Rozdział 21

- Nie po prostu nie wierzę - oznajmił poirytowany Ukryty. Siedział na tronie i widocznie się w nim gotowało pomimo, że starał się zachować spokój - Wytłumaczcie mi to raz jeszcze, bo chyba się przesłyszałem.
Zapanowała chwila ciszy, a dowódcy Synów Garmadona popatrywali na siebie przerażeni.
- Wyszliśmy z portalu i okazało się, że ninja już na nas czekają - powiedział w końcu drżącym głosem Killow - Jeden z nich użył czegoś i zaczął nas masakrować. Nie mieliśmy szans...
Ukryty uniósł prawą dłoń, uciszając go.
- Nindroidy nie wróciły, przez co sądzę, że na nich również czekali ninja - poinformował dowódca - Pytanie teraz skąd wiedzieli i naszych planach - spojrzał wymownie na wielkoluda, który zacisnął zęby.

Gdy Killow nie odpowiadał, Ukryty westchnął i wyciągną rękę z otwartą dłonią, tak jakby czegoś rządał.
Nagle Killow zaczął się dusić, unosząc się w powietrze. Wierzgał walcząc o oddech.
- Niech to będzie przykład dla wszystkich - oznajmił Ukryty do wszystkich dowódców, po czym zacisnął palce w pięść.
W pomieszczeniu dało się słyszeć dość głośne chrupnięcie, gdy głowa wielkoluda za bardzo przekręciła się w bok.
Killow runął bez życia na ziemię, a Ukryty opuścił rękę i spowrotem opadł na siedzenie - Mnie się nie zdradza.
Wszyscy w osłupieniu patrzyli na nieruchome ciało.
- A i jeszcze jedno - oznajmił Ukryty - Jutro z rana macie być w pełnej gotowości. Wcielamy nasze plany w życie. Nie możemy już dłużej zwlekać.

Po krótkiej chwili z pomieszczenia wybiegła Violet, a w jej ślady poszedł Pan E.

-

Lloyd siedział na krześle w jednej z sypialni. Na łóżku obok leżała nieprzytomna dziewczyna.
- Czy będzie pamiętać, co się stało. To co pod wpływem maski zrobiła - zastanawiał się poddenerwowany chłopak - Chociaż czy byłaby do tego zdolna? Może tak naprawdę to nie była ona? Może całą masakrę wyrządził ten potwór? Ale mimo tego jak ja ją uspokoje? Przecież ona będzie załamana. Będzie odchodzić od zmysłów.

Nagle dziewczyna obudziła się gwałtownie z krzykiem, co wyrwało chłopaka z zamartwiania się.
- Rumi nic Ci nie jest? - zapytał prawie od razu.
- Ja... Miałam dziwny koszmar... Ja... Nie Nie Nie.T-to nie... nie b-był... - powiedziała bardzo drżącym głosem i z przerażenia otworzyła szeroko oczy, w których już zebrały się łzy. Cała zaczęła się trząść.
- Hej hej - zawołał czułym głosem Lloyd, zrywając się z krzesła i siadając na łóżku obok białowłosej, która od razu się w niego wtuliła - To nie jest twoja wina. Ty nikogo byś nie zabiła. To nie jest twoja wina.
- A-ale...t-to j-jja.... - próbowała wydusić z siebie cokolwiek pośród płaczu, ogromnego płaczu - T-to J-ja założyłam... m-maskę. T-to....m-moja w-wina. J-ja....
- To nie jest twoja wina, tylko mocy maski - próbował uspokoić dziewczynę - Zadaj sobie pytanie, czy chciałaś pozabijać wszystkich, czy może chciałaś ochronić przyjaciół?
Dziewczyna nie odpowiedziała, wciąż targana płaczem.
- Wiem co czujesz - kontynuował - Wiem jak to jest jak ta moc przejmuje nad tobą kontrolę. Sam...sam prawie zabiłem pięć osób.
Dziewczyna odunęła się nagle i wciąż zapłakana spojrzała zaskoczona na chłopaka.
- Nie chciałem Ci o tym mówić, bo sam tego wszystkiego żałuję. To było po naszym spotkaniu w biednej dzielnicy. Targały mną emocje. Zobaczyłem, że kilku bandytów osaczyło jakieś dziewczyny, poleciałem im pomóc. Zaraz na początku walki moc przejęła nade mną kontrolę i skończyło się na tym, że poturbowałem ich bardzo brutalnie. Gdy skończyłem, odzyskałem kontrolę i zobaczyłem, co zrobiłem. Załamałem się tak samo. Nie zamartwiaj się tym. To nie jest twoja wina.

- Dziękuję - wyszeptała, po dłuższej chwili ciszy Harumi - Za to, że jesteś. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
Chłopak przytulił ponownie dziewczynę.

W pewnym momencie rozległo się pukanie, a drzwi rozsunęły się.
Okazało się, że to mistrz Wu i Garmadon.
Starzec z brodą trzymał kubek jakiegoś parującego napoju. Zapewne herbaty.
- Chyba wybraliśmy zły moment - zaśmiał się Garmadon.
- Nie nie - oznajmił Lloyd i odsunął się od dziewczyny - W porządku. Macie tą herbatę?
- Tak - potwierdził Wu - Proszę bardzo.
Lloyd z lekkim uśmiechem odebrał kubek i podał go białowłosej.
- Wypij - polecił - Poczujesz się lepiej.
- Dzięki.
- Zostawimy cię na razie. Odpocznij - oznajmił chłopak, a gdy dziewczyna pokiwała głową, wraz z ojcem i wujkiem opuścił pokój i udali się do kuchni, gdzie siedziała Misako.

- Co z tym zwojem? - spytał zaciekawiony Lloyd.
- Niestety nic nie znalazłyśmy - oznajmiła kobieta - Myślałam, że będzie cokolwiek. Albo nie ma takiego zwoju, albo jest w pradawnej bibliotece do której nie ma wstępu.
- Szkoda, byłem ciekawy co w nim może być - powiedział chłopak - Gdzie jest reszta?
- Trenują na zewnątrz - oznajmił Garmadon - Powiedzieli, że jak będziesz mógł to żebyś do nich dołączył.
- Nie będę w takim razie kazał im dłużej czekać.

Lloyd udał się na dziedziniec i zauważył coś zaskakującego.
Wszyscy jego przyjaciele stali wokół pola walki, na którym walczyła Nya i... Vania.

Chłopak oparł się o baryjerkę i z daleka obserwował walkę. Złotowłosa odziwo radziła sobie całkiem dobrze lecz w starciu z mistrzynią wody nie miała szans.
Gdy walka się zakończyła, Lloyd zauważył, że przyjaciele pokazują mu, aby do nich przyszedł, co zrobił.
- Co z nią? - spytał Cole.
- Narazie załagodziłem sytuację, ale kto wie, czy się jej nie pogorszy - oznajmił Lloyd - Wogóle Vania nie miała odpoczywać?
- Nie chce mi się odpoczywać - oburzyła się dziewczyna - Chce się nauczyć walczyć. A teraz wyzywam ciebie.
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, zważywszy na wszystko co się ostatnio ze mną dzieje - oznajmił zaskoczony blondyn.
- No weź. Co złego może się stać?
- Dajesz Lloyd. Co Ci szkodzi? - zachęcali go przyjaciele.
- No niech wam już będzie - zgodził się chłopak - Ale jedna. Potem lecę na inny trening.
Na ostatnie zdanie lekko się skrzywił.
- Dasz radę - oznajmiła Skylor - W Stix'ie Ci się udało przecież.
- Wtedy wiedziałem co mam robić - wytłumaczył - Teraz nie wiem. Dobra mam pewien pomysł na trening. Rozumiem, że ćwiczyliście jedynie walkę z bronią?
- Lekki trening bez broni i głównie z bronią - oznajmił Kai - Gdybyś ty widział, co ona z włócznią wyczynia.
- No dobra - powiedział do Vani Lloyd - Weź broń. Pokażę Ci jak pokonać przeciwnika używającego spinjitzu.
- Czy to jest dobry pomysł? - zmartwił się Cole.
- Będę uważał - przyrzekł blondyn - Zresztą nie wiadomo czy mi wyjdzie. Dawno nie używałem, a kto wie co jeszcze natworzyła ta moc. Zanim jednak zaczniemy, czy ktoś widział mój miecz? Gdzieś go posiałem i nie wiem gdzie jest.
- Tu jest - oznajmił Zane i podał broń - Był w schowku z innymi brońmi.

- Dobrze zaczniemy powoli - oznajmił Lloyd stojący na polu walki naprzeciwko dziewczyny - Zaatakuj mnie.
Vania podbiegła i wzięła zamach, aby uderzyć Lloyda tempym końcem broni w głowę. Ten jednak przewidział jej zamiar wykonał szybki unik i odepchnął lekko dziewczynę.
- Dobrze wymyślone, aczkolwiek zbyt przewidywalne - powiedział - Spróbuj wykorzystać jakąś kombinację lub szybko zmień cios.

Tym razem dziewczyna zaczęła spokojnie podchodzić, obracając włócznią, tworząc pewnego rodzaju wiatrak. Lloyd uśmiechnął się, gdyż dokładnie wiedział, co dziewczyna chce zrobić. Sprawnie zablokował cios nadchodzący z lewej i z prawej, a następnie rozbroił złotowłosą, gdy ta wykonała nieudane pchnięcie.
- To było naprawdę pomysłowe, ale stare jak świat.
- Mógłbyś przestać - powiedziała lekko zdenerwowana dziewczyna.
- Ale spokojnie - oznajmił Lloyd - To tylko trening.
- Ale cackasz się ze mną jak z jajkiem - wytłumaczyła Vania - Potrafię o siebie zadbać.
- No to udo...
Dziewczyna nie dała mu skończyć, gdyż od razu podniosła broń i zaatakowała. Wyprowadzała szybkie ataki z każdej strony, których chłopak blokował lub unikał. Nagle dziewczyna trafiła go ostrzem w ramię, lekko rozcinając skórę i zdzieliła tempym końcem w plecy, na co Lloyd odskoczył, przywołał moce i użył spinjitzu. A raczej spróbował.
Zaczął wirować lecz po chwili nastąpiła eksplozja, która odrzuciła go na pobliską ścianę.

- Żyjecie? Nic wam nie jest? - zawołali przyjaciele i ruszyli z pomocą. Cole i Skylor podeszli do Vani, której najwidoczniej nic się nie stało, a pozostali podbiegli do Lloyda, który obolały próbował wstać.
- Czy to się kiedykolwiek skończy? - powiedział zdenerwowany.
Kai i Jay pomogli mu wstać w momencie, gdy pozostała trójka podeszła no nich.
- Nic Ci nie jest Vaniu? - spytał Lloyd.
- Nie, w porządku - oznajmiła - Nie byłam w polu rażenia. Przepraszam, to przeze mnie.
- To nie twoja wina - powiedział blondyn - Tylko tej cholernej mocy. Dlatego staram się trzymam od wszystkich z daleka. Bo potem dzieją się takie rzeczy.
- Wszyscy są cali Lloyd. Nic się nie stało - pocieszyła go Nya.
- Ale nie mogę wam zapewnić, że następnym razem wszystko skończy się dobrze - powiedział smutnym głosem - Trenujcie beze mnie. Ja pójdę spróbować coś zrobić z tą mocą.
Po tych słowach skierował się do klasztoru, nie zwracając uwagi na wołania przyjaciół.

- Wszystko w porządku Lloyd? - zapytała niepewnie Harumi, gdy szła korytarzem i zobaczyła chłopaka z zmarnowaną miną, otwierającego drzwi do sali treningowej.
- Nic nie jest w porządku - oznajmił ponuro chłopak - Nie chce tej mocy. Wszystko psuje. Boję się, że następnym razem kogoś skrzywdzę. Kogoś z was.
- Będzie dobrze - powiedziała spoglądając mu w oczy i chwytając jego dłoń - Jesteś silny, dasz sobie radę.
Lloyd uśmiechnął się, co dziewczyna odwzajemniła.

- Gdyby mnie ktoś szukał, to ćwiczę na sali - powiedział po chwili.
- Moc? - spytała Harumi, a chłopak pokiwał głową.
Dziewczyna spuściła lekko wzrok i widocznie zaczęła się nad czymś zastanawiać.
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony chłopak.
- Nie nic - powiedziała po chwili - Albo... Czy... Czy mogę iść z tobą? Żeby spróbować..... Przyzwyczaić.... Żeby jak znowu użyję maski, nie wydarzyło się... No wiesz. Choć wolę jej nie używać. Nigdy.
- Napewno chcesz? - dziewczyna pokiwała głową - To chodź.
- A wiesz, gdzie jest maska? - spytała ze strachem i zakłopotaniem w głosie.
- Ja ją mam - powiedział Lloyd i wyciągnął przedmiot zza pleców.

Po kilku minutach klęczeli naprzeciwko siebie w pozycji do medytacji, a maska leżała na ziemi pomiędzy nimi.
- Weź maskę - oznajmił Lloyd nie otwierając oczu.
- Jesteś pewny, że powinnam? - wahała się dziewczyna.
- Sama chciałaś - przypomniał jej chłopak - Nie dotykając jej, nie zapanujesz nad nią. Ufasz mi?
Harumi nie odpowiedziała. Po chwili podniosła maskę i zaczęła się jej przyglądać.
- Tych symboli nie było - powiedziała nagle zaskoczona dziewczyna, a chłopak otworzył oczy z uśmiechem na twarzy - Co ty zrobiłeś?
- Wszystko i nic - oznajmił - Pojawiły się po tym, jak użyłem mocy, aby Cię uratować.
- Myślisz, że używanie maski wciąż jest bezpieczne?
- Symbole są złote, co symbolizuje, że tak powiem dobre moce. Więc raczej będzie lepiej - wyjaśnił Lloyd.
Harumi założyła maskę przygotowana na ból i nienawiść. Ku jej zdziwieniu nic takiego się nie pojawiło. Poczuła jedynie lekkie dreszcze, przechodzące przez jej ciało.
- Jak się czujesz? - spytał chłopak.
- Normalnie - powiedziała - Te twoje znaki chyba zablokowały maskę.
- Jesteś pewna? - blondyn popatrzył na ją uśmiechnięty.

Dziewczyna popatrzyła w lustro na ścianie po prawej i aż podskoczyła.
W rzeczywistości miała cztery ręce i niezniszczalny pancerz, ale nie czuła kłębiącej się wewnątrz nienawiści. Czuła spokój.
- Jak to możliwe? - niedowierzała - Przecież...
- Sam nie ogarniam wszystkiego, ale jeszcze mnie nie zabiłaś czyli jest dobrze - zaśmiał się Lloyd.
- Mógłbyś nie żartować w ten sposób? - skarciła go Harumi i ściągnęła maskę.
- Rozluźnij się. Nic złego już się nie stanie.
- Czyli raczej maska nie powinna przejąć już nade mną kontroli? - zapytała ostrożnie.
- Miejmy taką nadzieję - powiedział Lloyd i wykrzywił twarz w grymasie niechęci - Czyli teraz moja kolej?
- Tak - potwierdziła białowłosa i usiadła przed chłopakiem - Zrób coś fajnego.

Lloyd zamkną oczy i spróbował przywołać moce. Bez rezultatów.
- Aaa. Chrzanione moce - zdenerwował się - Raz ich nie ma, a raz są aż do przesady. Mam już tego dość.
- Może przestań o tym myśleć - rozkazała Harumi - Pomyśl o czymś przyjemnym. O czymś co sprawia ci radość, daje Ci siłę.
Chłopak westchnął, ponownie zamknął oczy i spróbował jeszcze raz.W jego dłoniach pojawiły się złotofioletowe płomienie.

Nagle w pomieszczeniu zrobiło się ciemno, na podłodze pojawiła się delikatna, fioletowa mgiełka, a w powietrzu pojawiły się złote cząsteczki, które lekko oświetliły pokój.
Harumi z zafascynowanym przypatrywała się temu pięknu.
- To jest cudowne - wydusiła z siebie.
- Znowu nic? - odezwał się zmarnowany chłopak.
- Otwórz oczy to się dowiesz.
Lloyd otworzył oczy, a płomienie z jego dłoni zniknęły.
Wpatrywał się z zaskoczeniem w to, co właśnie podświadomie zrobił.
- To naprawdę zrobiłem ja? - niedowierzał.
- Miałam się właśnie o to pytać - powiedziała również zaskoczona białowłosa.
- A myślałem, że potrafię tylko niszczyć - stwierdził chłopak.
- Wiesz co? - powiedziała Harumi z dziwnym uśmiechem na twarzy i przesunęła się do chłopaka - Chrzanić trening.
Połączyła swoje usta z ustami chłopaka w namiętnym pocałunku, który Lloyd odwzajemnił.

******

Kurwa
Cringonometr wyjebał poza skalę w końcówce.
Wybaczcie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top