Rozdział 12
Na początku chciałabym przeprosić, że nie było rozdziału przez 2 tygodnie. Miałem problemy. Ale już wracam.
********
Blondyn wziął głęboki wdech.
- Omega i Maol....
Wszyscy w pomieszczeniu zamarli. Siedzieli w milczeniu, a na ich twarzach malował się strach i niepokój.
- Ale przecież ich pokonaliśmy - powiedział w końcu Jay - Przecież Omega zginął przez tornado kreacji, a Maola Lloyd własnoręcznie załatwił.
- Pokonaliśmy, ale jakoś żyją - stwierdził blondyn.
- Niekoniecznie żyją - oznajmił Wu - Mogą egzystować jako potępione dusze.
- A mógłbyś jaśniej mistrzu? - spytała Nya.
- Potępione dusze to podobnie jak z duchami lecz potrzebują ciała lub jakiegoś nosiciela, żeby móc cokolwiek zrobić - wyjaśnił - Niestety woda w tym przypadku nie działa.
- To jak ich pokonać? - zapytałam lekko zaskoczona tymi słowami.
- Tego niestety nie wiadomo - oznajmiła Misako - Ale zapewne to jest to, co wy musicie zrobić.
Popatrzyła na mnie i Lloyda.
No chyba nie. To jest napewno jakiś głupi żart. Nie chce być tym kimś, na barkach kogoś spoczywa cała nadzieja. Szczerze, nie chce mieć tych głupich mocy. Chce być spowrotem zwykłą dziewczyną.
- Jak to my? - spytał Lloyd - O co Ci chodzi?
- Pamiętasz przepowiednię? - spytała jego matka - Wasza dwójka ma pokonać to zło.
- Ale jak? - powiedziałam zdenerwowana i bezsilna - My nawet nie wiemy, gdzie oni są, do czego są zdolni, nie wiemy jak wogóle przetrwali i czy nie przeżyją ponownie. Co my możemy?
- Harumi ma rację - zgodziła się ze mną Nya, co mnie zaskoczyło - Mieliśmy problem z pokonaniem ich osobno, a teraz działają razem. Ta walka będzie ekstremalnie trudna.
- Dodatkowo nie wiemy nawet jak ich pokonać tak, żeby już nie wrócili - zauważył Zane.
- Znajdziemy sposób - oznajmił ze stoickim spokojem Wu. Jak on to robi, że cały czas jest spokojny? - A teraz idźcie się przygotować. Za piętnaście minut zaczynamy trening.
Wszyscy wydali z siebie głośny jęk.
- I żadnych ale - dodał brodacz, kierując się do wyjścia wraz z bratem i Misako - Myślę, że wam się spodoba.
Wraz z resztą udałam się spowrotem do klasztoru, żeby się przygotować. Wyciągłam z szafy ubrania, które mam na trening. Czarne getry i czarna bluzka z długim rękawem. Szybko się przebrałam i poprawiłam włosy, które spięłam rano w kok.
Miałam jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam coś sprawdzić. Wyciągłam spod biurka koronę i usiadłam na łóżku. Zaczęłam oglądać przedmiot z każdej strony w poszukiwaniu czegokolwiek. Nic jednak nie znalazłam. Żadnych symboli, znaków czy liter. Schowałam przedmiot i udałam się na salę treningową.
Na sali było już kilka osób. Wu rozmawiał z Lloydem, a Nya siedziała na ławce, obok zakładającej ochraniacze Vani. Podeszłam do okna i zaczęłam oglądać, co się działo na zewnątrz. W mojej głowie ponownie kotłowały się myśli. Moje potwory walczyły z rozsądkiem i uczuciami. I pomimo, że wiedziałam, że mam wsparcie Lloyda, potwory powoli wygrywały. Starałam się trzymać, ale wciąż pamiętałam ten koszmar. Wciąż widziałam jego urywki, gdy zamykałam oczy. Najdziwniejsze jest jednak to, że urywki koszmaru przeplatały się z urywkami tamtej nocy z Lloydem. Przerażenie i ból przeplatały się ze szczęściem i cudownym uczuciem, którego nie potrafię nazwać.
- Co tak sama stoisz? - usłyszałam nagle głos blondyna, który wyrwał mnie z mojej wewnętrznej walki. Chłopak podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Poczułam jego ciepło i wszystkie złe myśli odeszły. Boje się pomyśleć, co zrobię, kiedy jego zabraknie.
- Musiałam pomyśleć - odpowiedziałam - Zaczynamy?
- Jeszcze chwilę. Nie ma Kaia i Cole'a - wyjaśnił - Wszystko w porządku?
- Tak - oznajmiłam i odwróciłam się do niego przodem - Jest okej.
- Napewno? - naciskał, patrząc mi w oczy.
- Tak - powtórzyłam i wtuliłam się w niego, po czym dodałam w myślach - Teraz tak.
Po kilku minutach na salę dotarli spóźnalscy i sensei oznajmił, że zaczynamy.
- Zanim zaczniemy główną część, musimy zrobić coś jeszcze - oznajmił brodacz - Harumi podejdź proszę.
Zaniepokoiło mnie to, ale wykonałam polecenie.
Gdy podeszłam, kazał mi się odwrócić. Wtedy zobaczyłam, że Lloyd i dziewczyny opuścili szereg i zajęli miejsce na ławkach. Zostali jedynie Kai, Cole, Jay i Zane, którzy wyciągli broń i rzucili się na mnie.
Wykonałam szybki unik, odskakując od nich.
- No co jest? - rzuciłam poirytowana - Przecież się lubimy.
Zignorowali moje słowa, a Cole wywołał lekkie trzęsienie, które odrzuciło mnie w tył.
Szybko się podniosłam i spojrzałam na nich. Po chwili ogarnęłam, że zachowują się tak, jak przeszkody na torze treningowym. Może o to chodziło?
Postanowiłam zaryzykować.
Nagle Cole doskoczył do mnie i zaatakował swoim młotem, który uderzył w podłogę przede mną i zaklinował się. Wskoczyłam na broń, a z niej na głowę chłopaka, po czym zeskoczyłam, kopiąc Cole'a w plecy i posyłając na ziemię.
Następni ruszyli na mnie Kai i Zane, wyprowadzając jednocześnie atak mieczami. Wykonałam szybki przewrót w przód, unikając ciosu, który skróciłby mnie o głowę i znalazłam się zaraz przy Jay'u. Wyprowadziłam dwa ciosy w brzuch chłopaka, po czym chciałam go kopnąć z półobrotu lecz stało się coś innego. Zaczęłam wirować. Choć nie. Ja stałam w miejscu, a jakaś moc wirowała wokół mnie. Nie wiem zresztą. Było to dziwne. Nie wiedziałam co się dzieje.
Po krótkiej chwili wszystko minęło, a ja ponownie stałam obok Jay'a.
Rozejrzałam się. Wszyscy patrzyli na mnie radośnie, nawet bijąc brawo. Ja natomiast za cholerę nie wiedziałam, co się dzieje.
- Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, co tu się dzieje? - zarządałam.
- Właśnie nauczyłaś się spinjitzu - oznajmił zadowolony Lloyd.
- Że czego? - czułam się, jakby mi ktoś przywalił prosto w twarz - Że czego się nauczyłam?
- Spinjitzu - powtórzył sensei - Skoro jesteś teraz mistrzynią żywiołu, to jesteś godna żeby korzystać z tej sztuki walki. Co zresztą przyda się do dzisiejszego treningu.
- Czyli to wszystko było ukartowane? - oświeciło mnie - Ta walka i ogólnie. Nie mogliście mi powiedzieć?
- Gdybyśmy Ci powiedzieli, nie udało by się to wszystko - powiedział Lloyd. Wyglądał jednak jakby miał wyrzuty sumienia?
- Dobrze zbierzcie się teraz wszyscy - powiedział sensei - Dzisiaj zrobimy sparing. Pojedyncze walki. Jeden na jeden.
- Jakiego koloru jest moje spinjitzu? - spytałam, wcinający się.
- Tu jest ciekawie, gdyż jest czarne - odpowiedział Wu - Rzadko spotykane.
Uuuu
- Dobierzcie się w pary. Lloyd ty walczysz z Harumi, gdyż ona dopiero się nauczyła - oznajmił sensei - Nie będziecie szaleć.
- Serioooo? - zajęczał Lloyd. Trochę zrobiło mi się go szkoda.
Kai miał walczyć z Jay'em, Cole z Zane'em, a Nya ze Skylor.
- Czekajcie, czy Skylor nie powinna nie walczyć? - spytał Cole - Przecież ona nie zna spinjitzu.
- Tak się składa, że znam - oznajmiła uśmiechnięta czerwonowłosa - Kai mnie nauczył.
Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na mistrza ognia, który w momencie spalił buraka.
- Ładnie prosiła, to co ja mogłem? - spytał spanikowany.
- Dobrze, zaczynajmy w końcu - oznajmił sensei - Lecz urozmaicimy nieco starcia.
Po tych słowach schylił się i odwinął leżący na ziemi materiał. Była to jakaś złota chyba włócznia z czymś owiniętym na niej zaraz pod ostrzem.
- Wujku czy to jest napewno dobry pomysł? - Lloyd był widocznie przerażony.
- Nie wiem, ale jeśli będziecie tego używać przez chwilę, to nic nie powinno się stać - wyjaśnił - Nie no żartuję. Teraz jest bezpieczny. Zaufaj mi.
- Co to jest? - spytałam szeptem Lloyda.
- Zwój zakazanego spinjitzu - oznajmił ze strachem w głosie.
- Kai, Jay? - powiedział sensei - Wy walczycie pierwsi. Walki wyglądają tak. Zwój leży na środku areny. Wy musicie pokonać przeciwnika. Z użyciem zwoju lub bez. Wybór należy do was.
Wszyscy oddalili się od pola walki, a Wu umieścił włócznię na stosownym miejscu.
- Pamiętajcie - dodał Wu - Bez szaleństwa. Macie uważać.
- Tak jest sensei - powiedzieli jednocześnie.
- Walczyć - oznajmił Wu, a Kai i Jay rzucili się na siebie.
Walki według mnie wyglądały dość nudno. Kręcili się, odpychali. W końcu ktoś zdobył zwój, stworzył większe spinjitzu i pokonał drugiego. Wygrali Jay, Cole i Skylor.
W końcu przyszła kolej na mnie. Jednak moja walka miała być jeszcze nudniejsza. Lloyd chyba też tak uważał. Widziałam, że był rozczarowany. Zapewne też chciał powalczyć z użyciem zwoju.
Zaczęliśmy walczyć. Szybko użyłam spinjitzu, licząc na to, że zaskoczę Lloyda. Lecz coś poszło nie tak. Spinjitzu zachowywało się jakoś niestabilnie. Po chwili zniknęło, dość mocno odrzucając mnie w stronę ławek. Uderzyłam w jedną z nich i poczułam silny ból w prawym boku. Z trudem wzięłam wdech.
- Harumi - Lloyd podbiegł do mnie - Nic Ci nie jest?
- Yyyyymmm..... - wydałam z siebię jęk z bólu, kuląc się. Po mojej twarzy spłynęła łza.
- Koniec treningu - krzyknął do kogoś blondyn, po czym poczułam jak ktoś mnie podnosi.
- Nie proszę - zawyłam, gdyż ból się nasilił.
- Harumi wytrzymaj - powiedział Lloyd i gdzieś mnie zaniósł.
Poczułam miękkie podłoże, gdy mnie puścił. Byłam w pokoju. Ponownie skuliłam się z bólu, który nie ustępował.
Lloyd wyszedł i po chwili wrócił.
- Rumi musisz się odwrócić - powiedział łagodnym głosem.
- Ale to boli - powiedziałam wśród łez.
- Rumi wiem, że boli, ale chce Ci pomoc. Proszę.
- Proszę nie.
Lloyd westchnął. Nie Lloyd nie rób tego proszę.
- Mnie to zaboli bardziej niż Ciebie - powiedział, po czym chwycił mnie i gwałtownym i szybkim ruchem, obrócił na drugi bok. Krzyknęłam z bólu.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę - powiedział i odsunął siłą moje ręce, po czym podciągnął mi koszulkę.
- No masz dużego sińca - oznajmił i opuścił moją koszulkę i moje ręce - Na szczęście tylko sińca. Dasz radę. Za chwilę ból minie. Zostań w łóżku.
Po tych słowach wstał, przyniósł z szafy koc i przykrył mnie.
- Przepraszam Lloyd, że znowu wszystko popsułam - powiedziałam.
- Nic nie zepsułaś - oznajmił - I tak wolę siedzieć tu z tobą niż na treningu.
- Zostaniesz ze mną?
- Pewnie.
Wyciągnęłam rękę, którą on chwycił. Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top