Rozdział 13
Trochę pomieszała mi się chronologia wydarzeń, więc tutaj dam informację o tym. 😅
******
Południe (tego samego dnia, w którym ninja i Harumi mieli trening - poprzedni rozdział)
Spokojnymi alejkami ogromnego dziedzińca spacerowało kilku mieszkańców królestwa. A raczej nie spacerowało lecz delikatnie unosiło się nad brukowanymi ścieżkami. Istoty miały skrzydła, pozwalające unosić się nad ziemią oraz latać na krótkie dystanse.
Ich blade, praktycznie białe twarze były spokojne i radosne.
Cieszyli się z panującego spokoju, który wywalczyli dla Shintaro ninja.
Nagle przy murze w południowej części dziedzińca otworzył się portal. Natychmiast wyszły z niego roboty z karabinkami laserowymi i ustawiły się w półkolu, chroniąc portal.
Następnie pojawiła się wysoka, rogata postać w czarnej szacie. Zaraz za nią z portalu wyszło kilka istot: biały wężon, mężczyzna w bordowo-fioletowym stroju z kapturem, kolejny nindroid, nieco wyższy od pozostałych, wielkolud, kobieta o szarej karnacji z dziwnymi włosami spiętymi w kucyk oraz postać w czarno-czerwonym kasku.
- Sprowadzić mi władców Królestwa - oznajmił Ukryty - Resztę wyrżnąć w pień. Po tych słowach nindroidy stojące w półkolu zaczęły maszerować przez dziedziniec, strzelając we wszystkich - mężczyzn, kobiety oraz dzieci.
Po kilku sekundach z portalu wybiegło mnóstwo Wojowników Cynobru, kilkanaście Kamiennych Wojowników i całe mrowie Synów Garmadona.
Wszyscy rozbiegli się we wszystkie możliwe strony, wywarzając drzwi budynków i mordując ukrytych w domach mieszkańców.
W spokojnym królestwie zapanował totalny chaos. Zewsząd dobiegały krzyki przerażonego ludu, które zaraz milkły, pozostawiająv jedynie głuchą ciszę.
Po kilku minutach, w których zdążyło już zginąć wielu mieszkańców, pojawili się strażnicy.
Wywiązała się krwawa i zacięta walka między nimi, a Synami Garmadona. Co chwila któryś z obrońców w złotych zbrojach padał rozpłatany, przebity włócznią lub pozbawiony głowy.
Szare dotychczas alejki, teraz były skąpane w kałużach krwi i rozczłonkowanych ciał.
Przez sam środek tego chaosu szedł Ukryty ze stoickim spokojem, tak jakby wokół nie odbywała się żadna piekielna rzeźnia.
Nagle z budynku obok w dzikim szale wybiegło dwóch wojowników cynobru, po czym budynek eksplodował, pozwalając wszystkich wokół.
Pozostałe zabudowania południowej części królestwa płonęły już piekielnym ogniem.
- Królowo atakują nas - oznajmił strażnik w złotej zbroi - Nie mamy z nimi szans. Musisz uciekać. Natychmiast.
- Nie mogę opóścić moich poddanych Hailmarze - oznajmiła królowa.
W głosie złotowłosej dało się wyczuć strach.
- Większość poddanych już nie żyje - owiedział strażnik - Za chwilę nikt nie zostanie, a ja nie zdołam Cię obronić.
Vania stała przerażona, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy.
Nagle coś uderzyło o zamkniętą bramę wejściową.
- Musimy uciekać - ponaglił Hailmar - Nie mamy czasu.
- Chrupek - zawołała Vania, rozglądając się.
Prawie natychmiast obok strażnika przebiegł niewielki biały smok z szarym brzuchem i wskoczył dziewczynie na ręce.
- Chodź - powiedziała Vania do strażnika - Mam pomysł.
Gdy ponownie coś uderzyło w bramę, udali się w stronę bocznego wyjścia prowadzącego na wieżę.
- Mieliśmy uciekać - powiedział lekko zdenerwowany Hailmar.
Znajdowali się na balkonie jednej z wież, skąd nie było żadnej innej ucieczki.
Z dołu z sali tronowej dochodziły już krzyki i odgłosy demolki.
- A co robimy? - zapytała wciąż przerażona Vania i dodała do swojego pupila - Chrupek zamień się w to duże coś. Proszę. Musisz mi pomóc.
Smok popatrzył na dziewczynę, jakby starał się zrozumieć o co chodzi lecz po chwili zeskoczył z rąk Vani prosto w przepaść.
Od razu niewielke stworzenie zamieniło się w ogromną bestię, która zbliżyła się jak mogła do balkonu.
- Taka ucieczka Ci pasuje? - spytała z niewielkim uśmiechem dziewczyna, odwracając się do strażnika.
Hailmar chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdążył.
Nagle jego klatkę piersiową przebiło od tyłu ostrze, a krew bryzgnęła na wszystkie strony.
- Niee - krzyknęła przerażona Vania, zasłaniając ręką twarz, przed bluzgającymi strumieniami krwi.
- U..ci...ekaj - wydusił z trudem strażnik.
Dziewczyna przetarła ręką łzy spływające po jej twarzy i wskoczyła na Chrupka.
Kątem oka zdołała jeszcze zobaczyć jak jeden z napastników bierze zamach i wbija potężny topór w głowę Hailmara, masakrując ją.
- Leć - krzyknęła do swojego pupila.
Gdy oddaliła się na pewną odległość obejrzała się za siebie.
Pomimo rozmazanego przez łzy wzroku, zobaczyła całe królestwo stojące w ogniu.
-
W klasztorze ninja panował spokój. Był praktycznie pusty, gdyż ninja i mistrzowie wyruszyli załatwić pewne sprawy.
W środku został jedynie wciąż nieprzytomny Lloyd oraz Harumi.
Dziewczyna siedziała na krześle obok łóżka chłopaka i rozmyślała.
- Gdzie oni są? - pomyślała - Nie ma ich już ponad 4 godziny.
Harumi miała podwinięty lewy rękaw bluzy i co chwilę wodziła palcem po bliznach i gojących się ranach. Bandaż leżał zwinęty na stoliku obok.
Z każdą minutą jej wyrzuty sumienia stawały się silniejsze, cały czas dając o sobie znać. Po twarzy dziewczyny mimowolnie spłynęły łzy.
Nagle z zamyślenia wyrwał ją dziwny pomruk. Zaczęła szukać źródła tego odgłosu, gdy nagle zatrzymała na czymś wzrok, a po jej twarzy spłynęło jeszcze więcej łez. Tym razem łez szczęścia.
- Moja głowa - powiedział cichym i zmęczonym głosem chłopak, próbując przyzwyczaić wzrok do światła - Gdzie ja jestem?
- Lloyd - powiedziała zadowolona, a zarazem niedowierzająca dziewczyna - Ty żyjesz.
- H-harumi? - spytał zdziwiony chłopak odwracając głowę w stronę białowłosej.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko lecz od razu spanikowała, gdyż zorientowała się, że wciąż ma odsłonięte ramię.
Szybko zsunęła rękaw i odwróciła głowę spowrotem do chłopaka starając się ukryć zakłopotanie i modląc się w duchu, żeby chłopak nic nie zauważył.
- Gdzie ja jestem? - chłopak ponowił pytanie - Ile byłem nieprzytomny?
- Jesteś w klasztorze w swoim pokoju - oznajmiła Harumi - Nieprzytomny byłeś nieco ponad dzień.
Lloyd z trudem poddźwignął się i usiadł na łóżku, odwracając się twarzą do dziewczyny.
- Skąd ty masz moją bluzę? - spytał po chwili z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Skylor mi ją dała - oznajmiła dziewczyna również się uśmiechając - Powiedziała, że i tak w niej nie chodzisz.
- Ładnie Ci w niej - powiedział chłopak, a dziewczyna lekko się zarumieniła.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu.
- Coś się stało? - spytał nagle spokojnym lecz zaniepokojonym głosem Lloyd, gdy zauważył, że dziewczyna trzyma się za lewe ramię i trzyma je przy ciele.
- Co?...Yyy.....Nie nic się nie dzieje - rzuciła szybko dziewczyna lekko się czerwieniąc.
Chłopak przysunął się do białowłosej, siadając na skraju łóżka i chwycił jej dłonie. Harumi tak naprawdę chciała się wyrwać, ale nie zrobiła tego.
Wszystkie dręczące ją wyrzuty sumienia w tym momencie ucichły. Poczuła się bezpieczna.
Po jej twarzy mimowolnie spłynęła łza.
- Rumi, co się dzieje? - spytał pełnym troski głosem chłopak.
- Ja... - zawahała się niepewna dziewczyna, nie wiedząc, czy powinna się tak odsłaniać - Po prostu wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju, a ja już nie mam siły, żeby z nimi walczyć. Proszę tylko się nie śmiej.
Po tych słowach wstała i drżącą ręką podwinęła lewy rękaw, ukazując blizny.
Chłopak otworzył szerzej oczy patrząc na rękę Harumi. Po chwili wstał z trudem i przytulił dziewczynę, która wtuliła się w niego płacząc.
- Jestem przy tobie - wyszeptał - Nie musisz się już bać.
Stali tak przez chwilę w milczeniu.
- Coś cicho w tym klasztorze - stwierdził nagle Lloyd, a dziewczyna odsunęła się i popatrzyła na niego.
- Ninja polecieli na pseudo patrol, a Wu, Garmadon i Misako po coś do biblioteki - oznajmiła Harumi - Jesteśmy sami.
- Czy możemy iść do kuchni i tam kontynuować rozmowę? - spytał chłopak - Jestem strasznie głodny.
- Nie jadłeś tylko jeden dzień głodomorze - zaśmiała się dziewczyna - Głupie pytanie. Oczywiście, że możemy.
Po chwili byli już w kuchni. Harumi usiadła przy stole, obserwując, jak blondyn robi sobie kanapki.
- Mogę spytać, ile to już trwa? - spytał chłopak, siadając obok dziewczyny i wskazując na jej rękę.
- Nie wiem - powiedziała cicho Harumi i spuściła głowę - Zaczęłam chyba jakiś czas po mojej rzekomej śmierci. Dzięki temu przez chwilę czuję ulgę, ale nie na długo. Potem wszystko wraca silniejsze.
Lloyd patrzył na nią smutnym wzrokiem, po czym chwycił jej dłonie.
- Obiecaj mi, że już tego nie zrobisz - powiedział, a dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona - Ja....nie mogę ponownie...Cię stracić.
W oczach Harumi pojawiły się łzy, a jej twarz lekko się zarumieniła.
Dziewczyna przez chwilę widocznie wahała się przed czymś, ale w końcu przysunęła się do chłopaka i spojrzała mu prosto w oczy, po czym pocałowała go, co chłopak odwzajemnił.
Z tej radosnej chwili wyrwał ich głośny ryk jakiejś bestii.
- W tych okolicach od dawna nie ma smoków - powiedział zaniepokojony Lloyd - Nie podoba mi się to.
- A może to smok Wu? - oznajmiła Harumi - On, Garmadon i Misako polecieli na smoku.
Ponownie rozległ się ryk. Tym razem bliżej.
- Nie. To nie jest smok mistrza Wu - oznajmił chłopak, zerwał się i pobiegł do wyjścia. Dziewczyna ruszyła za nim.
Gdy znaleźli się na zewnętrznym dziedzińcu, zobaczyli biało-złotego smoka, lądującego właśnie na placu.
- Chrupek? - zdziwił się Lloyd i podszedł do stworzenia.
- Lloyd uważaj - zawołała z tyłu Harumi.
- Spokojnie - powiedział chłopak - Ja znam tego smoka.
Lloyd zaczął głaskać go po twarzy, gdy nagle z jego grzbietu spadła nieprzytomna dziewczyna i wylądowała na twardym bruku.
- Vania - zawołał chłopak i podbiegł do niej.
Gdy nie zdołał jej obudzić, wziął ją na ręce i ruszył spowrotem do klasztoru.
- Lloyd co się dzieje? - zapytała przerażona Harumi, gdy chłopak przechodził obok niej - Kto to jest?
- Nie wiem, co się dzieje - oznajmił chłopak - Ale nie podoba mi się to. Chodź musimy jej pomóc. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię.
Lloyd i Harumi skierowali się do pokoi.
- Tutaj - zawołała dziewczyna i otwarła jedne drzwi - Tu ją połóż.
Chłopak bez słowa wykonał polecenie. Wszedł do pokoju i położył złotowłosą na łóżku.
- Wydawało mi się, że w tym pokoju nikt nie mieszka - stwierdził chłopak, zdziwiony, że na krześle leżało kilka ubrań i znajoma torba - Czekaj czy to nie jest twoja torba?
- Tak, ja tu mieszkam - oznajmiła Harumi - Skylor i Nya załatwiły mi pokój. Powiesz mi o co tu chodzi.
- Zaraz - powiedział Lloyd - Sprawdź czy nie jest ranna, a ja zalecę po jakieś leki.
Zanim Harumi zdążyła coś odpowiedzieć, chłopak wystrzelił z pokoju jak poparzony.
Wrócił po kilku minutach z kubkiem jakiegoś gorącego napoju i apteczką.
- Nie jest ranna - oznajmiła Harumi - Ale przez tą krew na ubraniu wygląda jakby poderżnęła komuś gardło.
- Musiało wydarzyć się coś złego - powiedział Lloyd poruszony tym wszystkim - Dopiero co tam byliśmy.
Po tych słowach chłopak pochylił się nad Vanią i pomógł jej wypić herbatę.
- Teraz musimy zaczekać, aż się obudzi - oznajmił - Usiądź. Opowiem Ci skąd ją znam.
Lloyd przez godzinę opowiadał Harumi o wydarzeniach z Shintaro.
- I to by było wszystko - oznajmił pod koniec, trzymając na rękach Chrupka i głaszczą go.
- To dlatego przyleciała tutaj - stwierdziła białowłosa - Wiedziała, że jej pomożecie.
- Też mi się tak wydaje - potwierdził Lloyd - Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego.
Nagle dało się słyszeć jakieś hałasy, dochodzące z innej części klasztoru.
Lloyd i Harumi popatrzyli na siebie.
- Może reszta wkońcu wróciła - zauważyła dziewczyna.
- Może - stwierdził Lloyd.
- Umieram z głodu - po całym klasztorze rozrósł się krzyk Cole'a, na co blondyn i białowłosa zaczęli się śmiać.
- To zrób coś do jedzenia, a ja sprawdzę co u Lloyda i znajdę Harumi - oznajmił metalicznym głosem Zane.
Harumi powstrzymała wstającego chłopaka, gestem każąc mu być cicho, a na jej twarzy pojawił się psotny uśmiech.
- Lloyd zniknął - krzyknął z pokoju obok nindroid - I Harumi nigdzie nie ma.
W klasztorze zapadła cisza, a Lloyd i Harumi starali się nie wybuchnąć śmiechem.
W korytarzu dało się słyszeć tupot kilku osób biegnących w tę stronę.
- Lloyd zniknął - powtórzył Zane.
- Jak to zniknął? - zapytał, prawie krzycząc zdezorientowany Jay.
- Ja wiedziałem, że to się źle skończy - powiedział zdenerwowany Kai.
Nagle Lloyd nie wytrzymał, spadł z krzesła i przez przypadek pociągnął za sobą Harumi. Oboje leżeli teraz na sobie na ziemi, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Od razu drzwi do pokoju się rozsunęły ukazując zdezorientowane twarze pięciu ninja, Skylor i Pixal.
- Nasze gołąbeczki chyba mają się dobrze - oznajmiła po chwili Nya.
Lloyd i Harumi natychmiast wstali z czerwonymi od śmiechu twarzami.
- Vania! - zawołał nagle Cole i podbiegł do łóżka na którym leżała dziewczyna. Wesoła atmosfera od razu zniknęła.
- Co się stało? - spytał przerażony mistrz ziemi - Co ona tu robi?
- Wiem tyle co ty Cole - oznajmił spokojnie Lloyd - Przyleciała jakiś czas temu na Chrupku. Była nieprzytomna. Razem z Harumi położyliśmy ją tutaj, a ja podałem jej herbatę leczniczą. Żeby dowiedzieć się co się stało musimy poczekać, aż się obudzi.
- Spokojnie Cole, nic jej nie będzie - powiedziała Skylor, podchodząc do chłopaka i kładąc mu rękę na ramieniu.
- Ninja wróciliśmy - od strony kuchni dobiegł ich głos Wu.
- Chodźcie - powiedział do wszystkich w pokoju Lloyd - Spytamy mistrza, czy możemy coś jeszcze zrobić.
Wszyscy zgodzili się na ten pomysł i udali się do kuchni, zostawiając nieprzytomną Vanię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top