozpoczynają promocję ich nowej płyty, zaytułowanej FOUR. A na miejscu pierwszym dzisiejszego notowania ich singiel ppromujcy tenże krążek noszący tytuł STEAL MY GIRL.
Czyżby dziś był 16 Listopad?! Rany, ale ten czas leci. Nawet nie wiem kiedy tak przeleciał. Wiedziałam wszystko o tej płycie i powiem wam, że mam wszystkie piosenki z ten płyty.
A teledysk?
Zawsze go oglądam przed pójściem spać gdy Louis nie widzi, bo on twierdzi, że to marnowanie internetu by oglądać go w teledysku, skoro mogę go oglądać cały czas na żywo. No ok, ale co ja poradzę, że po prostu kocham ten teledysk?!
Po skończonej piosence zadzwoniłam do Marleny.
- Tak? - odebrała.
- Hej Mar.
- O Eva! Jak miło cię słyszeć.
- Mi ciebie też. Jest tam gdzieś Harry?
- Nie, nie ma go. Wyszedł gdzieś.
- A to nawet dobrze.
- Co? Czemu?
- Wiesz jaki dziś dzień? - zapytałam.
- No 16.
- Tylko 16? A miesiąc?
- No listopad i co?
- No właśnie Marleno, Listopad
- powiedziałam dobitnie.
- Aa! - powiedziała. W końcu się skapła.
- No właśnie. Jutro jest promocja płyty.
- No wiem - powiedziała.
- Tylko tyle mi powiesz? Nie jesteś zdziwiona, że Harry nic ci nie powiedział, a raczej nie przypomniał?
- No w sumie... Ale oni są zapracowani, sama wiesz. A poza tym, od czego jest Twitter i facebook? - zaśmiała się.
- No tak.
- Ej, możemy się jakoś spotkać w tym tygodniu?- zapytała.
- Jasne. Kiedy? - dawno jej nie widziałam.
- No nie wiem. Może w środę, co? Skombinowałybyśmy jakieś kiecki na urodziny Perrie, co?
- Ok, jestem za. To się jeszcze zdzwonimy. Pa.
- Pa pa - rozłączyła się.
**Oczami Louisa**
- Jest coś jeszcze o czym powinieneś wiedzieć - powiedziałem do Zayna który aktualnie robił za kierowcę.
- No o co chodzi?
- Bo wiesz... Nie tylko ja mam ten problem.
- Co? O co chodzi? Jak mam to rozumieć? - spojrzał na mnie przez moment.
- Harry też jest postawiony w tej samej sytuacji pod bramkowej co ja.
- Co?! - zatrzymał auto na środku drogi.
Za nami auto zaczęło ostro hamować i trąbić.
- No.
- Ale jak to?
- Harry też musi zerwać z Marleną. Dla Paula okres czasu jaki są ze sobą jest za długi.
Zayn załamał ręce i oparł głowę o kierownicę. Zachowywał się tak jakbyśmy stali na stacji, a za nami nie było tych wszystkich wściekłych kierowców.
- Powiedz coś stary. Nie dobijaj mnie bardziej.
- Powiedział jej?
- Z tego co wiem, to raczej nie.
- Wie, że jedziemy po niego?- ruszył powoli.
- Nie.
- No to dzwoń po niego! - polecił mi zdenerwowany.
- Dobra, uspokój się.
Wybrałem numer do Hazzy i czekałem aż odbierze.
- Halo? - usłyszalem go. - Louis?
- No cześć stary. Jedziemy po ciebie, zbieraj się - szybko się rozłączyłem, bo inaczej wszystko bym mu powiedział.
Kilka minut później, Harry siedzi już w moim wozie i patrzy zdziwony to na mnie to na Zayna.
- On wie? - zapytał niepewnie.
- Wiem wszystko - odpowiedział mu Zayn.
- Sorry, musiałem mu powiedzieć.
- Nie no spoko, powiedzmy reszcie i najlepiej całemu światu! - wywrócił oczami, udał focha. Okej... - Gdzie my w ogóle jedziemy?
- Do Paula. Obgadać i zobaczyć co on na to.
- Ale co obgadać? I co on na co? - zdezorientowany loczek gubił się w tym co mówił.
- Wasz temat i co da się zrobić, żebyście dziewczyn zostawiać nie musieli ciołku - powiedział prosto z mostu Zayn. Podoba mi się ta opcja, ale jest ryzykowna.
- Już nic nie da się zrobić. Powiem Marlenie jutro po gali. Ona kopnie mnie w dupę, a ja rzucę się z mostu i tyle w tym temacie - spojrzał wymownie w okno, co uznałem za koniec tejże konwersacji.
- Hary, nie bądź dzieckiem... - zaczął Zayn. Ja postanowiłem nic się nie odzywać. Posłucham sobie ich.
- Taka jest prawda! Powiedz mu Louis, jak Eva zareagowała - spojrzał na mnie.
- Stwiedziła, że nic tu po niej i chciała się wyprowadzić.
- Widzisz Zayn. Tylko, że z Marleną będzie o wiele gorzej. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć co zrobi - powiedział zrozpaczony chłopak.
- Więc po to właśnie jedziemy, by wiedzieć na czym stoicie głupki - powiedział spokojnie Zayn i skęcił na podjazd domu menagera.
No to czas przygotować się na śmierć. Powolną i bolesną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top