Rozdział 19 - Przepraszam

Skylor zagryzła wargi. Stała już pod tymi drzwiami chyba z 15 minut. Musiała zapukać, ale to było po prostu niewykonalne. Jej duma była zbyt duża by dało się ją po prostu przełknąć i wejść.
Poczuła lekki ucisk brzucha. Wiedziała co to oznacza - musi zapukać.
Uniosła zaciśniętą pięść. Dotknęła nimi drzwi. "Mocniej" - upomniała się w myślach. Stuknęła delikatnie o drewno. Zacisnęła mocno powieki, czekają na reakcję jak na silny cios w twarz. Wewnątrz trwała jednak uparta cisza. Skylor poczuła jak robi jej się gorąco.
"To żałosne - powiedziała sobie w końcu. - Musisz załatwić sprawę, to krępujące, ale musisz, więc cholera jasna po prostu to zrób!"
Walnęła pięścią w drzwi.
- Kto tam? - dało się słyszeć przytłumiony głos z wnętrza pokoju.
- Ja - wyrzuciła z siebie głosem mordercy przyznającego się w konfesjonale do przestępstwa.
Zapadła cisza tak gęsta, że Sky nie była w stanie oddychać spokojnie.
- Mogę wejść? - dodała słabo.
- Wejdź.
Klamka wyjątkowo wydawała się stawiać opór. Dodatkowo drzwi skrzypiały niemiłosiernie, a Skylor uparła się, by zamknąć je za sobą zanim w ogóle wejdą w jakikolwiek kontakt.
Stanęła sztywno jak najdalej od jej łóżka i nie skupiając na niczym wzroku, wyrzuciła z siebie pytanie:
- Czy masz może pożyczyć podpaskę?
Cała ta sytuacja była głupia i niezręczna. Był już koniec miesiąca, a Skylor źle przeliczyła swój zapas tamponów i podpasek, zużywając je trzy dni przed sobotą, kiedy Nya wybiera się na tygodniowe zakupy. Reszta dziewczyn nie miała nic - wiedziała o tym, bo przeszła wszystkie pokoje kilka razy, zaglądając nawet do Misako. Oczywiście oprócz pokoju Seliel. Nie mogła znieść jej, jej widoku, jej głosy, jej zachowania, jej dziecinnego uporu w najnieistotniejszych sprawach, jej obecności tutaj pomimo braku jakiejkolwiek mocy! Nienawidziła jej, nienawidziła całym sercem z równą temu wzajemnością.
A teraz została skazana na proszenie ją o pomoc. Musiała zniżyć się do tego poziomu, by prosić o coś Seliel! Najgorsze w tym wszystkim było to, że jeśli Seliel jej odmówi - a była pewna, że ma jeszcze trochę podpasek, wszystkie dziewczyny to potwierdziły - była w kropce. Ale wizja następnych trzech dni była tak przerażająca, że pchnęła ją aż pod drzwi pokoju Seliel.
Spuściła wzrok. Była skazana na łaskę wroga. To było aż zbyt oczywiste, że nie otrzyma pomocy. Tylko się upokorzyła, pokazała swoją słabą stronę, pozwoliła się skazać...
Milczenie przerwało delikatne skrzypnięcie. Sky podniosła wzrok i zobaczyła Seliel obojętnym gestem pokazującą jej otwartą szafkę.
- Bierz ile chcesz - powiedziała, siadając z powrotem na łóżko i wracając do lektury książki.
Sky stała chwilę, zdezorientowana. W końcu podeszła bez słowa, schyliła się i zajrzała do szafki. To, co zobaczyła, wprawiło ją w osłupienie. Szafka była po brzegi wypełniona podpaskami. Zupełnie jakby Seliel nie używała ich wcale od samego początku pobytu tutaj, a brała je jedynie dla zachowania pozorów...
- Czy ty... - Skylor nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.
- Jestem niepłodna? Najprawdopodobniej tak - odparła Seliel, nie odrywając wzroku od książki.
Sky milczała. Klęczała przed szafką wpatrując się w jej zawartość z dziwnym uciskiem w żołądku. Nagle to wszystko, co myślała jeszcze przed drzwiami pokoju wydało jej się dziecinne i samolubne.
- Reszta dziewczyn o tym wie?
- Nie - padła odpowiedź.
Sky spojrzała na nią.
- Czemu mi to pokazujesz?
Seliel nareszcie podniosła wzrok znad książki i spojrzała na nią. Odłożyła na bok lekturę i uklękła obok niej.
- Bo chcę Ci pokazać, że nie jestem człowiekiem za jakiego mnie masz.
Jej ton był dziwny. Łagodny, jakby błagalny, ale silny i pewny siebie, choć cichy. Patrzyła na nią długo w napięciu, czekając na jej reakcję, jej szyderczy śmiech lub jakiś cięty komentarz. Ale Sky nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zawładnęła nią bezradność jakby to ona się otworzyła przed Seliel i jakby ona była zdana w tej chwili na łaskę tamtej, mimo, że było na odwrót. Ta szczerość ją przytłoczyła. Nie, nie szczerość, a wywołane przez nie wyrzuty sumienia. Palące słowa, wspomnienia kłótni wróciły do niej boleśnie kując jej brzuch. Oczy zaczęły ją niespodziewanie piec.
Seliel przechyliła delikatnie głowę na bok, jak zdziwione nowym zjawiskiem szczenię.
- Ty płaczesz? - spytała, niedowierzając.
Sky wytarła rękawem oczy i pociągnęła cicho nosem.
- Nie - powiedziała stanowczo.
Seliel uśmiechnęła się rozbawiona. Z jakiegoś powodu wzbudziło to w Sky jeszcze większe wyrzuty sumienia. Ten beznadziejny brak oskarżenia w jej oczach i ten uśmiech malowany wybaczeniem to była jakaś drwina po prostu. Drwina!
- Jak ty możesz się do mnie uśmiechać?! - spytała wzburzona, czując się jak potwór, obrzydzona sama sobą.
Selien tylko wzruszyła ramionami.
- Ktoś musi pierwszy.
- Tak po prostu? - Sky czuła jak wargi jej drżą.
Skinęła.
Sky pokręciła głową.
- To ja powinnam ciebie przeprosić. Byłam dla ciebie paskudna...
- A ja ci się odpłacałam - przerwała jej. - Obie jesteśmy tym zmęczone. Właśnie o tym myślałam i stwierdziłam, że nie chcę cię dłużej krzywdzić. Nawet jeśli... - teraz i jej zadrżały wargi. - I tak mnie nie polubisz. Postanowiłam skorzystać z pierwszej okazji. I oto ona - dodała, pokazując szafkę.
- Nie mów tak - jęknęła Sky. Łzy oblewały jej policzki.
- Tak czyli jak?
- Że cię nie polubię! To ty nie powinnaś mnie lubić...
Sky zachłysnęła się płaczem. Seliel wyciągnęła do niej ręce i pozwoliła jej się przytulić.
Zanim na dobre się rozpłakała poczuła, że plecy jej mokną, a potem drżący głos powiedział:
- Wygląda na to, że nie lubiłyśmy samych siebie, a nie siebie nawzajem.
- Na to wygląda - jęknęła Sky, pozwalając łzom lecieć.
- Od śmierci mamy nie płakałam - dodała po dłuższej chwili. - To było tak dawno... Myślałam, że jestem silna i... To pewnie przez okres...
Seliel uśmiechnęła się smutno. Odsunęła ją na długość ramienia, nagle coś sobie uświadomiwszy.
- Też nie masz mamy? - spytała, z oszklonymi oczami.
- Przestań, ty masz o wiele mniej - rzuciła nagle z nową energią. - Nie masz żywiołu, nie masz matki, nie masz... Nie masz... - zawahała się patrząc na szafkę. - Chłopaka...
- I nigdy nie będę miała - powiedziała chłodno.
- Sel...
- Ty nie masz również ojca.
Sky chlipnęła.
- Przestańmy użalać się nad sobą - powiedziała nagle innym tonem. - Jesteśmy silne kobiety, a siedzimy na podłodze i beczymy jak dzidzie.

Seliel prychnęła. Jej smutne spojrzenie powędrowało po podłodze aż do szafki koło łóżka. Sięgnęła do jej wnętrza i zanurzyła obie ręce w stercie kolorowych pudełek. Wyrzuciła je wszystkie na kolana Sky, niczym ofiarę na przebłaganie demona.

- Są twoje - oświadczyła. - Ale nie mów nikomu więcej, okej? Nie lubię jak ludzie się nade mną użalają.

Sky wytarła oczy pomarańczowym rękawem, pociągając jeszcze nosem. Wyglądała i czuła się jak dziewczynka w podstawówce, mimo, że nigdy nie miała okazji uczęszczać do jakiejkolwiek szkoły. Nabrała powietrza w płucach w nadziei. Po raz pierwszy nie miała ochoty wracać udawać silnej i niezależnej, mimo, że to właśnie przed chwilą powiedziała. Bycie silnym jest po prostu męczące. Męczące się liczne więzy niewypowiedzianych zakazów. Nie możesz płakać. Nie możesz upaść. Nie możesz spuścić gardy. Sky nigdy nie czuła się lepiej, łamiąc zasady.

- Mogę... Wpaść do ciebie czasem? - jęknęła błagalnie. Nigdy nie miała przyjaciółki. Seliel pewnie też nie. Nigdy nie czuła się przy kimś na tyle bezpiecznie, żeby się przed nim otwierać. nawet przed Kaiem. Ale może... powinna dać komuś w końcu szansę?

- Wiesz... - Seliel zaśmiała się pod nosem, przybierając lekko ironiczny ton. - Czy jest w ogóle kiedy? Ta przerwa jest chyba pierwszą dłuższą niz kwadrans 'bezczynnością' odkąd tu jesteśmy.

- No tak - prychnęła Sky. - Misaco mogłaby czasem spuścić trochę wodzy.

- Wygląda na bardzo zdeterminowaną - mruknęła Seliel w nagłym zamyśleniu. - Czasami zdaje mi się... Jakby coś ją goniło. Jakby przed czymś uciekała. Jakby zbliżało się coś wielkiego.

Sky patrzyła przez chwilę na jej nagle spochmurniałą twarz, zanim walnęła ją przyjacielsko w ramię.

- Dziewczyno, spokojnie! Nic nas nie goni. Co najwyżej spadający podaż jabłek.

Seliel roześmiała się głośno.

- Dziewczyny w drugim pokoju grają w karty - rzuciła Sky niby od nie chcenia, zbierając pudełka podpasek rozrzucone po podłodze. - Chcesz dołączyć?

Brwi Seliel niemal odleciały ze zdziwienia. Na jasnej dolinie jej twarzy zapanował pogodny uśmiech. 

________________________________________________________________

Okayy, więc... wiem, że nikt kompletnie nie spodziewał się nowego rozdziału. Ten akurat był prawie gotowy, czekał w "roboczych" xD Już prawie nie wchodziłam na Wattpada, wchodziłam tu z ciekawości w styczniu i lutym tego roku i pustkami krzyczały powiadomienia... Aż wtem zaglądam dzisiaj w widzę sporo gwiazdek i dwa komentarze. I ten dwa komentarze mnie pchnęły do ukończenia tego fanfika. Nie mam pojęcia czy to zrobię. Nic nie obiecuję. Moje plany na ten fanfik były zbyt ambitne, a ja juz od dawna nie jestem sercem w tym fandomie xD od roku piszę fanfiki i oneshoty po angielsku i cholernie stęskniłam się za pisaniem po polsku. Tęsknię za moim dawnym stylem (ćwiczenie języka obcego mocno go zubożyło...) Więc na razie daję wam to, na pewno będzie jeszcze jeden rozdział a potem nie mam pojęcia

I sorki wielkie za to że ów rozdział tak niebywale krótki jest xd potrzebuję czasu by przywrócić w sobie ducha tej fabuły

Pozdrawiam wszystkich wytrwałych, jesteście fantastyczni!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top