Rozdział 12

Kilka godzin później...

Nadal siedzę w szpitalu. Czekam na swoją kolej, aby wejść do lekarza. Przede mną są jeszcze dwie osoby. Nie mam co robić. Martwię się o brata i o Cole'a. Ta postać była bardzo dziwna. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby komuś tak świeciły się oczy, a co dopiero, żeby ktoś miał taki piskliwy głos. Bardzo mnie to martwi. Od tamtego zdarzenia nie widziałam też Senseia Wu. Osoba przede mną właśnie wyszła z pokoju lekarskiego. Zostawiła drzwi otwarte, abym mogła wejść. Razem z wychowawczynią udałyśmy się do pomieszczenia, w którym znajdował się lekarz.
- Dzień dobry - powiedziałam, wchodząc.
Nauczycielka weszła za mną.
- A więc co panience dolega? - spytał, uśmiechając się.
- Spadłam ze schodów i chyba naderwałam sobie bark - powiedziałam, łapiąc się za bolące miejsce.
- Dobrze, a więc pokaż mi to ramię - oznajmił.
Posłusznie ostrożnie podwinęłam rękaw od bluzki.
- Uuu... - oznajmił, tracąc z twarzy uśmiech. - Musimy ci go nastawić. Najpierw podamy ci leki przeciwbólowe, a później spróbujemy go nastawić.
- Dobrze - orzekłam.
1 godzinę później...
Bolało jak cholera. Myślałam, że nie wytrzymam. Wychowawczyni trzymała mnie za zdrową rękę. Plus tego był taki, że mogę już normalnie nią ruszać. Właśnie zmierzam w stronę sali, w której leży Kai i Cole. Po dojściu na miejsce zauważyłam, że chłopaki są podłączeni do kroplówek. Podeszła do mnie kobieta w białym fartuchu.
- Jesteś kimś z rodziny? - spytała.
- Tak - odpowiedziałam.
- Pewnie chciałabyś się dowiedzieć jaki jest ich stan zdrowia - oznajmiła.
- Taak... - odrzekłam irytująco z myślą, że ta pani powinna mi to już wcześniej powiedzieć.
- W sumie... - zatrzymała się. - Jest dobrze. Teraz śpią. Mają wielkie szczęście, że ich bębenki uszne nie zostały uszkodzone. Sprawdzaliśmy czy słyszą. Nie jest źle. Kai słyszy szumy w głowie, a Cole ma zawroty głowy. Naprawdę mieli wielkie szczęście - powtórzyła.
Zauważyłam, że chłopcy w uszach mają watę ( nie, nie watę cukrową xd).
- A po co im ta wata w uszach? - spytała lekko zdziwiona.
- Nie mogą jeszcze przemęczać słuchu - odpowiedziała.
- Aha dobrze, dziękuję za informacje - oznajmiłam.
- Proszę bardzo.
Po przebytej rozmowie razem z nauczycielką udałam się do internatu.
Dochodziła północ. Byłam wymęczona tym dniem. Kiedy doszłam do swojego pokoju, od razu położyłam się spać.
Jest ciemno. Nic nie widać. Jestem sama w lesie. W oddali słyszę jakieś jęki. Zaczęłam biec w tamtą stronę. Zauważyłam wszystkich chłopców zabitych, leżących w krwi. Podbiegłam
do Jay'a i zaczęłam szlochać. Za mną pojawiła się jakaś osoba w
czarnym stroju. Zaczęła krzyczeć.
Ten pisk był nie do zniesienia.
Zwalił mnie z nóg. Usłyszałam tylko słowa, przemieszane z głośnym piskiem i szumem.
- Nikt was nie ochroni! Jestem niepokonany!
Obudziłam się cała spocona ze strachu.
- To był tylko sen. To był tylko ten - powtarzałam sobie.
Spojrzałam na zegarek. 5:50.
- I tak już nie usnę - pomyślałam.
Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam przeglądać internet. Nagle ktoś zadzwonił.
- Cole!? - zdziwiłam się i pośpiesznie odebrałam.
- Halo? - powiedział głos z słuchawki.
- Cole? - zapytałam.
- O, cześć Nya. Jak tam w internacie? - zapytał.
- Jejku, co ty wygadujesz. Powinniście teraz odpoczywać, oszczędzać słuch a nie wydzwaniać - ochrzaniłam go.
- Spokojnie... Jutro wracamy do internatu. Z nami już lepiej. Kai jest już w pełni zdrów. Jedynie jak się podniosę do pozycji siedzącej, to mam zawroty głowy. Ale i tak jest już lepiej, także nie masz się o co martwić - oznajmił.
- Dasz do telefonu Kai'a? - spytałam.
- Pewnie - odpowiedział
Po chwili usłyszałam znajomy mi głos.
- No cześć siostra. Jak tam twój bark? - spytał szczęśliwy.
- A dobrze. Po za tym, że ledwo co nie wykitowałam kiedy mi go nastawiali to jest okej. A u ciebie?
W tej chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Yyy... Przepraszam ale właśnie ktoś puka do drzwi. Nie wiem kto już nie śpi o tej godzinie... Pogadamy później. Na razie - oznajmiłam.
Z słuchawki usłyszałam dwa głosy mówiące 'hej'. Po nich się rozłączyłam.
Podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazała się Seliel.
- Cześć... - powiedziała niepewnie. - Mogę wejść?
- Jasne - oznajmiłam, zapraszając ją do środka.
- Nie obudziłam cię?
- Niee. I tak już nie spałam - odpowiedziałam.
- To dobrze. Mam ci do przekazania pewną informację. Tylko nie możesz o niej nikomu powiedzieć. Nawet swojemu bratu.
- Zamieniam się w słuch - oznajmiłam.
- Sensei Wu każe nam dzisiaj o godzinie 16 po lekcjach spotkać się na sali gimnastycznej. Podobno ma dla nas pewną informację - oznjamiła.
- A wiesz kto ma tam jeszcze być? - spytałam.
- Ja, ty, Skylor i jakaś nowa dziewczyna Pixal z równoległej klasy.
- Chyba wiem z czym to jest związane - powiedziałam zamyślona.
- Z czym!? Powiedz proszeee - zaczęła mnie błagać.
- Dowiesz się jutro. Wtedy ci powiem czy moje przemyślenia nie były błędne - oznajmiłam.
- Ale proszeee - nalegała.
- Nieeee powieeem ciiii - oznajmiłam przeciągając zabawnie każde słowo.
- No dobra. Tylko nie zapomnij... i jeszcze jedno... - zmieszała się.
- Tak? -spytałam.
- Nya... - zaczęła Seliel - Co z Cole'm? - spytała.
- A więc o to chodziło - pomyślałam.
- Miał pewne problemy, ale czuje się już lepiej. Rozmawiałam z nim dzisiaj i wydawał się być w dobrym humorze - wyjaśniłam.
Seliel skinęła głową. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- To dobrze... znaczy nie to żebym jakoś szczególnie się martwiła, ledwie go znam. Znaczy rozmawialiśmy kilka razy i w ogóle znaczy... ugh! - wyjąkała. - Już nieważne.
Zachichotałam.
- To miło, że się o niego troszczysz. Cole nigdy nie miał przyjaciółki, zwykle jest skryty - westchnęła.
Seliel pokiwała głową i pożegnała się ze mną i wyszła z mojego pokoju.

Hejkaa!! Spodziewaliście się dzisiaj rozdziału? Bo miał być jutro ;) Już nie mogłam się powstrzymać i wstawiłam xd :D Piszcie jak wam się podoba :**

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top