Naostrzona recenzja #4 [Sześć serc]

Wydawnictwo: Filia

Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek

Cykl: Hearts (tom 1)

Ilość stron: 477

Kategoria: romans

Opis

Myślę trójkątami. Wy myślicie liniami prostymi.

Pokażę Wam stół i przekonam, że to krzesło.

Dym i lustra, sztuczki i triki. Oszukuję i zwodzę.

Ale przede wszystkim stawiam na dobre przedstawienie.

Wszyscy sądzą, że zabiłem człowieka, ale nie zrobiłem tego. Pragnę zemsty. Pragnę jej dla siebie i dla niej. Chcę rewanżu dla całej naszej szóstki. Ona mnie nie pamięta, choć jest przyczyną tego wszystkiego. Będzie moją nagrodą, gdy wszystko dobiegnie końca. Jeśli tylko okażę się dość silny.

Zatem śmiało, wybierzcie kartę. Wejdźcie i obejrzyjcie przedstawienie. Spójrzcie na moje dłonie, przyjrzyjcie się uważnie, tak byście nie widzieli tego, co się dzieje naprawdę. Zniszczę wasz świat w świetle reflektorów. Nie zorientujecie się co robię, dopóki nie będzie za późno. Mam tylko jedno serce, a kiedy moje wielkie oszustwo dobiegnie końca, wręczę je właśnie jej.

Usiądźcie wygodnie, znajdujecie się na początku jazdy z piekła rodem.

Wreszcie faktyczna recenzja

Trudno uwierzyć, jak wiele zdradzić może opis. Nie trzeba być ekspertem, żeby na podstawie tylnej okładki Sześciu serc domyślić się, jak będzie wyglądać szkielet fabularny tej powieści. Wystarczy krótka refleksja, i gotowe. Wiemy, o czym będziemy czytać. A że czytanie tej pracy to rzeczywiście jazda z piekła rodem, jest to moment, by odłożyć tę książkę na bok.

Fabuła, choć kusi nas kryminalną nutą, jest podręcznikowym przykładem romansu z gatunku "przystojny bogacz i szara myszka". Poznają się niby przez przypadek, ale w rzeczywistości mężczyzna obserwuje główną bohaterkę od dłuższego czasu, w tym przypadku, od dzieciństwa. On jest bajecznie bogaty, podczas gdy ona odkłada grosz do grosza. On jest flirciarzem, na którego widok kobiety mdleją, ona rumieni się, gdy ten na nią spojrzy. No i przeszłość, koniecznie przepełniona przemocą. Ten schemat w ostatnich latach zdobył olbrzymią popularność, ponieważ odpowiada na wszystkie potrzeby kobiecych serc. Stał się równocześnie tak oklepany, że gdy tylko przeczytałam prolog, miałam ochotę zamknąć książkę i zająć się czymś innym. Żałuję, że tego nie zrobiłam.

Relacja między Matildą a Jasonem, głównymi postaciami, rozpisana jest według zasady: poznanie, połączenie, odrzucenie, zgoda. Rozwija się z początku powoli, bohaterka nie dopuszcza do siebie uczuć, ale wszystko narasta, aż w końcu bohaterowie kończą w łóżku, by następnego dnia mężczyzna powiedział: musisz się trzymać ode mnie z daleka, ale to dla twojego dobra.

Powiem Wam, że gdy dotarłam do momentu, w którym on ją odrzuca, musiałam wyjść na godzinny spacer, tak mnie nosiło ze złości. Byłam niewyobrażalnie rozczarowana tą książką. Bo tak, wiedziałam, że to kolejny romans, ale zostałam kupiona przez obietnicę magii, sztuczek, nieznanego tak naprawdę świata iluzji. Co w zamian dostałam? Kilkanaście krótkich, czasem jedno-akapitowych scenek, spisanych z ekranu telewizora. Autorka tylko raz pokusiła się o wytłumaczenie mechanizmu działania jednej z nich. Reszty możemy się tylko domyślać. I tyle. Oto całe magiczne zaplecze Sześciu serc. Powieści, która skusiła nas światem iluzji, a potem pokazała środkowy palec.

Sytuacji nie polepszają też schematyczni bohaterowie, narysowani jak przez kalkę. Szara myszka, która nigdy tak naprawdę nie była w poważnym związku, całkowicie niewinna i rumieniąca się przy każdej okazji. Jej przyjaciółka, będąca kompletnym przeciwieństwem, czyli pewną siebie flirciarą, której faceci padają do stóp. No i on. Pan idealny, o którym marzy cały świat, a który ma za sobą niezwykle bolesną przeszłość. Najciekawsze jest to, że autorka ma w głębokim poważaniu resztę postaci, nieważne, jak wielką rolę mają przeznaczoną. Szczególnie dotyczy to mężczyzn. Cosway opisuje wygląd postaci kobiecych, często bardzo złośliwie, ale kompletnie olewa te męskie. Nie wiemy o nich nic, nawet jaki mają kolor włosów. Zresztą opisów otaczającego świata nie jest w tej książce wiele. Nie dowiemy się prawie niczego o wyglądzie wnętrz, a co dopiero świata zewnętrznego.

Najgorsze w tym wszystkim jest tłumaczenie. Bardzo dosłowne, niemal szkolne. Katarzyna Dyrek tłumaczy niczym translator Google. I tak czytamy np.: pieprzę cię, przy czym poprawne tłumaczenie podałoby choćby chrzań się, zamiast bez zastanowienia wpisywać dosłowne tłumaczenie wyrażenia fuck you. Już nawet nie wspominam o słownictwie pojawiającym się w scenach erotycznych, bo szkoda na to czasu. Powiem tylko jedno: nikt tak nie mówi.
Zastanawiająca jest też narracja pierwszoosobowa, i to w czasie teraźniejszym. Jest ona przydatna, gdy zagłębiamy się w umyśle bohatera. Gdy autor chce przekazać wszystkie myśli, spostrzeżenia, pokazać świat takim, jakim go widzi bohater. Czas teraźniejszy wspomaga ten zabieg, ponieważ możemy śledzić autentyczny przebieg myśli. Tutaj jest to zupełnie niewykorzystane. Bohaterka nie ma wielu przemyśleń, a my w kółko czytamy o tym, jak przygotowuje obiad lub je kanapki. Jeśli ktoś lubi, jak nic się nie dzieje, to będzie książka dla niego.

W każdym razie przez czterysta stron nie dzieje się kompletnie nic, po czym nagle autorka przypomina sobie, że w zasadzie trzeba już kończyć, więc między rozdziałami następuje przeskok o kilka miesięcy, by od razu dać punkt kulminacyjny i połączyć wszystkie elementy układanki, którą my mamy ułożoną po pierwszych dziesięciu stronach. Mamy być chyba tym wszystkim zaskoczeni, ale nie trzeba być geniuszem, żeby już dużo wcześniej wszystkiego się domyślić.

Nie owijając w bawełnę, to nie jest dobra książka. Jeśli lubicie, jak autor ma Was za niezbyt mądrych, to może uda Wam się czerpać przyjemność z tej lekkiej, niewymagającej lektury, idealnej na leniwe popołudnie. Musicie też być gotowi na to, że będziecie w stanie przewidzieć każdy ruch, każde słowo i wydarzenie, dlatego zastanówcie się, czy w ogóle warto marnować swój czas. I tym niezbyt pozytywnym akcentem, zakończę.

Tulę,

Nita.

adriananitaniteczka  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top