Niveis... śpisz?

Sześcioletnia dziewczynka wstała z łóżka. Wierzchem dłoni przetarła swoje zaspane oczy zganiając tym samym resztki snu, który zdawał się nie chcieć jej opuścić. Przywiązał się do niej za bardzo, by teraz tak po prostu odejść. Jej na wpół przytomny wzrok utkwił w nocnym widoku za oknem. Dziś była pełnia - ulubiona faza księżyca dziewczynki.

Niveis od zawsze wpatrywała się w nocne niebo. Uwielbiała blask księżyca, gwiazd... znała każdą konstelację... Księżyc za każdym razem wywoływał u dziewczynki dziwny stan - czuła wtedy nieopanowane szczęście, radość, siłę. Nigdy nie miała pojęcia dlaczego tak się dzieje.

Sześciolatka podeszła chwiejnym krokiem do dużego okna. Pod wpływem nocnego wiatru, gałąź rosnącego niedaleko drzewa uderzała cichutko w szybę. Zdawałoby się, że to właśnie stary świerk jest powodem przez, który białowłosa nie śpi. W rzeczywistości było inaczej - wołał ją srebrny książę zawieszony na granatowym niebie. Wołał ją cichutko - Niveis... Zbudź się...

Dziewczynka przytuliła mocniej niesioną przez nią maskotkę. Maskotka ta przypominała białego wilka, który dumnie wypina pierś i spogląda na świat pogrążony w błogim śnie. Biała kupka materiału nosiła dumne imię - Kieł. Kieł został podarowany białowłosej na jej trzecie urodziny. Od tamtego czasu Niveis przywiązała się do maskotki. Mogło być to spowodowane dziwnym sentymentem sześciolatki do wszystkiego co białe i przypominające wilki. Kieł w niektórych miejscach był już zszyty kilkukrotnie przez rodzicielkę białowłosej, a gdzieniegdzie materiał stał się na tyle cienki, by puchowe wypełnienie wilka można było dostrzec gołym okiem.

Niebieskooka spoglądała na las, w którym rosło mnóstwo iglaków oraz drzew liściastych, które niedawno zrzuciły zieloną koronę, ustępując władzy zimie. Gruba warstwa puchu okalającego nawet te najmniej dostępne miejsca odbijała księżycowe światło. Dzięki temu w okolicy było naprawdę jasno. Śnieg w wielu miejscach został naruszony przez zwierzęta żyjące w lesie.

Niveis wstrzymała oddech kiedy do jej uszów wdarło się głębokie, wilcze wycie. Wydawało jej się, że właściciel głosu jest pogrążony w żałobie. Oddzielił się od swojej watahy, a teraz nie potrafi jej odnaleźć. Zrozumiał, że popełnił błąd. Teraz chce powrócić.

Na korytarzu zapaliły się żarówki. Ojciec dziewczynki zbudzony przez straszny koszmar postanowił napić się czegoś ciepłego. Skierował swe kroki do kuchni położonej na parterze, jednak stanął przy drzwiach córki. Mężczyźnie zdawało się usłyszeć tupot małych stópek. Czyżby białowłosej też dokuczała mara?

Śnieżnobiały mężczyzna chwycił klamkę od drewnianych drzwi po czym popchnął je delikatnie.

Pokój Niveis wyglądał na pomieszczenie typowego drewnianego domku. Ściany wykonane z jodły pokryte licznymi malowidłami doskonale komponowały się z jasnymi, brzozowymi meblami, na których widniały malunki leśnych zwierząt. Na brzozowej podłodze  odpoczywał dywan, który każdego dnia leżał w innym miejscu; miał gdzie. Pokój dziewczynki był naprawdę duży. Źródłem światła w leśnym pokoiku był duży, dostojny, ciemny żyrandol, który w spadku po dziadku otrzymała jego kochana wnuczka. Sam żyrandol jednak był za stary, toteż za niedługo miał zostać wymieniony na lepszy, nowocześniejszy model. Oprócz dziadkowej lampki w pokoju za źródło światła robiło duże okno, które przystrojone wokół było przez różne powycinane przez mamę dziewczynki podobizny zwierząt, które następnie za pomocą sznurka zwisały bezwładnie. W rogu pokoju, zaraz obok okna stało ukrywające się za jasnoszarym baldachimem łóżko.

Na łóżku niebieskookiej dziewczynki poruszyła się kupka ciemnej kołdry. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie po czym podszedł do kupki. Usiadł na materacu a następnie zapytał się z troską

 - Nie możesz spać, prawda? - po pokoju rozniósł się głęboki męski głos przepełniony troską.

 - Tak tatusiu... - dziewczynka westchnęła głośno. Usiadła obok ojca i przytuliła się do niego. Czuła lekki zawód; myślała, że uda oszukać jej się tatę, który zapewne znów wrócił do swojego pierwotnego zadania.

 - Chcesz się czegoś napić? - dziewczynka pokiwała głową. Miała wielką chęć na szklankę jej ulubionego kakaa. - A więc chodźmy -ojciec wziął sześciolatkę w objęcia po czym wyszli razem z pomieszczenia i udali się do kuchni.


♥♣♥♣♥♣♥♣

612 słów ^-^

Co sądzicie??? :333

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top