Ognisty fetysz Kaia (Greenflame)
Kiedy byłem mały, namiętnie oglądałem kreskówki i seriale typowo dla dziewczyn. Zwłaszcza bardzo wtedy popularny ''Klub Winx". Uwielbiałem główną bohaterkę, Bloom, która władała ogniem. A raczej 'smoczym płomieniem', jednak dla mnie to po prostu wyglądało jak ogień. Ów dziewczyna miała rude włosy i nosiła niebieskie ciuchy. Przez dłuższy czas wzdychałem do jej wizerunku na ekranie, a nawet kupowałem po kryjomu magazyny, by wieczorami delektować się jej cudną postacią. Można powiedzieć, że była to moja pierwsza miłość.
Wiernie kibicowałem dzielnej czarodziejce przez wszystkie sezony. Każda nowa transformacja i rozwiązana zagadka sprawiały, że czułem się, jakbym to ja sam nią był i pokonywał czarne charaktery. Noc w noc miałem z nią sny, najpierw zwykłe, dziecinne fantazje, że oboje latamy w przestworzach, a im starszy byłem – erotyki o zabarwieniu sadystyczno-masochistycznym. Od zawsze swatałem ją właśnie ze sobą. Marzyłem, że pewnego dnia okaże się, że magia istnieje, a serial oparty jest na faktach. I znajdę swoją ognistowłosą czarodziejkę smoczego płomienia, ona się we mnie zakocha, a potem weźmiemy ślub i będziemy co noc uprawiać dziki seks w naszej ognistej sypialni.
Jednak... Dorosłem. Tak jak każdy normalny człowiek przestałem wzdychać do kupki pikseli, która podbiła moje serce za dzieciaka. Co prawda dalej ją uwielbiałem i czytałem co jakiś czas magazyny opowiadające o jej przygodach, ale powoli zaczynałem rozumieć, że to tylko fikcja. Nigdy nie spotkam ani jej, ani nawet kogoś do niej podobnego. Oddałem się pracy w starej kuźni mojego ojca i wraz z siostrą trudniliśmy się wyrabianiem broni. Pieniądze z tego marne, ale przynajmniej mieliśmy co jeść.
Wkrótce zapomniałem o Bloom, całym tym serialu i w ogóle o wszystkich marzeniach z nią związanych. Do czasu, gdy Nyi nie porwał Samukai, a mnie przygarnął sensei Wu, oznajmiając, że wyszkoli moją marną osobę na ninja. Przy okazji wspominając, że jestem potomkiem mistrza ognia. A tym samym ja także władam tym żywiołem. Co wkrótce okazało się najprawdziwszą prawdą.
Wraz z podpaleniem pierwszej rzeczy przy użyciu własnej mocy, a nie zapałki, przypomniałem sobie moją dziecięcą miłość do czarodziejki ognia. Nie było mi dane długo się nad tym zastanawiać, bo w wirze zdarzeń, treningów, ratowania ludzi i kolejnych wrogów nie miałem pojęcia, w co mam włożyć ręce, aby nie spieprzyć sytuacji bardziej. Moja moc była bardzo niebezpieczna i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Ale mimo wszystko nie umiałem pozbyć się natrętnej myśli, że sam fakt, iż władam akurat ogniem, nie jest wcale przypadkowy.
Wkrótce potem osiągnąłem pełnię możliwości, wzmacniałem się fizycznie oraz psychicznie, a dni mijały. Po magicznym dorośnięciu Lloyda kompletnie straciłem rachubę czasu. Wszystko waliło się nam na głowę, a ja nie ogarniałem nawet takich prostych rzeczy jak to, który mamy rok. Pokonaliśmy Garmadona, Overlorda, Mistrza Chena, a nawet Morro i Yanga. Po czym nastała kompletna cisza w naszym życiu ninja.
Prawie.
Okazało się, że z jakiegoś tajemniczego powodu wylądowałem z zielonym ninja w łóżku. I to nie jeden raz. Młody blondyn zakochał się we mnie bez pamięci, a ja w nim. Urzekł mnie samą swoją postacią i niesamowitą siłą bijącą z jego niewielkiej osóbki. Choć mentalnie był małolatem, a tylko cieleśnie dorosłym, potrafił zachować się bardziej męsko od całej naszej drużyny. Zostaliśmy parą, po kryjomu, aby sensei nie wywalił nas na zbity pysk. Bo jak tak można? Geje ninja? Kochający się w klasztorze? Z czego jeden to w zasadzie jeszcze nastolatek? Brzmiało to co najmniej tragicznie, ale nie przejmowaliśmy się tym. Oboje byliśmy w sobie zakochani bez pamięci.
A przynajmniej tak twierdziłem do czasu, gdy w moje ręce nie wpadł przypadkiem najnowszy magazyn prężnie rozwijającego się, odnowionego ''Klubu Winx''. Stara sympatia do głównej bohaterki od razu się we mnie rozbudziła i na nowo zacząłem miewać z nią erotyczne sny, w których nie dość, że ją rozbierałem, całowałem i posuwałem, to jeszcze temu wszystkiemu z boku przyglądał się Lloyd. Przez to każdego ranka czułem się, jakbym go zdradzał, choć oczywiście było to niemożliwe – sny to tylko głupie wytwory naszego mózgu, a na dodatek ruda Bloom wcale nie istniała w prawdziwym życiu.
Stan ten utrzymywał się prawie przez miesiąc. Przyłapałem się na tym, że od pewnego czasu zacząłem unikać Lloyda. Nasz związek przechodził kryzys, a sam zielony ninja nie bardzo rozumiał czemu. Wiedziałem, że zachowuję się jak ostatnie chamidło i debil, po pierwsze tak go traktując bez wytłumaczenia, a po drugie w ogóle tak czyniąc, jednak nie umiałem przestać. Siła wyższa kazała mi na nowo zakochać się w rudej lali, która tak jak ja umiała się nieźle zabawić ogniem.
W końcu całkowicie odseparowałem się od blondyna, całe wolne dnie spędzając na masturbacji do nagich fanartów mojej ukochanej czarodziejki. Zamykałem się szczelnie w pokoju i ćwiczyłem jej czary na starych ciuchach, wykorzystując moją moc. Wrzeszczałem coś w stylu ''ognista tarcza'' lub ''serce smoka'', podpalając sterty dziurawych uniformów ninja. Czułem się spełniony. Moje życie odzyskało sens, a napalona wyobraźnia upust. Mimo wszystko bardzo krzywdziłem Lloyda i miałem tego świadomość. Na dobrą sprawę w ogóle z nim nie zerwałem, zostawiłem samemu sobie. Starałem się tłumić wyrzuty sumienia, ale z każdym kolejnym dniem zabaw w czarodziejkę, niemiłe uczucie uderzało we mnie jeszcze mocniej. Bądź co bądź, kochałem go. Postanowiłem z nim porozmawiać.
Po długiej walce z samym sobą oraz konwersacji z obrazkiem Bloom w transformacji Sirenix udało mi się zebrać na odwagę i w końcu spotkać się z Lloydem sam na sam w jego pokoju. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to sterta chusteczek na podłodze i kosz wypełniony opakowaniami po zjedzonej czekoladzie. Zabolało mnie to, bo wiedziałem, co to znaczy. Zajadanie smutku, którego powodem jak zwykle była moja żałosna osoba.
– Lloyd, musimy pogadać – zacząłem niepewnie na powitanie.
– Tak? O czym? – mruknął ponuro nastolatek, wyłaniając się spod koca. Wyglądał żałośnie w pomiętej piżamce, nieuczesanych włosach i przekrwionych, podkrążonych oczach.
– O nas. Jestem okropny, wiem, ale...
– Chcesz ze mną zerwać? – przerwał mi nagle blondyn. Z oczu poleciały mu pierwsze łzy. - Nie wystarczam ci już, wiem o tym. Jestem okropny.
– Co, nie! To ja jestem durniem! Lloyd...
Szybko do niego podszedłem i przytuliłem tak, jak za dawnych, dobrych czasów. Chłopak drżał. Zrozumiałem, że on cały czas myślał, że odciąłem się od niego z jego winy, choć wcale nie była to prawda. Czułem, jak jego serce łomocze w piersi, jakby chciało z niej wyskoczyć i oddać się w moje ręce. Zrobiło mi się go okropnie żal. Młody Garmadon był milion razy lepszy od jakiejś głupiej rudej zdziry, która istnieje tylko na ekranie lub papierze gazetowym.
– Lloyd, przepraszam cię najmocniej za to, że cię tak zostawiłem. Jesteś idealny. Po prostu... Jest pewien sekret, o którym nie wiesz.
– T-tak? Jaki? – spytał, podnosząc się i patrząc w moje oczy.
– Cholernie podnieca mnie Bloom z Klubu Winx.
Nastała chwila niepokojącej ciszy, podczas której blondyn mierzył moją twarz od czoła aż do podbródka, jakby nie mógł zrozumieć, co właściwie usłyszał. Odsunął się ode mnie, zmrużył oczy, po czym pokręcił głową ze śmiechem.
– Co ty powiedziałeś? – spytał, śmiejąc się do rozpuku.
– No, prawdę. Podnieca mnie Bloom z Klubu Winx, szaleję na jej punkcie i oddałbym wszystkie swoje żele do włosów, byleby móc ją ożywić i spotkać jako prawdziwą osobę – wyznałem,
– Kpisz sobie ze mnie, prawda?
– Nie. Mówię całkiem poważnie.
– Kai. Jesteś gejem. Jak może podniecać cię wróżka z bajki dla dzieci!?
– Tak w zasadzie to ona jest czarodziejką. Smoczego płomienia. Ale ma wróżkę Lockette, tak dla sprostowania.
Lloyd pokręcił głową, po czym uderzył dłonią o czoło, czyli po prostu ''walnął facepalma''. Chyba dalej mi nie dowierzał. W sumie brzmiało to dość irracjonalnie... Poczułem się jak totalny debil. Chciałem uciec stamtąd jak najdalej.
– Jesteś pewny, że ją ''kochasz''? – spytał w końcu, zaznaczając cudzysłów w powietrzu.
– Nie, że kocham. Ona mnie po prostu podnieca. Kocham jedynie ciebie! – szybko sprostowałem, czując, że z każdym słowem pogrążam się coraz bardziej.
– Jestem w stanie to zaakceptować. O ile nie będziesz się ode mnie oddalać, jakbyś mnie nienawidził. Jasne?
– Jasne jak słońce, moje słońce.
I zostałem u niego w pokoju. Po raz pierwszy od dłuższego czasu uprawialiśmy seks. Już prawie zapomniałem, jak bardzo jest to przyjemne. Blondyn był przecież namacalną istotą, człowiekiem z krwi i kości. Mogłem go dotknąć, przytulić, pocałować. Nie to, co moją wzniesioną do rangi bożka Bloom, którą mogłem mieć jedynie w wyobraźni. Zdecydowałem, że już nigdy nie porzucę mojej pięknej, cudownej miłości.
Mijały dni. Powoli udało mi się wyjść z tego dziwnego uzależnienia, z którym w zasadzie borykałem się od dzieciństwa. Straciłem zainteresowanie bajkami dla dziewczynek i na nowo postanowiłem rozbudzić w sobie ogniste uczucie do zielonookiego blondaska. Jednak tym razem to on zaczął robić się coraz bardziej tajemniczy. Znikał czasami na całe dnie, nie tłumacząc się w ogóle gdzie i po co idzie. Wiem, że nie nie jest to jego obowiązkiem, jednak miałem wrażenie, że to zwiastuje coś niedobrego.
Któregoś wieczoru Lloyd zapukał do mnie do pokoju. Byłem dość zajęty porządkowaniem sterty rupieci na wielką wyprzedaż charytatywną, więc nie zwróciłem zbytnio uwagi na to, jak wyglądał, gdy wchodził. Lecz kiedy się odwróciłem, ujrzałem coś, co dosłownie zwaliło mnie z nóg.
Młody Garmadon ubrany był w błękitny strój pierwszej transformacji mojej ukochanej czarodziejki, jaki miała na sobie w początkowym sezonie. Na plecach dostrzegłem skrzydełka z półprzeźroczystego materiału, które trzymały się na gumkach. Oprócz tego chłopak założył rudą perukę i błękitne soczewki. Wyglądał obłędnie.
– L-lloyd? – spytałem, choć na usta cisnęło mi się inne imię.
– Nie jestem Lloyd. Jestem czarodziejką smoczego płomienia! – krzyknął i począł udawać, że czaruje jak najprawdziwsza czarodziejka.
Miałem ochotę krzyczeć z radości i zruchać go na miejscu. Nigdy bym się nie spodziewał, że zrobi on dla mnie coś podobnego. Z jednej strony na nowo rozbudził mój chory fetysz, ale z drugiej... Wyglądał obłędnie. Poza tym zrobił to z własnej, nieprzymuszonej woli.
Przez calutką noc udawaliśmy, że Lloyd jest Bloom. Oprócz igraszek łóżkowych i odgrywania scen z serialu, które oczywiście znałem na pamięć, bardzo dużo rozmawialiśmy jako ja i ona. Dopiero nad ranem, kiedy moja rudowłosa blondynka będąca seksownym chłopcem zasnęła, dotarło do mnie, co tak naprawdę zrobił ten pokręcony nastolatek. Nie dość, że w stu procentach zaakceptował mnie i moje dziwactwa, to jeszcze niejako oświadczył, że jest w stanie je spełnić. Co także od razu uczynił. On naprawdę mnie kochał i zrobiłby dla mnie wszystko. Doskonale o tym wiedziałem.
Od tamtego czasu jeszcze wiele razy się tak zabawialiśmy. Udało mi się go wkręcić w oglądanie ''Klubu Winx'' i on także zapałał do tego sympatią. Wiele razy bywaliśmy razem na konwentach, on przebrany za czarodziejkę, a ja za jej chłopaka Skya. W sumie żaden z ninja nie miał pojęcia o naszej słodkiej tajemnicy. I może połowa społeczeństwa uznałaby nas za chorych psychicznie świrów, to tak szczerze wali nas ich zdanie. Liczy się to, że my akceptujemy swoje dziwadła. A jeśli nikogo one nie krzywdzą, to nie potrzeba nam wcale do szczęścia aprobaty innych.
Coś w miarę lekkiego, czego raczej nikt by się nie spodziewał, ale przecież chyba można czasem zaskoczyć ludzi. Jeśli ktoś szuka w tym moralnego dna, to przychodzę z pomocą, bo ono u mnie prawie zawsze jest. Tak jak Kai powiedział: dopóki nasze dziwadła nikogo nie krzywdzą, to po co z nich rezygnować? Nie ma sensu zaglądać innym do łóżka i ich prywatnych spraw. Tak robią tylko ci, którzy nie mają własnego życia. Ale nigdy, przenigdy nie wolno pozwolić na to, by te dziwactwa czy fetysze sprawiły, że oddalamy się od partnera. To najgorsze co może być. Jeśli kochać to kochać, a nie zdradzać z plastikową lalą lub poduszką gołej bohaterki. Bo tak, czasem to też może być zdrada, jeśli zapomina się o tym, że mamy kogoś, kogo kochamy.
Więc po tym przydługim zakończeniu... Do zobaczenia. I oczekujcie kolejnego shota, bo na pewno się niedługo pojawi! ~
~ Wasz Wonsz
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top