12
- Aaa dobrze. Ostatnio byliśmy na randce. Takiej bez fleszy i tego wszystkiego. To miejsce było cudowne - rozmarzyła się.
- Halo, ziemia do Marleny! - pomachałam jej ręką przed oczami bo odpływała.
- C - co?
- Nie odpływaj.
- Sorry.
- To mówisz, że z naszej Hazzy taki romantyk jest?
- Pierwsza klasa.
- No to dobrze masz. Co u chłopaków?
- Jak wychodziłam to było okej. Siedzieli na kanapie i oglądali jakiś mecz.
- Aha, bardzo ciekawe zajęcie.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, ale poszła potem bo Harry zadzwonił. Ah, co ona już z nim ma...
Usiadłam wygodniej na tym mniewygodnym łóżku i podłączyłam laptopa. Zalogowałam się Facebooku i Twiterze. Na Facebooku nic się nie zmieniło tyle, że dostałam kilka zaproszeń do znajomych.
Twittera bardziej się obawiam. No i nie przeliczyłam się. Moja skrzynka była zapełniona. Chcecie poznać kilka wiadomości? Proszę bardzo. Może najpierw te mniej przyjazne:
" Ty jesteś jego dziewczyną?Prędzej uwierzę w Larry'ego niż w was! "
" Jesteś zwykłą dziwką i tyle. Lou cię utrzymuje bo mu dajesz i na tym to wszystko polega "
I jeszcze:
" Ja pierdole, jak można być z takim czymś?! Ja nie wiem co on w niej widzi... To jest chore."
Ale były też miłe komentarze, które podniosły mnie na duchu:
" Cieszę się,że Louis znalazł sobie kogoś normalnego, a nie jakąś wytapetowaną lalę "
" Mam nadzieję,że szybko wrócisz do zdrowia! Powodzenia z Lou! "
" Louis T. to mój mąż, ale mogę ci go oddać bez rozwodu! Jesteś super!"
Ten ostatni mnie rozbroił.
W chwili, gdy wylogowywałam się z tt, do mojej sali wszedł nie kto inny jak wyżej wspominany Louis Tomlinson.
- Cześć - posłał mi swój najwspanialszy uśmiech.
- Cześć - zamknęłam laptopa i zostawiłam go na kolanach,po czym powiedziałam: -musimy porozmawiać.
- Czyli już wiesz? - zapytał zrezygnowany.
- Wiem co? - hcę to od niego usłyszeć.
- Paul powiedział, że musisz ze mną zamieszkać po wyjściu ze szpitala - powiedział i lekko zmieszany opuścił głowę.
Sposób w jaki to powiedział po prostu zmiękczyło moje i tak już miękkie serce do niego.
- Louis?
- Tak? - ożywił się.
- Czemu nie powiedziałeś mi od razu?
- Ja... Byłaś jeszcze osłabiona, nie chciałem dokładać ci problemów.
- Nie chodzi o to czy problem. Po prostu przykro mi, że mi o tym nie powiedziałeś. Nie ważne, że nie jestem w formie.
- Więc nie jesteś na mnie zła?
- Nie - przeszło mi gdy tylko wszedł do sali.
- Uff - odetchnął z uśmiechem.
- Louis - zaśmiałam się.
- No co? Muszę cię rozśmieszyć.
- No dobrze. Wyspałeś się?
- Tak, wystarczająco. Zjadłem obiad i kolację, a dziś śniadanie i obiad, no i ogoliłem się -zrelacjonował.
- Grzeczny chlopiec - pochwaliłam go i poklepałam po ręce, którą trzymał na łóżku.
- Kiedy cię wypiszą?
- Lekarz powiedział że jak wszystko będzie okej, to za dwa - trzy dni.
- No to świetnie.
***Cztery dni później ***
Lekarz porobił różne badania i zostawił mnie jeszcze dwa dni na obserwacji. Dziś w końcu wychodzę. Lou codziennie do mnie przychodził i dziś zadeklarował, że mnie odbierze z tego ponurego szpitala. O trzeciej byłam gotowa do wyjścia.
- Już jestem, na sorki za spóźnienie, ale fanki mnie zatrzymały - chłopak wszedł na salę.
- Nie szkodzi, mogłam się w spokoju spakować.
- To co, idziemy?
- Tak - ten od razu chwycił moją torbę i przewiesił ją sobie przez ramię i przepuścił mnie w drzwiach. Ah, ten mój dżentelmen...
Szłam powoli z tego względu, że mam kule i chodzę, jakbym była całkiem połamana.
Stanęliśmy przed drzwiami wyjściowymi, a za nimi rozległ się jeden wielki zbiorowy pisk.
- Załóż okulary - polecił i podał mi moje brązowe ray - bany. Skąd on je ma?
Zrobiłam tak jak chciał i po długim westchnieniu, oboje wyszliśmy z budynku. A na zewnątrz? Jeszcze więcej krzyku i pisku.
- Jak się czujesz? - padło pierwsze pytanie, a za nim kolejne. Nawet ich nie rozróżniałam, był taki chaos.
- Idź do tego samochodu po prostej - usłyszałam wyraźny głos Lou przy moim uchu. Tak też zrobiłam i po kilku krokach znalazlam się przy jego samochodzie.
Szybko, jak tylko mogłam, wsiadłam i zatrzasnęłam drzwi. Westchnęłam, spojrzałam w bok i zobaczyłam,że Loui robi to samo.
- Przepychanie jest najgorsze - powiedział i po chwili włączył silnik.
- Masz rację - poprawiłam kule i spojrzałam w przednią szybę. Fanki rozstąpiły się i mieliśmy teraz pustą drogę. Chłopak skorzystał z tego i już po chwili jedziemy równą drogą.
- Najpierw pojedziemy do chłopaków, bo bardzo chcieli cię zobaczyć, no i Marlena obiecała, że urwie mi głowę jak cię do niej nie przywiozę.
- Cała ona.
Tak, dziewczyna potrafi przyłożyć jak ktoś ją zdenerwuje czy nie zgodzi się z jej zdaniem.
Po kilku minutach jazdy, podjechaliśmy pod dom chłopaków i Marleny.
Ustaliliśmy z Lou, że tą noc prześpię się u siebie, a jutro w spokoju się spakuję i pojedziemy do niego, jak chce Paul.
Chłopak wyszedł pierwszy i otworzył mi drzwi pasażera. Wyjęłam te nieszczęsne kule i już po chwili stałam na nogach.
No to idziemy.
Po zrobieniu kilku kroków i przywitaniu się z ochroniarzem, znaleźliśmy się pod drzwiami. Chłopak nacisnął ostrożnie klamkę i po cichu weszliśmy do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top