Rozdział 10

O godzinie 15 poszedłem razem z Nyą na obiad. Po nałożeniu posiłku ruszyliśmy w stronę naszego stolika. Wszyscy już tam byli, oprócz bruneta.
- A gdzie Cole? - spytała brunetka.
- Nie wiemy - oznajmił Zane.
- Po ćwiczeniach nigdzie go nie widzieliśmy - wtrącił Jay.
- Może coś się stało? - powiedziałem lekko zaniepokojony.
- Nie sądzę... Cole jest dość silny i raczej nie powinno stać mu się nic stać.
Około 15 minut później do stołówki wszedł Cole. Z pozoru wszystko było okej, ale jego szybki chód wskazywał na to, że chce uniknąć wzroku innych.
Kiedy znalazł się już koło nas odetchnął z ulgą.
- Co się stało? - spytała Nya.
- Jak zjecie to wam 'to' pokaże... - odrzekł cicho.
- Nie będziesz jadł? - spytał Jay.
- Nie.
- Ale co nam pokażesz? - spytałem.
- Sami się przekonacie... - oznajmił.
Po skończonym posiłku, Cole zaprowadził nas do swojego pokoju.
Zobaczyliśmy tam ścianę, która była cała w małych kawałkach głazów.
- Czyli wracamy do biblioteki... - powiedziałem wychodząc z pokoju bruneta.
Po chwili wszyscy wybiegli za mną.
- Czyli nic z tym nie zrobimy? - powiedział Cole, równając ze mną swój krok.
- Zrobimy. Po to idziemy do biblioteki - oznajmiłem. - A posprzątamy jak wrócimy.
- Posprzątamy? - powtórzył.
- No a jak myślałeś? Przecież siedzimy w tym razem - powiedziałem, uśmiechając się do szatyna.
- Kai... ja... - zaczął mówić.
- Tak, tak wiem... Masz problem z dziękowaniem. Nie musisz dziękować - powiedziałem, puszczając mu oczko.
On tylko się uśmiechnął.
Po dojściu ponownie zaczęliśmy czegoś szukać o naszych dziwnych zmianach.

*Jay*

Byłem w przedziale z Nyą. Miałem szukać jakiś tam informacji, ale nie mogłem od niej oderwać wzroku. Ona jest taka śliczna. Mógłbym się na nią tak patrzeć godzinami. Głośno westchnąłem.
Ona to zauważyła i zaczęła iść w moją stronę.
- Ojoj - pomyślałem. - No brawo Jay! Brawo głupolu!
- Co tak wzdychasz? - spytała.
- Ja? - spytałem. - Niee... chyba ci się przesłyszało...
- Dobra, dobra. I tak wiem, że patrzyłeś się wtedy w moją stronę.
- Nie... bo ja... - próbowałem poszukać jakiejś sensownej wymówki. - Widziałem tam plakat
Kapitana Ameryki.
- Ale palnąłem... - pomyślałem waląc się ręką po czole.
- Gdzie? - zaczęła się obracać.
Szybko złapałem ją za ramiona.
- Dobra... nie było żadnego Kapitana Ameryki... ja po prostu... - zaciąłem się.
- Lubisz tą książkę, którą trzymałam w ręce - zaczęła żartować.
- Tak, tak dokładnie... bo ona jest taka... - powiedziałem biorąc od niej książkę.
- Taka gruba... gładka... ogółem okładka jest śliczna i w ogóle chyba się zakochałem - powiedziałem żartobliwie.
- Haha! - zaśmiała się brunetka. - To zostawię cię z tą książką sam na sam - powiedziała odeszła, śmiejąc się
pod nosem.
- Ona jest niesamowita... - oznajmiłem wzdychając ponownie.
- Kto jest tak niesamowity? - spytał mnie Kai, wychodząc nagle z innego przedziału.
- Co? Niesamowity? Kto? Ja nic takiego nie powiedziałem. Musiało ci się przesłyszeć. Lubisz dinozaury? - zacząłem szybko gadać.
- Yyy..., okej nie wnikam - powiedział wychodząc z przedziału.
- Uff... Na szczęście się nie skapnął o co chodzi... - powiedziałem z ulgą.
- Jay, ja to słyszę - oznajmił Kai z innego przedziału.
- Haha, już nic. A ty nie podsłuchuj tak - powiedziałem.
Po około pół godziny zawołała nas do siebie Nya oznajmiając, że coś znalazła.
- I jak, co masz? - spytał Cole.
- Posłuchajcie. Znalazłam taką przepowiednię - zaczęła. -
Potomkowie Pięciu Mistrzów Żywiołów odnajdą się i zjednoczą. Poznają swoje prawdziwe oblicze i będą *słowa zamazane* wszystkich
*słowo zamazane* w mieście.
- No niby fajnie, ale nic z tego nie można zrozumieć. Akurat te słowa, które są zamazane mogłyby mieć największy sens - powiedział Zane.
- I znowu to samo. Wcześniej też coś znaleźliśmy, ale również nie miało to jakiegoś większego sensu, bez wytłumaczenia - użalała się Nya.
- Trudno... - powiedział Kai. - Szukajcie dalej.
Wszyscy wykonali jego polecenie.

*Cole*
Przeglądając książki między regałami, natknąłem się na dziewczynę. O ile się nie mylę, miała na imię Seliel.
- Cześć - powiedziała nieśmiało. - Czy mógłbyś mi podać tą czerwoną książkę? Nie dosięgam do niej.
- Jasne - oznajmiłem, po czym sięgnąłem po wybraną przez nią książkę.
- Nie ma za co - powiedziałem, podając jej książkę.
Ona posłała mi promienny uśmiech.
Kątem oka dostrzegłem tytuł wybranej przez nią powieści o tytule "Żywioły".
- Ciekawa książka - stwierdziłem.
- Poinformuję cię jak skończę czytać, wtedy również będziesz mógł ją sobie wypożyczyć - odparła.
- Dzięki - powiedziałem.
Pomachała mi na pożegnanie i wyszła z biblioteki.
Po zakończonej rozmowie szybko zebrałem ekipę przy wolnym stoliku.
- Znalazłem książkę, która może pomóc nam w poszukiwaniach - oznajmiłem.
- To gdzie ją masz? - spytał Kai.
- No i właśnie w tym problem, ma ją Seliel... - zirytowałem się.
- Po co jej ta książka? - zdziwił się Jay.
- Może ona też ma jakiś moc? - powiedział Zane.
- Wiesz jaki miała strój? - spytała Nya.
- Nie zwróciłem na niego uwagi - oznajmił lekko zawiedziony.
- No to oby Seliel szybko przeczytała tą książkę... - odrzekł z nadzieją Kai.

*Kai*
NASTĘPNEGO DNIA...
Jest godzina 9:50. Śniadanie zjedliśmy kilka godzin temu. Teraz czekamy pod salą gimnastyczną na Senseia Wu. Wczoraj kazał nam tutaj przyjść o 10.
Przyszedł równo o godzinie, o której się umówiliśmy.
Weszliśmy na salę i zmierzaliśmy w stronę korytarza, który prowadził do szatni. Szliśmy tam aby się przebrać w stroje gimnastyczne.
- Stójcie - krzyknął Sensei z drugiego korytarza. - Wróćcie tutaj na moment.
- A nie możemy przyjść jak się przebierzemy... - oznajmił zażenowany Jay.
- Nie, macie przyjść teraz - powiedział ostro Sensei.
Wszyscy poszliśmy do staruszka.
- Przebierzcie się w te stroje - orzekł, rozdając nam rozdając
- Cooo... Znowu jednokolorowe. Nie masz jakiś innych w zanadrzu? - spytał z nadzieją Cole.
- Nawet nie wiecie co te kolory oznaczają, a wy już marudzicie? - spytał. - Ehh... Tacy sami, jak ich rodzice - dodał cicho.
Wszyscy poszliśmy przebrać się w nowe stroje.
- Haha ale jestem ładny! - powiedział Jay.
- W sumie, to nie są aż takie złe... - powiedziałem.
- Morski, to mój ulubiony kolor! - zachwycała się Nya.
- Ejj, a wiecie może co ja mam tam na tych plecach? - spytał Cole odwracając się do tyłem.
- Chyba to coś podobnego do kaptura... - oznajmił Zane.
- A weź to załóż - rzekłem.
Po założeniu Cole'owi było widać tylko oczy.
- Hahaha! Cole jak ty wyglądasz! Nie wyrobię! - śmiał się Jay tarzając się po podłodze.
- Jay, a dostałeś kiedyś ode mnie? - spytał.
- Niee! hahah - powiedział nadal się śmiejąc.
- A chciałbyś? - powiedział podwijając rękawy.
- Dobra, dobra wyluzuj panie ładny... - oznajmił Jay podnosząc się z podłogi.
Wszyscy wyszliśmy z szatni kierujac się korytarzem do sali gimnastycznej. Czekał tam na nas staruszek.
- A więc - zaczął. - Macie mi coś do powiedzenia?
- My? - wszyscy się zdziwili.
- No wy, wy. Chyba nie powiecie mi, że przez ten czas kiedy tutaj byliście nie działy się dziwne rzeczy - oznajmił.
- No działy się... - zacząłem. - Podpaliłem Jaya...
- Zchłodziłem jemu ranę... - dodał Zane.
- Przywaliłem tak mocno Kai'owi, że aż poleciał a drugi koniec stołówki, rozwaliłem kawałek mojego pokoju... - powiedział Cole
- Panowałam nad wodą... - dodała Nya.
- Przeze mnie lodówka zaczęła chodzić bez prądu... - oznajmił Jay.
- Czyli coś się działo... Z waszymi rodzicami było podobnie, tylko oni nie byli w internacie - powiedział, uśmiechając się. - Teraz wy przejmiecie ich obowiązki.
- Ale jakie obowiązki? Mamy znowu zmywać? - spytał Zane.
- Nie... Obowiązki ninja. Będziecie chronić miasto przed złem, które niedługo nadejdzie - oznajmił staruszek.
- A może byś nas tak oświecił i powiedział nam kim byli nasi rodzice. Żaden z nich nam o takich rzeczach nie gadał, przez ostatnie dni sami szukaliśmy o tym informacji - rzekłem.
- A co znaleźliście? - spytał.
- Słowo: Mistrzowie Żywiołów - odrzekła Nya.
- I z mojego snu słowa: ogień, błyskawice, ziemia, lód i woda - dodałem.
- I nadal nic nie rozumiecie? - zdziwił się.
- Nie! - krzyknęliśmy zażenowani.
Wziął swoja laskę i podszedł do mnie. Po chwili położył mi ją na ramieniu.
- Kai, zostajesz czerwonym ninja, po swoim ojcu odziedziczyłeś moc ognia - powiedział.
- Nya, zostajesz morskim ninja (wiem, tak naprawdę, to Nya też miała niebieski strój, ale dziwnie by to brzmiało), po twojej matce odziedziczyłaś moc wody.
- Jay, zostajesz niebieskim ninja, po swoim ojcu odziedziczyłeś moc piorunów - oznajmił.
- Cole, zostajesz czarnym ninja, po swoim ojcu odziedziczyłeś moc ziemi - orzekł.
- Zane, zostajesz białym ninja, po swoim ojcu odziedziczyłeś moc lodu - rzekł. - A teraz nie zadawajcie zbędnych pytań, tylko zaczynamy trening!
Wszyscy byli bardzo zdziwieni łącznie ze mną. Tak jak kazał już nie zadawaliśmy mu żadnych pytań.
- Od dziś zostaje waszym Senseiem. Macie mnie się słuchać - powiedział.
- Tak jest! - wszyscy na raz odpowiedzieli.
Znowu powtarzaliśmy te same ćwiczenia co wczoraj. Po około godzinie, nie wiadomo skąd on się pojawił, ale musieliśmy przechodzić ten sam tor co na lekcji, jednak był on udoskonalony poprzez różne pułapki, przez co stał się trudniejszy.
- Wracam za 5 godzin, do tego czasu wszyscy macie przejść go perfekcyjnie.

- Bez problemu! - krzyknął Jay do wychodzącego staruszka.

- Nie damy rady - załamał się.

- A gdzie twój optymizm? - spytał Cole.
- Wyparował - powiedział, po czym zaśmiał się.
Wszyscy zaczęli się śmiać z nim.

Hejka ^^ Jak wam się spodobał rozdział? Mam do was pytanie, jak chcecie aby były wstawiane rozdziały: długie a np. 2 razy w tygodniu, czy krótkie, ale co 2 dni. Napiszcie mi w komentarzach :) I chciałabym bardzo podziękować mojej przyjaciółce Wilczaaga, która bardzo mi pomaga, i daje wenę do pisania :D. Również zapraszam do niej na bloga 'Ninjago: Nadopiekuńczy brat' :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top