Rozdział 14

Wróciłem i mam już całą rozpiskę 😏, więc nie powinienem już więcej znikać, choć nie wiadomo.
Rozdzialik tak na dobre rozpoczęcie wakacji 😁

*****

- Ty musisz być tym, którego zwą Czaszkoksiężnikiem - powiedział Ukryty do mężczyzny o bladej twarzy i czarnych włosach, siedzącego w celi.
- A co Ci do tego? - rzucił mężczyzna, nie odrywając wzroku od podłogi.
- A chciałem mu zaproponować wolność, sojusz i możliwość zemsty - oznajmił - Ale skoro to nie ty, to nie będę Ci więcej przeszkadzał.
Ukryty odwrócił się na pięcie i zaczął oddalać się w stronę wyjścia.
- Czekaj - zawołał więzień, a Ukryty uśmiechną się i spowrotem odwrócił się do mężczyzny - Tak to ja. Ale niestety już nie mam mocy.
- Tym możemy się zająć później - stwierdził dowódca - Mam dla ciebie propozycję. Przyłącz się do mnie, do mojego przestępczego imperium i miej swój udział w zemście na ninja. Albo zostań tu. Wybór należy do ciebie.
- Widzę, że nie tylko ja mam uraz do ninja - stwierdził mężczyzna.
- A no jest nas wielu - powiedział Ukryty - Nie liczyłem, ale myślę, że kilkaset wojowników będzie.
Mężczyzna za kratami otworzył szerzej oczy że ździwienia.
- Kilkaset? - wydusił z siebie.
- Mniej więcej - stwierdziła rogata postać - A więc? Chcesz zasilić moje szeregi?
- Nie wiem, czy wogóle się wam na coś przydam - stwierdził mężczyzna - Bez czaszki, która dawała mi magiczne zdolności raczej się do niczego nie nadam.
- O czaszkę się nie martw - zapewnił go Ukryty - Mamy mistrza czarnej magii. Może coś uda się zdziałać.
- Czarnej magii? - ożywił się mężczyzna - Mam księgę magii, ale z niej nie korzystałem, bo nic nie wychodziło.
- Widzisz, jak się wszystko pięknie układa. A więc jaka jest twoja decyzja?
- Przyłączę się do was - na twarzy mężczyzny pojawił się niewielki uśmiech.
- Wspaniale - ucieszył się Ukryty - A teraz proponuję odsunąć się od krat.
Lekko zdziwiony mężczyzna wykonał polecenie. Ukryty zaś wykonał dwa kroki w bok wyciągną otwartą dłoń w kierunku celi i zamknął oczy.
Po krótkiej chwili kraty wraz z zawiasami drzwi celi zaczęły drżeć. W momencie, gdy postać odziana w czarną szatę szarpnęła ręką w prawo, drzwi wystrzeliły z miejsca, w którym przed chwilą się znajdowały i uderzyły z hukiem w ścianę.
- Widzę, że i ty znasz pewne sztuczki - stwierdził mężczyzna, ostrożnie wychodząc z celi.
- Każdy ma jakieś asy w rękawie - powiedział z szyderczym uśmiechem - Zatem witam w Kolektywie Mroku. Mów mi Ukryty.
- Ja zwę się Vangelis - oznajmił mężczyzna i uścisnął rękę swojego nowego sojusznika.
- Dobrze więc, jeśli mógłbym prosić, przynieś księgę do sali tronowej - powiedział Ukryty - Ja zbiorę tam resztę. Nie ma co marnować czasu.

- Zanim zajmę się czaszką, pozwolicie, że zrobię coś jeszcze - oznajmił Clouse i bez czekania na jakąkolwiek reakcję zgromadzonych generałów, położył otwartą księgę na stole, uniósł ręce i zaczął wypowiadać zaklęcie - Silkar, Sinatazaza. Untoza, Konsore, Szarantyza.
Po tych słowach padł na ziemię i zaczął się zwijać z bólu, krzycząc.
Ku ździwieniu wszystkich zielona poświata, która go otaczała, zaczęła znikać, a ciało zaczęło przybierać ludzkich barw.
Po kilku minutach przestał zwijać się z bólu, a jego ciało wyglądało już w pełni ludzko.
Wstał widocznie obolały.
- Ahh, jak dobrze spowrotem być człowiekiem - oznajmił - Wybaczcie. Bycie duchem już mnie męczyło. A teraz przejdźmy do ważniejszych rzeczy - zaczął wertować księgę magii, aż zatrzymał się na jakiejś stronie - Jest możliwości zrekonstruowania magicznych przedmiotów, ale trzeba posiadać ich fragment.
Wszyscy spojrzeli na bladego mężczyznę.
- Czy jest jakiś wymóg...wielkościowy? - spytał Vangelis?
- Nie ma o czymś takim tutaj mowy - oznajmił Clouse, nie odrywając wzroku od strony - Chodzi o to, że magia musi wiedzieć o jaki przedmiot chodzi.
- W takim razie ten kawałek powinien wystarczyć - powiedział Vangelis i wyciągnął z kieszeni niewielki, zielony kryształ o ostrych krawędziach - Tylko to zdołałem uratować, zanim mnie uwięzili. Na więcej raczej się nie nastawiajcie.
- Powinno wystarczyć - stwierdził Clouse - Stań po drugiej stronie stołu. Skoro używałeś mocy czaszki, to może twoja obecność ułatwi sprawę.
Clouse zaczął wypowiadać bardzo skomplikowane i długie zaklęcie. W tym czasie całe otoczenie trzęsło się, światła przygasły, tworząc w ogromnym pomieszczeniu półmrok. Jedynym silnym światłem w pomieszczeniu był zielony blask wydobywający się z księgi, będący pochłaniany przez kryształ, który tworzył wokół siebie kulę energii.
Po kilku minutach wszystko powróciło do pierwotnego stanu. Clouse upadł na ziemię wykończony, chwytając stół, aby utrzymać równowagę.
Na księdze leżała zielona czaszka, z której wydobywało się lekkie zielone światło.
- Imponujące - stwierdził Ukryty i podszedł do stołu - Czarna magia od zawsze mnie ciekawiła, ale to jest coś niebywałego. Świetna robota.
- Myślę, że się udało - oznajmił dyszący Clouse.
- Sprawdź - Ukryty zwrócił się do Vangelisa.
Mężczyzna niepewnie sięgnął po czaszkę.
Gdy ją uniósł, energia w niej zamknięta przenikęła do ciała mężczyzny. Białe dotąd szaty zmieniły się na czarne z zielonymi symbolami i wykończeniami. Twarz zasłoniła biała maska z czarnymi, podłóżnymi oczami, a na głowie pojawił się szeroki okrągły kapelusz.
Czaszkoksiężnik rozpostarł czarne skrzydła i wzniósł się nad ziemię trzymając w ręcę czaszkę.
- Ahh... Teraz mogę działać - powiedział z radością w głosie - Dziękuję.
Ukryty przez cały czas potajemnie trzymał dłoń na rękojeści miecza, ale gdy Vangelis spowrotem wylądował na ziemi i zapytał jakie są dalsze plany opuścił z ulgą rękę.
- Clouse w porządku? - spytał Killow.
- Tak tak - oznajmił, dysząc mężczyzna - Po prostu.. po prostu dajcie mi chwilkę.
- Mam jeszcze jedno pytanie - oznajmił Ukryty - Jest jakieś zaklęcie na stworzenie stabilnego portalu, który mógłby być cały czas otwarty?
- Myślę, że mogłoby się znaleźć takowe. Trzeba by było tylko uzależnić portal od istnienia na przykład księgi. Mogę poszukać. Dlaczego pytasz.
- Zastanawiałem się nad zamianą tego królestwa na naszą siedzibę - oznajmił rogaty dowódca - Tak z dala od ninja i z przejściem do wnętrza ich miasta.
- W ten sposób moglibyśmy prosto i bez wykrycia realizować nasze plany - zauważył Vangelis.
- Dokładnie.
- Myślę, że nie powinno być z tym problemu - powiedział Clouse - Dajcie mi trochę czasu. Odpocznę i poszukam zaklęcia.
- Oczywiście - przytaknął Ukryty - Idź. My się tutaj rozgościmy.
- Rozumiem, że chętnie przyjmiesz dodatkowych wojowników? - zapytał Vangelis.
- Jeśli masz jakiś to nie pogardziłbym - oznajmił Ukryty.
- W takim razie rozstawiajcie swój sprzęt, a ja załatwię nieco żołnierzy - powiedział Czaszkoksiężniki wyszedł z pomieszczenia.

-

- Nie wiem dokładnie, jak ten koszmar się zaczął - powiedziała Vania. Siedziała na kanapie owinięta kocem i wciąż była przerażona tym co się stało. Obok niej siedział Cole, trzymający ją za rękę i Nya.
Naprzeciwko na krzesłach siedział Wu i Misako. Reszta stała za nimi i również słuchała z uwagą - Byłam w sali tronowej, gdy usłyszałam mnóstwo krzyków i jakiś eksplozji. Wtedy przybył Hailmar i oznajmił, że jesteśmy atakowani i że nie mamy żadnych szans. Kazał mi uciekać. Pobiegliśmy na wieżę, skąd chciałam odlecieć z Hailmarem na Chrupku. Ale zanim zdążyliśmy uciec jeden z atakujących przebił go włócznią, a gdy wsiadałam na Chrupka...dobił go.
Vania nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Cole przyciągnął ją do siebie i przytulił.
- Robi się coraz gorzej - wyszeptał do mistrza Lloyd.
- Nie wiemy czy to oni - oznajmił Wu.
- A kto inny? - oburzył się Kai - Tylko oni teraz działają.
- Skąd wiesz, że nie? - rzucił Jay.
- Vaniu, mogę o coś zapytać? - odezwała się spokojnym i czułym głosem Harumi, przerywając kłótnie ninja. Złotowłosa, już nieco uspokojona, odwróciła się w stronę białowłosej i pokiwała głową - Wiesz może jak wyglądali Ci napastnicy?
- Nie widziałam praktycznie żadnego, ale Ci co...zabili Hailmara... Jeden z nich nosił czarne ubrania. Miał jakąś taką dziwną jakby kamizelkę i biało-czarne tatuaże na twarzy, a drugi był bardzo dziwny. Był w zbroi, a jego twarz wyglądała jakby była stworzona z mnóstwa małych czerwonych węży.
- Ale to nie możliwe - powiedziała ździwiona Nya - Przecież wszyscy wojownicy cynobru zniknęli wraz z bliźniakami.
- A co jeśli przetrwały jakieś jaja? - spytał Kai.
- Wtedy ktoś musiałby je znaleźć i zająć nimi - stwierdził Lloyd - Zaczynam się obawiać, kogo jeszcze zjednał sobie nasz rogaty przeciwnik.
- Aha jeszcze jedno - rzuciła Vania - Ten pierwszy na kamizelce na plecach miał jakiś nadruk. Jakaś czarna głowa z czerwonymi oczami i w jakimś hełmie.
- Czyli to jednak oni - powiedzieli jednocześnie Wu i Garmadon.
- Cholera - rzuciła półgłosem Harumi i odwróciła się gwałtownie, szturchając przez przypadek Lloyda.
- Ej spokojnie. To nie jest twoja wina - powiedział szeptem chłopak - Nie ty nimi teraz dowodzisz.
- Ale ja ich stworzyłam - wyszeptała - I wszystko co oni narobią jest również moją winą.
- Musimy wymyśleć co robić, zanim znowu zaatakują - oznajmił Cole.
- Chyba mam plan - powiedziała Harumi - Będzie go niestety trzeba nieco zmienić, ponieważ Garmadon nie jest już zły.
Wszyscy patrzyli na białowłosą z zaciekawieniem.
- W skład tej całej "armii" wchodzą Synowie Garmadona, którzy napewno są tam najliczniejszą grupą - oznajmiła dziewczyna - Na nasze szczęście nie wiedzą, że ja żyję. O Garmadonie raczej również nic nie wiedzą. Pomyślałam, że można by tak nieco zachwiać ich zaufaniem do ich obecnego dowódcy.
- Genialne - powiedział z zaskoczonym wyrazem twarzy Lloyd - Możemy namieszać im w głowach i sprawić, że sami zaczną się wyłamywać.
- Dokładnie - potwierdziła Harumi - Tylko, że będę musiała iść sama. Bo raczej takiego Garmadona nie posłuchają. No chyba, że ktoś ma jakiś pomysł.
- Skylor potrafi się przeobrażać - rzucił Kai.
- Nie wyjdzie - oznajmiła od razu czerwonowłosa - Przez ten incydent z mocą Garmadona straciłam kontrolę nad kilkoma żywiołami. Plus i tak nie dałabym rady.
- Czyli nie ma innego wyjścia? - spytała Nya.
- Otóż jest - oznajmił Wu, patrząc na Lloyda - Pozostaje jeszcze Lloyd.
Wszyscy popatrzyli na chłopaka ze zdziwieniem.
- Jak to Lloyd? - rzucił Jay.
- Oni nie wiedzą wujku - oznajmił zielony ninja - Nie mówiłem im o tym.
- Ale o czym Lloyd? - rzucili chórem wszyscy, oprócz sensejów i Misako.
Chłopak stał przez chwilę widocznie się zastanawiając i walcząc ze sobą. W końcu jednak wyciągną rękę i zamkną oczy. Po chwili w której chłopak starał się wezwać swoje moce, w jego dłoni pojawił się fioletowy ogień.
Wszyscy jego przyjaciele otworzyli szeroko oczy i patrzyli z niedowierzaniem na rękę chłopaka.
Po krótkiej chwili ogień samoistnie zniknął.
- Zanim zaczną się pytania - oznajmił szybko Lloyd - Nie wiem co się dzieje.
Ale nie panuję nad tym. I nigdy nie będę.
- Ale spróbować chyba można, nie sądzisz? - rzucił Wu - Zwłaszcza, że masz zdolność przeobrażania, co jest nam teraz potrzebne.
- Ale wy nie rozumiecie, że nad tym nie da się panować? - praktycznie wykrzyczał chłopak.
Jego oczy zapłonęły fioletowym ogniem.
- Już dobrze Lloyd, spokojnie - powiedziała ściszonym głosem, stojąca obok Harumi, kładąc swoją dłoń na jego ramieniu.
Oczy Lloyda momentalnie powróciły do normalnego stanu.
- Zaskakujące - powiedział bardziej do siebie Wu, po czym dodał do reszty - Myślę, że na dziś dość już wrażeń. Idźcie odpocząć. A ciebie Lloyd widzimy jutro na treningu. I żadnych ale. Sam widzisz co się z tobą dzieje. Nie możemy tego tak zostawić.
Chłopak wydał z siebie odgłos niechęci i zmarnowania i jako pierwszy opuścił pokój, w którym się znajdowali.
- Chodź Vania - powiedziała spokojnym głosem uśmiechnięta Nya - Tą noc prześpisz ze mną. Tak dla bezpieczeństwa. Później damy Ci osobny pokój. Poszukamy Ci też jakiś ubrań, bo w tych brudnych rzeczach chodzić nie będziesz.
Złotowłosa uśmiechnęła się wciąż jednak przerażona, po czym wstała i ruszyła w kierunku sypialni.
- Nie tym razem Skylor - oznajmiła Nya, patrząca na szczerzącą się czerwonowłosą - Vania jest w złym stanie. Musi odpocząć.
- No dobrze - poddała się Skylor.
Wszyscy udali się do swoich pokoi.

W salonie zostali jedynie dwaj bracia.
- Wiesz, że takie naciskanie może się źle skończyć - oznajmił Garmadon.
- Wiem bracie, ale bardziej obawiam się tego, że Lloydem zaczną targać silne emocje i ta moc przejmie nad nim kontrolę - stwierdził Wu - A wiesz jaki jest potężny. Skutki mogą być katastrofalne.
- Wiem przecież. Musimy go nauczyć kontroli nad tą mocą jak najszybciej.
- Dlatego chcę zacząć od przemiany. Jest najłatwiejsza, a zarazem pozwala wyczuwać przypływ mocy.
- Zatem bierzmy się do roboty.

- Usiądź Lloyd - powiedział Wu, gdy chłopak wszedł do sali i podszedł do mistrzów.
Blondyn w ciszy wykonał polecenie.
- Zacznijmy od tego jak się czujesz? - spytał Garmadon.
- Źle - rzucił krótko Lloyd - Naprawdę musimy to robić.
- Jeżeli nie chcesz zamienić się przerażającego potwora bez uczuć, który przejmie nad tobą kontrolę i zniszczy całą krainę, mordując wszystkich bez wyjątku, to tak. Musimy - wypalił z kamienną twarzą Wu, a Garmadon potajemnie się zaśmiał.
Chłopak zerwał się gwałtownie przerażony.
- C...co? - wydusił z siebie z trudem.
- Lloyd. Prawda jest taka, że nawet my nie wiemy co się tu dzieje - powiedział Garmadon - To wszystko jest dziwne. Pojawia się jakiś nowy zły, ja zmieniam się spowrotem w człowieka, a ty otrzymujesz moc Oni. Coś się dzieje. Coś poważnego. A ty, żeby nie pogorszyć sytuacji MUSISZ nauczyć się kontroli. Nawet jeżeli nic nam nie zagraża.
Chłopak uspokoił się po chwili i spowrotem zajął swoje miejsce.
- Dobrze. Na początku zamknij oczy i spróbuj się wyciszyć - poinstruował starzec z białą brodą - Odstaw wszystkie myśli i uczucia na bok.
- Wiesz, że to niemożliwe - rzucił Lloyd.
- Nie rozpraszaj się synu - powiedział Garmadon - Skup się na mocy zamkniętej w tobie, a nie na wszystkim, co cię otacza. Odsuń gniew i radość. Nienawiść, szczęście i zmartwienia. SKUP SIĘ.
Lloyd westchnął głośno, po czym ustabilizował oddech.
- Dobrze - powiedział ściszonym głosem Wu - Odszukaj w sobie moc. Spróbuj nawiązać z nią kontakt.
Oczy chłopaka zapłonęły fioletowym ogniem lecz chłopak siedział spokojnie.
- Zaczniemy od czegoś łatwego - powiedział ojciec Lloyda - Spróbujmy z...
- Z sokołem - oznajmił Wu - Pomyśl o sokole, wyobraź go sobie. Poczuj się nim.
Lloyd jęknął, starając się wykonać polecenie, gdy nagle poczuł się dziwnie. Otworzył oczy i ujrzał ucieszonych mistrzów.
- Co was tak bawi? - zapytał.
- Spójrz na siebie - powiedział Garmadon - Udało Ci się.
Zdezorientowany chłopak spojrzał na siebie. Rzeczywiście miał skrzydła, ptasie szpony i pióra.
- O cholera - powiedział - Jestem ptakiem.
- Lloyd, tylko spokoj...
Wu nie zdążył dokończyć, gdyż w miejscu, gdzie przed chwilą stał Lloyd, pojawiła się niewielka eksplozja. Gdy fioletowy dym opadł dwaj bracia zobaczyli podnoszącego się z ziemi chłopaka w jego własnym ciele.
- Nie mogliście mnie ostrzec? - wyjąkał.
- Przecież mówiliśmy, że masz odstawić emocje na bok - rzucił Garmadon - Czy ty nas kiedykolwiek słuchasz?
- Spokojnie. Spróbujmy jeszcze raz - powiedział Wu - Teraz spróbuj z małym mną.
- Mam się zmienić w tego bobasa, którego chroniliśmy przed Synami Garmadona? - upewnił się chłopak.
- Tak, właśnie w niego.

Przez następne pół godziny Lloyd zmieniał się w znajomych, zaczynając od Kai'a, przez Cole'a, Jay'a, Zane'a i na samym mistrzu Wu kończąc.

- Męczące to - stwierdził zmęczony Lloyd.
- A pomyśl, że to jest najłatwiejsza umiejętność - oznajmił Wu.
- Pierwszy mistrzu spinjitzu za jakie grzech? - rzucił Lloyd kładąc się na podłodze z pozycji siedzącej.
- Wstawaj, jeszcze nie skończyliśmy - powiedział Garmadon - Jeszcze musisz zamienić się we mnie.
- No tak, zapomniałem - oznajmił chłopak - To powinno być proste.
- Właśnie nie - powiedział Wu - To będzie najtrudniejsze. Musisz nie tylko zmienić się, ale i powstrzymać atakujące zło, które jest związane z tą postacią. Tu musisz się naprawdę skupić i nie rozpraszać.
- No dobrze - powiedział lekko przerażony chłopak - Dajcie mi chwilkę.
Lloyd zamknął oczy i zaczął medytować, aby móc skupić się jeszcze bardziej.
Po kilku minutach postanowił spróbować.
Lampy w sali zmieniły kolor światła z żółtego na fioletowy, a na podłodze pojawiła się niewielka warstwa czarnego dymu. Ziemia zacząła drżeć. Nastąpiła przerażająca atmosfera, której żaden z braci nie potrafił przerwać. Siedzieli i czekali.
Po długiej chwili wszystko wróciło do normy. Wszystko poza Lloydem, który stał przed ojcem i wujkiem jako Lord Garmadon.
- Haha. Udało się - zawołał szczęśliwy Garmadon.
- Lloyd wszystko dobrze? - spytał niepewnie Wu, trzymając już swoją laskę i powoli wstając.
- Nie każcie mi tego więcej robić, dobra - powiedział Lloyd głosem, w którym było słychać niechęć - Cztery ręce to okropne uczucie.
Dwaj bracia odetchnęli z ulgą i zaśmiali się.
- A co z głosem? - zapytał po chwili Lloyd - Przecież przez mój głos wszytsko się posypie.
- Głos też można zmienić. Dasz sobie radę - zapewnił go ojciec.
Nagle Lloyd uśmiechnął się złowieszczo.
- Mogę iść nastraszyć resztę? - spytał i pokazał na drzwi.
Mistrzowie popatrzyli na siebie i pokiwali głowami.
- Możesz, ale masz uważać i nie przesadzać, bo wiesz jak się to może skończyć - zgodził się Wu i wszyscy z uśmiechem na twarzy skierowali się do drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top