Rozdział 4 - Przyszłość
Tetravill nie miało w sobie niczego szczególnego. Ot kolejna zwykła wioska w zacisznych lasach Ninjago. Budynki z cegły niczym nie wyróżniały się od innych, a ludzie, którzy w nich mieszkali, wiedli ciche i spokojne życie jak każdy przeciętny mieszkaniec Ninjago. W zwykłych dniach pracy nic tu się nie działo - ulice były spokojne, ludzie leniwie przemieszkali się przez wąskie uliczki Tetravill, chłonąc zapachy gotujących się zup i schnącego prania.
Ale raz w miesiącu, w pierwszy wtorek, odbywało się coś na co dzieci z całego miasteczka czekały tygodniami - dzień targów.
W dzień targów do cichego i szarego Tetravill przyjeżdżał hałas i gwar straganów, stoisk, wrzask przekupek, zapach egzotycznych przypraw i owoców, wszelkiego rodzaju zabawki, bączki, wiatraczki, lalki, piłki, skakanki oraz kolory cyrku, niesamowite zwierzęta, akrobaci, klauni, tancerze i najróżniejsi artyści z całego Ninjago.
Mały Dragon jak każde dziecko, uwielbiał dni targów. Oprócz przybycia do wioski tych wszystkich atrakcji, kolorowe, zapachów i gwaru, był to też jedyny dzień w miesiącu, kiedy tata robił sobie wolne od pracy, zabierał jego i Petrę do cyrku, kupował im lody, chodził z nimi po straganach, bawił się z nimi i w ogóle był taki jaki powinien być zawsze. Bo był to jedyny dzień w miesiącu, kiedy tata nie pił.
Chłopiec dostał od niego właśnie nową piłkę i pobiegł się pochwalić kolegom. Byli to dwaj bezdomni chłopcy, potargani i brudni, ale mili i zawsze chętni do zabawy z małym. Oni, tak jak Dragon, też mieli w domu alkohol. Dlatego uciekli.
Mały też wielokrotnie chciał już uciec, zapomnieć o tym wszystkim co go spotkało z rąk ojca, gdy ten się upił. Ale nie umiał zostawić mamy i Petry. Po za tym tato, jeśli tylko nie pił, był dla nich bardzo dobry, jak dziś, gdy kupił małemu nową piłkę.
Chłopcy zupełnie pogrążyli się w zabawie. Testowali wszystkie możliwości nowej zabawki - jak wysoko się odbija, jak długo można ją odbijać głową w powietrzu, jak mocno trzeba kopnąć by odleciała do ściany budynku. Gdy rozstrzygali właśnie, kto najdalej wystrzeli piłkę, mały źle wymierzył nogą i piłka poleciała między stragany, wpadła do jakiegoś namiotu.
Chłopak od razu rzucił się w pogoń za ukochaną zabawką. Wpadł do fioletowego namiotu w fikuśne wzory i zderzył się z kobietą w środku.
- Przepraszam! - pisnął.
- Nic się nie stało - śmiała się kobieta. - Rozumiem, że to twoja piłka? - powiedziała, pokazując mu przedmiot w głębi namiotu.
- Tak tak - rzucił, podbiegając do zabawki. Wziął piłkę w dłonie i już miał wyjść, kiedy nagle się zawahał. Odwrócił się i spojrzał na środek namiotu.
Było tam niewielkie palenisko ze starannie poukładanych patyczków różnej długości, otoczone kolorowymi kamieniami. Dym, który się z niego wydobywał, wypełniał cały namiot przyjemnym zapachem palonych ziół i kwiatów, czyniąc go przytulnym i ciepłym.
- Nie wychodzisz? - spytała kobieta.
Chłopiec milczał. Był w tym prowizorycznym pomieszczeniu jakiś niewysłowiony urok, prostota i porządek. Z sufitu zwisały zawieszone na nitkach ususzone i posegregowane rośliny. Dookoła wolało się pełno skrzynek ze słoikami proszków, liści, pyłków i pary podobnych do tych na palenisku.
- Co pani sprzedaje? - spytał po chwili milczenia.
- Nie jestem sprzedawcą - odparła. - Jestem zielarką, znachorką i biolożką. Interesuje się ogólnie roślinnością, to moja pasja - uśmiechnęła się łagodnie do suszonych roślin zwisających z sufitu.
Chłopiec spojrzał jeszcze raz na dymiące palenisko. Dopiero teraz zauważył, że patyczki w nim mają na sobie jakieś drobne, skomplikowane rzeźbienia.
- A do czego to służy? - spytał, pokazując palcem palenisko.
Kobieta przeniosła wzrok z roślin na wskazane przez niego miejsce. Uśmiech nagle zniknął z jej twarzy.
- Do wróżenia.
- Co to jest wróżenie?
- To przewidywanie przyszłości.
Chłopiec zamyślił się na moment.
- Czy mogłaby pani przewidzieć w przyszłości, żeby mój tata nie pił?
Pokręciła głową.
- To tak nie działa. Nie jestem wróżką jak inne. Nie mówię ludziom, jak wyglądałaby ich wymarzona przyszłość. Ja pokazuję Prawdę. A ta jest zwykle przykra i bolesna. Dlatego mam tak mało klientów - skrzywiła się.
- Może pani przewidzieć moją przyszłość?
Zmarszczyła brwi.
- Nie, mały, to nie zabawa...
- Proszę, ja muszę wiedzieć - powieki wypełniły mu się łzami, mimo to udało mu się utrzymać poważny jak na dziecko ton i nie rozpłakać. - Muszę wiedzieć czy mój tata przestanie kiedyś pić...
Kobiecie zrobiło się niezręcznie. Patrzyła na małego z nieukrywanym żalem i współczuciem, wiedziała jednak, że wróżba nie pomoże jego ojcu. Ale może da małemu nadzieję...
Usiadła przed paleniskiem wskazując chłopcu miejsce na przeciwko.
- To siadaj
Usłuchał. Kobieta zebrała rzeźbione patyczki i dopiero teraz mały zobaczył, że to nie one dymią tylko zioła po środku.
- Jak masz na imię, mały?
- Morro
Kobieta zamarła w swojej pracy.
- Masz... Niezwykłe imię. To wyjaśnia to, że Twoi tata pije....
- Co? Tata pije przeze mnie?
- Nie nie nie nie nie, nie o to chodzi. Ale najpierw rzuć - powiedziała podając mu patyczki.
- W te zioła? - spytał, biorąc je od niej.
- Tak. Musisz wstać, wysunąć ręce nad nie i upuścić patyczki dokładnie w ten punkt - tłumaczyła, robiąc w ziołach palcem niewielkie wgłębienie.
Chłopiec puścił patyczki, jak kazała. Ułożyły one dziwny wzór, robiąc korytka i wgłębienia w ziołach. Wzór wydawał mu się dziwnie znajomy, choć był pewien, że widzi go po raz pierwszy.
- Tak jak myślałam - zaczęła kobieta, przyglądając się patyczkom i wodząc po nich palcami. - Nie bez powodu nosisz to imię. Twoje życie będzie trudne i pełne porażek. Nie będziesz miał żony ani dzieci. Całe życie będziesz sam. Jesteś skazany na samotność.
Chłopiec słuchał w skupieniu, czując ciężar każdego słowa, płynącego z ust kobiety.
- Niestety, nie widzę nic o twoim ojcu. Więź rodziny jest krótka. Za to jest trochę miłości. Ktoś obejmie cię opieką. Nauczy cię życia. Jest w tobie wielka siła. Moc tchnienia. Nie wiem co to znaczy. Tak samo to - zrobiła kółko palcem nad zetknięciem się dwóch patyczków. - Coś z zielenią. Albo tu. Dwa razy umrzesz. Nie wiem jak to możliwe. Może to jakaś przenośnia? I jeszcze coś... Ocalisz komuś życie. Poświęcenie. Tu jest tak napisane.
"Mogę umrzeć nawet i trzy razy - pomyślał z rozgoryczeniem. - Jeśli tylko uratuje to moją rodzinę przed alkoholem. Będę za nich walczył. Za tatę. Wywalczę dla nas wolność. "
- Ciekawa rzecz - mówiła dalej. - Po drugiej śmierci linia życia idzie dalej, ale cienką i zygzakowatą linią. Taki zygzak oznacza cierpienie. Jest tu też imię, ale nie wiem czyje. Masz na nazwisko Dragon?
- Tak
- Czyli to musi być twój potomek. Nie jestem pewna, co ono oznacza, ale coś ważnego.
Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
- Zapisze ci to imię. Takich rzeczy nie powinno wypowiadać się na głos.
Sięgnęła do kieszeni i wciągnęła jakiś notes. Napisała w nim ołówkiem jakieś słowo i wyrywała kartę, podając mu.
- Tylko nie zgub - dodała, patrząc na niego z napięciem.
Chłopiec wziął od niej kartkę, otarł rękawem łzy i spojrzał na napis.
Lloyd widział wyraźnie oczami chłopca imię zapisane niedbale ołówkiem na papierze. Wizja powoli zniknęła, rozpłynęła się w ciemności, teraz tylko pięć liter świeciło mu pod powiekami, nie dając o sobie zapomnieć.
- Czy to jest ten potomek, którego próbujesz mi wskazać? - spytał w myślach Lloyd, skupiając się na bólu głowy i silnym ścisku żołądka, mając nadzieję, że w ten sposób Morro go usłyszy i mu odpowie. Nic się jednak nie wydarzyło. Spróbował więc inaczej. - Jeśli tak, niech zaboli mnie lewa ręka. Jeśli nie to prawa.
Natychmiast poczuł mocne ukucie w lewej dłoni, które szybko jednak ustąpiło.
- Jak mam go znaleźć? Dostanę jeszcze jakieś wskazówki?
Znów ukucie w lewej.
- To zbyt męczące... To mnie wykańcza. Dlaczego wybrałeś akurat mnie? I dlaczego nie możesz do mnie przemówić normalnie jak za pierwszym razem?
Otworzył oczy. Było już widno. Drzwi na balkon były otwarte, a z zewnątrz dało się słyszeć łopot silnych smoczych skrzydeł. W końcu jak co sobotę, o brzasku, Jay leciał zrobić zakupy na cały tydzień.
Lloyd podniósł się z łóżka i odrobinę się zataczając wyszedł na balkon. Oparł się o barierkę i śledząc wzrokiem oddalającą się niebieską drobinkę powtarzał w myślach modlitwę, do której wracał po każdej męczącej wizji:
Tato, proszę, ze wszystkich sił, jeśli mnie kochasz, jeśli gdzieś tam jesteś, pomóż mi. Pomóż mi, bo nie zniosę już tego cierpienia...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top