Rozdział 4 - Balkon cz.2

Dom był duży, ale stary, zakurzony i skromnie umeblowany. Chłopcy pewnie mieszkali w podobnym: jadalnia, łazienka, kuchnia i mała salka, na piętrze mikroskopijne sypialnie, a wyżej spory strych. Na dworze mały, zaniedbany ogródek z ogromnym sadem.

Nya sprawdziła dokładnie okolicę zanim wylądowali. Budynek stał na skraju lasu i jednocześnie na krawędzi klifu, u podnóża którego rozciągała się malownicza plaża. Zbocze ciągnęło się wzdłuż niej spadając stopniowo ku morzu. Gdyby lecieć wzdłuż niej pewnie prędzej czy później znalazłoby się zupełnie płaski teren, gdzie las bezpośrednio przechodzi w plażę

Nya wybrała pokój z balkonem nad samą przepaścią. Gdyby skoczyła, wpadłaby prosto do morza; dno było gładkie, a woda głęboka - wprost idealnie.

Dziewczyna stał na balkonie, przyglądając się plaży daleko pod sobą. Misako dała sporo czasu na rozpakowanie się. Problem w tym, że nie było czego rozpakowywać. Nya miała ze sobą tylko album ze zdjęciami i ulubioną broń - Kunai; dwa srebrne sztylety. Ostre, gładkie, lekkie, małe, zwinne, wygodne - idealne.

Zawiała morska bryza, odgarniając jej włosy z twarzy. Nya wciąż nie mogła oderwać wzroku od przepaści. Ten klif był niesamowity. Jayowi by się tu spodobało. On tak kochał wysokości...

Wiatr znowu zawiał,tym razem w plecy. Nie myśl o nim. Zapomnij o nim. Tak będzie łatwiej. To tylko rok. Szybko zleci, zobaczysz. To tylko rok, tylko rok, rok...

Zawiało mocniej. To było nieprzyjemne uczucie. Jakby wiatr próbował zrzucić ją w przepaść. Rzucał jej w twarz włosy. Odgarnęła je ręką. Były mokre...

Coś błysnęło. Spojrzała z wyrzutem w niebo. To nie mogła być błyskawica, pewnie mam jakieś zwidy. Mimo to poczuła nagle gorycz pchającą się jej do ust. Nie próbowała się opierać. Po prostu się poddała.

Po prostu się rozpłakała.

Pozwoliła uciec ze łzami wszystkim tym emocjom, które dusiła w sobie. Kłótnia z Jayem, później wyjazd i rozłąka... To było za dużo.

Po chwili była już cała mokra. Wiedziała, co to oznacza - znowu wywołała deszcz.

Podniosła głowę i spojrzała tam, gdzie wcześniej błysnęło. O ile to nie były zwidy...

Jay... Czy widzisz ten deszcz? Jay, gdzie jesteś?

Błyskawica. Nya zamrugała. Potem druga. Trzecia. I kolejna. Nie, nie przywidziało jej się. Dobrze znała te pioruny, to błękitne światło. To on.

Odetchnęła. Już się uspokoiła. Ale utrzyma deszcz. Póki starczy jej sił.

Zamknęła oczy. On tu jest. Nie obok, nie na wyciągnięcie ręki, ale jest gdzieś tam. Ja widzę jego błyskawice, on czuje mój deszcz. Wyobraziła sobie Jaya, obejmującego ją ramieniem. Jego ciepłe spojrzenie, łagodny uśmiech. Wyobraziła sobie jak nachyla się do jej ucha i szepcze: "Burzliwy jest ten nasz związek..."

Zaśmiała się. Ale na dźwięk własnego śmiechu natychmiast popadła w gorycz. Nie, wcale go tu nie ma. Tu jest jedynie deszcz. Jedynie łzy i zimny wiatr. Wszystko jest takie puste bez niego.

Pustka zaczęła ogarniać cały świat. Wchłonęła go i stała się nim. Nie było już nic poza tą pustą. A najbardziej pusta w całej tej pustce była Nya. 

Nagle w tej pustce pojawił się dźwięk. Z początku daleki, potem coraz bliższy. W końcu stanął koło niej i oparła się o barierkę.

- Dziwna ta burza. Tu leje, tam pioruny walą. Tak daleko od siebie... To nienaturalne...

Nya już dawno nie płakała. Potrafiła naprawdę skutecznie ukrywać swoje uczucia, nawet przed samą sobą. Pixal nie musi wiedzieć, jak bardzo tęskni za Jayem.

- Nie potrzebuję psychologa. Ani meteorologa.

- Nie przyszłam cię pocieszać.

Spojrzała na przyjaciółkę. Zobaczyła w jej oczach ten sam ból, tą samą tęsknotę. Jak mogłam być taka samolubna i myśleć tylko o sobie?

Uśmiechnęła się łagodnie i rozłożyła ręce. Pixal zawahała się. W padła jej w ramiona i rozpłakała się.

Nya gładząc ją delikatnie po włosach, zastanawiała się, co mogłaby powiedzieć, by ją pocieszyć. Uświadomiła sobie nagle, że nikt nigdy ją nie pocieszał - nawet Kai, którym właściwie po zniknięciu rodziców to ona się opiekowała, rzadziej on nią. Jedyną osobą, która w ogóle wyrażała troskę o nią i nie była z nią spokrewniona, był Jay.

Popadła nagle w głęboki smutek. Nie doceniałam go...

Ile tak stały? Godzinę? Dwie? Trochę trwało, zanim Pixal ochłonęła. W końcu wzięła kilka głębokich wdechów, by się uspokoić i odsunęła się od niej.

- Dziękuję - powiedziała, uśmiechając się. Dziwne, ale Nya nie chciała kończyć jeszcze tego uścisku. Westchnęła tylko i odpowiedziała uśmiechem.

- Tęsknię za nim- Pixal przerwała krótką ciszę.

- Ja też tęsknię.

- To będzie najdłuższy rok mojego życia.

- A właściwie... To ile ty masz lat?

- Zane odbudował mnie kilka miesięcy temu. Ale mój dysk ma 9 lat.

- Twój dysk... Two umysł, tak?

- Można tak powiedzieć.

- Młoda jesteś. Mogłabym być twoją matką.

- Przesadziłaś.

- Troszeczkę.

- A ile ty masz lat?

-Tyle co Jay.

- A on ile ma lat?

- Jest dwa lata młodszy od Kaia.

- A Kai?

- Tyle co Cole.

- Człowieku! Czyli ile?

- Cole jest rok starszy od Zane'a.

- 20? Masz 20 lat?

- Tak, zgadłaś.

- Nie, obliczyłam, żałosna ludzka istoto.

- Zamknij się, puszko pełna uczuć.

- Miła z ciebie przyjaciółka.

- Nawzajem.

- Skoro macie po 20 lat, to czemu, skoro tak bardzo go kochasz, że wywołujesz deszcz z tęsknoty za nim...

- Nie powiem, kto przed chwilą ryczał.

- ...to co was broni przed... przed ślubem?

- Poczekaj, a ile Zane ma lat?

- Nie zmieniaj tematu!

- Ma 21 lat! Jesteś o 12 lat młodsza!

- Nie, program mam ustawiony na 20 lat.

- Masz tyle co ja?

- Tak mam zaprogramowany dysk.

- A dysk ma 9?

- No tak.

- To masz 9 czy 20 lat?

- Czysto teoretycznie 9, ale psychikę i wygląd mam dojrzałej 20-latki.

-Dojrzałej, bekso?

- Zmieniłaś temat!

- Ale wyglądasz na 20...

- Nie odpowiedziałaś!

- Już, okej. Jakie było pytanie?

- Czy ty...

- Nie no dobra, pamiętam.

- Nya!

- O, pamiętasz moje imię.

- Zachowujesz się zupełnie jak... jak...

- Jak?

- Jak Jay.

Na dźwięk tego imienia Nya nagle spoważniała. Zapadła długa, niezręczna cisza.

- Nie wiem - szepnęła.

Oparła się o barierkę. Wzrok utkwił jej gdzieś na dnie przepaści.

Pixal ścisnęła jej rękę.

- On cię kocha.

- Nigdy mi tego nie powiedział wprost. Właściwie to ja mu wyznałam miłość, nie on mi... 

- Przecież wiesz, że cię kocha.

- To czemu... to czemu... czemu... - zająknęła się.

- Może nie ma odwagi. Może już próbował. Może odłożył to na później, ale ten wyjazd mu przeszkodził.

- Może... - westchnęła. - A Zane?

Pixal prawie na powrót się rozpłakała.

- Świat nie zgadza się na ślub dwóch robotów...

Nya spojrzała na nią z troską.

- Przecież nie jesteście robotami.

- Powiedz to światu.

Nya uśmiechnęła się tajemniczo.

- Nie musimy światu o niczym mówić. Czego oczy nie widzą tego duszy nie żal.

Pixal otworzyła szeroko oczy.

- Ale jak? Mój program nie znajduje żadnej alternatywy. Prędzej czy później i tak ktoś się dowie, jesteśmy zbyt sławni. Nie da się tego ukryć. Bo jak?

- To już zostaw Mistrzyni Wody.

- I Mistrzowi Błyskawic?

Oczy Nyi błysnęły.

- Tak. I Mistrzowi Błyskawic.

Nindroidka rzuciła jej się na szyję.

- Dziękuję wam.

Nya przytuliła się do przyjaciółki i odetchnęła.

Deszcz już nie padał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top