18
- Jasne - odłożył urządzenie na stolik, a ja usiadłam na kanapie obok niego. Oparłam rękę na wezgłowiu kanapy i oparłam o nią głowę. - O co chodzi?
- Ja... Chciałabym ci coś powiedzieć, ale nie wiem czy... Czy dam radę na sucho.
- Wino? - zapytał z krzepiącym uśmiechem.
- Poproszę.
Wstał z kanapy i po chwili przyniósł dwie lampki do wina i czerwone wino. Idealne. Polał nam do kieliszków. Mimo sytuacji w jakiej się teraz znajduję, co chcę mu powiedzieć, to bym uznała to za romantyczny wieczór. Stuknęliśmy się nimi bez słowa upiłam łyk. Wzięłam głęboki oddech.
- Ja... Chcę ci powiedzieć... Coś co nikomu nie mówiłam. Zwłaszcza wam, a przecież jesteście dla mnie ważni... - na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. -Może zacznę od początku. Tak, tak bedzie najlepiej.
- Mów.
- To było jakoś w podstawówce. Poznałam Marlenę. Miałyśmy może po siedem lat, ale przysięgłyśmy sobie przyjaźń do śmierci. Była ze mną w każdym momencie życia. Słuchałam jej rad i w ogóle... Zawsze dobrze na tym wychodziłam. Do czasu, oczywiście - tym razem upiłam spory łyk trunku. Zmarszczyłam nos lekko. - Zakochałam się. Tak bardzo, że nie widziałam świata poza nim. Nikogo nie słuchałam, ani mamy ani Marleny. Dziewczyna powtarzała mi, że to się nie uda, ale ja jej nie słuchałam.
- Byłaś zakochana - powiedział.
- Tak, Mateusz był... Był cudowny - uśmiechnęłam się na pierwsze wspomnienie o nim. - Był idealny. Za każdym razem gdy się spotykaliśmy, imponował mi we wszystkim. Uwielbiałam go. Marlena uparcie cały czas twierdziła, że będę przez niego jeszcze cierpieć - uśmiech znikł mi z twarzy. - Spotykaliśmy się rok. W tym czasie zdążyłam zacząć palić, raz nawet spróbowałam narkotyków i prawie straciłam przyjaciółkę.
- Palisz? - zapytał.
- Nie. Już nie. Ale wracając do tematu. Robiłam wszystko co chciał, bo przecież nie widziałam po za nim świata... - czuję, że zaraz będę wyć. Nie, nie mogę się teraz przy nim rozbeczeć. - Pewnego razu poszliśmy na imprezę. Nie piłam wtedy, bo byłam świeżo po chorobie.
Zatrzymałam się by wziąć oddech i przy pierwszej lepszej okazji się nie popłakać.
- Co było dalej?
- Nawet świetnie się bawiłam... Mateusz pił... Prawie tak jak ja wczoraj - uśmiechnęłam się blado w kieliszek. -Wróciliśmy do domu. Mieszkałam u niego od czasu, gdy pokłóciłam się z mamą o to, że wyraziła zdanie o moim chłopaku. Zmęczona, położyłam się spać, ale on miał jeszcze mało zabawy i zachciało mu się tańczyć na środku pokoju - parsknęłam nerwowo.
Oczy zaszły mi łzami. Zaraz wybuchnę.
Odstwiłam kieliszek na stół.
- Spokojnie Eva, jestem tu - przyciągnął mnie do siebie.
- W pewnym momencie zbliżyliśmy się do siebie... Zaczął mnie całować i on... Ja nie chciałam niczego więcej tamtego wieczoru... I... Wkurzył się i wziął sobie, to chciał. On mnie zgwałcił... - ledwo wydusiłam i rozpłakałam się, a jego ramiona mnie otuliły mocnej. - Nie wiem jak, ale... Udało mi się uciec od niego. Poszłam do Marleny. Zapukałam i czekałam czy mi otworzy. Otworzyła. Jak tylko mnie zobaczyła, mocno przytuliła i nie powiedziała żadnego pierdolonego : " a nie mówiłam? ". Gdy w końcu się uspokoiłam, zrobiła herbatę, a ja wszystko jej opowiedziałam. Nie była zła, wybaczyła mi. Z mamą też rozmawiałam. Przeprosiłam ją.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy.
- To już zamknięty rozdział. Powiedziałam ci o tym bo powinienieś wiedzieć. Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mnie znać - odsunęłam się od niego, by móc na niego spojrzeć.
- Co ty gadasz? Jakie "nie będziesz chciał mnie znać"?
- Ja... Nie wiem co we mnie wstąpiło... Nie wiem czemu ci to powiedziałam... Ja... - podniosłam się do pionu, wydostając się tym samym z jego ramion.
I uciekłam do pokoju.
**Oczami Louisa**
Siedzę oniemiały przez chwilę. Nie wiem co mam teraz powiedzieć.
Doszedłem w końcu do siebie.
Jak można tak robić?! Jak można gwałcić niewinne istoty?! Co za złamas pierdolony! Niech ja go tylko kiedyś dorwę...
Wstałem z kanapy i ruszyłem po schodach do pokoju Evy. Zapukałem, ale odpowiedziała mi cisza. Wszedłem do środka. Leżała na łóżku, tyłem do mnie.
- Lou, wyjdź proszę - powiedziała cichym zachrypniętym głosem.
Nie odpowiedziałem, tylko położyłem się na łóżku za nią i przyciągnąłem ją do siebie. Jej ciało zadygotało i dziewczyna rozpłakała się.
- Ciii... - zacząłem ją uspokajać.
- To tak bardzo bolało - wydusiła. -Czemu ja ci to w ogóle mówię?- nadal nie odwróciła się w moją stronę.
- Spójrz na mnie - z cichym jękiem sprzeciwu po chwili patrzały na mnie zapłakane oczka Evy. Otarłem lecące łzy kciukami i uśmiechnąłem się lekko. - Myślę, że mi zaufałaś.
- Uhm, ja... Myślę, że tak.
- Ewa, ja... - czy to odpowiedni moment? A jeśli nie? A huj, jebać to! -Kocham cię - wypowiedziałem wyraźnie i czekałem na jej reakcję. Bałem się jak cholera, że mnie wyśmieje. Ale ona tylko patrzyła. Nawet nie wiem w jaki sposób. Zwątpiłem. - Cholera, przepraszam... W ogóle nie powinieniem nic takiego mówić... Kretyn ze mnie skończony! Przepraszam - zacząłem wstawać, ale zatrzymała mnie jej dłoń na mojej.
- Zostań. Ja też chcę coś powiedzieć.
Serce zaczęło mi szybciej bić ze stresu i ze strachu.
- Słucham cię - położyłem się znów obok niej i spojrzałem jej w oczy.
- Ja... Widzisz Louis... Ty mi się od zawsze podobałeś w sumie od chwili gdy cię pierwszy raz zobaczyłam... - spodobało mi się to co mówiła. -Wyobrażałam sobie, jakby to było gdybym cię spotkała i w ogóle... I mimo tego wszystkiego co się stało, nadal cię lubię - mina mi zrzedła. Wyznałem jej miłość a ona mnie lubi. - Odrzuca mnie od mężczyzn, ale jak jestem z tobą czy z chłopakami... Czuję się bezpiecznie. Ufam wam. I... Boże, jak to powiedzieć?
- Normalnie - stres zjadał mnie coraz szybciej.
- Ja też cię kocham - zamknęła oczy, jakby za to co powiedziała miała conajmniej dostać w twarz.
- Powtórz.
- Kocham cię Louisie Tomlinsonie.
Mój uśmiech w tym momencie i radość nie zna granic. Szczęśćie mnie rozpiera.
- Naprawdę?
- Tak.
Nie czekałem ani chwili dłużej, tylko przyciągnąłem ją do siebie i delikatnie pocałowałem. Nie chcę przekroczyć granicy, którą sama wyznaczyła.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytałem przez pocałunek.
- Tak.
Przytuliłem ją do siebie. Oparła głowę o mój tors i westchnęła.
- Ale o czymś takim nie marzyłam - pociągęła nosem.
- Jestem nieprzewidywalny.
- Tak, to prawda - poklepała mnie po brzuchu. - Cieszę się, że w końcu ci to powiedziałam. Nie wiem, czy byłabym w stanie zrobić to innym razem.
- Ja też. Jak wtedy byłaś nieprzytomna w tym szpitalu, nie mogłem sobie darować, że zostawiłem cię tam samą...
- Cii Lou już, to przeszłość. Tego już nie ma.
- Tak bardzo się bałem, że cię stracę... Tak bardzo cierpiałaś...
- Dość Louis. Co mam zrobić żebyś przestał o tym mówić?
Popatrzyłem na nią przez chwilę. Ona też patrzyła na mnie.
- Co zrobić? Pocałuj mnie.
Wspięła się by być bliżej mnie i złączyła nasze usta w pocałunku. Obróciłem nas by być nad nią i patrzeć na nią. Oderwałem się od niej i spojrzałem na jej twarz.
- Odnalazłem w końcu swojego anioła - powiedziałem i odgarnąłem włosy z jej oczu.
- A ja swojego stróża.
- Nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuję - pocałowałem ją w czubek głowy na co się uśmiechnęła.
- Kocham cię.
- Ja ciebie bardziej - znów ją przytuliłem. Najchętniej nie wypuszczałbym ją z moich ramion.
- Zjemy coś? - zapytałem gdy zaburczało mi w brzuchu. Super.
- Chętnie.
Pierwszy zszedłem z łóżka by pomóc jej podnieść się, ale ona zaraz była obok.
- Ej, psujesz mój wizerunek gentelmena!
- Dla mnie i tak nim jesteś - uciekła przede mną po schodach do kuchni.
- Mam cię - powiedziałem i złapałem ją w talii i tyłem przyciągnąłem do siebie. Odwróciła się do mnie przodem i pocałowałem ją, korzystając z okazji.
- Co jemy? - zapytała.
**Oczami Evy**
- A co byś chciała? - odpowiedział pytaniem.
- Hm... Ciasto.
- Jakie?
- Zobaczysz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top