Rozdział 10 - Szminka
Jay zamknął smoka w sobie. Stał teraz na środku balkonu pośród zakupów jak wcześniej u Nyi. Westchnął jeszcze raz na wspomnienie pocałunku. Spojrzał na księżyc. Było dawno po zachodzie słońca, ale nocne niebo dalej było magicznie piękne.
Jay odwrócił się i zaczął wnosić zakupy do środka. Zamarł w połowie drogi z workiem w rękach. Drzwi zagradzał mu Zane. Opierając się o nie z założonymi rękami patrzył na niego złowrogo.
- Spóźniłeś się - mruknął.
- No bo miałem...
- Spotkanie z Nyą - trafił tak celnie jak rzucał shurikenami w ciemną mglistą noc pośród stu tysięcy wrogów w krainie Wiecznych Ciemności... Czyli bardzo celnie.
- Nie, ja...
- W dodatku udane skoro cię pocałowała - uśmiechnął się.
Jay zupełnie zbaraniał. Chyba upuścił worek i wysypał zawartość.
- Skąd...
- Masz szminkę na ustach.
Powoli uniósł dłoń i dotknął swoich warg. Spojrzał na lekko czerwone od szminki palce. Roześmiał się.
- Nie wiedziałem.
Zane zaśmiał się.
- Miałeś dziś niezły dzień, co Romeo?
- No...
- Opowiedz mi - powiedział, zbierając porozrzucane warzywa i wkładając je z powrotem do worka.
- Świetny z ciebie przyjaciel - uśmiechnął się Jay i pomógł mu.
Kiedy wszystkie worki były już wewnątrz, Jay właśnie kończył swoją opowieść.
- Uwolniliście wspólnego smoka? Ale jak? I kiedy był ten pierwszy raz?
Jay zapomniał, że to miała być tajemnica.
- Eee...nie, teraz był ten pierwszy raz.
- Ale jak?
- Tak po prostu... Nie wiem. Po prostu oprócz uwolnienia się od strachu, poczułem... nie, pomyślałem, nie, ja... Po prostu wiedziałem jak bardzo ją kocham i skupiłem się całkowicie na tej myśli... A potem błysnęło, czary mary i był smok! - zaśmiał się. - Jeszcze tuż przed tym przez chwilę czułem wszystko to co ona, widziałem jej myśli i... Tak jakby była mną, a ja nią jednocześnie...
- Jak jedność - podpowiedział Zane.
- Tak! Dokładnie! Jak jedno wspólne ciasto.
- Jak ciasto?
- Nie, nie jak ciasto, co ty gadasz, czasami jak coś palniesz to...
- Ale...
- Nie, to było bardziej jak... Jak...
Nagle coś sobie jeszcze przypomniał. Sięgnął do kieszeni.
- Zane, słuchaj, tam na balkonie spotkałem jeszcze Pixal.
- Pixal?! I co?! Co u niej?
- Dobrze, bardzo za tobą tęskni i te de... Kazała ci to dać... Poczekaj...
Siłował się z kieszenią. Nie mógł tego znaleźć. Wkurzony zaczął szarpać kieszeń, aż wywalił ją na lewą stronę.
- Nie ta kieszeń!
Włożył rękę do drugiej i zaczął w niej grzebać. Ręka mu zadrżał, gdy dotknął pudełka. W końcu wyciągnął z kieszeni kruczoczarne pióro i teatralnie podał je Zane'owi.
- Prezent od ukochanej pani Julienowej - zaprezentował.
Zane chyba nie zauważył złośliwości. Z czcią i wzruszeniem uniósł piórko.
- Co takiego jest w tym piórku? - zdziwił się Jay.
Zane tylko zamknął je w dłoni i schował do kieszeni.
- Nic. To tylko zwykłe piórko.
Jay uniósł wysoko brew.
- No dobra, niech ci będzie. Chodźmy więc oznajmić Wu, że wróciłem. - powiedział, maszerując do drzwi.
- Ale najpierw może zmyj szminkę...
Jay w panice rzucił się do łazienki, zakrywając usta. Po drodze prawie wpadł na Kaia. Zane dusił się ze śmiechu.
- Człowieku, patrz gdzie leziesz! - wrzasnął Kai.
- Sorry - syknął przez zakryte i biegł dalej.
Zleciał błyskiem po schodach (czytaj: stoczył się) i piorunem wpadł do łazienki.
Przy umywalce stał Cole, myjąc zęby.
Jay po prostu przeszedł przez niego i zaczął obmywać energicznie twarz.
- No wiesz co? - krzyknął Cole. - Zajęte!
- To... wyjątkowa... sytuacja - mówił, na przemian oblewając się wodą.
- Może i jestem duchem - przyznał. - Ale to nie znaczy, że można sobie tak po prostu przeze mnie przechodzić! Wiesz jakie to uczucie, gdy sterczy ci z brzucha czyjś łeb?
- Nie, nie wiem, jakie to uczucie?
- Jay!
- Już wychodzę. Jeszcze chwila...
- Ja ci dam chwilę... - powiedział, obracając go gwałtownie w swoją stronę. Chciał go wywalić sprzed umywalki, ale gdy tylko spojrzał mu w twarz, zastygł.
Jay przestraszył się, że może nie wszystko udało mu się zmyć. Przełknął ślinę odrobinę za głośno.
- Coś nie tak?
- Jay... Czemu tak nagle napadła cię potrzeba mycia twarzy?
- Ach, widzisz, porywająca historia - odparł, opierając się o umywalkę. - Wracałem z zakupów i nagle wpadłem w lodowatą chmurę. Mój smok się spłoszył. Zlecieliśmy do jakiejś dżungli, wpadłem w błoto pełne oślizgłych pijawek, żebyś ty wiedział jakie były wielkie! Udało mi się od nich uwolnić, spóźniłem się strasznie i Zane mi właśnie powiedział, że śluz tych paskuderstw jest mega trujący! Oczywiście, zachowałem zimną krew i przybyłem tu, żeby się uwolnić od tego śluzu.
Cole uniósł brew wyżej niż wymagała tego jego niedowierzająca, podejrzliwa mina, na wpół przeźroczysta i emanująca dziwnym odcieniem zieleni.
- Nie wierzysz mi?
Duch westchnął.
- Srzelałbym raczej, że spotkałeś się z Nyą.
Jayowi gwałtownie wyślizgnęła się ręka. Stracił równowagę i uderzył głową w umywalkę. Przyjaciel roześmiał się i pomógł mu wstać.
- Nic ci nie jest?
- Żyjemy w trudnych czasach, pozbawieni wsparcia i przyjaciół, gdzie nawet zwykła umywalka jest twoim wrogiem... - odparł, masując głowę.
- Wrócił, Papla Błyskawic. Gdzie twoje plany o zmianach?
- Nadal w toku. Nie spotkałem się z Nyą.
- Ychy...
- Nie wierzysz mi? Czy ja cię kiedykolwiek okłamałem?
Cole spojrzał na niego wymownie.
- Ej! Teraz mówię na poważnie! Zapytaj Zane'a, on sam zdejmował mi z pleców ostatnią pijawkę! Zapytaj Pioruna!
- Bardzo śmieszne.
- Ja się nie śmieję.
Jay odkrył, że nie tak łatwo grać opanowanego, gdy kłamie się w żywe oczy - czy raczej martwe -najlepszemu kumplowi. I strasznie wtedy gryzie sumienie.
- No dobra, wygrałeś, ale będę cię miał na oku
- Zaufaj mi. Nie zobaczysz niczego podejrzanego.
- Już zobaczyłem. A teraz wyjdź wreszcie z łazienki!
Usłuchał. Trochę przerażała go perspektywa bycia obserwowanym przez Cole'a, który umie przenikać przez ściany i być niewidzialny. Zamyślił się i zderzył się z Senseiem.
- O, jak miło nareszcie wróciłeś.
Jay masował dłonią głowę.
- Tak, bardzo miło...
- Czemu się spóźniłeś?
- Później opowiem. Teraz niech Sensei mi wybaczy, ale idę po zakupy...
- Dobrze, nie musisz się tłumaczyć, na pewno to było coś ważnego. Lepiej się prześpij, widzę, że boli cię głowa.
- Też to zauważyłem...
- Dobrze w takim razie miłych snów.
I odszedł. On naprawdę mi ufa. A sumienie gryzie coraz mocniej...
Trudno, niech se gryzie. Nikt nie może się dowiedzieć o moim spotkaniu z Nyą. Co z tego, że wiedzą już o tym trzy osoby... Znając życie za tydzień wszyscy już będą wiedzieć. Przyjaciele proszę, nie wygadajcie mnie.
Wrócił do pokoju i zastał tam to, co w nim zostawił: Zane'a duszącego się ze śmiechu na podłodze pełnej zakupów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top