Konwersacja (Corro)
Shot odbiega nieco od kolejności wydarzeń w serialu, ale w większości jest kompatybilny.
Mój drogi, kochany Morro...
Kiedy ujrzałem Cię po raz pierwszy, moje serce zapłonęło dziwnym, nieznanym mi dotąd uczuciem. Choć staliśmy po przeciwległych stronach, nie chciałem z Tobą walczyć. Patrzyłem na Twoją dosłownie nieziemską urodę i wzdychałem do niej bezgłośnie. Mimo iż Twoim zadaniem było porwanie Lloyda, przy okazji porwałeś też moje serce. Nieświadomie skruszyłeś kamienną powłokę zastanego mięśnia i wyrwałeś z mej piersi mięsiste wnętrze. Zakochałem się w Tobie od pierwszego wejrzenia, choć zupełnie nic nas nie łączyło. Zauroczyłem się w tych ciemnych, długich włosach z jadeitowym pasemkiem i bladej, duchowej twarzy. W Twojej zielonkawej poświacie. W Twoim zawadiackim spojrzeniu młodocianego złoczyńcy. W Twojej stanowczości. Ale Ty miałeś inną misję. Twoim celem było pokonanie nas. A moim – pokonanie Ciebie. To niesprawiedliwe. Nie podobało mi się to, jednak siła wyższa zmusiła mnie do udawania, że jesteś moim wrogiem. Mimo to wcale się tak nie czułem. Nie widziałem w Tobie wroga. Nawet wtedy, gdy omotałeś ciało zielonego ninja. Choć Wasz wygląd uległ zmianie, dalej czułem Twoją potęgę i obecność. W tej postaci również byłeś nieziemski. Ale nikt tego nie mógł zrozumieć. Chyba tylko ja. Jedno krótkie spotkanie, a odmieniło całe moje życie. Wywróciło je do góry nogami. To nie przypadek, to przeznaczenie. Pokochałem Cię, Morro. Chciałbym się z Tobą zobaczyć. Nie po to, aby Cię pokonać, ale żeby móc ucałować Twoje usta. I wtulić Cię w moje ramiona. Pomimo tego, że nie masz ciała, chciałbym poczuć Ciebie wtulonego we mnie. Wierzę, że jest to możliwe. Bo kiedy się kogoś kocha, to wszystko jest możliwe. Nie zmuszam Cię do odpowiedzi, ale czekam na nią niecierpliwie.
Zakochany w Tobie do szaleństwa,
Cole
Nieco szalony, ale równie kochany Cole'u...
Gdyby dawniej ktoś powiedział mi, że zakocham się w moim wrogu, prawdopodobnie bym mu nie uwierzył, choć istnieje prawdopodobieństwo, iż oswoiłbym się w końcu z tą myślą. Ale gdyby ten ktoś dodał, że tym wrogiem byłby przystojny mężczyzna, chyba bym go wyśmiał. Nigdy nie sądziłem, że oddam swoje serce (o ile w ogóle jeszcze je mam) osobie tej samej płci. A teraz... Teraz nie mogę przestać myśleć o Twoim gorącym spojrzeniu rzuconym w moją stronę podczas naszego pierwszego spotkania. Co noc, kiedy światła miasta gasną, wysyłam moją niewielką armię duchów na łowy, a sam siadam przed fortepianem i tworzę utwory przepełnione gorącą, niespełnioną miłością do Twojego cudownego wizerunku. Nie znamy się, nie wiemy o sobie nic. A mimo to mógłbym oddać za Ciebie życie. Kiedy ujrzałem Cię wtedy, w tym fikuśnym stroju pracownika herbaciarni, zrozumiałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Nie umiem tego wytłumaczyć, nie wiem, czemu się tak stało, ale przez moje niematerialne ciało przeszedł gorący dreszcz. Jednak nie dałem tego po sobie poznać. Skupiłem się na swojej misji i wywiązałem się z niej celująco. Żałuję, że nie dane nam było spotkać się wcześniej, albo chociaż zbliżyć bardziej, jednak Twoja drużyna widziała we mnie tylko i wyłącznie przeszkodę do wyeliminowania. A Ty, choć zapewne chciałeś, nie mogłeś im przeszkodzić. Musiałeś włączyć się w wir walki. Ja tak samo. Nie dane nam być razem. Jednak mimo to, nie spocznę, póki razem nie będziemy. I wierzę, że Ty również.
Twój nie do końca wróg,
Morro
Mój najukochańszy w świecie duszku Morro...
Minęło bardzo dużo czasu od naszego pierwszego spotkania. Teraz nasze życie przypomina wieczną bitwę. Dwa przeciwne obozy, dwa wrogie fronty. A my pośrodku nich. Niespełnieni kochankowie, którzy nawet się znają. To dziwne. Choć nasze rozmowy ograniczają się do okrzyków bojowych i tych potajemnych listów, dalej tkwię w niesamowitym uczuciu miłości względem Ciebie. Nie umiem myśleć o Tobie inaczej niż o moim najsłodszym kochanku. Co noc mam erotyczne sny o Twoim ciele, które kalam swoimi zboczonymi rękoma. Co dzień wzdycham w horyzont, wyobrażając sobie, że jesteś obok mnie i trzymasz mnie za dłoń, lecz ja tego nie czuję przez duchową powłokę, na którą jesteś skazany. Chciałbym wreszcie spotkać się z Tobą oko w oko. Chciałbym wsunąć język tam, gdzie nie wolno, a wzrok skierować na to, co zakazane. Jednak są to próżne i złudne nadzieje. To chyba nigdy nie nastąpi, gdy cały świat jest przeciw nam. Nie wierzę w cuda, a jednak gdzieś w głębi serca potajemnie liczę na to, że któregoś dnia zaznamy prawdziwego szczęścia. Choćbym miał potem być prześladowanym przez swoich przyjaciół i całą resztę tego nienawistnego świata. Liczysz się tylko Ty. I tak będzie już zawsze.
Wierny Twemu sercu,
Cole
Mój słodki, potajemny kochanku, Cole'u...
Ileż bym dał, żeby móc się z Tobą zobaczyć w tę piękną, księżycową noc... Wpatrywalibyśmy się oboje w gwiazdy i odległy od nas znak na niebie. Ale nie możemy. Nasze przeznaczenie to wieczna walka. Żałuję, że nie opętałem Ciebie. Moim marzeniem od zawsze było stać się najważniejszym, czyli zielonym ninja. I prawie tego dopiąłem, wstępując w ciało Lloyda. Przez ten czas, kiedy w nim byłem, czułem się jak władca świata. Tego chciałem. Chciałem już wiecznie władać tym światem. Ale tylko z Tobą u boku. Bez ciebie to nie miałoby sensu. Podczas każdej naszej walki jesteśmy wobec siebie delikatniejsi. Ale musimy zachowywać pozory. Gdyby nas przejrzeli ani Ty, ani ja nie mielibyśmy życia. Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał bardziej niż teraz. Nie to jest moim celem. Wolałbym widzieć na Twojej twarzy błogi uśmiech. Choć wątpię, że uda mi się go kiedykolwiek ujrzeć. Nie chcę tracić nadziei. Jednak z każdym dniem jest mi coraz trudniej i ciężej. Fortepian nie daje już takiej swobody twórczej, ciało młodego Garmadona napawa mnie powoli obrzydzeniem, wszechobecna woda powoli staje się obsesyjnie niebezpieczna. Źle mi tu bez Ciebie. Chciałbym porzucić moje plany, by móc być z Tobą. Ale... To niemożliwe. Zaszedłem zbyt daleko, by teraz się poddawać. Muszę to zakończyć. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
Zdesperowany i zakochany,
Morro
Jedyny, który możesz mnie teraz zrozumieć, Morro...
Moje ciało eksplodowało i zniknęło. Teraz mój umysł tkwi w bezcielesnej, duchowej powłoce. Identycznej niczym Twoja. Poświęciłem się dla przyjaciół. Ale też i dla Ciebie... Porzuciłem skorupę, by pomóc w wyższej sprawie, jednak najbardziej cieszy mnie fakt, że teraz jesteśmy do siebie podobni. Wreszcie wiem, jak się czujesz każdego dnia i jakie katusze, a jakie przyjemności przez to i dzięki temu przeżywasz. To nowe doświadczenie jest bardzo ciekawe. Zastanawiam się, czy ten fakt, że teraz też jestem duchem, coś między nami zmieni. Mam nadzieję, że nie, a jeśli już – to na lepsze. Chcę być dla Ciebie najlepszy. Najlepszym kochankiem, na jakiego zasługujesz. Wiem, że to trudne, bo nie możemy się nawet spotkać, ale teraz, kiedy i ja mogę bezszelestnie przenikać przez ściany... W zasadzie być może jest to możliwe. Czekam na dzień, kiedy staniemy twarzą w twarz, nie patrząc na otoczenie, wyznamy sobie to żarliwe i gorące uczucie. Oby nigdy się nie wypaliło i przetrwało z nami już wiecznie. Tak samo wiecznie, jak wieczne są duchy.
Twój równie duszny co zakochany,
Cole
Jadeitowo-czarny kwiecie, Cole'u...
Choć nie powinienem, cieszę się z Twojej przemiany. Stałeś się jeszcze bliższy memu sercu niż wcześniej. Teraz oboje jesteśmy do siebie podobni. Według mnie wiatr i ziemia to doskonałe połączenie. Gdyby nie wiatr, nie powstałyby fantastyczne jaskinie i formacje skalne. Czasem bywa niebezpiecznie, jednak każdy żywioł jest na swój sposób niebezpieczny i potrafi zabić. Tak jak ja umiem wywołać huragan czy trąbę powietrzną, Ty bez problemu zatrzęsiesz całym gruntem albo zjałowisz na zawsze obszary uprawne. Choć potrafimy być też bezpieczni i kochani, jak leciutki wiaterek czy chłodna bryza morska lub bardzo urodzajna gleba, na której wyrosną piękne kwiaty czy też niczym przepiękne, ozdobne kamienie. Każdy może być zarówno wrogi, jak i przyjacielski. Mam nadzieję, że gdy to wszystko się już skończy, oboje będziemy więcej niż przyjaciółmi, ba, będziemy więcej niż narzeczonymi w naszym własnym, wybudowanym przez wiatr na skale domku. Czekam niecierpliwie na ten dzień, na ten moment. Czekam, aż dane nam będzie tego doświadczyć. Udowodnimy wtedy wszystkim, że miłość nie zna granic i każdą przeszkodę da się prędzej czy później pokonać. Wierzę w to, że i nam się uda. Zwłaszcza teraz, gdy i Ty jesteś duchem. To otwiera nowe drogi, nowe możliwości, nowe wizje i nowe szanse. Przed nami tyle perspektyw. Możemy nawet uciec oboje hen daleko, opętać dwoje ludzi i na tej podstawie stworzyć tak bardzo upragniony przez nas (a przynajmniej przeze mnie) światek, w którym nikt nie będzie nam mówić, kim mamy dla siebie być. A jeśli nie, zawsze możemy się spotykać potajemnie w wyznaczonym miejscu. Przed nami tyle opcji, że sam nie wiem, od czego zacząć. Najlepiej od czegoś najprostszego. Czyli od zapewnienia, że dalej Cię kocham i będę z Tobą już na zawsze.
Zaślepiony przez duchową miłość,
Morro
Mój najdzielniejszy, najcudowniejszy i najsłodszy królewiczu Morro...
To nie tak miało być... Nie tak miało się to skończyć... Mieliśmy już na zawsze być razem, zamieszkać jako narzeczeni w domku na skale zbudowanym przez wiatr... Mieliśmy być wiecznie szczęśliwi i zakochani... Ale teraz... Teraz Ciebie nie ma. Powróciłeś do Krainy Umarłych. Nie ze strachu, nie z egoistycznej zachcianki, nie przez to, że Cię pokonaliśmy, lecz dlatego, że się dla mnie (a może raczej: dla nas?) poświęciłeś. Swoją śmierć przyjąłeś, jak przystało na bohatera, czyli z najwyższą godnością. Oddałeś Mistrzowi Wu Kryształ Krainy, uprzednio się z nim godząc. Zrozumiałeś swój egoizm i pychę, które popychały Cię do tych pochopnych działań. Szkoda tylko, że musiało to nastąpić w takim momencie... Finalnie nigdy się nie spotkaliśmy sam na sam. Nigdy się nie pocałowaliśmy, nigdy nie wtopiliśmy nawzajem rąk w swoje duchowe ciała. Nigdy nie powiedzieliśmy drugiemu tych dwóch magicznych słów Kocham Cię. Żałuję, że mieliśmy tak mało czasu, ale biegu przeszłości nie da się już zmienić. Można tylko kreować teraźniejszość, aby dążyć do jak najlepszej przyszłości. Pomimo tego, że już Cię tu z nami nie ma, moje uczucie nie wygasa. Wręcz czuję, jak pulsuje wzmocnione tą stratą. To dziwne. Nic o sobie nie wiedzieliśmy, a mimo to, zakochaliśmy się w sobie. Wiele ''znawców'' pewnie by nam wytknęło, że nie jest możliwe kochać kogoś, kogo się prawie nie zna, że w takiej osobie można się co najwyżej ''zauroczyć'', ale ja wiem swoje. To była najprawdziwsza miłość. Nie motylki w brzuchu jak za dzieciaka, ale prawdziwe uczucie, które żywią do siebie dwie przeznaczone sobie nawzajem istoty. I nie obchodzi mnie, że ludzie sądzą, że to niemożliwe. Ja wiem od nich lepiej, że Cię kochałem. A Ty kochałeś mnie. I niech tak pozostanie już na zawsze. Tego listu nie mogę wysłać, choćbym chciał. Nie dojdzie on do Krainy Umarłych. Pozostaje mi tylko wiara w to, że Ty dalej gdzieś tam bytujesz i o mnie pamiętasz. Że dalej mnie kochasz. Szkoda, że nie dane nam było umrzeć razem, ale widocznie tak miało być. Taki nam los zgotowano. Jednak czuję, że któregoś dnia spotkamy się na nowo. Choćbym miał popełnić samobójstwo, topiąc się w kałuży, dopilnuję, by tak się stało. A tymczasem żegnam się z Tobą, mój drogi. To ostatni list, jaki do Ciebie piszę. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Ponieważ wierzę w lepsze zakończenie.
Na zawsze Twój,
Cole
Jestem fanką shipu Corro, ponieważ jest bardzo... Nieszablonowy i niepopularny. Już raz o nim wspominałam w shocie, ale dopiero teraz piszę o nim tak... Pełnometrażowo. Niecodzienna forma, bo listowa. Nie jako jeden list, a konwersacja.
Związek z tego shota kojarzy mi się pół na pół ze związkami na odległość oraz internetowymi. Ja wierzę w taką miłość i zapewne nie jestem jedyna. Uważam, że też może być prawdziwa.
Do następnego,
~ Wonsz
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top